Advertisement
Menu
/ marca.com

James – historia zapowiedzianego pożegnania

Podsumowanie kariery Kolumbijczyka w Madrycie

James i tysiące Kolumbijczyków na jego prezentacji na Bernabéu. James zdobywający bramkę w debiucie w Superpucharze Hiszpanii. James zrywający pajęczyny z okienka, przewrotki, rogale... James w poprzeczkę w meczu z Juventusem, który mógł zmienić historię. I James konfrontujący się z Benítezem, James uciekający przed policją do Valdebebas, James obniżający poziom na treningach. James zmiennik. Ostrzeżenia Jamesa z Jokohamy o odejściu. James na trybunach w Cardiff.

Od prawdziwego boom w pierwszym roku po dwa rozczarowujące sezony, podczas których tylko momentami przypominał piłkarza z brazylijskiego mundialu. Madrycka „dziesiątka” gasła z każdym miesiącem. Rozwiązaniem okazało się odejście do Monachium, by odzyskać radość pod skrzydłami trenera, u którego zaliczył najlepszy okres gry w Realu Madryt.

Upadek Jamesa rozpoczął się wraz z odejściem Carlo Ancelottiego, który dzięki swojemu stylowi pracy potrafił dotrzeć do tego typu zawodników. Przyszedł Rafa Benítez, który już od pierwszych dni, podczas zgrupowania w Australii, znalazł się na cenzurowanym wśród najważniejszych piłkarzy w szatni. I to właśnie tam powstał pierwszy zgrzyt, kiedy to szkoleniowiec poprosił Jamesa, by ten wrócił nieco szybciej po Copa América. Kolumbijczyk odmówił. W pierwszym meczu La Ligi ze Sportingiem Giójn James usiadł na ławce, a na zgrupowaniu reprezentacji doznał kontuzji. Nie był ulubieńcem Beníteza. Przed Klasykiem wydawało się, że Rafa posadzi Jamesa na ławce, jednak ostatecznie 26-latek wyszedł w pierwszym składzie. 0:4.

Piłkarz powitał 2016 rok z hukiem, spóźniając się na pierwszy trening i uciekając przed funkcjonariuszami policji do Valdebebas. Widok, który nie przystoi żadnemu zawodnikowi Realu Madryt. Efekt? Brak powołania na najbliższy mecz na Mestalli. Jak się okazało, ostatni dla Rafy Benítez.

Przyszedł Zidane. James odetchnął. Zamknął jeden rozdział, otworzył następny. Ale Francuz dał jasno do zrozumienia, że nie bierze pod uwagę zawodników, który nie oddają życia na treningach. Zizou nie widział w Jamesie tego, co oczekiwał. Widział piłkarza apatycznego, bez głodu walki o miejsce w składzie. James tłumaczył się tym, że potrzebuje motywacji – gry i publiczności. Ale kibice, krytycy i sam Zidane zdali sobie sprawę, że Benítez w jednym miał rację. Kolumbijczyk pojawiał się i znikał. Nie potrafił ustabilizować formy i wpływać na grę zespołu tak, jak na początku swojej przygody na Bernabéu. Jamesa nie było w ważnych meczach, które poprowadziły Królewskich do La Undécimy: wygrana na Camp Nou, remontada z Wolfsburgiem, pierwszy mecz z City i finał na San Siro.

O jego odejściu mówiło się już przed rokiem. James był zdecydowany na transfer, co przekazał Zidane'owi. Ostatecznie zmienił zdanie i postanowił przekonać do siebie francuskiego trenera. W klubie wszyscy na niego liczyli. Oczekiwali, że odzyska swoją najlepszą formę sportową, ponieważ marketingowo wszystko działało jak należy. Klubowa księgowa na pewno będzie tęsknić za wpływami do klubowej kasy z tytułu praw do wizerunku i sprzedanych koszulek.

James szybko odpuścił walkę o względy Zizou. Nie potrafił poradzić sobie z ogromną konkurencją w środku pola. Na Klubowych Mistrzostwach Świata bomba wybuchła. Piłkarz nie zagrał w finale i zagroził, że zacznie szukać nowego klubu, jeśli jego sytuacja nie ulegnie zmianie. El Cafetero, już jako zawodnik „Realu Madryt B”, podjął ostatnią próbę, by zwrócić na siebie uwagę. Strzelał, asystował, robił co mógł, by przyczynić się do wygrania La Ligi, jednocześnie zdając sobie sprawę, że to za mało, by załapać się do składu na decydujące spotkania w Lidze Mistrzów. Siedem minut w Monachium i zero w rewanżu, w dwumeczu z Atlético i w finale. James był jednym z tych zawodników, których Zidane odrzucił.

Kolumbijczyk musiał stawić się na poniedziałkowych badaniach całego zespołu, ale wiedział, że jeśli wszystko potoczy się zgodnie z planem, to nie wsiądzie z resztą ekipy w samolot do Los Angeles. Czas Jamesa w Madrycie dobiegł końca, a po słowach piłkarza możemy przypuszczać, że nie zostawił za sobą otwartych drzwi. Tak kończy się ta historia trwającego od kilkunastu miesięcy pożegnania.

Adiós.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!