Advertisement
Menu

Półfinały Ligi Mistrzów

2 spotkania, 2 gole, 2 zwycięstwa - bilans 1/2 finału rozgrywek

Wtorek, 18 kwietnia

AC Milan – FC Barcelona 0:1
(Giuly 57’)

W pierwszym półfinale trafiły na siebie drużyny przez wielu określane mianem „najlepszych". Ostatni mecz Milanu i Barcelony miał miejsce w zeszłym roku, kiedy to oba zespoły spotkały się w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Wtedy pierwszy mecz, rozgrywany w Mediolanie, zakończył się zwycięstwem gospodarzy 1:0, natomiast w rewanżu górą była już FC Barcelona. Barça przyjechała do Włoch bez Messiego, Deco oraz Larssona. Szczególnie brak młodego Argentyńczyka był sporym osłabieniem. Nie bez zmartwienia pozostał także Carlo Ancelotti, który nie mógł skorzystać z usług Filippo Inzaghiego. Zastąpił go Alberto Gilardino, który mimo wielu bramek strzelonych w Serie A, w Lidze Mistrzów do siatki rywala jeszcze nie trafił.

Na początku, spotkanie było bardzo wyrównane. Drużyny grały asekuracyjnie, bez ryzyka; nikt nie chciał stracić gola. Po niemal kwadransie uśpienia do ataku rzucił się Milan, który w ciągu 2 minut mógł wyjść na prowadzenie. W 14. minucie Gilardino, wykorzystując błąd obrońców, znalazł się metr od bramki, jednak ostry kąt sprawił, że piłka trafiła w słupek. Niecałe 60 sekund później w równie dobrej sytuacji znalazł się najlepszy strzelec Ligi Mistrzów, Andrij Szewczenko, ale jego strzał głową zdołał obronić Valdés. Piłkarze Blaugrany mogli poczuć się zagrożeni, gdyż byli bardzo bliscy stracenia bramki. Próbowali się „odgryźć" – strzelał Eto’o, strzelał Giuly, jednak wszystko było zbyt proste, by zaskoczyć brazylijskiego bramkarza Milanu. Frank Rijkaard zaczął już obgryzać paznokcie z nerwów; jego podopieczni nie prezentowali się tak, jak by sobie tego życzył. Póki co, kibice, którzy zasiedli na San Siro i przed telewizorami, by obejrzeć wspaniałe widowisko pomiędzy jednymi z najlepszych (jeśli nie najlepszymi) drużyn w Europie, srogo się zawiedli. Tempo meczu było wolne, akcje długo konstruowane. Zdecydowanie brakowało gola, który zapewne ożywiłby nieco to spotkanie.

Po przerwie, sytuacja na boisku się zmieniła. Drużyny zaczęły grać odważniej, szybciej, a kibice wreszcie doczekali się bramki. W 57. minucie genialnym podaniem popisał się nie kto inny, tylko Ronaldinho. Do piłki wybiegł Francuz Ludovic Giuly i bez przyjęcia, silnym strzałem umieścił ją w bramce Didy. Milan zdał sobie sprawę, że czas wziąć się do roboty. Barcelona cofnęła się do obrony, a w natarciu byli gospodarze. Katalończycy próbowali podwyższyć wynik, przeprowadzając szybkie kontrataki po nieudanych akcjach Włochów. Po jednym z nich słaby strzał po ziemi oddał Ronaldinho, a piłka niespodziewanie trafiła w słupek! Później dobry strzał oddał Iniesta, jednak wprost w Didę. Przebieg meczu kontrolowali piłkarze z Barcelony, pomimo tego, że to gospodarze powinni przejąć inicjatywę gry i starać się o wyrównanie. Wynik 1:0 w pełni satysfakcjonował gości, a dowodem może być gra na czas Valdesa, za którą obejrzał żółty kartonik. Do ostatnich minut mediolańczycy nie rezygnowali, ale jeśli nie wykorzystuje się takich szans, jaką miał chociażby Ambrossini, trudno o wygranie meczu. W 90. minucie ładną akcją pokazał się Kaká, który przedarł się w pole karne, ale nie potrafił dogodnej sytuacji zamienić na gola. FC Barcelona, mimo skromnego wyniku 1:0, pewnie wygrała ten mecz, a ojcem zwycięstwa, tradycyjnie już, był Brazylijczyk Ronaldinho. Milan po stracie bramki dążył do wyrównania, jednak nie miał pomysłu, w jaki sposób zagrozić bramce Valdesa. Wygrana Dumy Katalonii na wyjeździe stawia ich w roli faworytów przed kolejnym spotkaniem, ale należy pamiętać, że Milan to drużyna, która potrafi w rewanżu odrobić każdy wynik.


Środa, 19 kwietnia

Arsenal FC – Villarreal CF 1:0
(Touré 41`)

W minioną środę Highbury po raz ostatni w swojej historii gościło piłkarską Ligę Mistrzów, a zarazem po raz pierwszy gościło półfinalistów tych rozgrywek, gdyż Arsenal nigdy do tego etapu nie doszedł. Z trójki: Milan, Barcelona, Villarreal, podopieczni Arséne Wengera trafili na teoretycznie najprostszego rywala do pokonania – zupełnego debiutanta Ligi Mistrzów; praktycznie – bardzo trudnego, ponieważ Villarreal podczas meczów na własnym boisku jest nieobliczalny. Dlatego też piłkarze hiszpańskiego klubu mieli za zadanie wywiezienie z Londynu najkorzystniejszego wyniku, bez straconej bramki, by wszystko rozstrzygnąć w Hiszpanii.

Jak zapowiedzieli, tak i zrobili. Od początku meczu interesowało ich przede wszystkim bronienie korzystnego wyniku. Już w 3. minucie żółtą kartkę za faul obejrzał Arzo. Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego, piłka trafiła do Touré, ale ten fatalnie przestrzelił. W 12. minucie Thierry Henry strzelił gola, bezlitośnie strzelając obok interweniującego Barbosy. Jego radość przerwała chorągiewka sędziego liniowego, uniesiona wysoko do góry. Według niego, Francuz był na spalonym i gol nie został uznany. Była to pierwsza i nie ostatnia pomyłka arbitra w tym meczu. Na spalonym był inny zawodnik Kanonierów, który udziału w akcji nie brał. Lehmann mógł poczuć się samotnie, gdyż piłkarzy Villarreal bardziej interesowało to, by nie stracić bramki. Niemieckiego bramkarza odwiedziła więc wiewiórka, która przez jakiś okres czasu biegała w okolicach pola karnego Arsenalu. Lehmann jednak nie ucieszył się z jej wizyty i szybko miłe zwierzątko przegonił, a sędzia mógł wznowić grę, przerwaną właśnie z powodu wiewiórki.

Arsenal miał widoczną przewagę. Goście pierwsze zagrożenie stworzyli dopiero w 24. minucie, kiedy to w środek bramki, z rzutu wolnego strzelił Riquelme. Argentyńczyk był mało widoczny w pierwszej odsłonie meczu. Po jednej z akcji Henry’ego piłka przypadkowo znalazła się przed Piresem, który przed sobą miał tylko bramkarza. Okazji tej nie wykorzystał, ponieważ w ostatniej chwili futbolówkę na rzut rożny wybił jeden z obrońców Villarreal. Nastąpił ostrzał w wykonaniu Kanonierów na bramkę Barbosy. Goście skutecznie się bronili, mając przy tym dużo szczęścia. Dopiero pod koniec pierwszej połowy, w 41. minucie stracili bramkę. Thierry Henry ładnie wypatrzył Hleba, który precyzyjnie wyłożył piłkę na piąty metr od bramki, gdzie do siatki wbił ją Touré. W ostatnich minutach groźnym strzałem popisał się Riquelme, ale znów strzelił w środek i znów poradził sobie Lehmann.

Po przerwie w ataki Villarreal zaangażowała się większa liczba piłkarzy (w ogóle się zaangażowali), dzięki czemu mecz stał się atrakcyjniejszy, przede wszystkim tempo gry było szybsze. Statystyka posiadania piłki diametralnie się zmieniła, na korzyść gości, jednak nie było potwierdzenia tej przewagi, w postaci chociażby groźniejszych akcji ofensywnych. To Arsenal cały czas atakował, chcąc podwyższyć wynik spotkania. Niestety, tak jak w pierwszej połowie, brakowało im odrobiny szczęścia. Mimo wszystko mecz do końca był wyrównany, ale żadna z drużyn nie potrafiła skierować piłki do siatki. Kanonierzy wygrali 1:0, ale czy ten wynik wystarczy, aby myśleć już o finale Ligi Mistrzów? Na pewno nie, ponieważ, jak już z resztą wspomniałem, Villarreal to drużyna świetnie grająca u siebie. Pokazała to chociażby w meczu ćwierćfinałowym, gdzie pokonała 1:0 Inter Mediolan i zyskała awans do 1/2 finału. W końcu nie przez przypadek określa się ich mianem „Rewelacji Ligi Mistrzów‿.

Rewanże już za tydzień, 25 i 26 kwietnia.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!