Fatalny rok poza domem

Huesca i Las Palmas. Las Palmas i Huesca. To tylko dwie ligowe wizyty w tym roku, w których Królewskim udało się zachować czyste konto. To na pewno nie był rok wyjazdowych spotkań. Los Blancos zaliczyli więcej wpadek, bo aż jedenaście, niż wygranych, bo tylko dziewięć. Czasem rywal stawiał przed polem karnym autobus, czekając tylko na kontrataki, a czasem potrafił zdominować madrytczyków.

Jedynym tegorocznym pozytywem na obcych stadionach jest bilans bramek, choć i ten nie może napawać wielkim optymizmem. Królewscy strzelili 40 goli, tracąc przy tym 35. Mając takie wyniki nie można jednak myśleć o zdobyciu mistrzostwa. W 18 z 20 meczów golkiperzy Realu musieli wyciągać piłkę z siatki, co daje aż 90 procent spotkań z choćby jedną straconą bramką. Na dodatek dwa wyjątki stanowią mecze z naprawdę dużo słabszymi rywalami, którzy i tak mieli okazje ku temu, żeby strzelić gole, lecz brakowało im nieco szczęścia.

Statystyki wyglądają jeszcze gorzej, gdy spojrzymy tylko na ten sezon. Królewscy zagrali w ośmiu wyjazdowych meczach i potrafili wygrać tylko trzy z nich. Jedno spotkanie zakończyło się remisem, a aż cztery porażkami. Daje to tylko dziesięć zdobytych punktów. Na dodatek bilans bramkowy wygląda fatalnie – 11 goli strzelonych i 16 straconych. Na przestrzeni całego roku to nie były jedynie minimalne wpadki, ale czasem wręcz pogromy czy kompromitacje. Na Camp Nou Królewscy stracili aż pięć goli. Na Pizjuán dwukrotnie dali sobie wbić trzy gole. Podobnie było też na Ipurui i Villamarín.

Co ciekawe, Real rozegrał w tym roku o cztery więcej wyjazdowe mecze niż Barcelona. Ta różnica nie przeszkodziła jednak Barcelonie w strzeleniu takiej samej liczby goli co Królewscy: 40. Jednak z Ter Stegenem między słupkami i pewniejszą obroną, drużyna Valverde straciła o trzynaście bramek mniej: 22. Ponadto pięciokrotnie kończyła spotkania z czystym kontem. W mniejszej liczbie meczów Blaugrana zdobyła też więcej punktów (33) niż Los Blancos (32).