Trudno już nawet powiedzieć, że przed meczem z piłkarzami z Baskonii nad naszymi zawodnikami, a zwłaszcza nad trenerem wisiał miecz Damoklesa. On raczej opadał już na ich głowy, a zatrzymać jego pęd mógł tylko korzystny wynik w dzisiejszym spotkaniu. A przeciwnik trafił nam się w czwartej kolejce nader niewygodny – Athletic , z którą to ekipą zawsze grało się Królewskim bardzo trudno. To, że Bilbao opuścił nasz gnębiciel, Asier del Horno, nie miało żadnego znaczenia, już choćby dlatego, że mecze klubów „narodowych” z Realem Madryt zawsze są niezwykle zacięte.
Wciąż brakowało w naszym składzie Zidane'a, kontuzję odniósł także Iván Helguera, ale za to swojego wielkiego debiutu doczekać miał się wreszcie Jonathan Woodgate.
Zaczęliśmy poprawnie. Gdyby Robinho przycelował o kilkanaście centymetrów dokładniej, padłby gol. Piłka trafiła jednak w słupek i wyszła poza pole gry. Szybko jednak uleciał z serc kibiców Królewskich optymizm, który mógł zaląc się w nich po tym strzale. Miał co prawda jeszcze swoją okazję Ronaldo, ale krótko po tym gola zdobyli niestety goście. Etxeberría dośrodkował w pole karne, Jonathan Woodgate starał się wybić piłkę, ale trafił tak fatalnie, że posłał ją prosto do bramki Królewskich. 0:1 i można było się (nie)spokojnie zacząć spodziewać kolejnej porażki.
Zauważyć tu trzeba, iż Woody'emu należy się jednak obok nagany sporo współczucia. Po blisko półtora roku bez grania w piłkę wreszcie zadebiutował w pierwszym składzie klubu, który wydał mnóstwo pieniędzy, ufając, iż angielski obrońca wykuruje się i zacznie grać na miarę swojego potencjału i w tym debiucie pokonał własnego bramkarza. Jest to naprawdę bardzo smutne.
Załamanie utratą gola trwało dość krótko. Mało brakowało, a w 31. minucie pięknym, dalekim lobem pokonałby Aranzubię Raúl. Chwilę później dobrą okazję zmarnował Pablo García. Niestety jednak w pierwszej połowie więcej okazji do zdobycia gola mieli goście – Tiko i Yeste mogli pokonać Casillasa po dwa razy każdy i tylko ich rozkojarzeniu oraz geniuszowi naszego portero możemy zawdzięczać, iż pierwsza połowa skończyła się na 0:1.
Do szatni schodzili byli Królewscy przy akompaniamencie niemalże jerychońskich… gwizdów. Trudno zresztą się dziwić, jeśli weźmie się pod uwagę, jak fatalnie w pierwszych czterdziestu pięciu minutach prezentowali się Blancos.
W szatni Vanderlei Luxemburgo czuł już z pewnością chłód stali na własnej szyi, doskonale rozumiejąc, co mu grozi w wypadku porażki. Wprowadził więc na boisko Gutiego w miejsce Thomasa Gravesena, zwiększając ofensywny potencjał swojej drużyny, wygłosił jakąś krótką przemowę i posłał Królewskich z powrotem do boju.
Pochwalić w tym miejscu należy decyzję Luxemburgo o pozostawieniu w drużynie Jona Woodgate'a. Samobójcza bramka została strzelona i nic nie mogło tego zmienić. Natomiast najgorsze, co trener mógł zrobić, do dobić angielskiego obrońcę, okazując mu brak zaufania. Późniejsze wydarzenia mogłyby zmusić do zweryfikowania tego stwierdzenia, ale… o tym również później.
Choć wpuszczenie do gry Gutiego dość długo nie przynosiło wymiernych skutków, to ogólna gra gospodarzy wyraźnie się poprawiła. Real spychał gości do defensywy i szybko przyniosło to skutek. W 52. minucie Becks, po rzucie wolnym wrzucił piłkę w pole karne, tam dopadł do niej Robinho i zdobył bez większych problemów swojego pierwszego w barwach Realu gola. 1:1!
I choć po wyrównaniu oddaliśmy inicjatywę Baskom, to ledwie minęło dziesięć minut, a mogliśmy się cieszyć z prowadzenia. Piękne podanie Gutiego do Ronaldo, ten do Raúla, a nasz kapitan z pięciu metrów… trafia do bramki! 2:1!
Chwilę później sportową tragedię przeżył Woody. Ukarany drugą żółtą kartką, odesłany został przez sędziego do szatni. Warte zauważenia jest, że nie śmiechy i gwizdy, a brawa żegnały Anglika. To cenna lekcja dla wszystkich na świecie kibiców, jak należy wspierać swoich zawodników.
Real grający w dziesiątkę to nie pierwszyzna w tym sezonie. Ale w błędzie byli ci, którzy ze złośliwą pewnością prorokowali walkę Królewskich o utrzymanie. Nie w lidze, oczywiście, bo ci mylili się od początku, a prowadzenia w tym meczu. Znów Raúl, tym razem po kornerze wykonywanym przez Beckhama, pokonał Aranzubię i mieliśmy 3:1!!
Piłkarzom z Bilbao wyraźnie zaczęły po utracie gola, mimo gry w przewadze, puszczać nerwy. Guti, który wziął na siebie ciężar rozgrywania piłki odczuł to najboleśniej. W ciągu pięciu minut trzy brutalne ataki na naszą „czternastkę” zakończyły się trzema żółtymi kartkami! Baskowie kosili równo z trawą, ale mimo to dokończyli mecz w jedenastu. Duża w tym zasługa trenera, który najbardziej krewkich od razu ściągał z boiska.
Pod koniec meczu sieczka nieco się uspokoiła i Baskowie zaczęli w końcu grać w piłkę. Dwa razy byli bardzo blisko strzelenia kontaktowej bramki, ale w pierwszym przypadku Iraola uderzył główką w poprzeczkę, a w drugim strzał Llorente na róg sparował niezastąpiony Iker Casillas. Kilka minut później pan Undiano Mallenco gwizdnął po raz ostatni i po kilkunastu dniach przerwy znów mogliśmy poczuć, jak czuje się zwycięzca.
Konia z rzędem jednak temu, kto w przerwie przewidziałby takie zakończenie. Królewscy grali tragicznie: pomoc bezproduktywna, atak niewidoczny, obrona popełniająca dziecinne błędy. Jak zwykle najbardziej widoczny był Iker Casillas. W drugiej połowie wszystko zmieniło się jak za dotknięciem czarodziejskiej różki. Najpierw gol Robinio, który dał nam nadzieję na lepszy wynik. 10 minut później fenomenalne podanie Gutiego, 2:1, do tego jeszcze czerwona kartka dla Woodgate'a i… zaczęło się! Baskowie byli bezradni. Gra na połowie rywali, udane dryblingi już nie były rzadkością. Pokazaliśmy charakter i byliśmy w końcu zespołem!
Guti – grał tylko 45, ale zdecydowany man of the match, Robinho – bramka, dryblingi i coraz lepsze zrozumienie z zespołem, Raúl – dwie bramki (!), Roberto Carlos - nowa fryzura ;), kontrola całej lewej strona i potężne strzały, Beckham – największy walczak, Casillas – jak zawsze ostoja drużyny. Zawiódł szczególnie Ronaldo, który był kompletnie bezproduktywny. Nie przekreślałbym jeszcze Woodgate'a. To dopiero jego pierwszy poważny mecz, a samobójcza bramka może się zdarzyć każdemu. Podobnie czerwona kartka – niestety znów kontrowersyjna. Co prawda widać było, że Anglik to jeszcze nie najwyższa światowa klasa, ale zobaczymy. Ważne, że w ogóle wrócił do zdrowia…
W niedzielę jedziemy do Alavés. Do składu wrócą Júlio Baptista, Sergio Ramos i Iván Helguera. Musi być lepiej!
2005.09.22 - Czwartek - 22:00 | ||
---|---|---|
Real Madryt | 3 : 1 | Athletic Club |
Robinho - 52 Raul - 64 Raul - 68 |
![]() |
24 - Etxeberria |
Casillas Salgado Woodgate Pavon Roberto Carlos Gravesen - 46 Pablo Garcia Beckham Raul - 87 Robinho Ronaldo - 68 |
![]() |
Aranzubia Expósito Lacruz 86 - Luis Prieto Casas Orbaiz Ibon Gutiérrez Tiko 72 - Gurpegi 68 - Yeste Etxeberría |
![]() ![]() ![]() |
![]() |
52 - Lacruz ![]() 70 - Gurpegi ![]() 72 - Tiko ![]() 75 - Orbaiz ![]() 79 - Luis Prieto ![]() |
Guti - 46 Bravo - 68 De la Red - 87 |
![]() |
68 - Llorente 72 - Iraola 86 - Murillo |
Primera División - 4. kolejka | ||
Zobacz relację "minuta po minucie" z tego spotkania |
Komentarze
Musisz być zalogowany, aby dodawać komentarze!
Na RealMadrid.pl znajdziesz dokładne raporty meczów Królewskich z ostatnich ośmiu sezonów!
Pamiętaj, że sposób wyświetlania relacji "minuta po minucie" i komentarzy zawsze możesz dostosować do swoich potrzeb!
© 2000-2019 RealMadryt.pl. Scripts by Sobek; design, XHTML & CSS by qvist.
RealMadryt.pl is not linked with Real Madrid and the Club’s players. The website is an initiative of Polish fans of Real Madrid.
RealMadryt.pl nie jest powiązany z Realem Madryt ani jego piłkarzami. Serwis jest inicjatywą polskich fanów Realu Madryt.
RMPL spółka z o. o. z siedzibą w Krakowie, Al. Pokoju 33 (31-564 Kraków), wpisana do rejestru przedsiębiorców prowadzonego przez Sąd Rejonowy dla Krakowa-Śródmieścia, XI Wydział Gospodarczy Krajowego Rejestru Sądowego pod numerem KRS 0000572343, gdzie znajdują się akta rejestrowe spółki. Wysokość kapitału zakładowego: 50.000,00 zł, NIP 6751520447, REGON 361845083, ISSN 2450-808X..