Advertisement
Menu

Olympique Lyon - Real Madryt 3:0

Kto przed tym meczem spodziewał się zwycięstwa, czy  co...

Kto przed tym meczem spodziewał się zwycięstwa, czy  co gorsza  łatwego zwycięstwa Królewskich, zasłużył na miano niepoprawnego optymisty. Wiadomo przecież, jak fatalnie prezentowali się piłkarze Realu w meczach z Cádiz (gdzie nasze zwycięstwo było prawie w całości zasługą jednego Robinho) i Celtą (tu z kolei nasi piłkarze byli w nie lepszej formie, niż arbiter). W składzie Królewskich zabrakło kontuzjowanego Zidanea i Ronaldo. Za tego pierwszego trener Luxemburgo desygnował do gry Pablo Garcię, za drugiego zaś wrócił do składu Raúl, który w swoją 10. rocznicę występów w Champions League miał szansę, zdobywając zaledwie jedną bramkę, stać się pierwszym w historii piłkarzem, który strzelił pięćdziesiąt goli w tych rozgrywkach. Zdołał się również wykurować Beckham.

Nie on jeden jednak stał się ofiarą udanych zabiegów lekarskich. Wyleczyć kontuzję kolana zdążył obrońca OL, Cris, i zajął miejsce obok swojego rodaka, Claudio Caçapy, na środku obrony gospodarzy. Dzięki temu trener czterokrotnych (w czterech ostatnich latach!) mistrzów Francji, Gérard Houlier, miał do dyspozycji właściwie wszystkich swoich zawodników i zestawił z nich nader ciekawą jedenastkę. Jedenastkę, która w pierwszej połowie miała wbić wielkiemu Realowi Madryt trzy gole.

Początek meczu nie był wcale najgorszy. Przeciwnie, był całkiem niezły. To Real był częściej przy piłce, to Real przeprowadzał więcej akcji ofensywnych  dwa rzuty wolne, oba po faulach na Robinho w odległości około 5 metrów od pola karnego, prawie przyniosły nam gola.

Cały ten obraz względnie wyrównanego meczu legł w gruzach w 21. jego minucie. Rzut wolny dla Lyonu. Salgado, tworzący jednoosobowy mur, blokuje piłkę ręką po uderzeniu Juninho. Dostaje za to żółtą kartkę, a Brazylijczyk znów pochodzi do piłki. Strzela na bramkę Casillasa, muska piłkę po drodze John Carew i Iker Casillas pokonany po raz pierwszy w tym spotkaniu. 1:0 dla Lyonu.

Już za chwilę miał nie dać rady obronić strzału przeciwnika po raz drugi, ale wcześniej Królewskim trafiła się wyborna okazja do wyrównania. Po uderzeniu Baptisty z dystansu piłka odbiła się od słupka. Nie dał jej złapać Coupet i zdołał ją trącić głową Raúl. Nie spodziewał się chyba jednak, że trafi mu się tak doskonała okazja i wstrzelił piłkę z powrotem w ręce golkipera gospodarzy.

Gdyby babcia miała wąsy, to by była dziadkiem, a gdyby Raúl w 24. minucie pokonał Coupeta& być może (i całe szczęście, że nie na pewno) dwie minuty później Juninho, jeden z najlepszych na świecie wykonawców rzutów wolnych, nie miałby okazji do oddania pięknego strzału z ponad 30 metrów. Strzału, który dał Lyonowi prowadzenie 2:0. I ledwie minęło kolejne pięć minut, a Casillas musiał wyjmować piłkę z siatki po raz trzeci. Po akcji Anthonyego Réveillere piłkę do naszej bramki skierował Wiltord. Nic dodać, nic ująć. 3:0 dla Lyonu.

Jedyne, czego w tamtym momencie na pewno nie potrzebowaliśmy, to strata czwartego gola. Tymczasem mało brakowało, a właśnie to by nas spotkało. Juninho sfaulowany został w polu karnym przez Salgado i pan De Santis wskazał na jedenasty metr. Całe szczęście, to sam poszkodowany podszedł do tej piłki i Iker Casillas wyszedł z opresji obronną ręką. Wynik trzy do zera utrzymał się do przerwy.

Rezultat pierwszej połowy wskazywać by mógł na całkowitą klęskę Królewskich, ale prawda jest taka, że& wcale nie było aż tak źle. Zwłaszcza przed utratą pierwszego gola Real nie prezentował się gorzej od Lyonu, a dopiero trafienie Carewa podłamało naszych piłkarzy. Dzieła zniszczenia dopełnił zaś drugi gol, po którym Królewscy chyba na dobre stracili wiarę w zwycięstwo. W sumie trudno im się dziwić, ale jednak od najlepszej drużyny w historii europejskich rozgrywek można się spodziewać czegoś więcej. Przynajmniej walki o honorową bramkę, a nie tracenia trzeciej i starania się o utratę czwartej.

Druga połowa, jak wiemy, nie przyniosła zmiany wyniku. Zaczęliśmy w sumie nieźle, przeprowadziliśmy kilka akcji na połowie OL, ale też gospodarze nie pozostali nam dłużni. Oglądało się to wszystko nawet nieźle, bo obie ekipy próbowały kombinacyjnych akcji w środku pola, ale fakt, że nasi, którym przecież powinno zależeć na regularnym stwarzaniu zagrożenia pod bramką Coupeta, bawili się podawaniem piłki, zamiast ruszyć do przodu i przycisnąć, może niepokoić i złościć.

W 60. minucie trener Luxemburgo dokonał jedynej zmiany  w miejsce Gravesena na murawie pojawił się Guti. Wielu kibiców Realu liczyło na to, że blondwłosy pomocnik odmieni losy meczu, ale srodze się zawiedli. Guti nie pokazał niczego fenomenalnego. Grał oczywiście dużo lepiej, niż w tragicznym w jego wykonaniu meczu z Celtą, ale cóż z tego, skoro  powtórzmy  nie pokazał nic? Gdy Coupet po raz kolejny nie potrafił utrzymać piłki w rękach, Guti, dopadłszy do niej, posłał ją jakieś 10 metrów nad poprzeczką.

Przyznam bez bicia, że nie wiem, jak podsumować ten mecz. Czy też raczej  nie wiem, co tak naprawdę należy skrytykować. Pierwsze 20 minut Real grał naprawdę dobrze, piłkarze bez zarzutu spełniali swoje zadania. Wydawało się, że można oczekiwać korzystnego wyniku. Ale nadzieja, jak rzecze przysłowie, matką głupich. John Carew i Juninho Pernambucano wyleczyli kibiców Realu ze wszelkich złudzeń, a zarazem boleśnie wykazali, czego Realowi brakuje. Przede wszystkim skrzydeł (a to nowina!), a w dalszym rzędzie umiejętności bronienia się przed katastrofalnymi skutkami stałych fragmentów gry. Pomysł z tak defensywnym ustawieniem linii pomocy też odbił się Vanderleiowi L. srogą czkawką.

Z drugiej strony, mecz ten nie był w naszym wykonaniu zupełnie tragiczny. Także w drugiej połowie potrafiliśmy zaprezentować się nienajgorzej. Tyle tylko, że bez pomysłu i konsekwencji. A same dobre chęci Robinho to zdecydowanie za mało. Zizou, wróć!

SKÅ?ADY
OLYMPIQUE LYON:
Coupet; Cris, Caçapa, Réveillere, Berthod; Diarra, Tiago (Pedretti 85´), Juninho, Wiltord (Govou 79´); Malouda, Carew (Fred 71´).
REAL MADRYT: Casillas; Salgado, Helguera, Sergio Ramos, Roberto Carlos; Gravesen (Guti 60´), Pablo García, Beckham, Baptista; Raúl, Robinho.

GOLE
Carew  min. 7
Juninho  min. 25
Wiltord  min. 31

: Berthod, Diarra  M. Salgado, P. García, Beckham
: 

STATYSTYKI
Strzały (celne): 16  19 (6  7)
Rzuty rożne: 6  5
Spalone: 0  4
Interwencje bramkarzy: 13  11
Faule: 15  18
Posiadanie piłki: 42%  58%

Widzów: 40 309
Sędzia: Massimo De Santis

Maylo przygotował klipy z bramkami z tego meczu. Jeżeli ktoś chce się zdołować oglądaniem ich, może je ściągnąć, klikając na piłeczki przy nazwiskach strzelców.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!