Advertisement
Menu

Odbębnić i zapomnieć

Zapowiedź meczu Real Madryt – Kashima Antlers

Zaprośmy najlepszych z najgorszych, najlepszych z przeciętnych i najlepszych z najlepszych, a następnie zorganizujmy im turniej. Jednych przekonamy, że to prestiż o jakim nie śnili, drugim nic nie będziemy mówić, bo sami wierzą, że to ma sens i że tym razem mogą zwyciężyć (tekst pisany chwilę przed tym, jak doszczętnie się skompromitowali – przyp red.), trzecim zaś pokażemy cyferki, które przekonają ich o tym, iż trudno o lepszą formę promocji na egzotycznych rynkach. Na koniec zaś wszystko zakończy się tak jak zawsze albo prawie tak jak zawsze.

Na wspólnym bankiecie odpowiednio zadbamy o to, by każdy wydawał się sobie równy. Wszyscy zasiądą przy jednym stole, będą jedli te same wykwintne potrawy, będą szeroko się do siebie uśmiechać, klepać po plecach, wzajemnie prawić sobie komplementy i ze zrozumieniem wsłuchiwać się w słowa rozmówcy. Przez te kilka chwil naprawdę będzie można odnieść wrażenie, że całe towarzystwo rzeczywiście patrzy nieco dalej niż na czubek własnego nosa.

Kiedy jednak przyjdzie co do czego, a z jałowej gadki trzeba będzie przejść do czynu, najsilniejszy weźmie wszystko. Bo może. Bo na przestrzeni dziesięcioleci był sprytniejszy, mądrzejszy, bardziej spostrzegawczy i lepiej potrafił ocenić sytuację. Dzięki temu był w stanie zgromadzić wszelkie niezbędne środki i zasoby, by odstawić konkurencję z innych zakątków świata o kilka długości. Nie wspominając już o tym, że to do niego od samego początku należał grunt i to on postawił na nim fundament pod obowiązujący system. Piłka jest jednakowa dla wszystkich, a bramki są niby równych rozmiarów, ale jednak wszyscy doskonale zdają sobie sprawę z tego, że to nie od tego zależą szanse na powodzenie.

Tak to już jest z tymi Klubowymi Mistrzostwami Świata. Żywe pożądanie rozgrywki te budzą tylko wśród wiecznie skazanych na porażkę.

Japończycy mogli wymyślić Playstation, Pokemony, Dragon Balla, harakiri, tamagoczi, suszi czy wspaniałe fortepiany marki Yamaha, ale – jakkolwiek okrutnie to zabrzmi – w futbolu, w rzeczywistości innej niż tej z kreskówek o przygodach Tsubasy i Kodżiro, nigdy nie mogli równać się z Europą czy Ameryką Południową. W całej historii dyscypliny naprawdę niewielu piłkarzy z Kraju Kwitnącej Wiśni, czy też w ogóle z Azji, było w stanie przebić się na najwyższy światowy poziom. A nawet jeśli już się to komuś działo, to najpierw i tak musiał opuścić rodzinne strony i przenieść się na Stary Kontynent. Żebyście nie zrozumieli nas źle – nie mamy na celu nikogo deprecjonować. Takie są po prostu fakty.

Dzisiejszym rywalem Realu Madryt będzie ekipa Kashima Antlers (w wolnym tłumaczeniu: Poroże Kashima), czyli zdobywca Azjatyckiej Ligi Mistrzów i brązowy medalista ligi japońskiej w sezonie 2018 (rozgrywki J-League rozgrywane są w systemie wiosna-jesień). Jest to zresztą zespół, który nie jest dla nas kompletnie anonimowy, ponieważ mieliśmy okazję mierzyć się z nim przed dwoma laty, rzecz jasna również w ramach klubowego mundialu. Wówczas Królewscy wygrali 4:2, a zwycięzcę niespodziewanie wyłoniła dopiero dogrywka, w której do siatki dwukrotnie trafiał obecny członek wielkiej turyńskiej rodziny, gdzie skromność stanowi wartość nadrzędną.

Nie wiemy, czy tak zacięty pojedynek był efektem zlekceważenia przeciwnika czy też po prostu wyśmienitej formy Japończyków. Tak czy siak, ale trzeba przyznać, że Kashima trzymała się doprawdy dzielnie.


Ponowną potyczkę z Królewskimi Azjaci zawdzięczają natomiast triumfowi w finałowym dwumeczu Azjatyckiej Ligi Mistrzów przeciwko Persepolis FC. Antlers zwyciężyli najpierw u siebie 2:0, a w Iranie bezbramkowo zremisowali. W ramach ciekawostki warto wspomnieć, że podczas spotkania rewanżowego na trybunach zasiadło 100 tysięcy kibiców. W ćwierćfinale mundialito okazali się natomiast lepsi od meksykańskiego Chivas (3:2).

Jeśli chodzi o Real Madryt, żaden z piłkarzy ani nikt z działaczy nie powie wprost, że celem jest zdobycie trofeum najmniejszym nakładem sił. Królewscy dla zachowania pozorów zapewne powstrzymają się od wystawiania rezerwowego składu, co jednak nie zmienia faktu, że turniej ten ma priorytet tylko odrobinę większy od przedsezonowych sparingów w Stanach Zjednoczonych. Nie ma sensu rozwodzić się nad planem taktycznym Santiago Solariego czy też stopniem motywacji piłkarzy. Niezależnie od tego, Los Blancos mają bowiem tylko dwa niezbyt wymagające obowiązki: ładnie wyglądać na zdjęciach i przywieźć do stolicy Hiszpanii puchar, który równie dobrze już teraz mógłby posiadać odpowiedni grawer.

Gdyby ktoś jeszcze miał wątpliwości, dziś oczekujemy zwycięstwa, jeśli istnieje możliwość, to bez konieczności dogrywki. W razie porażki czas chyba zawijać interes, a piłkarzy oddać za darmo do Getafe albo Leganés. Niech to będzie łatwe i przyjemne starcie, w którym wreszcie nie będziemy musieli się na nic wkurzać. Wydaje nam się, że nie prosimy o zbyt wiele.

Analitycy legalnego bukmachera TOTALbet widzą w Realu wyraźnego faworyta i kurs na zwycięstwo Królewskich w regulaminowym czasie ustalili na poziomie 1,25. Mecz nie musi być jednak łatwy i to, że Real wygra po dogrywce możemy typować po kursie 7,60 a w przypadku awansu po rzutach karnych aż 18,00!

Początek meczu o 17:30. Transmisję przeprowadzi TVP Sport, a spotkanie będzie można obejrzeć też na sport.tvp.pl i w aplikacji mobilnej TVP.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!