Advertisement
Menu

Chapeau bas, monsieurs! Real – Espanyol 4:0!

Mając w pamięci jesienną potyczkę z Espanyolem, przegraną w kontrowersyjnych...

Mając w pamięci jesienną potyczkę z Espanyolem, przegraną w kontrowersyjnych okolicznościach 0:1, piłkarze Realu Madryt przystąpili do meczu z ekipą z Katalonii bardzo zmotywowani. Dobre wiadomości napłynęły do obozu „Królewskich” wcześniej, gdyż kontuzje wyleczyli Jonathan Woodgate i Ronaldo. Wszyscy z niecierpliwością oczekiwali powrotu Brazylijczyka, który na łamach hiszpańskiej prasy zapowiadał, że jest już w optymalnej formie. López Caro do pierwszej „11” delegował obu tych zawodników, sadzając na ławce przy tym Júlio Baptistę, który jakoś nie można odnaleźć się w Madrycie i prezentuje się poniżej oczekiwań kibiców i trenera. Ogólnie rzecz biorąc, skład na dzień dzisiejszy był najmocniejszy z możliwych, pomijając oczywiście brak Raula, który powoli dochodzi do siebie po kontuzji odniesionej jeszcze w zeszłym roku. Zabrakło także Sergio Ramosa, któremu trener dał odpocząć po kilku meczących spotkaniach i zabiegu lekarskim. Cel był jeden – zwycięstwo i kolejne trzy punkty, które pozwoliłyby zbliżyć się do prowadzącej Barcelony, choćby na kilkanaście godzin.

Mecz rozpoczął się dość spokojnie, gospodarze starali się długo rozgrywać piłkę, wymieniając wiele podań. Brakowało przy tym trochę celności, ale ta została nadrobiona w kolejnych minutach. Bardzo aktywny był Robinho, co nie dziwi, gdyż Brazylijczyk znajdował się ostatnio w wybornej formie. To właśnie 22-letni skrzydłowy zagrał dokładną piłkę do Beckhama, a ten znakomicie dośrodkował w pole karne, gdzie najsprytniejszy był Guti pakując piłkę do siatki z najbliższej odległości! Nie minął więc kwadrans, a „Blancos” prowadzili już 1:0! Po zdobyciu bramki podopieczni Lopeza Caro jakby nieco osiedli na laurach, co było przyczyną dość sennych kilku następnych minut. Nie trwało to jednak długo, bo raz po raz dawał o sobie znać Robinho, błyskotliwie „mieszając” rywalami na skrzydle. Młodszemu koledze pozazdrościł chyba Ronaldo, który mniej więcej po pół godzinie gry zaprezentował wszystkie swoje atuty. Najpierw, po wstrzeleniu piłki przez Carlosa, El Gordo strzelił minimalnie obok bramki. Chwilę potem, Brazylijczyk mija przed polem karnym obrońcę i natychmiast uderza, ale ponownie zabrakło mu kilku centymetrów. Nasz napastnik nie rezygnował i za wszelką cenę chciał przypieczętować swój powrót bramką. Uprzedzając nieco fakty, w końcu udała mu się ta sztuka, ale o tym za chwilę. W międzyczasie strzałem niemal z połowy golkipera gości próbował zaskoczyć Roberto Carlos, ale miast bramki otrzymał porcję braw od madryckiej publiczności. Kibice zgromadzeni na Santiago Bernabéu czekali na kolejne bramki swoich ulubieńców i kiedy wydawało się, że do przerwy nic już się nie wydarzy, Real zdobył kolejne bramki. I to dwie! Najpierw, w 43. minucie lewą flanką popędził Robinho, ściągając na siebie dwóch obrońców Espanyolu. Następnie wypuścił piłkę do Roberto Carlosa, który płasko podał do Zidane’a, a Francuz prostym, acz efektownym, strzałem pokonał Iraizosa – 2:0! Minęło jednak kolejne kilkadziesiąt sekund, a piłkarze cieszyli się już z trzeciej bramki! Piłkę odzyskał Cicinho, popędził prawym skrzydłem i kapitalnie dośrodkował wprost na głowę Ronaldo, który nie miał żadnych kłopotów z umieszczeniem piłki w siatce – 3:0! Asysta Brazylijczyka po prostu cudowna i jeżeli utrzyma on tak wysoką formę, to niedługo już nikt w Madrycie o Salgado pamiętać nie będzie. Chwilę potem sędzia tego meczu, pan Mejuto González odgwizdał zakończenie pierwszej, jakże udanej, połowy tego pojedynku.

W pierwszej odsłonie Real prezentował się świetnie, czego uwieńczeniem były trzy zdobyte bramki. Zawodnicy stołecznego klubu długo utrzymywali się przy piłce, nie dając dojść do słowa piłkarzom Espanyolu, którzy atakowali bardzo rzadko i czynili to bardzo nieporadnie, ułatwiając zadanie obronie, która także zagrała na bardzo wysokim poziomie, mimo braku swojego lidera, Sergio Ramosa. W przerwie meczu trener López Caro zdecydował się na przeprowadzenie jednej zmiany. Za Thomasa Gravesena pojawił się dawno nieoglądany Pablo García. Taką decyzję można tłumaczyć faktem, iż Duńczyk miał na swoim koncie żółtą kartkę, co w połączeniu z ostrym stylem gry popularnego Ogra mogło dać efekt w postaci czerwonej kartki.

Druga połowa tego frapującego widowiska rozpoczęła się…widowisko, od kolejnej bramki. Rozgrywający świetne zawody Cicinho zagrywa przed pole karne do Zidane’a, a ten pięknym strzałem pokonuje golkipera gości po raz drugi w tym spotkaniu – 4:0! Słowem, nokaut drużyny przyjezdnej. Piłkarze Espanyolu przeżyli w tym momencie swoiste déjà vu, gdyż niemal rok temu również przegrali 0:4, a jedną z bramek, również niezwykłej urody, zdobył Francuz. Wydawać by się mogło, że cztery gole w zupełności wystarczą gospodarzom. Nic bardziej mylnego! Galacticos, bo jest to określenie adekwatne do gry piłkarzy w tym meczu, wciąż napierali na drużynę przyjezdnych. Próbował Ronaldo, Roberto Carlos i Robinho, ale żadnemu z nich nie udało się wpisać na listę strzelców. Widząc chilową nieskuteczność, trener „Królewskich” wprowadził na boisko Antonio Cassano, który zmienił strzelca pierwszej bramki, Gutiego. Mogło to być prawdziwe wejście smoka, gdyż kilka sekund po wejściu, Włoch ładnie uderzał piłkę głową i stracie bramki zapobiegł bramkarz Espanyolu. Nawet gdyby piłka wpadła do siatki, to sędzia nie uznałby gola, gdyż liniowy dopatrzył się minimalnego spalonego. Kilka minut później Fantantonio po raz kolejny stanął przed szansą, ale jego strzał z 10. metrów pewnie obronił Iraizos, który mimo puszczenia czterech goli, był pewnym punktem swojej drużyny. W 79. minucie na placu gry pojawił się Baptista. Brazylijczyk wszedł w miejsce Davida Beckhama. Trzeba przyznać, że Anglik rozegrał nadwyraz dobre zawody, popisując się kilkoma dobrymi zagraniami i asystą przy bramce Gutiego. Bestia niespecjalnie rozruszała szeregi Realu, czynił to jednak Cassano. Włoch z minuty na minutę rozkręcał się i zanotował parę dobrych dograń, że wspomnę tylko o ładnej, miękkiej piłce do Cicinho czy świetnym prostopadłym podaniem do Ronaldo w końcówce w meczu. Niestety, starania jego i reszty drużyny nie przyniosły skutku i „Blancos” nie zdobyli już kolejnych goli w trakcie drugiej części gry (oprócz trafienia Zizou oczywiście). Mimo to, dla zawodników należą się wielkie brawa, gdyż za sprawą ich gry, kibice Realu byli świadkami kolejnej, i miejmy nadzieję, że nie ostatniej, wielkiej nocy na Bernabéu.

Podsumowując, Real rozegrał doskonałe zawody, udokumentowując swoją wspaniałą grę czterema zdobytymi bramkami. Trudno wyróżnić kogokolwiek, gdyż każdy miał swój wkład w to wspaniałe zwycięstwo. Jeśli jednak muszę to zrobić, to szczególne słowa uznania należą się dla Zidane’a, autora dwóch bramek i jednego z dwóch reżyserów poczynań zespołu. Tym drugim (kolejność przypadkowa ;)) jest oczywiście Guti, który zanotował kolejny dobry mecz, wkładając w niego jak zwykle wiele serca i walki. Słowa uznania należą się także naszej brazylijskiej kolonii – Robinho, który chyba już ustabilizował formę i prezentuję się naprawdę okazale, o Roberto Carlosie i jego atomowych strzałach napisano już wiele, więc nic odkrywczego nie wymyślę. Wielki powrót do gry zaliczył Ronaldo, zdobywca trzeciej bramki. Można było zauważyć w jego poczynaniach głód gry, co zaowocowało nie tylko golem, ale też i dobrą grą, co nie zawsze szło u niego w parze. I w końcu Cicinho. Brazylijski defensor zadziwia wszystkich z każdym spotkaniem coraz bardziej. W spotkaniu z Celtą zdobył swoją pierwszą bramkę w barwach nowego klubu, a w dzisiejszym meczu czarował wszystkich szybkością i dryblingiem, niespotykanym w wykonaniu bocznych obrońców. Nie chcę wyolbrzymiać jego zasług, ani umniejszać roli Beckhama, ale to właśnie dzięki Brazylijczykowi prawa strona zespołu z Madrytu wygląda lepiej, co jest efektem nie tylko jego gry, ale i rosnącej formy Anglika. Stosunkowo niewiele pracy w tym meczu miał Casillas, co jest zasługą świetnie grającej obrony. Oprócz wspomnianych już brazylijskich defensorów, bardzo dorze zagrali Woodgate i Mejía. Szczególnie forma byłego piłkarza Newcastle napawa optymizmem, gdyż zawodnik ten niedawno wyleczył kontuzję. Cóż mogę napisać jeszcze? Ano, można ze spokojem patrzeć w przyszłość i na kolejne mecze, które nas czekają, w tym te najważniejsze – z Arsenalem w Champions League i Realem Zaragoza w Pucharze Króla.

Składy obu drużyn:
Real Madryt: Casillas - Cicinho, Woodgate, Mejía, Roberto Carlos - Gravesen (Pablo García '46), Guti (Cassano '65),Beckham (Baptista '80), Zidane, Robinho - Ronaldo.
Espanyol: Iraizos; Armando Sá, Jarque, Moisés, David García - Zabaleta (Luis García '64), Ito, Costa, Coro (Pandiani '80) - De La Peńa (Domi '58) - Tamudo.

Statystyki:
Strzały (celne): 17 - 8 (10 - 1)
Interwencje bramkarzy: 9 - 10
Faule: 21 - 12
Rzuty rożne: 3 - 5
Rzeczywisty czas gry: 51 minut, 24 sekundy
Posiadanie piłki: 57% - 43%

Kartki:
:Gravesen, Ito, Armando Sá.

Sędzia: p. Mejuto González

GOLE:
Guti 14'
Zidane 43'
Ronaldo 45'
Zidane 51'

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!