Advertisement
Menu

Kompromitacja Polaków, awans Anglików

Co dziś działo się na rosyjskich boiskach?

Na początek dzisiejszych zmagań w ramach Mistrzostw Świata w Rosji mogliśmy oglądać zapowiadające się na bardzo jednostronne spotkanie Anglii z Panamą. Przedmeczowe przewidywania się spełniły, choć nikt chyba się nie spodziewał, że Synowie Albionu spuszczą debiutantom na mundialu takie lanie. Wynik 6:1 oddaje to, co działo się na boisku, a Anglicy mogą świętować awans do fazy pucharowej.

Trzy bramki Harry'ego Kane'a, który miał dziś wybitne szczęście, ponieważ dwukrotnie trafiał z rzutów karnych, a raz niemal stanął na linii strzału. Trzeba jednak oddać napastnikowi Tottenhamu, co jego, ponieważ z pięcioma bramkami na koncie jest liderem klasyfikacji strzelców. Dwie dorzucił John Stones, a przy okazji mogliśmy oglądać, jak fenomenalnie przygotowany do stałych fragmentów gry jest zespół „wyspiarzy”. Jednego gola strzelił też Jesse Lingard, zdobywając pierwszą bramkę zza pola karnego dla angielskiej reprezentacji od czasów Davida Beckhama!

Panamczycy potrafili odpowiedzieć tylko jednym trafieniem, ale było to ich pierwsze w historii zmagań na Mistrzostwach Świata. Mimo, że była to bramka na 1:6 i tak naprawdę ekipa z Ameryki Środkowej już żegnała się z rosyjskimi boiskami, to obrazki ludzi w ogromnej radości z Panamy sprawiały, że robiło się cieplej na sercu. W końcu futbol to tylko piękny sport. W 1/8 finału meldują się jednak podopieczni Southgate'a i widać, że nie będą bez szans.

Anglia – Panama 6:1 (5:0)
1:0 John Stones 8' (asysta: Trippier)
2:0 Harry Kane 22' (rzut karny)
3:0 Jesse Lingard 36' (asysta: Sterling)
4:0 John Stones 40'
5:0 Harry Kane 45+1' (rzut karny)
6:0 Harry Kane 62' (asysta: Loftus-Cheek)
6:1 Felipe Baloy 78' (asysta: Ávila)

Anglia: Pickford; Maguire, Stones, Walker; Young, Lingard (63' Delph), Henderson, Loftus-Cheek, Trippier (70' Rose); Sterling, Kane (63' Vardy).

Panama: Penedo; Murillo, Torres, Escobar, Davis; Barcenas (69' Arroyo), Cooper, Gómez (69' Baloy), Godoy (62' Ávila), Rodríguez; Pérez.


Drugie spotkanie było niesamowicie ważne z perspektywy szans naszej reprezentacji na wyjście z grupy. Japonia mierzyła się z Senegalem i oczywiście to zawodnicy z Afryki byli stawiani w roli faworytów, szczególnie ze względu na ich warunki fizycznie. Dużo niżsi i słabiej umięśnieni Azjaci w starciach fizycznych nie mieli szans, więc musieli zaprezentować coś innego. Zapowiadał się dość interesujący mecz.

Japończycy pokazali jednak, że siła to w futbolu nie wszystko. Co prawda początek spotkania zanotowali dość słaby, bo po błędzie bramkarza Sadio Mané wyprowadził swoją reprezentację na prowadzenie. Potrafili jednak wyrównać po bramce Takashiego Inuiego, nowego nabytku Realu Betis, który pod każdym względem rozegrał fenomenalne zawody. Chwilę później Senegalczycy jeszcze raz wyszli na prowadzenie, ale po festiwalu błędów w obronie, poczynając od trzech obrońców skaczących do jednej piłki, na złym wyjściu bramkarza kończąc, powstały z martwych Keisuke Honda wyrównał stan meczu.

Wynik 2:2 utrzymywał się już do ostatniego gwizdka, choć zdecydowanie lepsi byli Japończycy. Grali spokojny, cierpliwy futbol, dominując nad rywalami z Afryki technicznie i taktycznie. Z kolei Senegalczycy byli bardzo chaotyczni i w niczym nie przypominali drużyny, która grała przeciwko Polsce, choć wtedy decydująca mogła okazać się też słaba postawa podopiecznych Nawałki. Taka sytuacja stawia jednak Polaków pod ścianą. Dziś muszą pokonać Kolumbię, żeby mieć większe szanse na wyjście z grupy, a przecież, biorąc pod uwagę formę Japończyków, ostatni mecz również nie musi być spacerkiem.

Japonia – Senegal 2:2 (1:1)
0:1 Sadio Mané 11'
1:1 Takashi Inui 34' (asysta: Nagatomo)
1:2 Moussa Wague 71' (asysta: Niang)
2:2 Keisuke Honda 78' (asysta: Inui)

Japonia: Kawashima; Sakai, Yoshida, Shoji, Nagatomo; Shibasaki, Hasebe; Haraguchi (75' Okazaki), Kagawa (72' Honda), Inui (87' Usami); Osako.

Senegal: K. N'Diaye; Sabaly, Koulibaly, Sané, Wague; B. N'Diaye (81' N'Doye), A. N'Diaye (65' Kouyaté), Gueye; Sarr, Niang (86' Diouf), Mané.


Po remisie Senegalu z Japonią podopiecznych Nawałki i Pékermana czekał prawdziwy bój, którego przegrany mógł już pakować walizki. Polski szkoleniowiec zaskoczył składem, choć niektórzy dziennikarze informowali o tym ustawieniu już kilka dni temu. Z kolei jego kolumbijski vis-à-vis pozmieniał nieco swoją układankę względem pierwszej kolejki, a najważniejszą wiadomością był niewątpliwie powrót Jamesa do pierwszej jedenastki.

Polacy dobrze rozpoczęli mecz i atakowali wysoko podopiecznych Pékermana, ale ci byli w stanie przetrzymać początkowe natarcia. Po chwili boiskowe wydarzenia się uspokoiły i to Kolumbia zaczęła przejmować inicjatywę. Szczególnie groźna była prawa strona, gdzie szaleli Arias i Cuadrado, a często pojawiał się tam także. To właśnie po dograniu pomocnika Bayernu Yerry Mina wyprowadził swoją ekipę na prowadzenie po tym, jak polscy obrońcy zupełnie odpuścili sobie jego krycie w polu karnym. Dziwić mogła też postawa sędziego, bo pomimo bardzo ostrej gry nie zobaczyliśmy ani jednej kartki. W ataku podopiecznych Nawałki brakowało ikry, a Lewandowski walczył z wiatrakami. Na przerwę schodziliśmy więc z wynikiem 0:1, który eliminował Biało-Czerwonych z mundialu.

Druga połowa była w wykonaniu Polaków jeszcze bardziej bezbarwna niż pierwsza. Poza jedyną okazją Lewandowskiego, bramkarz Kolumbii nie był nawet zmuszany do wysiłku i z pewnością gdyby nie temperatury w Kazaniu, to zacząłby się rozgrzewać przy linii bocznej, a i tak nie straciłby bramki. Za Kownackiego na boisku pojawił się Grosicki, ale nic to nie zmieniło. Sędzia nadal postanowił, że kartek nie będzie pokazywał (choć Bednarek raz wyprosił żółty kartonik), a podopieczni Nawałki nie dawali sobie rady z wymienieniem kilku podań, nie angażując środkowych obrońców. Chwilę później sam na sam ze Szczęsnym wyszedł Falcao i sprawił, że Polacy już praktycznie nie mieli czego w tym meczu szukać. Niesamowicie aktywny był James i raz po raz pokazywał, że jest jednym z najlepszych na świecie. Prowadził swoją reprezentację i dawał przykład.

Na kwadrans przed końcem posłał fenomenalne podanie do Juana Cuadrado, a ten zrobił użytek ze swojej szybkości i zostawiając w tyle stoperów reprezentacji Polski, podwyższył na 3:0. W końcówce na murawie pojawił się jeszcze Kamil Glik, a uraz zgłaszał David Ospina, ale ostatecznie kolumbijski bramkarz nie opuścił boiska. Do ostatniego gwizdka nie uległ zmianie i Polacy w ostatnim meczu, przeciwko Japonii, pożegnają się z Mistrzostwami Świata w Rosji.

Polska – Kolumbia 0:3 (0:1)
0:1 Yerry Mina 40' (asysta: James)
0:2 Falcao (asysta: Quintero)
0:3 Juan Cuadrado (asysta: James)

Polska: Szczęsny; Piszczek, Bednarek, Pazdan (80' Glik); Bereszyński (72' Teodorczyk), Krychowiak, Zieliński, Góralski, Rybus; Lewandowski, Kownacki (57' Grosicki).

Kolumbia: Ospina; Arias, Sánchez, Mina, Mojica; Aguilar (32' Uribe), Barrios; Cuadrado, Quintero (73' Quintero), James; Falcao (78' Bacca).

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!