Advertisement
Menu

O weekendzie na hiszpańskich boiskach słów kilka

Relacja ze spotkań Realu i Barcelony

Większość rzeczy powinno się obejrzeć na własne oczy, zanim będzie się to oceniać. To przynajmniej kierowało mną, gdy decydowałem się wybrać na spotkanie Realu Madryt z Leganés. „Nie lubię długich lotów samolotem”, jest zaś drugim mottem, które przyświecało weekendowi w Hiszpanii i ostatecznie spowodowało, że wylądowałem też na starciu, a raczej miażdżeniu Hueski przez Barcelonę. Tak przynajmniej czekał mnie krótszy lot powrotny, a i wrażeń było więcej. Zapraszam więc was na krótką relację z tego wyjazdu.

***

Od porównań obu miast nie ucieknę, więc może zacznę od krótkiego opisu sytuacji w Madrycie, a delikatnie mówiąc, nie była ona zbyt ciekawa. Remont w centrum miasta nie dość, że uczynił większość ciekawych miejsc trudno dostępnymi czy też całkowicie niewidocznymi, to dotyczył również linii metra. Oczywiście ta, przy której był mój hostel, była nieczynna. Jak i kilka okolicznych. Na Barajas wylądowałem o pierwszej w nocy, więc możecie sobie wyobrazić, jak zachwycony byłem pomysłem trzykilometrowego spaceru około drugiej.


Madryt jest bardzo ładnym miastem, ale jego największą zaletą jest niewątpliwie łatwość ogarnięcia komunikacji miejskiej i niezbyt wysoka cena tejże. Na każdym kroku można jednak natknąć się na ludzi, którzy chcą naciągnąć was na pieniądze. Żebracy w polówkach Ralpha Laurena? Byli. Murzyni Afroamerykanie sprzedający wszystkie możliwe „firmowe” rzeczy, od torebek Michaela Korsa po najnowszą koszulkę reprezentacji Nigerii? Również byli. Natknąłem się nawet na pewnego pana, który bardzo pragnął sprzedać mi dwa opakowania chusteczek higienicznych po jakże atrakcyjnej cenie – 10 euro. Kto by się nie skusił. Z finansami jednak u mnie krucho, o czym przekonała się także pewna młoda dziewczyna. Gdy zaczęła wołać do mnie „guapito„ (tak, tak, „przystojniaku”) już pomyślałem, że może jednak coś jest na rzeczy. Od razu przeszła do etapu prezentów, wręczając mi jakże okazałą gałązkę tymianku, majeranku czy innego lubczyku, podobno „na szczęście”. Momentalnie zażądała jednak pieniędzy, a jak już wspominałem, było krucho. Ze wściekłością wyrwała mi ową gałązkę i odeszła, choć, jak się okazało, przyniosła mi jednak szczęście. Kto chciałby kobiety, której zależy tylko na zawartości portfela, prawda?

Dobrze, przejdźmy już do meczu i wyjaśnijmy sobie od razu trzy kwestie. Jeden – Sergio Ramos jest najlepszym kapitanem na świecie. Dwa – Luka Modrić jest najpiękniejszy. Trzy – jeszcze raz ktoś na tej stronie napisze, że Toni Kroos jest leniwy i nie biega, osobiście poproszę Klatusa o bana dla tegoż użytkownika. Hiszpan tak doskonale dyryguje swoimi kolegami, że naprawdę nikt nie jest w stanie tego zrobić. Dochodzi również do tego ogromna dawka motywacji dla każdego przed meczem. Sergio porozmawiał chwilę z każdym zawodnikiem podstawowego składu, sporo czasu poświęcając także Courtois. Nasz kapitan jest człowiekiem, co do którego inteligencji, czy też lepiej – umiejętności chłodnego myślenia – można mieć czasem wątpliwości. Kocha się go jednak całym sercem.

Muszę też dodać, że dopiero mogąc obserwować całe boisko, naprawdę docenia się pracę Kroosa i Modricia. Obaj wiele biegają i obaj ustawiają się tak świetnie, że tak naprawdę nie musieliby biegać. Real Madryt zaś gładko pokonuje Leganés 4:1 po drobnych problemach z celnością w pierwszej połowie. Przy tak grającej ekipie Królewskich, Courtois może nie mieć wielu okazji do popisania się swoimi umiejętnościami. Pogratulować można jednak wszystkim, bo był to naprawdę dobry występ.

Dwa rzędy przede mną szalał pewien mężczyzna. Nazywa się Benito Trinidad i jest stałym bywalcem Santiago Bernabéu od przeszło 40 lat. Krzyczał do podopiecznych Lopeteguiego bardziej, niż on sam, a nie mam wątpliwości, że przy kolejnym podaniu do tyłu Casemiro usłyszał donośny głos pana Benito. Dawno nie widziałem kogoś, kto tak żyłby meczem. Dlatego też postanowiłem chwilę z nim porozmawiać i spisać to dla was, żeby posłuchać tego, co ma do powiedzenia o obecnej sytuacji ktoś, kto nie jest kolejnym internetowym specjalistą, tylko naprawdę jest z klubem i przy klubie od wielu lat.

Jak podobał się panu mecz?
Podobał mi się, choć jest też bardzo gorąco i to było widać po zawodnikach. [W Madrycie na godzinę przed meczem były 34 stopnie Celsjusza, przyp. red.]

Wydaje mi się, że od odejścia Cristiano poprawiła się atmosfera wokół Realu Madryt. Drużyna jest dużo bardziej zjednoczona i zupełnie jasna jest jej sytuacja. Widać to też po ostatnich meczach, gdzie nawet przegrany Superpuchar z Atlético nie zahamował podekscytowania nowym sezonem.
Problemem atmosfery wokół Realu Madryt nigdy nie byli zawodnicy. Tutaj najważniejsza jest figura prezesa. Prasa sprawiała, że wszelkie ruchy Realu Madryt były dużo szerzej komentowane. Potem jednak przyszedł Florentino Pérez i ich wszystkich wypieprzył. Wyobrażasz sobie, że dziennikarze mieli swoje pokoje na Santiago Bernabéu i mogli słyszeć o absolutnie wszystkim? To było złe dla klubu. Kiedy jednak Florentino się ich pozbył, większość z nich zaczęła go krytykować, co jasne. Teraz sytuacja wygląda tak, że nieważne co zrobi Florentino Pérez, będzie w prasie krytkowany. Zazwyczaj jeśli krytykują zawodników, to starając się jednocześnie podkopać pozycję prezesa. „Dlaczego on go ściągnął?”, pytają. „Dlaczego on tu gra?”. Florentino Perez jest od od czasów Santiago Bernabéu najlepszym prezesem, którego mieliśmy i którego możemy mieć. Jest niczym ojciec współczesnego Realu Madryt. Również popełnia błędy, ale niech podniesie rękę ten, kto ich nie popełnia.

Z pewnością to wyrzucenie dziennikarzy z Bernabéu miało też wpływ na ewentualne wycieki informacji. Przecież nikt nie przewidywał, nawet tego samego dnia, że Julen Lopetegui zostanie zatrudniony. Czy to dobry wybór?
Lopetegui to świetny trener. Najlepsi szkoleniowcy to tacy, którzy potrafią zarządzać ego i charakterami w szatni. Na razie wydaje się, że on dobrze wie, jak znaleźć równowagę między poszczególnymi zawodnikami. Oczywiście świetnie też „czuje” futbol i naprawdę zna się na swoim fachu.

Cristiano wciąż nie może zdobyć bramki, dziś nie trafił przeciwko Parmie. Czy to był najlepszy możliwy moment, aby go sprzedać?
Tak, idealny, nie można było wybrać lepszego i to za takie pieniądze.

A w takim razie co pan myśli o Mariano grającym z numerem siedem? Ten temat wywołał sporo kontrowersji.
Wydaje mi się, że to adekwatny wybór. Jest napastnikiem z przeszłością w naszej szkółce, przychodzi jako nowy zawodnik i z pewnością będzie walczył, żeby być godnym następcą poprzednich piłkarzy.

Wróćmy na chwilę do taktyki. Dziś widzieliśmy ustawienie z Kroosem, Modriciem i Casemiro w pomocy w formacji 4-3-3. Pewne miejsce z przodu mają Bale i Benzema, a obok nich zagrał Asensio, który zaprezentował się bardzo dobrze. Czy w takim razie można powiedzieć, że pierwszą opcją w ataku będzie właśnie Marco? Czy jednak Lopetegui postawi raczej na Isco?
Meczów jest wystarczająco dla wszystkich. Będą spotkania dla Isco, będą spotkania dla Asensio, będą też spotkania dla Viníciusa. Każdy z nich może też zastąpić Bale'a i Benzemę, a tu pojawia się też Lucas Vázquez. Piłkarze Realu Madryt w jednym sezonie rozgrywają nawet 72 mecze. Nie ma takiego, który byłby w stanie wystąpić we wszystkich od deski do deski.

Można to samo powiedzieć o całej kadrze? Wiele mówiło się o wzmocnieniach, a są tacy zawodnicy jak Marcos Llorente, którego osobiście uwielbiam, ze względu na jego ciężką pracę...
Mi Marcos również się bardzo podoba.

Ma jednak bardzo dużą konkurencję.
Na pewno będzie grał więcej. Jest jedynym naturalnym zmiennikiem Casemiro, a wysiłek, który wkłada w treningi, musi w końcu zacząć przynosić efekty.

Porozmawiajmy więc o drugim z młodych hiszpańskich pomocników, Danim Ceballosie. Za kadencji Lopeteguiego gra dużo więcej i gra naprawdę dobrze, do tego został po raz pierwszy w karierze powołany do reprezentacji. Mysli pan, że Luis Enrique chce na własne oczy zobaczyć jak pracuje Dani, aby go zwyczajnie sprawdzić, czy też może mieć wobec niego dalej idące plany?
Uważam, że Ceballos jest prześwietnym zawodnikiem. U Zidane'a nie dostawał szans i nie znamy powodów tej decyzji, ale wydaje mi się, że mimo wszystko powinien był grać więcej. Luis Enrique na pewno chce go sprawdzić, ale może się też okazać, że w ciągu roku czy dwóch będzie ważnym elementem reprezentacji.

Cały czas Pan teraz, jak i trenerzy czy sztab Realu Madryt powtarzają, że wszyscy dostaną swoje szanse. W kadrze mamy jednak kilku młodych i niezbyt doświadczonych zawodników, jak Reguilón czy Fede Valverde, którzy mogą ten rok jednak spędzić na ławce.
Bardzo dużo zależy od tego, jak ułoży nam się sezon. Wyobraźmy sobie, że na przykład kontuzji doznaje Casemiro. Wtedy wobec drużyny będzie większy kredyt zaufania, a swoje szanse dostanie najpierw Marcos Llorente, a potem Fede Valverde.

Przejdźmy trochę bardziej do kwestii indywidualnych. Podczas meczu dość długo skandowano "Lukita Złota Piłka". Jak duże może mieć szanse na tę nagrodę?
On musi to wygrać, nie ma nawet innej opcji.

Nie będę już pana dłużej zatrzymywał, więc zapytam jeszcze o jedną rzecz, co do której wydaje mi się, że zdecydowana większość madridismo jest zgodna. Pana wymarzony transfer?
Mbappé. Bez żadnych wątpliwości. Ani Neymar, ani Hazard. Tylko Mbappé. Nie ma drugiego takiego zawodnika.

***

Następnego dnia rano miałem już lot do Barcelony, więc za dużo czasu w stolicy niestety nie spędziłem. Teraz więc niestety muszę porównać oba miasta, czego bardzo chciałem uniknąć. Może źle trafiłem, ale ludzie w Madrycie naprawdę byli dużo milsi. Mój tamtejszy gospodarz czekał na mnie niemal do trzeciej w nocy. W Barcelonie z kolei właściciel hostelu nie mógł pojawić się wcześniej, niż o szesnastej, więc do tej godziny radośnie zasuwałem sobie po nadmorskim mieście z walizką i plecakiem.

Morze. No tak. Powiedzmy sobie szczerze – położenie jest największym plusem tego miasta. Gdyby Madryt leżał nad morzem, nie miałbym absolutnie wątpliwości, gdzie chcę mieszkać w przyszłości. Nawet podczas ogromnego upału w portowej kawiarni było niesamowicie przyjemnie. Wydaje mi się jednak, że w Barcelonie było jeszcze więcej naciągaczy, choć niestety żaden nie dał mi już żadnej gałązki. Sporo ciekawych atrakcji jest jednak płatnych, a nie są to małe rozrywki. Wejście do Sagrada Familia? Rzeźby w Parku Güell? Oceanarium? Bilet na metro? Te trzy rzeczy łącznie kosztują ponad 70 euro i zgadnijcie na którą z nich było mnie stać…

No dobrze, co jednak z meczem? Na początek – Bernabéu jest dużo lepiej wpasowane w topografię miasta, niż Camp Nou, nie wspominając już o fakcie, że stadion Blaugrany to cały kompleks, ze sklepami, małym stadionem i nawet torem dla łyżwiarzy. Co jasne, wszystko jest ogrodzone wysokim płotem. Dlatego wydaje mi się, że to obiekt Królewkich jest bardziej przyjazny „postronnym” kibicom, którzy chcą po prostu zrobić sobie zdjęcie. Ponadto Camp Nou naprawdę potrzebuje renowacji, a połamane krzesełka i odchodząca farba to nic wyjątkowego. Przed meczem jednak jest naprawdę dużo atrakcji, wliczając w to pokazy artystów czy wywiady dla BarçaTV. Na to drugie nawet się załapałem, życząc gościom zwycięstwa.

Samo spotkanie, jak możecie się domyślać, nie zachwyciło mnie. Huesca szybko zdobyła bramkę, ale po dostaniu trzech ciosów nawet już nie udawała, że się broni. Podopieczni Valverde wjeżdżali w pole karne gości kiedy i jak chcieli. Nie dziwi zupełnie ostateczny wynik, który zrzucił Real Madryt z pozycji lidera z uwagi na bilans bramkowy. Mam dla was jednak również rozmowę z Albertem Bonetem, kibicem Barcelony od ładnych kilkudziesięciu lat, który w przeciwieństwie do poprzedniego, był dość spokojny. Jeśli nie docenicie jej wystarczająco, to spróbujcie sami na sektorze kibiców Blaugrany przyznać się do bycia redaktorem RealMadryt.pl.

Zacznijmy od Barcelony. Wydaje mi się, że macie najlepszą kadrę od wielu lat, zmienników na najbardziej zbliżonym poziomie do pierwszej jedenastki. Dlaczego więc w takim meczu, jak ten przeciwko Huesce, Ernesto Valverde stawia na once de gala, kiedy z pewnością mogliby zagrać Arthur, Vidal czy Malcom?
Ponieważ nie ma żadnego meczu w najbliższym czasie. Przychodzi przerwa na reprezentacje i nie ma większego znaczenia czy podstawowi zawodnicy się zmęczą.

Nie boi się pan, że może się to skończyć tak, jak w poprzednim sezonie, gdy pod koniec ligowych rozgrywek większość piłkarzy było wręcz wypompowanych?
Tak było, ale jestem przekonany, że w tym sezonie będzie więcej rotacji. Nie można też jednak z nimi przesadzać. Zazwyczaj gra jeden czy dwóch nowych zawodników, aby powoli wprowadzać ich do zespołu. Dzisiaj jednak, z uwagi na zgrupowania reprezentacji, spokojnie może zagrać once de gala.

Porozmawiajmy chwilę o Realu Madryt. Co pan sądzi o nich, jako o głównych rywalach Barcelony na ten sezon?
Teoretycznie jesteście trochę słabsi, głównie z powodu odejścia Cristiano. Teraz jednak gracie dużo bardziej jak drużyna, a wcześniej raczej graliście pod Cristiano. Trudno powiedzieć jak rozwinie się sezon, może się okazać, że właśnie ta jednośc będzie największą bronią.

A która z tych drużyn jest na ten moment faworytem na wszystkich frontach?
Ligę Mistrzów, a liga to dwie zupełnie inne sprawy. Ligę wygrywa zespół, który był najrówniejszy przez cały sezon, więc tu, z uwagi też na szerokość kadry, jako faworyta widzę właśnie Barcelonę. Jeśli zaś chodzi o Ligę Mistrzów, to naprawdę nie są to łatwe rozgrywki. Czasem wystarczy jeden słabszy mecz, jedna słabsza połowa i już jesteś za burtą. Jednak tak jak powiedziałem, w lidze ważniejsza jest szerokość kadry.

Skoro jesteśmy przy kadrze, to chciałbym zapytać o jedną kwestię, która w ogólnym rozrachunku wydaje mi się nieco niesprawiedliwa. Na pozycji napastnika macie Luisa Suáreza, a jego zmiennikiem jest Munir. W Realu Madryt natomiast jest Benzema i oczywiście teraz przyszedł Mariano. Wcześniej jednak przez wiele tygodni, gdy zmiennikiem Karima był Mayoral, pisano o konieczności wzmocnień. Zupełnie inaczej, niż w przypadku Barcelony, gdzie Munir również nie powala swoimi umiejętnościami.
To akurat prawda, szczególnie, że w naszym przypadku więcej mówiło się o nowym lewym obrońcy czy pomocniku, niż o napastniku. Wydaje mi się jednak, że było to spowodowane głównie tym, że Benzema nie miał mocnej pozycji w Realu Madryt. Kibice niezbyt wierzyli w Benzemę, więc mówiło się o nowym napastniku. Tu nie chodziło o jakość zmiennika. Pozycję Karima podważano, a ta Suáreza w Barcelonie jest niepodważalna.

Jeśli już mówimy o Suárezie, to czy nie wydaje się panu, że już powoli traci "to coś"? W pierwszych spotkaniach Barcelony, które oglądałem, wydawał mi się trochę obcym elementem. Nie brał udziału w tylu akcjach, był dość wolny i przewidywalny. Oczywiście dziś gra dobrze, ale czy nie trzeba się powoli rozglądać za kimś nowym?
Nie, on ma tak zawsze. Dużo go kosztuje wejście w sezon, stąd te początki są trudne. Rok temu nie strzelił gola do piątej czy szóstej kolejki. W pierwszym roku było tak samo. Już jesteśmy przyzwyczajeni.

To jeszcze jedna kwestia. Zapytam o Złotą Piłkę, ale komu by pan ją przyznał, jeśli nie Messiemu, bo oczywiście to on jest dla kibiców Barcelony na pierwszym miejscu.
Modrić jest jednym z faworytów, ale tutaj trudno wskazać jedną osobę. Mbappé miał również świetny rok i mógłby być w trójce, podobnie Salah. Neymar raczej odpada, bo grał zwyczajnie słabo. Wielu mogłoby być trójce, ale raczej wygra Modrić. Głównie z uwagi na zwycięstwo w Lidze Mistrzów i oczywiście doprowadzenie reprezentacji do finału Mistrzostw Świata.

***

Byłem przekonany, że Huesca po dobrym starcie w La Lidze jednak pokaże coś więcej, ale jednak na takie zachowania i podejście, jak to na Camp Nou, zwyczajnie nie powinno być miejsca w najwyższej klasie rozgrywkowej. Są jednak rzeczy dużo gorsze, niż ośmiokrotne oglądanie na żywo radości Messiego i spółki. Na przykład wizyta w barcelońskim metrze. Przysięgam, 40 stopni to minimum, jakie było dane mi tam zaznać. Przy tym wagony są klimatyzowane, więc huśtawka temperatur była podobna do tej nastrojów, jaką przeżyłem w pierwszych 30 minutach meczu na Camp Nou.

Ostatecznie jednak czego można było się spodziewać po Huesce. Nieco rozczarowany więc poszedłem topić smutki w nadmorskiej restauracji i wszystkim wam polecam sangríę na bazie cavy, hiszpańskiego szampana, o ile nie podejdzie to pod namawianie nieletnich do spożywania alkoholu. Nie chcę was jednak już dłużej zamęczać, więc dajcie mi tylko szansę na krótkie podsumowanie. W porządku?

Wszystkim zainteresowanym hiszpańskim futbolem zdecydowanie polecam zorganizować sobie taki wyjazd, choć oczywiście jego plan oznacza, że nie zobaczy się wszystkich ciekawych miejsc, które powinno się zobaczyć. Pozostaje przez to nieco niedosytu, ale możliwość zobaczenia swoich ulubieńców na żywo wynagradza wszelkie negatywne emocje. Pozwala to również lepiej zrozumieć, na czym polega futbol Realu Madryt i jakie role pełnią w drużynie konkretni zawodnicy, co zdecydowanie przydaje się w życiu. Tak jak bycie madridistą, bo czym byłoby życie bez takich przeżyć?

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!