Advertisement
Menu
/ Bein Sports LaLiga

Ramos: W Realu ciosy, jakie przyjmujesz, są sto razy cięższe

Pierwsza część wywiadu z <i>BeIN Sports</i>

Sergio Ramos był gościem programu „Universo Valdano”, w którym Jorge Valdano, który przez wiele lat związany był z Realem Madryt, przeprowadza długie rozmowy z najważniejszymi postaciami piłki. W pierwszej części 45-minutowej rozmowy Argentyńczyk pytał kapitana Królewskich i reprezentacji Hiszpanii o jego początki, badając skąd tak naprawdę wziął się i jak powstał dzisiejszy Sergio Ramos.

Drogi Sergio, jak świetnie móc się z tobą spotkać i zaprosić do mojego świata. Z tobą można rozmawiać na nieskończenie wiele tematów, bo potrafisz być ze wszystkim na bieżąco. Nie wiem dokładnie, jak to robisz [śmiech Ramosa].
Witam. To wielka przyjemność, Jorge, że znowu możemy się spotkać, że mogę być tutaj i porozmawiać z tobą. Zawsze powtarzam, że jeśli jest jakiś sposób na szybką naukę, to zawsze poprzez rozmowę z tak radosnym i mądrym człowiekiem jak ty. Jak dobrze mówisz, zawsze lubiłem być ze wszystkim na bieżąco, ze wszystkim. Na dobre i na złe, jak to mawiała moja babcia, byle mówili.

Zacząłeś pokazywać to bardzo młodo. Do dzisiaj pamiętam ten biały garnitur, w którym przyjechałeś na zgrupowanie kadry, a właśnie wtedy mówiono o twoim przejściu do Realu Madryt. To wielki akt odwagi ze strony tak młodej osoby.
Tak. To prawda, że musiałem reagować na różne rzeczy i uczyć się bardzo szybko, bo futbol zadaje ci bardzo mocne ciosy. Musisz wyciągać z nich wnioski, bo inaczej zostajesz z tyłu. Odkąd zacząłem, miałem kumulację spełnianych marzeń, którymi praktycznie nie mogłem cieszyć się przez brak czasu, ale zawsze miałem czas na to pozostawanie na bieżąco. Jak powtarzam, mam wielki charakter i praktycznie zawsze mówiłem to, co faktycznie myślałem. Teraz doświadczenie każe ci policzyć spokojnie do dziesięciu, każe ci opowiadać o rzeczach w inny sposób. Krok po kroku rozwijałem się i myślę, że poprawiłem się pod tym względem.

Ale mi opowiesz całą prawdę?
Oczywiście! Możesz być spokojny [śmiech Ramosa i Valdano].

Byłeś takim cudownym dzieckiem. W pierwszej lidze zacząłeś grać w bardzo młodym wieku.
Tak. Miałem szczęście debiutu w wieku 17 lat w Primerze, co dzisiaj jest w zasięgu niewielu. Szczególnie jestem wdzięczny Joaquínowi Caparrósowi, który był pierwszym, który na mnie postawił. Byłem wtedy chłopakiem, który, jak się mówi u nas, ani razu nie zagrał przy świetle. On miał tę odwagę, by postawić na młodego chłopaka, kiedy dokonywano już wielkich transferów, jak na przykład Daniego Alvesa, którego potrafił zostawić na ławce, by wstawić do gry Sergio Ramosa z cantery. Tamten chłopak miał przyszłość, ale był jeszcze nikim, więc zawsze będę wdzięczny Joaquínowi za ten gest.

Caparrós postawił na ciebie, a ty postawiłeś na futbol. Wiemy, że bardzo lubiłeś też walki byków.
Tak, uwielbiałem byki, bo moje miasteczko Camas jest w tym bardzo rozkochane. Pochodzą stamtąd dwie wielkie postaci, Curro Romero i Paco Camino. To był temat pomiędzy tymi dwoma sprawami, ale moja mama błagała, żebym czerpał jednak radość z piłki i nie kazał jej spędzać dramatycznych dni.

Przede wszystkich chciałeś się wybić, prawda?
Cóż, chciałem marzyć, chciałem być kimś i te dwie rzeczy mnie przyciągały, piłka i świat byków. To feeling, jaki masz w młodości i na podstawie którego próbujesz walczyć o marzenie, jakie chcesz spełnić.

Jesteś taką niespokojną osobą. Kochałeś futbol i byki, kochasz flamenco, uwielbiasz konie. Kiedy w końcu postawiłeś na piłkę, przyszła z tym decyzja o odstawieniu nauki na drugi plan To musiało cię wiele kosztować, gdy widzimy, jak ciekawym świata człowiekiem jesteś.
Tak. W moim przypadku, Jorge, wszystko toczyło się tak szybko, że w wieku 14 lat Manolo Jiménez przesunął mnie do drugiego zespołu. Sevilla B to już coś bardziej profesjonalnego. Wychodzisz z kategorii juniorskich, gdzie trenujesz 3 czy maksymalnie 4 dni w tygodniu i wchodzisz do Sevilli B, która trenowała każdego poranka. Do tego sesje odbywały się w takich godzinach porannych jak dzisiaj. To nie były treningi popołudniowe jak u juniorów. Więc musisz podjąć tak ważną decyzję w wieku 14 lat, żeby odpuścić naukę, która dla takiego dziecka jest ważna, na którą rodzice zawsze nakładają priorytet. Musisz zdecydować, czy stawiasz ten krok. W moim przypadku chodziło o trenowanie rano z Sevillą B. W wieku 15 lat grałem już w sparingach pierwszej ekipy. W wieku 16 lat Joaquín zapraszał mnie na normalne treningi z pierwszym zespołem, a grałem w drugim. To wiele zmian dla 14-letniego dzieciaka. Trenowałem rano, do szkoły chodziłem na popołudnie, ale rytm treningów był bardzo wysoki, a w sporcie na elitarnym poziomie musisz żyć tylko i wyłącznie dla niego. Nie ma czasu na nic innego. Do szkoły szedłem na 15:00, a do domu wracałem o godzinie 20. Zahaczałem dom, żeby coś zjeść, o 14:30, ale byłem wtedy praktycznie martwy. Spałem na zajęciach. Dzwonili do mojego ojca, że Sergio śpi na lekcjach. Nie chodziło jednak o to, że nie lubiłem szkoły, że nie chciało mi się odrabiać zadań. Po prostu wtedy już pracowałem.

Trudno wyobrazić mi sobie ciebie zmęczonego przy twoich warunkach fizycznych.
[śmiech] Dobrze, ale to 14-latek rywalizował z 30-latkami i 20-latkami. Rytm był bardzo wysoki i chociaż pod względem fizycznym prezentowałem się dobrze, to ciało potrzebuje odpoczynku, dobrego żywienia i wejścia w tę dynamikę elity, która nie jest normalna w życiu dziecka. Szczęśliwie z czasem Real pozwolił mi rozwinąć się jako piłkarz, ale także jako człowiek. Cały czas się uczyłem i to dla mnie przywilej. Dzisiaj mam już więcej czasu, mogę się lepiej zorganizować, mogę uczyć się angielskiego, dokształcać, dużo czytając. Powoli wypełniałem swoje cele i marzenia, a jeszcze bardziej na wykształceniu będę mógł skupić się, gdy skończy się mój etap w roli zawodnika. Na to zawsze jest czas.

Na pewno takie decyzje o odstawieniu nauki doprowadzały do rodzinnych debat. Ty zawsze nadawałeś rodzinie wielką wagę.
Zgadza się. Zawsze przed zrobieniem ważnego kroku słuchałem rodziców czy brata, który był najbliżej mnie. Oni mówili swoje, ale zawsze szanowali moje wybory. W tamtych czasach byłem dzieckiem i te opinie były takie ogólne, podejmowała je cała rodzina. To była sytuacja z serii teraz albo nigdy, bo dziecko dorasta, może zrobić wielki krok w świecie piłki i trzeba to wykorzystać. Jak coś pójdzie nie tak, wróci na stałe do szkoły i będzie mieć czas na edukację.

Byłeś prawym obrońcą i doszedłeś do pierwszej ekipy. Na czym czy na kim się wzorowałeś? To była długa droga, a dzisiaj jesteś tym liderem. Skąd się to wzięło?
Był Pablo Blanco z twojego kraju, który zawsze powtarzał mi, że w świecie futbolu nie ma już bocznych obrońców [uśmiech]. Mnie bardzo podobało się granie z przodu. W juniorach byłem skrzydłowym i pomocnikiem, chciałem dalej mieć kontakt z bramkami. W tamtych czasach laliśmy rywali bardzo wysoko i uwielbiałem być bohaterem, strzelać gole, rozdawać dedykacje mamie, tacie czy komuś z rodziny [śmiech].

To jak cię przekonali do cofnięcia się?
Ostatecznie powoli mnie cofali do obrony, na środek i na bok. Pablo powtarzał mi często, żebym został dobrym bocznym obrońcą, że dzisiaj nie ma ich za wielu i że to może ta łatwiejsza droga do triumfu. Na tym się skupiałem i w końcu zadebiutowałem w Primerze, potem przyszedłem tutaj… Dochodziła też szczególnie ta przewaga wynikająca z tego, że jako dziecko byłem uniwersalny i trener wystawiał mnie w różnych miejscach. Pamiętam, że raz przegrywaliśmy i Caparrós rzucił mnie do ataku. Ze szkółki też mam nieskończenie wiele wspomnień o trudnych meczach, gdzie szedłem do przodu i zostawaliśmy z tyłu z graczem mniej. Zawsze miałem ten nos strzelca czy duszę „9”, którą mogłem utrzymać do dzisiaj i pomagać mojej drużynie w bardzo określonych momentach.

Przeszedłeś do Realu w wieku 19 lat po operacji, której nigdy do końca nie wyjaśniono i która co jakiś czas budzi nowy konflikt z Sevillą. Czy chciałbyś coś o tym opowiedzieć? Ten temat był mocno przekręcany.
[uśmiech] Jorge, minęło wiele lat i nie robiłem niczego w tym temacie poza ostatnim meczem Pucharu Króla i gestem, który naznaczył wielu ludzi. Nie wyjaśniono jednak dobrze mojego odejścia. Wytłumaczono je i przekręcono, bo w tamtych chwilach chciano opowiedzieć to tak, żeby ochronić wizerunek prezesa. Ostatecznie się odpuszcza. Jestem sevillistą, moja rodzina jest sevillista i tego nie zmieni nikt niezależnie od swoich gwizdów czy opinii. Ostatecznie zostawiasz to na boku, licząc, że z biegiem lat to samo się zmieni. Tak się tu nie stało, ale sevillismo ma mój szacunek, chociaż duża część mnie obrażała i wygwizdywała przy każdej wizycie. Miałem pewne osobiste akty, bardzo symboliczne w przypadku Antonio Puerty, ale w żadnym momencie nie robiłem tego dla tej sprawy, a po prostu wychodziło to ze mnie ze środka, tak się zachowuję. Jestem, jaki jestem, i mam bardzo spokojne sumienie. Wolałbym, żeby było inaczej, ale nie jest i też nie mogłem zrobić z tym nic więcej.

Nic wtedy nie mówiłeś, żeby pomóc Sevilli, a ten zły obrazek zainstalował się w głowach ludzi. Chciałeś pomóc, a stałeś się wrogiem.
Tak. Jak mówię, wtedy dobrze tego nie wyjaśniono, że to nie było wpłacenie klauzuli. To było porozumienie Realu z Sevillą. Sprzedano to inaczej, żeby ludzie nie roznieśli klubu i z czasem może trochę ten problem łagodniał, bo ludzie poznawali powolutku prawdę. W ostatnim czasie miałem tę dedykację po bramce dla części ultrasów Sevilli za obelgi i brak szacunku dla mojej rodziny, nazwijmy to takim buntem, ale oczywiście sevillismo będzie mieć mój szacunek do ostatniego dnia mojego życia.

W Realu wylądowałeś w wieku 19 lat. Wstępnie to chyba nikomu się czegoś takiego nie doradza [śmiech Sergio]. Po pierwsze, mówimy o obrońcach, że muszą być starzy i brzydcy. Ty byłeś młodziutki i przystojny. Zaaklimatyzowałeś się jednak z pewną łatwością, chociaż ta szatnia i ten klub nigdy nie są łatwe dla tak młodego człowieka.
Uważam, że trzeba na to spojrzeć z różnych stron. Klub zapłacił duże pieniądze za młodzieńca, który praktycznie niczego nie osiągnął w świecie piłki. Dla mnie to było też osobiste wyzwanie, żeby odwdzięczyć się prezesowi za wysiłek, jaki wykonał przy tej operacji. To był mój taki pierwszy cel. Przy tym miałem jednak ogromny spokój, bo wiedziałem, że mamy wszystkich galácticos i że jeśli drużyna przegra, to o mnie praktycznie nie będzie się mówić. Czułem się chroniony, bo wiedziałem, że są w zespole Raúl, Ronnie, Beckham, Roberto Carlos czy Iker. O nich wszystkich mówiono szybciej niż o młodziku, który dopiero przyszedł. Uważam, że to była jedna ze spraw, która pozwoliła mi na grę z wielkim spokojem, z wielką wiarą w siebie oraz z wielką radością i chęciami na połknięcie całego świata. Chciałem odwdzięczyć się za postawienie na mnie i pokazać, że do Realu nie muszą przychodzić tylko obrońcy, którzy są weteranami i mają doświadczenie. Że może to być też młody chłopak, który haruje, dokłada pokorę i poświęca się. Ostatecznie miałem wiele podstaw pod to, by móc tu triumfować.

A przejście z boku na środek obrony było dla ciebie czymś naturalnym? Wyglądało, jakbyś przyjął to bardzo spokojnie.
Tak, dokładnie. Wymieniałem pozycje we wcześniejszych latach i nawet niewiele kosztowały mnie zmiany w trakcie jednego meczu, kiedy zaczynałem spotkanie na boku, a kończyłem na środku. To nie było coś, co kosztowało mnie jakiś wielki wysiłek. Trzeba też stwierdzić, że z upływem tych lat, jeśli coś traciłem, to właśnie szybkość. Nie mam tej samej szybkości, co przy dołączaniu do Realu, kiedy potrafiłem w jednym meczu przez ganianie od lini do linii tracić po 3-4 kilogramy. Jednak zyskałem za to doświadczenie i umiejętność ustawiania się. Niezależnie jak bardzo młody piłkarz tego pragnie, to ma pod względem taktyki wiele do nauczenia się i to daje mu czas, to dają mu mecze. Pod tym względem czuję, że mogłem skorzystać z tego przywileju. To była taka inwestycja: zainwestowałem szybkość, zarobiłem doświadczenie.

Jesteś wielkim wzorem obrońcy. Trenerzy ciągle skarżą się, że wszyscy chłopcy chcą być napastnikami, bo oni są gwiazdami i błyszczą. Ty jako obrońca też jednak jesteś bardzo widoczny, bardzo.
[śmiech] Szczególnie w Realu, zgadza się. Real ma ten światowy wydźwięk, który pokrywa każde twoje najmniejsze zachowanie na boisku i poza nim. Wszystko się wyolbrzymia, wszystko ma naprawdę ogromny wydźwięk na całym świecie. Dlatego musisz dbać do perfekcji o każdy najmniejszy detal w każdym swoim zachowaniu. W tym aspekcie ten klub każe ci dojrzewać w jak najlepszy sposób. Dojrzewasz wszędzie, ale w Realu ciosy, jakie są wyprowadzane w twoją stronę, są 100 razy cięższe. Dlatego stajesz się tu silniejszy i szybciej zdobywasz wiedzę niż gdziekolwiek indziej.

Oczywiście urodziłeś się z cechami lidera, ale zyskałeś wiele doświadczenia na swojej drodze. Musisz podpatrywać pewne wzorce, żeby zyskać zachowania, które potem pozwolą ci wykonywać rolę kapitana z odpowiednim autorytetem, jaki masz na pewno dzisiaj. Kim były te osoby, które podpatrywałeś i dzisiaj możesz nazwać odnośnikami?
Myślę, że uczyłem się od wielu ludzi. Zarówno od trenera, który we mnie wierzył, jak i tego, który nie wierzył. W tego, który wystawiał mnie ciągle, jak i tego, który na mnie nie stawiał.

I ty to pamiętasz!
Tak, tak, pamiętam. Jestem trochę zawzięty [śmiech].

Ale ja nie pamiętam, żebyś u kogoś regularnie siedział na ławce.
W jednym roku jako junior miałem wypadek na motorze i wymyśliłem historyjkę, takie kłamstewko, żeby ominąć prawdziwe wydarzenie. Klub jednak się dowiedział, a trener cały sezon zostawiał mnie na ławce. Powiedział, żebym skupił się na futbolu i zostawił na boku resztę spraw.

To też wiele uczy, prawda?
Tak, jasne, dlatego mówię, że nauczyłem się wiele od trenerów, którzy we mnie wierzyli i mnie wystawiali, jak też od tych, których nie było wielu i którzy na mnie nie stawiali. Wszystko było jakąś nauką.

A zawodnicy?
Jestem wdzięczny wielu graczom. Jak dobrze mówiłeś o liderze, Jorge, ja uważam, że liderem się rodzisz, ale potem też tworzysz swoją postać lidera. Ja od dziecka miałem charakter i pewne nastawienie. Na przykład w szkole zawsze ustawiałem się w roli dzieciaka, z którego się śmiano czy któremu próbowano dokuczać. Przez swój sposób bycia zawsze trzymałem się z tymi odważnymi, którzy trzymali tę batutę, ale pod tym względem pomagałem słabszym i nie pozwalałem ich zaczepiać, pokazując, że reszta będzie wtedy miała do czynienia ze mną. To zależy od tego, jaki jest każdy z nas. Ja w trakcie kariery uczyłem się wielu rzeczy od wielu ludzi. W Sevilli B pamiętam Juanjo Bezaresa, który grał w Cádiz i traktował mnie jak brata. Dbał o wychowanków, gdy byli w ekipie mniej ważni gracze, którzy nawet na nas nie patrzyli. Na końcu uczysz się tych zachowań i sam sobie myślisz, że gdy ty będziesz na takiej pozycji, powinieneś dbać o młodych jak Bezares, a nie jak inni, którzy praktycznie nawet się nie witali i patrzyli na nas z góry. Potem w pierwszej ekipie wyróżniali się pod tym względem Darío Silva, który dzisiaj jest moim bliskim przyjacielem, Pablo Alfaro czy Javi Navarro. Ci zawodnicy potrafili zarządzać szatnią, od nich czerpałem pozytywną energię, poznawałem ich nastawienie, sposób prowadzenia ekipy i krok po kroku dojrzewały we mnie te najlepsze cechy.

To jednak też trochę dziwne, że 17-latek już przygląda się w taki sposób weteranom.
Tak. Mój ojciec naciskał na ten aspekt i pokazywał mi, gdzie mam patrzeć. Potrafiłem wracać wkurzony z treningu, bo nie podobały mi się jakieś uwagi trenera, ale nie odpowiadałem mu z szacunku. Wracałem do domu bez kłótni, ale jednak ze złym odczuciem w żołądku i ojciec powtarzał, że mam iść do trenera, porozmawiać, powiedzieć, co myślę. Miałem mówić wprost i mieć spokojne sumienie. On twierdził, że nie mogę wychodzić z treningu z wątpliwościami, że trener zawsze mi pomoże. Dodawał, żebym trzymał się tego czy innego zawodnika. Opiekował się mną niejako Darío Silva, który przeżywał swój ostatni etap w Sevilli. Powtarzał: „Synku, rób to, czego nie robię ja, rób wszystko odwrotnie”. Nie miałem wtedy prawa jazdy, ale on czekał na mnie po treningu, gdy szedłem na dodatkową siłownię. Mówił, żebym się nie martwił. W tym czasie mogłeś go znaleźć na parkingu w aucie, nogi do góry, pił yerbę i czytał prasę w oczekiwaniu na mnie. Darío Silva był wtedy światową postacią i to też pomagało mi tworzyć mój sposób bycia. Potem przeszedłem do Realu, zacząłem żyć z Raúlem, tymi wszystkimi gwiazdami i weteranami, wielkimi kapitanami jak potem Casillas w reprezentacji. Krok po kroku tworzysz sposób bycia dzięki tym wszystkim ludziom, ale wkładasz w to swoją osobowość.

Dzisiaj ta cecha bycia otwartym i mówienia o wszystkim wprost w twarz daje ci odpowiednie wyniki.
Tak, ale po czasie jednak każesz sobie policzyć do dziesięciu, wtedy mówisz różne rzeczy w inny sposób.

Nauczyłeś się też dyplomacji.
Tak, troszeczkę. W Realu uczysz się tego, bo wszystko, co mówisz, na następny dzień jest wszędzie wielkim tytułem. Jeśli możesz wydać neutralne odpowiedzi i opinie, które nie odbiją się na tobie ani na Realu, to tym lepiej. Krok po kroku wypracowujesz poziom równowagi w wywiadach, wyciągając tę płachtę na byki i przesuwając rozmowy na odpowiedni teren.

Jednocześnie rozpocząłeś i kontynuowałeś karierę w reprezentacji. Twoja biografia jest niesamowita. Kamieniem węgielnym pod waszą kadrę tiki taki jest mecz z Danią, w którym wykończyłeś cudowną akcję, w której klepaliście kilkadziesiąt sekund, praktycznie wchodząc im do bramki. Wszyscy uważają, że wtedy narodziła się nowa kadra, a w centrum byłeś ty. Trochę przypadku, trochę jednak pracy i tego poświęcenia, szukania tego szczęścia.
Trafiło mi się [uśmiech]. Myślę, że wtedy zaczęliśmy wykuwać pieczęć hiszpańskiej reprezentacji i całego futbolu, ale podstawy zaczęliśmy tworzyć na mundialu w Niemczech w 2006 roku, gdy przegraliśmy z Francją Zizou. Krok po kroku kreowaliśmy tę mieszankę młodości z doświadczeniem i to było coś świetnego, ale brakowało nam jednak tej przebiegłości i sprytu, jakie miały inne zespoły narodowe. Na przestrzeni tych dwóch lat widzieliśmy solidną Hiszpanię, która miała ogromną równowagę w grze i która zaczęła niesamowicie dominować nad dużo większymi nacjami. Uważam, że krok po kroku nasze wyniki nie były przypadkiem. Istniał ogromny szacunek do naszej drużyny. Nie wiem, czy pojawi się jeszcze taka mieszanka takich zawodników w świecie piłki, ale wyznaczyliśmy epokę i ja mogłem przeżywać od środka ten najlepszy okres w historii hiszpańskiego futbolu.

Żyjesz ze świadomością, że jesteś legendą. Nikt inny wcześniej nie przeżywał czegoś takiego. Już macie poważne miejsce w historii piłki nożnej, a gracie dalej.
Tak. Wiemy, że przeżywaliśmy wyjątkowy czas. Kolejne mistrzostwa Europy, świata i Europy to…

To coś więcej, to odnośnik dla całego futbolu.
Tak. Do tego znalazłem się w środku najlepszej epoki w hiszpańskiej piłce, która stworzyła swojego rodzaju szkołę, jeśli możemy to tak nazwać. Ja w tym uczestniczyłem. Nie wiem, czy jestem legendą, bo jak powtarzam zawsze, Jorge, co roku próbuję się zresetować, by zapomnieć o tym, co wygrałem i podnieść się przed nowym sezonem z tą samą nadzieją, z jaką przychodziłem pierwszego dnia do Realu, z chęcią powiększania CV, z pragnieniem rozwijania się i poprawiania się jako zawodnik, ale też jako człowiek. Jeśli kiedyś to da status legendy czy historycznej postaci, na podstawie której chłopcy będą chcieli rozwijać się i osiągać coś w świecie sportu, to dla mnie byłoby to prawdziwym luksusem i zaszczytem.

Druga część tej rozmowy pojawi się na portalu w ciągu najbliższych kilkudziesięciu godzin. Ramos opowiada w niej między innymi o starciach z Piqué, swoich bramkach, przyszłości czy obecnym okresie Realu Madryt.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!