Advertisement
Menu
/ własne

Real rządzi w Madrycie!

Królewscy pokonali nie bez problemów lokalnego rywala z Vicente Calderón aż 3:0!

135. derby Madrytu dla nas! Królewscy pokonali na Vicente Calderón Atlético Madryt aż 3:0! Choć trzeba szczerze przyznać, że wynik absolutnie nie oddaje tego, co działo się na boisku rojiblancos.
Królewscy od początku meczu zostali zepchnięci niemal całkowicie przez gospodarzy do defensywy. Po paru brzydkich zagraniach Figo był niemiłosiernie wygwizdywany przy każdym dojściu do piłki. Znów niestety okazało się, że Madryt jest siedliskiem rasistów, którzy dokuczali Roberto Carlosowi. Na szczęście szybko zapomnieliśmy o wyczynach fanów Atleti, bowiem na boisku sporo się działo. Od pierwszej minuty wyjątkową aktywność przejawiali Torres i Gronkjaer - nowy nabytek Madrytczyków. Już w 2. minucie mógł paść gol, gdy Helguera posłał piłkę obok wychodzącego... Casillasa! Na szczęście piłkę sprzed linii bramkowej zdołał wybić Paco Pavón. Do głosu doszli gospodarze, ale to Królewscy trafili gola. W 15. minucie Solari zagrywa piłkę na lewe skrzydło do niepilnowanego Roberto Carlosa, Brazylijczyk posyła płaskie podanie w pole karne do Zizou, Francuz kiksuje (a może markuje strzał?), a futbolówka trafia do Ronaldo, który technicznym uderzeniem pokonuje Leo Franco. 0:1! Przez następne minuty oglądaliśmy istną obronę Częstochowy w wykonaniu Realu. Jak zwykle najbardziej galaktycznym piłkarzem w składzie Blancos okazał się niezawodny Iker Casillas. W drużynie Atlético zawsze brakowało wykończenia, natomisat Real, gdy już zaczynał akcję ofensywną pokazywał to, co za Garcii Remóna, czyli niebywałą ociężałość. Ponadto rywal znów pokazał, jak gra się z Realem, nie pozwalając się obrócić żadnemu z piłkarzy. I pewnie ta taktyka przyniosłaby korzyść drużynie Cesara Ferrando, gdyby nie "syndrom krzywej stopy" Fernando Torresa, który nijak nie mógł się wstrzelić w prostokąt o wymiarach ok. 7x2m. W jednej sytuacji Ariel Ibagaza wymanewrował całą defensywę Królewskich, by potem z zimną krwią uderzyć lekkim lobem, ale na jego nieszczęście piłka przeleciała tuż obok "okienka" bramki Ikera. Uff! Pod koniec pierwszej połowy Torres zmarnował dwie doskonałe okazje i schodził do szatni rozzłoszczony do czerwoności.
Druga część meczu zaczęła się taką samą nawałnicą gospodarzy, którzy wyraźnie przeważali nad lokalnym rywalem. W tym okresie trudno było powiedzieć dobre słowo o jakimkolwiek piłkarzu Realu, z wyjątkiem Casillasa rzecz jasna. Znów uratował drużynę przed stratą gola, gdy Jesper Gronkjaer "huknął" w krótki róg. Z Duńczykiem słabo radziłsobie Arbeloa, który pomimo przegrywanych pojedynków z byłym graczem Chelsea spisywał się całkiem dobrze. Nie można tego powiedzieć o środkowych obrońcach, któzy między 60-65. minutą popełnili dwa poważne błędy. W obu sytuacjach okazje marnował nie kto inny, jak kapitan rojiblancos - Fernando Torres. Gra się zaostrzyła, a najbardziej ucierpiała na tym... kibicka, która przy silnym wybiciu na aut przez Lópeza oberwała prosto w twarz. Au! Atlético zamykało Królewskich niemal we własnym polu karnym, kiedy w 81. minucie przy wielkim chaosie na przedpolu bramki Leo Franco piłkę do Solariego posłał nasz kapitan, Argentyńczyk pognał w pole karne, z zimną krwią zwiódł rodaka i posłał silną piłkę do pustej bramki! 0:2! Gospodarze załamali się. Trzy minuty później padł kolejny gol! Za niemrawą akcją podążyło trzech piłkarzy Królewskich, piłka trafia do Zidane'a, który fantastycznie wypuszcza w bój Ronaldo. Brazylijczyk doganiany przez stoperów Atleti posłał piłkę po ziemi pod nogami Franco. 0:3! Pogrom, ale niezasłużony dla "pasiastych".
Pod koniec kontuzji doznał jeszcze ZZ, utykając opuścił boisko. Oby nie było to nic poważnego! Możliwe, że ostatni występ w barwach Królewskich zaliczył Fernando Morientes, kuszony ofertą przez FC Liverpool. Królewskim mecz nie wyszedł, choć stuprocentowa skuteczność pod bramką rywala może cieszyć. Za to nie można być zadowolonym z gry defensywnej zespołu, w której jako jedyny z dobrej strony pokazał się "żółtodziób" Arbeloa, dotrzymujący jako tako kroku rewelacyjnemu Gronkjaerowi. Za ojca naszej wiktorii można bez wątpienia uznać Ikera Casillasa, który rozegrał jeden z najlepszych spotkań w tym sezonie. Na pochwałę zasługuje też Beckham, który choć niewidoczny, wypełniał poprawnie obowiązki defensywnego pomocnika często dublując pozycję prawego obrońcy! Jednak ekipa Luxemburgo niewiele różni się od tej Camacho, czy Remóna, na efekty pewnie przyjdzie nam poczekać. Oby jak najszybciej się one ukazały! Póki co cieszmy się tym, że rządzimy w stolicy! Hala Madrid!

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!