Advertisement
Menu

Ćwierćfinały Ligi Mistrzów

Pierwsze mecze 1/4 finału Champions League za nami!

Wtorek, 28. 03

Arsenal FC – Juventus Turyn 2:0
(Fabregas 40’, Henry 69’)

Zespół z Turynu dość szczęśliwie znalazł się w gronie ćwierćfinalistów. Mecz z Arsenalem był wyjątkowy dla Patricka Vieiry, byłego gracza Kanonierów, który wrócił na Highbury w koszulce innego zespołu. Zespołu, który mimo wszystko był faworytem tego spotkania i przyjechał do Londynu po zwycięstwo.

Z początku to goście poczynali sobie lepiej, ale po niespełna 10 minutach inicjatywę przejęli londyńczycy. Mecz przebiegał w szybkim tempie, akcje przenosiły się z jednego pola karnego na drugie, żadna z drużyn nie odpuszczała. W 16. minucie bliski pokonania Buffona był Fabregas, ale młody Hiszpan przestrzelił. Chwilę później Włoskiego bramkarza strzałem z 18 metrów sprawdził Touré, lecz nie zdołał go zaskoczyć. Przewaga Arsenalu wzrastała, a pięknym uwieńczeniem pierwszej połowy był gol w wykonaniu Kanonierów. Piłkę Patrickowi Vieirze zabrał Pires i szybko podał do Henry’ego. Francuz odegrał do Fabregasa, który sprytnym strzałem po ziemi dał gospodarzom prowadzenie.

Druga odsłona przyniosła kilka ataków piłkarz Juve, którzy zdecydowanie chcieli jeszcze powalczyć o korzystny rezultat. Chcieli, ale nie mogli, bo podopieczni Arsene Wengera grali bardzo dobrze i dążyli do strzelenia drugiej bramki. Po ładnej akcji całego zespołu bliski był tego Henry, ale skutecznie interweniował Gianluigi Buffon. Włoski bramkarz wychodził górą także przy strzałach Fabregasa i Hleba. Gdyby nie Buffon, Juventus przegrywałby już różnicą co najmniej trzech bramek. Ale co się odwlecze, to nie uciecze. Na niecałe 20 minut przed końcem spotkania było 2:0. Genialnym, prostopadłym podaniem do Fabregasa popisał się Białorusin Hleb. Młody Hiszpan wbiegł w pole karne i odegrał do Henry’ego, który umieścił piłkę w siatce. Włosi byli bezradni, a strata drugiego gola pogłębiła w nich frustrację, którą wyładowali na przeciwnikach w serii brutalnych fauli. Drugą żółtą kartkę obejrzał Camoranesi i Zebina, co spowodowało, że przez ostatnie kilka minut Juventus grał w „dziewiątkę". Wynik się jednak nie zmienił i angielska drużyna (chociaż trudno tak nazwać zespół, w którym nie wystąpił ani jeden (!) Anglik) po bardzo dobrym meczu wygrała 2:0. Wbrew pozorom jest to łagodna kara dla Włochów, którzy nie pokazali nic na miarę ćwierćłfinalisty Ligi Mistrzów.

Benfica Lizbona – FC Barcelona 0:0

Jeden z głównych potentatów do wygrania Ligi Mistrzów zmierzył się z zespołem, który na swojej drodze wyeliminował obrońcę trofeum, Liverpool FC. Wydawało się, że Barcelona nie będzie miała większych problemów z pokonaniem teoretycznie słabszego zespołu, a tym czasem Benfica stawiła opór, jakby chciała powiedzieć „Z nami tak łatwo wam nie pójdzie".

Zaraz po pierwszym gwizdku do ataku rzucili się piłkarze Blaugrany. To zmusiło do licznych interwencji bramkarza gospodarzy, Moretto. Zarówno jemu jak i całemu zespołowi sprzyjało szczęście. Nie raz bramkarz Benfiki wychodził z opresji niemal cudem, kiedy wszyscy widzieli już piłkę w siatce. Trzeba też przyznać, że zawodnicy Dumy Katalonii byli strasznie nieskuteczni, gdyż nie potrafili stwarzanych sytuacji wykorzystywać. Deco, Ronaldinho czy nawet Eto’o nie mogli trafić do bramki przeciwnika. Mimo wszystko do przerwy wynik był bezbramkowy, lecz wydawało się, że bramka w wykonaniu Katalończyków wisi w powietrzu.

Po przerwie lepiej zaczęli grać piłkarze Benfiki. Po kilku akcjach inicjatywę znów przejęli goście z Camp Nou, jednak napotkali przeszkodę nie do pokonania – Marcelo Moretto. Wspomniany przez mnie bramkarz Benfiki miał w spotkaniu z Barceloną „swój dzień". Nie dał się pokonać, mając przy tym wiele szczęścia. Szczęście mieli także zawodnicy Blaugrany, gdyż po jednym ze strzałów gospodarzy, ręką w polu karnym zagrał Motta. Sędzia nie podyktował zasłużonego rzutu karnego, ewidentnie popełniając błąd. Mecz skończył się bezbramkowym remisem, aczkolwiek było to bardzo zacięte, obfitujące w walkę spotkanie. Rewanż na Camp Nou może okazać się jeszcze ciekawszym widowiskiem.


Środa, 29.03

Olympique Lyon – AC Milan 0:0

W 1/8 finału Ligi Mistrzów Lyon odprawił z kwitkiem PSV Eindhoven, wygrywając w dwumeczu aż 5:0! Mimo takiego „wyczynu" nie dawano im większych szans w starciu z zeszłorocznym finalistą tych rozgrywek, tym bardziej, że w meczu na Girland zabrakło Juninho.

Niespodzianką więc nie było to, że w pierwszych minutach lepiej zaprezentował się AC Milan. W 8. minucie dobrą okazję na szybkie strzelenie gola miał Szewczenko, jednak jego strzał nogami wybronił Coupet. 5 minut później znów uderzał Ukrainiec i znów skutecznie bronił Francuski bramkarz Lyonu. Włosi grali zdecydowanie odważniej od gospodarzy, którzy przez pierwszy kwadrans nie oddali ani jednego strzału. Pierwszy na bramkę Didy strzelił Carew, lecz wysoko nad bramką. Najlepszą okazję miał Pedretti, po którego strzale z rzutu wolnego piłkę trącał Kaladze. Dida w ostatniej chwili zażegnał zagrożenie. Lyon z minuty na minutę „rozkręcał się", ale ani Carew, ani Tiago nie potrafili skutecznie wykończyć akcji. Tuż przed przerwą kolejną okazję na gola miał Szewczenko, jednak i tym razem lepszy okazał się bramkarz gospodarzy.

Od ataków rozpoczęli drugą połowę piłkarze Lyonu. W 55. minucie, po błędzie Kaladze, znakomitą okazję miał Carew, jednak jego strzał został zablokowany. Dobijać próbował jeszcze Tiago - również nieskutecznie. Gospodarze zyskali przewagę i kontrolowali przebieg gry, jednak brakowało im konsekwencji w wykorzystywaniu stwarzanych sytuacji. Milan zaś cofnął się do obrony i starał się zagrozić bramce Coupeta akcjami z kontrataku. Francuski bramkarz zagrał bardzo dobry mecz i to głównie dzięki jego interwencjom bezbramkowy remis utrzymał się do końca spotkania. Mecz nie był porywający, po obu drużynach spodziewaliśmy się dużo więcej. W rewanżu na San Siro zabraknie Tiago, który w końcówce spotkanie otrzymał żółtą kartkę.

Internazionale – Villarreal 2:1
(Adriano 7’, Martins 54’ - Forlán 1’)

Bolączką Roberto Manciniego był brak skuteczności Adriano, jak i reszty mediolańczyków. Przed meczem piłkarze Interu wielokrotnie powtarzali, że nie zlekceważą przeciwnika, mimo wszystko słabo znanego na arenie europejskiej.

Villarreal rozpoczął mecz bez kompleksów i już pierwsza akcja piłkarzy z Hiszpanii przyniosła gola! Riquelme podał do José Mari, który wbiegł i pole karne i oddał groźny strzał. Piłkę zdołał wybić Toldo, jednak na tyle niefortunnie, że trafiła ona pod nogi Diego Forlana, a Urugwajczyk nie miał problemu z umieszczeniem jej w siatce. Inter znalazł się w fatalnej sytuacji, gdyż już w 1. minucie przygrywał 1:0 i to na własnym stadionie. Nie poddał się jednak i już po chwili do wyrównania mógł doprowadzić Adriano. Piłka po strzale Brazylijczyka już zmierzała do bramki, gdy w ostatniej chwili wybił ją Javi Venta. Adriano poprawił się w 7 minucie strzelając pierwszą bramkę dla Interu. Spotkanie było dość wyrównane, jednak ze wskazaniem na gospodarzy. Po niespełna pół godzinie gry kontuzji doznał Recoba i był zmuszony opuścić boisko. Zmienił go napastnik Martins. Więcej goli w pierwszej połowie nie ujrzeliśmy i zakończyła się ona wynikiem 1:1.

Po 15 minutach przerwy do ataku rzucili się piłkarze Interu, którzy za wszelką cenę chcieli ten mecz wygrać. To przyniosło efekt, a bramkę strzelił Obafemi Martins. Drugą w tym meczu asystę zaliczył Dejan Stanković. Villarreal chciało jeszcze powalczyć chociażby o remis, czego potwierdzeniem był strzał w poprzeczkę Riquelme. Na dwóch bramkach nie zaprzestali gospodarze i starali się podwyższyć wynik spotkania, jednak bramki hiszpańskiego zespołu dzielnie bronił Viera, który radził sobie ze strzałami Adriano i Martinsa. Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 2:1 i zasłużonym zwycięstwem Interu. Mimo wszystko spotkanie rewanżowe pozostaje wielkim znakiem zapytania. Villarreal na własnym stadionie może pokusić się o niespodziankę, jaką bez wątpienia byłby awans do półfinału Ligi Mistrzów.

Rewanże już za tydzień, 4 i 5 kwietnia.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!