Advertisement
Menu
/ Cadena SER

Arbeloa: Mam czyste sumienie (cz. 2)

Pożegnalny wywiad w radiu <i>SER</i>

Álvaro Arbeloa w nocy był gościem specjalnego wydania programu El Larguero na antenie radia Cadena SER. Drugą część przeprowadzono na ławce rezerwowych na Santiago Bernabéu. Pierwszą część z szatni możecie znaleźć tutaj.

[prowadzący De la Morena] Wracamy na Bernabéu z Arbeloą. Álvaro, kiedy teraz przeszliśmy tunelem na murawę, to Bernabéu robi wrażenie, prawda? Taka cisza, jakby spało.
Tak. Zawsze powtarzałem, że to jedyny stadion, który jest w stanie zaimponować ci, będąc pustym. To coś fantastycznego.

Ta cisza.
Tak, to coś niesamowitego. To najlepszy stadion na świecie.

Kiedy wychodzisz na murawę i słyszysz ten hałas, podnosi się adrenalina, prawda? To musi na ciebie wpływać.
Na początku to ten skok, adrenalina, ten okrzyk ludzi, to zawsze pomaga zawodnikowi. To jasne.

Pamiętasz swój pierwszy raz?
Tak. To było w Pucharze Króla przeciwko Valladolidowi. Wtedy trenował nas Luxemburgo. Tam zremisowaliśmy 0:0, a tutaj 1:1. Wyrzucili nas z rozgrywek. To był mój debiut tutaj.

I pamiętasz wejście tymi schodami? Wielkie podekscytowanie, co?
Tak, podekscytowanie i dosyć duże nerwy. Wielkie nerwy, bo to był pierwszy raz. Stadion był pełny jak zawsze i chociaż zawsze starasz się być skoncentrowany, to jednak zawsze to jakoś na ciebie wpływa.

Wychodzisz, rozglądasz się. Wiesz, gdzie siedzą twoi bliscy?
Teraz zmieniono im miejsce. Obecnie siedzą na trybunie południowej, rodziny zawodników mają swoją lożę. Wiemy, gdzie siedzą i pierwszym, co robimy po wyjściu, jest przywitanie się z nimi.

Przed tym meczem z Valladolidem zagrałeś chyba w pierwszym składzie przeciwko Atleti, ale na Calderón?
Tak. To był 15-20 dni wcześniej, zagrałem w derbach na Calderón. Wygraliśmy 3:0. Mam dobre wspomnienia z tego spotkania. Jednak już po tym starciu nie zagrałem więcej, ta wpadka trochę nas kosztowała.

Wyjście na Calderón było inne od wyjścia na Bernabéu?
Z tamtego dnia pamiętam rozgrzewkę, że mieliśmy trochę poklepać w parach i ja miałem grać z Raúlem. Taki pech, że miałem grać z nim, a nie na przykład z Pavónem. [śmiech] Miałem do niego taki szacunek, że ta noga drżała mi nawet na tej rozgrzewce. Doskonale to pamiętam. Matko moja!

A co on ci mówił?
Nic wielkiego. Był taki spokojny, dopingował mnie, starał się uspokoić moje nerwy, ale prawda jest taka, że tamtą rozgrzewkę z Raúlem zapamiętam na zawsze.

A powiedz mi, gdy masz pełny stadion, jest ta atmosfera, to słychać wszystko? Czy raczej jesteś tak skoncentrowany, że nie słyszysz niczego?
Cóż, często nie słyszysz niczego. Znaczy słyszysz ten hałas, ale pozostajesz skoncentrowany. Jednak można usłyszeć w nim wiele rzeczy.

Ale jak źle podasz, to słyszysz ten pomruk?
Tak, tak, to słychać.

To cię dotyka?
Tak, jasne. Szczególnie przy pierwszych razach, kiedy robisz coś źle, słyszysz to poruszenie czy kiedy masz zły dzień i stadion na ciebie gwiżdże. Poradzenie sobie z tym wiele kosztuje. Jednak też prawda jest taka, że to bodziec, to wymagania tych kibiców. Kiedy jesteś tu już dłużej, potrafisz sobie z tym poradzić, wiesz, że ci ludzie chcą oglądać najlepszych, że musisz być w każdym meczu na najlepszym poziomie. Dla mnie to zawsze był bodziec do dawania z siebie wszystkiego najlepszego.

Popatrz jak prezentuje się ta murawa. Padało cały dzień, a trawa jest nieskazitelna.
Tak, tak, Paul [Burgess; szef ds. boisk w Realu Madryt] wykonuje swoją pracę znakomicie.

Dobrze znasz Paula?
Tak, świetnie się znamy, bo zawsze z nim walczymy o murawy. [śmiech]

Skarżycie się na taki dywanik?
Ciągle mu powtarzamy, że chcemy króciutkiej trawy, bardzo króciutkiej, żeby piłka nie stawała. Pod tym względem jesteśmy trochę nieznośni.

Ale on chyba jest jednym z najlepszych, nie?
Słuchaj, no raczej. Dla mnie jest najlepszy.

To może być ostatni raz, kiedy wchodzisz na tę murawę.
Tak. Jeśli niczego nie wygramy, to tak. Oby Bóg chciał, żebyśmy coś wygrali i mogli wrócić tutaj na świętowanie. Wtedy będzie ostatni raz, ale może jeszcze zagram w barwach weteranów. Ale to dopiero za kilka lat.

Może jeszcze jako profesjonalista po transferze do Włoch.
[śmiech] Odchodzę tam co roku. Nic o tym nie wiem. Ale może i wrócę jako rywal, nigdy nie wiadomo.

Jak byś to widział? Powiedzmy, że odchodzisz do Napoli, zejdziesz tunelem jak my przed chwilą i zobaczysz to wszystko.
To byłoby dziwne. Kiedyś miałem tak z Liverpoolem. To był jedyny raz, gdy zagrałem tu w roli gościa. Wtedy może nie byłem w Realu tak długo jak teraz, ale to byłoby na pewno dziwne, bo przebierałbym się w drugiej szatni i musiałbym przejść schodami po drugiej stronie.

Jakiego meczu nigdy nie zapomnisz?
Tutaj w domu? Miałem ich wiele. Mam świetne wspomnienia z dnia, kiedy strzeliłem bramkę Atleti, bo...

A weź. [prowadzący to kibic Rojiblancos]
[śmiech] Przykro mi. Miałem tu wiele pięknych chwil. Przeciwko Barcelonie też mieliśmy mecze, w których graliśmy bardzo dobrze. Każdy mecz był dla mnie fantastycznym doświadczeniem, niezapomnianym. Zawsze powtarzam, że każda minuta na tej murawie była jedną z tych najlepszych w życiu.

A jakiej akcji na tym stadionie nigdy nie zapomnisz?
Pamiętam wiele z czasów, gdy przychodziłem jako kibic. Doskonale pamiętam bramkę Ronaldo przeciwko Atleti zdobytą w 14. sekundzie. Siedziałem tam wysoko. Mam wiele wspomnień z czasów, gdy grałem w Juvenilu i Castilli, przychodziłem na mecze. Tam piłkarze są malutcy. [śmiech] Świetnie pamiętam tamte dni.

A twoja akcja?
Nie wiem.

Jakieś podanie? Wślizg?
Pamiętam taką ciekawostkę, że nie zdobyłem wielu goli, ale te 2-3 strzeliłem na południową trybunę. Miałem szczęście, że mogłem zadedykować je rodzinie. Nie trafiłem nigdy na tę drugą bramkę.

Zawsze miałeś więcej sympatii wobec tej trybuny południowej?
Sympatii? Nie wiem. [śmiech] Raczej chodzi o to, że w drugiej połowie najczęściej atakujemy właśnie tam, a wtedy mecze się otwierają, pada więcej bramek. Nie znam statystyk, ale raczej trafiamy dużo w drugich połowach.

A akcja czy moment, którą wymazałbyś ze swojej kariery?
Byłoby o to trudno. Jednym z meczów, który mocno mnie naznaczył, było starcie z Alcorcónem, kiedy przegraliśmy 0:4. To był jeden z najcięższych dni, jakie tutaj przeżyłem. Było ciężko. Jak mówiłem też, odpadnięcie z Bayernem, do tego Lyon. To było siedem lat radości, ale także trudnych momentów.

Kopnięcie Ikera, wtedy zaczęło się wszystko.
To było na Mestalla.

Taki przypadek, a wywołał taki rozłam, co?
Cóż, wtedy już nasze stosunki nie były najlepsze, ale to nie był problem, bo ta akcja była całkowicie przypadkowa.

A zobacz, że zazwyczaj obrońcy mają najlepsze stosunki z bramkarzami.
Cóż, nie wiem czy z bramkarzami. Ja mam szczęście, że mam dobre stosunki ze wszystkimi i to nie zależy od pozycji.

Dzisiaj Iker opublikował dla ciebie wiadomość na Twitterze. Czytałeś ją?
Na Facebooku.

Czy na Facebooku. Co sądzisz?
Jestem wdzięczny, bo nie miał żadnej, żeby to robić. Jeśli tak zrobił, to tak czuł i chciał. Nikt go nie zmuszał, nie miał żadnej potrzeby, tym bardziej teraz, gdy jest wolny w mówieniu tego, co chce i robieniu tego, co chce. Jestem wdzięczny.

Do tego ciepłe słowa od Piqué.
Cóż, kolejny, który nie musi mówić niczego.

On powiedział coś takiego, że nie musieliście dochodzić aż do takiego momentu.
Ja pod tym względem pozostaję dosyć spokojny. Moim zdaniem jedynym, co robiłem, było bronienie mojej drużyny. Nie obraziłem Barcelony, nie obraziłem żadnego kibica czy zawodnika. Ja mam czyste sumienie. Sądzę, że nie pomyliłem się, bo broniłem swojej drużyny, a jeśli się pomyliłem, bo będę mylić się do końca życia, bo dalej będę robić to samo.

Jesteś taki rozsądny i wyważony, więc chcesz mi powiedzieć, że nigdy nie pytałeś siebie w jaki sposób doszedłeś do niektórych tych spornych sytuacji czy wojenek?
Jak mówię, starałem się zachowywać szacunek i sądzę, że tak było. Będę taki dalej. Przestaję być zawodnikiem Realu, ale w dniu, kiedy Real będzie mnie potrzebować, stawię się i będę go bronić niezależnie od miejsca. Sposób, w jaki robiłem to dotychczas, zawierał moim zdaniem szacunek dla innych, dla wszystkich. Starałem się, żeby nikt nas nie deptał. Robiłem to wszystko, bo uznawałem, że to jest potrzebne.

Uznajesz siebie za głównego obrońcę tej drużyny w tej walce?
Nie. Głównego nie, chociaż może zobaczyłem, że jestem trochę sam w tej walce, kiedy wielu dziennikarzy odwróciło się od Aitora Karanki, kiedy on przyszedł na konferencję, a oni wyszli. Wydawało mi się to gestem bez szacunku. Pamiętam twitt, w którym podkreśliłem pozycję klubu, że nie będziemy uginać się pod szantażami czy takimi gestami. Myślałem, że po mnie wyjdzie reszta kolegów, ale zostałem sam. [śmiech] Wtedy zrozumiałem, że w takich sprawach mogę być trochę sam.

Nie przyszedłem się z tobą kłócić, ale nie pomyślałeś o tym, że jako jedyny poszedłeś w innym kierunku?
Dalej myślę, że moje zachowania były poprawne.

Wiesz, ten Karanka, dziennikarze też byli wielokrotnie upokarzani.
Nie wiem. Możemy o tym dyskutować, ale uważam, że jeśli profesjonalista wychodzi na konferencję prasową, to nie brakuje tu szacunku do nikogo. Był zawodowcem, jak każdy inny. Był naszym drugim trenerem w tamtym momencie. Reprezentował nas w najlepszy sposób. Myślę, że jest wiele sposób na pokazanie, że się z czymś nie zgadzasz, że nie popierasz czegoś. Jednak moim zdaniem sposób, jaki wybrało wielu z twoich kolegów, nie był odpowiedni. Dalej myślę to samo po chyba sześciu latach. Myślę, że wtedy postąpiłem dobrze i zrobiłbym znowu to samo.

A nie myślałeś, żeby teraz wszystko załagodzić? Że odchodzisz i trzeba to zamknąć? Że na przykład poprosisz Piqué o rozmowę. Czy z Ikerem? Nie myślałeś, żeby pozamykać te sporne tematy?
Mam takie szczęście, że absolutnie nie jestem zawistnym człowiekiem, bo wierzę, że nienawiść i zawiść na końcu niszczą tylko ciebie samego. Moje stosunki z Ikerem opierają się na całkowitym szacunku. Jeśli teraz bym go zobaczył, nie byłoby żadnego problemu z przywitaniem się, a wręcz przeciwnie. Z Gerardem nie mam takich stosunków, ale też nie mam wobec niego żadnego żalu za to, co o mnie mówił.

On może powiedzieć to samo, ale czy nie trzeba powiedzieć sobie tego wprost?
Powiem poważnie, bo ludzi też to już męczy. Moim zdaniem jest jednak różnica w tym, co ja mówiłem mu, a co on mówił mi.

Więc może warto to rozwiązać?
[uśmiech] Nie ma żadnego problemu. Na pewno ty też miałeś problem z jakimś kolegą, którego nie ma już przy tobie i nie rozwiązywaliście tego w specjalny sposób.

Z więcej niż jednym.
No właśnie. Może więc ty też zadzwoń do nich?

Na pewno. Tak zrobię.
Opowiedz mi potem o tym.

Jasne. Już nam mówią, żeby wchodzić do środka, ale zostajemy na razie tutaj, nie?
Zostajemy.

***

Bernabéu śpi, poza nami nie ma tu ani jednego dźwięku. Jednak ten obiekt przytłacza nawet, gdy śpi, prawda?
Mówiłem, że jest niesamowity, gdy jest pusty. Wiele razy gdy zaczynamy zgrupowania na stadionie, wychodzisz na murawę, widzisz pusty stadion, ale wiesz, że jutro będzie pełny. To wyjątkowe uczucie.

A ławka, na której właśnie siedzimy? Jaka jest?
Tutaj znosi się to najgorzej. Na niej odczuwasz wiele nerwów.

Ale teraz brakuje jednego rzędu, prawda?
Brakuje przedniego rzędu. Tam siedzą trenerzy, lekarze, fizjoterapeuci czy Chendo. My siadamy z tyłu.

Dużo rozmawiacie? Macie odwagę do komentowania meczu w obecności trenera?
Jeśli coś mówimy, to wspieramy raczej kolegów. A jeśli już rozmawiamy, to mamy ten zwyczaj zasłaniania ust, bo wiemy, że zazwyczaj nakierowana jest na nas jedna kamera. [uśmiech] Jednak zazwyczaj rozmawiamy między sobą.

Czy na ławce czuje się brak zrozumienia?
Nie, ale to trudne uczucie, bo jednak w życiu grasz w piłkę i musisz przebywać na murawie. To trudne chwile.

A dlaczego zawodnicy schodzą tacy wkurzeni, gdy widzą, że wchodzi za nich druga osoba, kolega z ekipy?
Bo jesteśmy dosyć dużymi egoistami. Myślimy o sobie i każdy chce grać, grać 90 minut, to jest normalne.

Kończy się mecz. Wracasz do długiego tunelu. Najciekawsza historia z tego tunelu po meczu?
Tam działo się wiele rzeczy. Kilka kłótni, ale zazwyczaj po meczu idziesz od razu do szatni. Są jednak mecze z napięciem i spotykasz rywala po spotkaniu, wtedy mówicie sobie wszystko. To jest normalne, było tak wiele razy. To owoc napięcia.

Często wymieniacie się koszulkami, ale w tych napiętych momentach to chyba nie ma o tym mowy. Koniec i do dowiedzenia.
Tak jest. [śmiech] Nie ma koszulki, nie ma niczego. To jest normalne.

Czy najgorszymi wspomnieniami z tunelu są tamte mecze z Barceloną, gdzie zerwaliście stosunki w reprezentacji?
Nie, w reprezentacji...

Te mecze za Mourinho, palec w oku, kiedy wszystko padło.
Nie padło, ale myślę, że wtedy problemem było to, że odbyło się mnóstwo Klasyków w krótkim czasie. Wiesz, ja widziałem tutaj mecze jak Hierro walczył z Enrique, jak Zizou z Enrique, co przypominano całkiem niedawno. W każdym Klasyku czy w każdych derbach z Atleti są obrazki z napięciem, chwile, kiedy piłkarze ścierają się bezpośrednio ze sobą. Tak było całe życie. Być może chodzi o to, że było wiele taki meczów w krótkim okresie.

Jak przetrawialiście to na reprezentacji?
Tak, że to są dwie różne sprawy. To coś, czego moim zdaniem nigdy nie zrozumiano, że gdy jesteś w swojej drużynie, to starasz się robić wszystko jak najlepiej dla swojej drużyny, a rywale z naprzeciwka nie są wtedy kolegami z kadry. Druga strona czuje to samo. Gdy w reprezentacji mierzyłem się z Crisem, Pepe czy Fábio Coentrão, to nie chciałem z nimi nawet gadać, wtedy nie byliśmy żadnymi przyjaciółmi. To jest futbol. To jest piękne, że bronisz do śmierci swojego herbu czy swoich barw. Nie znasz wtedy tych ludzi z drugiej połowy.

Tak, ale trochę wcześniej wygraliście EURO w Kijowie. Chyba selekcjoner poprosił o telefon, który Iker wykonał do Xaviego. Powiedz mi, dlaczego ten najtwardszy rdzeń w Realu Madryt nie zrozumiał tego zachowania?
Sądzę, że tamten telefon był na początku sezonu ligi rekordów. Nie było żadnego problemu po tym telefonie Ikera do Xaviego. Życie toczyło się normalnie, zdobyliśmy mistrzostwo. Być może nadano za dużą wagę rzeczy, która nas za bardzo nie obchodziła. Myślę, że ludzi mogło zaboleć to, iż ujawniono tę rozmowę i jak do niej doszło.

To was zabolało?
Mnie nie, ale tak zrozumiałem z przekazów ludzi, których słuchałem. Po prostu to.

Ale dlaczego? Porozmawiali, taka była natura tej sytuacji.
Nie wiem. Dla mnie to nie ma znaczenia. Iker nie mówił mi, że dzwonił, ja też mu niczego nie kazałem robić.

Dowiedziałeś się z mediów?
Tak.

I o co go zapytałeś?
O nic.

Nie?
Nie.

Dlaczego? Bo wasze stosunki były już fatalne?
Nie, przeciwnie.

Ale chyba ciągnie do zapytania, że czytałeś to, że co mówiliście, że dlaczego taki telefon?
Kiedy przeczytałem, to stwierdziłem, iż musi to być prawda, bo jeśli ja dzwonię do ciebie i pojawia się to w prasie, to któryś z nas musiał o tym powiedzieć. Nie ma innego sposobu. Ja nie nadawałem temu znaczenia, tak samo szatnia, a w tamtym sezonie wygraliśmy ligę. Genialną i fantastyczną ligę. Nasze stosunki były fantastyczne, nie było żadnych problemów. W reprezentacji też było świetnie i wygraliśmy EURO.

Mówisz, że jesteś przyjacielem Mourinho. Dlaczego ta sytuacja tak go wkurzyła?
A wkurzyła?

Mourinho tak. No tak sądzę.
Nie wiem.

No chyba rozmawialiście na ten temat.
Nie.

Nie powiedział ci, że to, co robi Iker, mu się nie podoba?
Nie mówił nigdy na ten temat i nie wiem, czy go to zabolało. Może kiedyś będziesz mógł go o to zapytać, ale ja nigdy nie słyszałem, żeby mówił o tym telefonie. Powtarzam, że to było latem, po którym wygraliśmy ligę. Według mnie, ten telefon nie miał żadnego efektu ani wpływu w szatni, bo po nim byliśmy w stanie wygrać ligę przeciwko Barcelonie.

Czy był jakiś moment, w którym czułeś się źle odbierany w kadrze przez swoich kolegów i tych z Barcelony?
Nie. Nigdy. Nie mogę niczego zarzucić żadnemu graczowi Barcelony, jeśli chodzi o traktowanie w kadrze. Niczego.

A selekcjonerowi? Skończyliście trochę rozdzieleni, bo chyba powiedziałeś, że miałeś ogromne nadzieje na wyjazd do Brazylii, a on cię nie zabrał. Czekałeś na telefon, nie było go. To samo opowiadał ostatnio Torres, że też zabrakło mu tego telefonu. Del Bosque odpowiadał, że on wtedy do nikogo nie dzwonił. Może tak było, ale ty potem dodałeś, że nawet nie oglądałeś już tamtych meczów kadry.
Cóż [śmiech], powiedziałem, że tamte spotkania kadry wykorzystałem na wyjazd z rodziną, byłem w podróży. Prawda jest taka, że zgrupowania reprezentacji zabierają ci czas z bliskimi i wtedy chciałem to wykorzystać. To normalne, że kiedy spędzam czas z nimi, to trudniej o oglądanie spotkań Hiszpanii. Co do Vicente, jestem mu bardzo wdzięczny, bo kiedy przychodziłem tutaj w wieku 19 lat, to stało się tak również dzięki niemu, on był także obserwatorem Realu Madryt. Potem w kadrze traktował mnie zawsze z szacunkiem i sympatią, chociaż prawdą jest także to, że zabolała mnie jego wypowiedź o tym, że moje gadanie jest niepotrzebne. Powiedział to ostatnio właśnie o moich komentarzach dotyczących kadry.

Trochę mocne słowa z twojej strony, nie? Powiedziałeś, że teraz to nawet nie oglądasz reprezentacji.
No nie, tłumaczyłem ci to. [uśmiech] Powiedziałem, że nie chodzi o nieoglądanie, ale o wykorzystanie tamtego okresu na pobyt z rodziną. Teraz nadchodzi EURO i na pewno będę ich oglądać i dopingować. Na mundialu oglądałem starcie z Chile. Przegapiłem ostatni mecz, kiedy byli już wyeliminowani. Chcę jednak powiedzieć, że nie można wątpić w to, co robiłem dla kadry i że zawsze będę z tą drużyną. Co do Vicente...

To dobry człowiek.
Jasne, jasne, on ma mój cały szacunek i prawo do mówienia mi, co mu się podoba. Naprawdę ma moje pełne zaufanie, ale chciałbym, żeby nie tylko o mnie się tak wypowiadał, że coś tylko u mnie jest przesadą, ale żeby zwracał uwagę na to samo u wszystkich.

Może jesteś mu bliższy, bo sprowadzał ciebie do Realu.
Oczywiście, ale to boli mnie właśnie bardziej, bo robi się z tego sprawy klubowe i że można to robić tylko w takim kręgu. Wygląda, że mnie można zawsze skrytykować, a innych nie. Więc miałem z nim świetne stosunki, ale takie zachowania trochę bolą.

I widzisz, masz kolejną rzecz do rozwiązania.
Ładnie mi tu to wyliczasz. [uśmiech] Naprawiamy tu świat.

Wiesz, niektórzy ludzie są tego warci, nie można się na nich obrażać.
Na przykład?

On jest jedną z nich.
Ale ja nie jestem na niego obrażony. Po prostu kiedy mówię, że nie widziałem tylko tamtych meczów, to nie stwierdzam, że chcę, aby ta drużyna zawsze przegrywała. Mam tam wielu przyjaciół, życzę im jak najlepiej. Mam może taki etap, kiedy po prostu nadaję temu mniejszą wagę, bo spędzam czas z rodziną, bo próbuję w czasie tych przerw trochę odłączyć się od piłki. Chodzi tylko o to.

Zostawiamy to. Zaraz wejdziemy do środka. Kończy się mecz. Wchodzisz do szatni, gdzie zaczynaliśmy program. Wygraliście mecz. Jaki jest ten protokół? Co się dzieje? Pierwszym, co robisz, jest...
Podchodzę do szafki, siadam, ściskasz się z każdym, kogo zobaczysz. Gratulujemy sobie wszyscy nawzajem. Teraz oczywiście normalnym jest, że każdy bierze za telefon. Wszyscy! Wszyscy coś sprawdzają, kto dzwonił, kto pisał.

Twój pierwszy telefon to?
Do żony, ale to już po prysznicu i takich rzeczach.

A pierwsze wiadomości przychodzą od kogo?
Od różnych ludzi. Najwięcej od przyjaciół z komentarzami dotyczącymi meczu. Mam ich wiele, WhatsApp trochę mi się zacina.

A kto wchodzi do waszej szatni? Schodzi prezes?
Tak, zazwyczaj zawsze do nas schodzi.

Kto jeszcze? Ostatnio pojawił się król z infantką. Powiedzieli wam, żebyście się odpowiednio zaprezentowali?
Tak.

A kto się tym zajmuje? Carlos [Carbajosa; szef prasowy]?
Nie pamiętam. Ktoś od tych sprawy, od protokołu i zachowania. Może Manuel Redondo z biura prezesa.

Wchodzi król. Co powiedział?
Nic. No gratulował. Ja rzuciłem, żeby wszyscy byli ostrożni, bo wchodzi kibic Atleti. [śmiech]

A on na to?
Nic. Był bardzo sympatyczny. Życzył szczęścia i powiedział, że zrobi wszystko, by obejrzeć mecz w Mediolanie, bo zagrają dwie hiszpańskie ekipy. Był bardzo sympatyczny.

Kto po meczu decyduje o tym, który z was pojawi się w strefie mieszanej? Carlos?
Carlos.

A dlaczego was kosztuje to tak wiele? Dlaczego tak wielu z was nie chce tam wychodzić? Kiedy przegrywacie, nikomu nie chce się rozmawiać.
Wtedy nikt.

A dlaczego?
Bo jest ciężko. Nie jest łatwo wtedy wyjść, żeby zmierzyć się z wieloma pytaniami zadawanymi w złej wierze.

Ale dlaczego w złej wierze?
Tak jest, tak jest. [śmiech]

Pytania są proste: co się stało, dlaczego, przez co.
Gdyby było tak łatwo, wychodziłby każdy. [śmiech] Nie jest łatwo wyjść i reprezentować drużynę, gdy rozegraliśmy zły mecz, gdy przegraliśmy. Wymagania tutaj są ogromne i trzeba mieć do tego ogromną osobowość.

Skąd wzięło się to hasło o Spartaninie, którym często siebie określasz?
Wzięło się z mundialu w Afryce. Wtedy wyszedł ten film „300”, a w szatni pojawiały się okrzyki, których używali bohaterowie. Potem ten przydomek wyciągnął mi Pepe Reina na świętowaniu tytułu, które prowadził. Od tamtego czasu.

Czytasz wiele powieści historycznych, prawda? Czytasz Santiago Posteguillo.
Tak, jestem wielkim fanem.

Ja też, są świetne, co?
Doskonałe.

Czytasz pierwszą trylogię?
Już drugą, ale tym razem poczekałem na wszystkie książki, żeby przeczytać je jedna po drugiej.

Ostatnia książka to Santiago Posteguillo to „Legión perdida”. Fantastyczna.
Polecam wszystkie każdej osobie, która kocha powieści historyczne. Santiago to kawał cracka, pozdrawiam go.

Jak chcesz zostać zapamiętany?
Kogo zapytasz, taką opowie ci historię. Każdy ma swój punkt widzenia. Prawda absolutna nie istnieje.

Ten rok był dla ciebie...
Trudny.

Chciałem powiedzieć, że wręcz anonimowy.
Nazywaj to jak chcesz, ale było bardzo ciężko.

Dlaczego?
Bo praktycznie nie grałem.

Nie wyobrażałeś sobie, że tak będzie?
Nie.

Ale widziałeś, że kupili Danilo, a był jeszcze Carvajal.
Wierzyłem, że na podstawie pracy da się osiągnąć wszystko. Mam szczęście, że grałem z kolegami, którzy urodzili z talentem. Jedni mają go do piłki, inni do opowiadania historii, jeszcze inni wymyślają melodie i po sekundzie grają je na instrumentach. Ja miałem to szczęście, że spotkałem w szatni ludzi z talentem.

Kto zaimponował ci pod tym względem najmocniej? Ale nie Cristiano, ktoś inny.
Trudno wybrać. Nie wiem. Może jak teraz karierę kończy Valerón, to mogę powiedzieć, że był wśród wielkich, ale nie wiem, czy odpowiednio go doceniono.

Nie robił wokół siebie hałasu, nie?
On taki jest. Prosty, cichy człowiek, ale był jednym z wielkich. Jak mówię, dzieliłem szatnię z ludźmi, którzy urodzili się z tym talentem, a mi go brakowało, nie miałem tej cząstki. Po prostu postawiłem sobie za cel zostanie piłkarzem i to mi się udało. Życie to osiąganie celów.

Jesteś wobec siebie niesprawiedliwy. Jak nie masz tej cząstki, to nie jesteś w tym miejscu. Wiesz ilu ludzi ma ten talent, a nie dochodzą nawet blisko tego miejsca? Bycie tutaj, na tym stadionie, na każdym wielkim stadionie, mistrzostwo świata, Europy, gra w Premier czy La Lidze, tego nie osiąga się samymi chęciami. Ty byłeś w każdym z tych miejsc. Chcieć to chce wielu.
Naprawdę dziękuję. [śmiech] Trzeba jednak mocno marzyć i stawiać sobie cele, żeby je osiągać. Naprawdę wierzę, że pracą można osiągnąć wszystko i chociaż mówisz o Danilo czy Carvajalu, to...

Właśnie, bardzo spodobało mi się, jak w czasie pożegnania podszedł do ciebie Carvajal i powiedział: „Dziękuję za wszystko, co mi wpoiłeś”.
Wpoiłem mu niewiele. [uśmiech] On ma wszystko dobrze ułożone. Darzę go ogromną sympatią, ma doskonałe warunki, to bestia. To, co robi na tym poziomie, jest fantastyczne i bardzo się z niego cieszę.

Na trzecią część wejdziemy do środka.

***

Trzecia część pojawi się na portalu w najbliższym czasie.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!