Advertisement
Menu

Bananowy poniedziałek: Superpucharowych (luźnych) przemyśleń kilka

Zapraszamy do lektury

Niedzielny występ Crisitano stanowił podręcznikowy przykład tego, jak powinno się piec kilka pieczeni na jednym ogniu oraz jak we właściwy sposób gospodarować cenny czas.

Dwadzieścia minut – właśnie tyle spędziłem wczoraj na obejrzeniu nowego odcinka Dragon Balla Super. W zbliżonym czasie Ronaldo potrafił tego samego dnia załadować gola z innej planety, pokazać milionom ludzi więcej niż nienaganną sylwetkę po urlopie oraz szybciutko zawinąć się do płaczących w domu dzieci. Zrobił swoje i zajął się innymi rzeczami, tak to powinno w praktyce wyglądać.

Portugalczyk miał jednak ten komfort, że doskonale wiedział, iż koledzy doskonale dadzą sobie bez niego radę. Gol Marco Asensio w debiucie w rozgrywkach był przecież z góry wkalkulowany w ostateczny rezultat. Samo trafienie Hiszpana – najwyższa klasa. Asensio musiałby chyba zacząć codziennie ćpać heroinę, by ostatecznie nie zostać wielkim piłkarzem.

Nie napiszę jednak, że jest on dla mnie murowanym kandydatem do wygrania w przyszłości Złotej Piłki. W przeszłości zbyt często miewałem chybione prognozy. Ostatni strzał kulą w płot? James Rodríguez.

* * *

Miliony złośliwych wypowiedzi, doszukiwanie się we wszystkim antykatalońskiego spisku, prowokujące gesty przy każdej nadającej się do tego okazji, aura nienawiści żywiona względem Królewskich sięgająca najdalszych planet układu słonecznego oraz – co najistotniejsze – przykładanie ręki do największych sportowych kompromitacji Realu w XXI wieku.

Każdy z nas zgodziłby się pewnie ze stwierdzeniem, że obecnie nie ma na świecie drugiego zawodnika budzącego wśród kibiców Los Blancos równie nieprzyjemne odczucia, jak Gerard Piqué. I choć potrafię żywić olbrzymią niechęć wobec niektórych piłkarzy, to jednak paradoksalnie Piqué zawsze bardzo sobie ceniłem, szczególnie w aspekcie sportowym.

Gracze tak poświęcający się dla swojej drużyny i darzący swój klub bezgraniczną miłością to w dzisiejszych czasach gatunek na wymarciu. Oczywiście, jest to miłość ślepa, często zacierająca się z nienawiścią względem odwiecznego rywala, jednak wciąż stanowiąca wartość wyższą niż całowanie herbu chińskiego klubu podczas prezentacji.

Mimo całego mojego uznania (nie mylić w żadnym wypadku z sympatią) uważam jednak, że na tak parszywy występ jak wczorajszy Piqué zwyczajnie sobie zasłużył. Nawet jeśli staram się bowiem postrzegać futbol w nieco mniej prostolinijny sposób, to jednak w takich chwilach bardziej niż kiedykolwiek po prostu czujesz to, po której stronie barykady stoisz.

Poza tym, postawa obrońcy Barcelony idealnie wpasowuje się w wyznawaną przeze mnie teorię, że zła energia zawsze prędzej czy później powraca. Dlatego też na polskich stadionach nigdy nie śpiewam „strzelcie rwą gola” oraz ogólnie staram się być dla wszystkich miłym człowiekiem.

* * *

Pytania o to, czy Barcelona zrobi Realowi szpaler przed pierwszym gwizdkiem starcia na Camp Nou były równie oczywiste, jak to, że przed finałem Pucharu Króla, w którym udział bierze Barcelona, zaraz pojawi się stos artykułów na temat rozgrywania spotkania na Santiago Bernabéu. Podgrzewanie atmosfery w taki sposób jest całkowicie normalne i raczej nie widzę w tym nic nadzwyczajnego, ot typowe dla Hiszpanów gierki.

Szpaleru – co do przewidzenia – ostatecznie nie było i – moim zdaniem – bardzo dobrze. Jaki byłby sens uskuteczniania podobnego gestu po wygraniu przez Królewskich trofeum, które Barcelony w ogóle nie dotyczyło? Równie dobrze Real mógł skorzystać z okazji, że pierwszy mecz był rozgrywany na Camp Nou i zrobić Katalończykom szpaler za triumf w Pucharze Gampera. Tego typu szpaler jedynie zepsułby piękne wspomnienie z 2008 roku. Jasne, życie wspomnieniami nie jest najlepszym podejściem (łatwo się mówi!), ale psucie ich bez powodu również pozbawione jest większego sensu.

* * *

Czas na odsłonięcie w pokoju pamiątkowej tablicy. Wczoraj po raz pierwszy w życiu zgodziłem się bowiem ze słowami komentującego mecz Realu Madryt Leszka Orłowskiego. Choć zdanie dotyczącego tego, że „każde ustawienie bez Isco będzie złym ustawieniem” raczej nie przyczyni się do odkrycia położenia Atlantydy, to jednak nawet tak błaha oczywistość w kontekście Realu Madryt w jego ustach nabiera wyjątkowego smaku.
Szczerze mówiąc, czasem – paradoksalnie – tęsknie jednak za jego komentarzem, nawet pomimo faktu, że na Eleven słucha się go bardzo przyjemnie.

* * *

Już dziś wiadomo, że zbliżające się wielkimi krokami ligowe zmagania znów będą trzymały w napięciu do ostatniej chwili. Wczoraj dobitnie uświadomił mnie o tym pewien Bask w żółtej koszulce. Cóż, w jednym kraju testuje się z powodzeniem VAR, w innym – wciąż tkwi w lesie. Nieraz zastanawiam się, czy za całym tym technologicznym zacofaniem nie stoją media, które przy perfekcyjnym gwizdaniu z dnia na dzień straciłyby połowę tematów na czołówki.

Jeszcze korzystając z okazji – nie, panie Mourinho, gdyby w miniony wtorek sędziowie mogli zobaczyć powtórki, gola Casemiro wcale by nie cofnięto.

* * *

PS Nawet po wczorajszej lekcji poglądowej udzielonej przez Cristiano koniec końców wcale tego Dragon Balla Super nie żałuję. Kto nie ogląda, ten za Barceloną trąba.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!