Advertisement
Menu
/ Weszlo.com

„Bawią mnie zarzuty o bycie żałosnymi kibicami sukcesu”

Wywiad z naczelnym RealMadryt.pl

Czy kibicowanie zagranicznym drużynom stanowi zamach na lokalny patriotyzm? Jak wygląda społeczność kibicowska Realu Madryt w Polsce? Czy wspieranie zespołu z końca drugiego kontynentu jest pójściem na łatwiznę? Czy klub spoza kraju jest w stanie ułożyć człowiekowi praktycznie całe życie? Jak na co dzień funkcjonuje portal RealMadryt.pl? O tym wszystkim w obszernej rozmowie Janusza Banasińskiego dla portalu Weszlo.com opowiada redaktor naczelny portalu RealMadryt.pl, Mateusz Wojtylak.

Jesteś fanem Realu Madryt, jednak w przeciwieństwie do wielu innych osób nie kibicujesz żadnemu polskiemu klubowi. Jak to się dzieje, że od dzieciaka wspierasz wyłącznie klub z kraju, z którego bliżej niż do Polski jest do Afryki?
Wydaje mi się, że powodów jest kilka. W dużej mierze z przypadku i trochę na przekór, ale też dlatego, gdzie się wychowałem, jak byłem wychowany i w jakim środowisku obracałem się, gdy byłem dzieciakiem. Może zabrzmi to głupio, ale chyba nikt po prostu nie zdążył zaszczepić we mnie miłości do Pelikana czy innego polskiego klubu, bo i nie miał kto. Moi rodzice nie wpisują się raczej w obraz stereotypowych Janusza i Grażyny – ona w weekendy w garach, a on z piwem przed telewizorem. Wręcz przeciwnie. Jak byłem mały, formą rozrywki nie było oglądanie meczów, a na przykład czytanie książek, których było tyle, że czasem człowiek się o nie potykał, czy obejrzenie jakiegoś dobrego filmu. Rano też budziło mnie raczej „Whole Lotta Love”, a nie rytmy disco-polo. Ojciec nie chodził nigdy na Pelikana, a nawet jak dostawał karnet na cały sezon w prezencie to oddawał go jakiemuś znajomemu.. I tak co roku. Piłka nożna była w tym domu na drugim biegunie, a w szczególności ta polska i w sumie nie przypominam sobie, żebym za małolata widział w całości chociaż jeden mecz naszej Ekstraklasy. Jeśli już coś oglądaliśmy, to Ligę Mistrzów czy mistrzostwa świata lub Europy.

Czyli – jako rodowitemu łowiczaninowi – nawet Pelikan do ciebie nie przemawia (śmiech).
Najlepiej dla mnie byłoby chyba odpowiedzieć, że im kibicuję, ale daj spokój, rozumiem, że hasło „Against Modern Footbal” i wspieranie lokalnych drużyn jest u nas w kraju bardzo modne, jednak zupełnie mnie to nie rusza. Sprawdzam sporadycznie wyniki ich meczów i zerkam, którzy są w tabeli, ale w hierarchii moich zainteresowań Pelikan oscyluje gdzieś między zagraniczną polityką Szwajcarii a filmami z Borysem Szycem. Dla mnie liczy się tylko Real i bawią mnie te zarzuty fanów polskich drużyn, jakimi to żałosnymi kibicami sukcesu jesteśmy, że fanami sprzed telewizora i w ogóle przeciwnikami polskości, bo jak można wspierać zagraniczny klub. A nie zostałem przecież kibicem Realu, bo tak sobie zaplanowałem, a potem przeprowadziłem rachunek zysków i strat, z którego wynikało, że tak się akurat opłaca, bo są najlepsi i mają najwięcej pucharów. Nie, bo nawet tego nie wiedziałem. Zostałem nim, bo tak podpowiadało mi serce, a nie rozum. Bo nie zakochujesz się w czymś kalkulując i licząc, na dłuższą metę to nigdy się nie uda.

Nie wszyscy są jednak w stanie to zrozumieć.
Ile razy nasłuchałem się już, że co wy możecie wiedzieć o kibicowaniu, skoro nie chodzicie regularnie na stadion i mecze oglądacie w telewizji. Tak jakby istniała jedna słuszna forma bycia kibicem, a bycie fanem klubów z Hiszpanii, Anglii, Włoch czy skądkolwiek indziej było jakimś zawiłym atakiem na Polskę czy własne miasto. Przecież podciąganie piłki pod lokalny patriotyzm i utożsamianie jej z jakimiś wyższymi wartościami to dopiero głupota. Koniec końców – to jedynie rozrywka, a jakoś nie widzę, żeby ktoś miał do kogoś pretensje, że słucha Kendricka Lamara czy Milesa Davisa, a nie Łony czy Maanam. Albo, że woli filmy Scorsese czy Kubricka, a nie Pawlikowskiego czy Wajdy. Doskonale rozumiem, że sport budzi zupełnie inne i często skrajne emocje. Łatwiej też o nawiązanie wspólnych relacji i zbudowanie społeczności, ale skoro mogą być w niej osoby bez podziału na religię czy poglądy polityczne, to czemu w mniemaniu niektórych nie można łączyć się bez podziału na kraj? Tak samo tysiące ludzi w Polsce interesuje się NBA, kibicuje Chicago Bulls czy Los Angeles Lakers i jakoś nikt nie spuszcza na nich lawiny wyzwisk, bo nie wspierają Anwilu Włocławek czy Trefla Sopot.

Wielu ludzi kpi z polskich kibiców zagranicznych potęg także dla tego, bo uważa, że to po prostu pójście na łatwiznę.
A co w tym łatwego? Ja nie muszę jedynie kupić biletu w kasie i wsiąść w miejski autobus, żeby obejrzeć mecz swojej drużyny. Wiąże się to z dużo większymi kosztami i nieco szerszą logistyką. Jeśli jestem na trzech-czterech meczach Realu w sezonie, prawdopodobnie przeznaczam więcej pieniędzy na oglądanie swojego klubu niż kibic Wisły, Lechii czy Śląska przez cały rok. Przykładowo, jeden bilet na mecz z Barceloną kosztuje dobrze ponad 100 euro czyli około 500 złotych. Za tyle samo mógłbym mieć pewnie karnet na cały sezon na Żylecie. A dolicz do tego jeszcze przelot, hotel, kilka dni na miejscu, bo przecież nie jadę tylko na mecz i wracam na drugi dzień, później pomnóż to trzy czy cztery razy. Wyjdzie nie taka mała suma.

Cały wywiad można przeczytać na łamach Weszlo.com.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!