Advertisement
Menu
/ as.com

Iván Campo krytykuje

Były gracz Realu Madryt krytykuje obecne władze klubu

Iván Campo Ramos przychodził do Realu Madryt w 1998 roku jako jeden z najbardziej utalentowanych defensorów w Hiszpanii. Wcześniej bowiem pokazał się ze świetniej strony w RCD Mallorca. Po występach w klubie z Balearów w swoich szeregach chciała Ivána połowa Primera División. Królewskim udało się pozyskać jego usługi. Niestety, mało kiedy zachwycał poziomem, a presja w wielkim klubie najwyraźniej źle na niego działała, bowiem kiedy w 2003 roku odszedł do Bolton Wanderers, znów zaczął grać dobrze... Poniżej część wywiadu z piłkarzem zamieszczona w dzisiejszym wydaniu "As":

- Jak panu idzie w Boltonie? W tym sezonie rzadko pana widać...
- Zacząłem od mocnego uderzenia; strzeliłem dwa gole w dwóch meczach. I kiedy byłem w najlepszej formie, w najlepszym momencie w ciągu czterech lat mojego pobytu tutaj, doznałem kontuzji na treningu. Jednak tak szybko jak się wykurowałem, od razu wystawiono mnie do gry. I wszedłem z wielką ochotą. Jedną rzecz, jaką gra tutaj mi przywróciła, to radość z kopania piłki. Miałem złe momenty, ale teraz już nie mogę się doczekać kolejnego meczu.

- Przetarł pan szlaki dla rodaków w Premier League... Poleca pan przenosiny na Wyspy?
- Wszyscy, któzy przyszli tu po mnie, Mendieta, chłopcy z Liverpoolu czy Arsenalu są zgodni, że warto było tu przyjechać. Oczywiście potrzebna jest aklimatyzacja, ale dla piłkarza doświadczenie wyniesione z tutejszych boisk jest nie do przecenienia.

- Mówi się, że pan jest już przygotowany do powrotu do La Liga na zakończenie kariery.
- Mój kontrakt kończy się 30. czerwca, a więc jestem otwarty na rózne oferty i możliwości. Chcę pomóc obecnej drużynie dostać się do Ligi Mistrzów, a potem zobaczymy, czy będę tu kontynuował karierę, czy nie. Trzeba pamiętać, że to Bolton odratował mnie w trudnych dla mnie chwilach. Rozmawiałem z menedżerem Samem Allardycem, który zapewnił mnie, że jestem potrzebny przynajmniej do końca tego sezonu. Oczywiście powiedział też, że jeśli ktoś wyłożyłby większą sumę na stół, zostałym sprzedany. Ja z kolei odparłem, że jeśli może na mnie sporo zarobić, to wspaniale.

- Odpowiadałby panu powrót na Majorkę, czyż nie?
- To możliwość, która mi się podoba. Jest tam trener Héctor Cúper, który pomógł mi w osiągnięciu tak wysokiego poziomu gry. [Argentyńczyk był trenerem Mallorki, kiedy Campo występował w tym klubie przed przejściem do Realu Madryt. Potem obaj panowie spotykali się po przeciwnych stronach barykady w potyczkach Valencii i Realu - dop. autor]

- Kto wróci do Hiszpanii, Campo - obrońca, czy Campo - defensywmy pomocnik?
- Obaj. Zatem jeśli ktoś będzie chciał mnie pozyskać, będzie miał pakiet 2 w 1.

- Co zostało z tych trudnych chwil, które zmusiły pana do opuszczenia Madrytu?
- Czuję się już dobrze. Bolton jest jak duża rodzina i to pomoga przezwyciężyć problemy. Wszystko to przypomina mi wspaniałe momenty przeżyte w Alavés, Mallorce, Valladolid... Znowu jestem tym, kim byłem.

- Madryt już nie jest taki sam, jak ten, który pan zostawił...
- Zmienił się. Przerodził się w wielki biznes i to pokutuje na boisku. Błędy zaczynają się na przedsezonowych objazdach: najpierw ogromne zobowiązania finansowe, a potem mało czasu na prawdziwe przygotowanie do sezonu.

- Trzeba być nadczłowiekiem, żeby odnieść sukces w drużynie Królewskich...
- Ja nie odniosłem sukcesu, bo nie wszedłem do ekipy od razu. Nie wiem czy odpowiadałem ludziom czy nie, ale nie było ważne, czy grałem źle czy dobrze. Ludzie tego nie rozróżniali. Wydawało mi się, że każdy miał jakiś osobisty problem do mojej osoby.


Tyle sam Iván Campo. A co o nim napisał dziennikarz "As" - Joaquin Maroto w artykule pt. "Iván Campo nie był taki straszny"?

Iván Campo opuścił Real Madryt z powodu kryzysu, który dotknął go zarówno w sferze sportowej jak i pozasportowej. W tej pierwszej mieszczą się gwizdy kibiców z Estadio Bernabéu, którzy tak naprawdę nigdy nie akceptowali obrońców o arabskich korzeniach. Natomiast w tej drugiej sferze, pozasportowej, chodziło przede wszystkim o starcie z ówczesną "szatnianą władzę", tworzoną przez Hierro i Raúla. Napiętnowanie defensora rodem z baskijskiego San Sebastián zaczęło się pewnego dnia w klubowych łazienkach. Wtedy Iván Campo zademonstrował swoje poparcie dla ówczesnego "enfant terrible" Królewskiego klubu, Nicolasa Anelki, co skrzętnie wypomnieli mu wspomniani Hierro i Raúl.
Campo skonfrontował się z mocą nie do pokonania, stał się poplecznikiem Anelki, które niektórzy odrzucali. Ten zgrzyt, który nie wypłynął na wierzch jak ten dotyczący historii Seedorfa w Tokio, był decydujący dla kariery Campo w Madrycie. Piłkarz chciał zachować twarz i wszcząć głosowanie, jak niegdyś ten sam Zidane pewnego dnia w Monaco, a jak robiło się również w Juve, poprosił o głosowanie podnosząc ręce. Jednak ostatnim głosowaniem (zaproponowanym przez Figo), jakie zrobiono w ostatnich latach w Madrycie odnosiło się do tego, czy po zdobyciu Mistrzostwa Hiszpanii 2003 świętować je w Urzędzie Miasta, czy nie. Z głosów wyszło, że nie, ale następnego dnia wszyscy ruszyli do urzędu. Wszyscy, oprócz Ronaldo i McManamana, którzy pozostali w łóżkach, bo uznali wyniki głosowania za święte...

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!