Advertisement
Menu
/ lagalerna.com

Hierro: Nie wiem, czy naprawdę doceniamy Cristiano (cz.1)

Wywiad z byłym kapitanem Realu dla <i>La Galerny</i>

Były piłkarz i trener Realu Madryt, Fernando Hierro, udzielił wywiadu dla portalu La Galerna. Hiszpan rozmawiał na temat swojej przyszłości w klubie zarówno tej bardziej odległej, jak i najnowszej, a także na temat wydarzeń bieżących. Poniżej prezentujemy pierwszą część wywiadu.

Trafiłeś do klubu w 1989 roku, ale mówi się, że wcześniej byłeś bardzo blisko transferu do Atleti.
Było porozumienie między klubami, to jest między Valladolidem i Atleti. Przekazano mi, że wszystko jest już domknięte, lecz nie była to prawdą, bo nie rozmawiano na ten temat ani z moim reprezentantem, ani ze mną. Jednak rzeczywiście podpisano coś na serwetce (śmiech)… w związku z czym moje prawa federacyjne miały przejść do Atlético. Później oczywiście pojawił się Real Madryt i to było marzenie mojego życia, nadzieja z dzieciństwa. Myślałem, że jeśli granie w Realu Madryt jest realne, to nie chcę czegoś innego, czyż nie?

Postawiłeś sobie sprawę jasno.
Jedynym marzeniem, które miałem, było bycie piłkarzem Realu Madryt, bo od małego słuchałem w radiu relacji ze spotkań w starym Pucharze Europy. W tamtych czasach byłem w ósmej klasie podstawówki, wybraliśmy się z moją szkołą na wycieczkę, aby zobaczyć Madryt, jak również Segowię, Toledo… Przyszliśmy na Santiago Bernabéu i dostałem halucynacji, wydawał mi się czymś, co jest ponad zwykłą normalnością. Tak więc później, kiedy ścieżka Realu skrzyżowała się z moją, cóż wyobraźcie sobie…

W swoich początkach byłeś bardziej środkowym pomocnikiem niż obrońcą, czyż nie?
Jest w tym coś interesującego, ponieważ przychodziłem do Valladolidu w ostatnich dwóch, trzech miesiącach sezonu i Cantatore przywołał mnie na pozycję obrońcy, kiedy ja nigdy, ale to nigdy tam nie grałem… Nie wiem, ale on zawsze mówił wszystkim, że będę najlepszym obrońcą w Hiszpanii. A było to coś, co nie przechodziło mi wcześniej do głowy, ponieważ nigdy nie występowałem na tej pozycji i według własnego osądu nie miałem warunków obrońcy ani nic w tym stylu. Faktem jest, że gdy trafiłem do Realu Madryt, przez półtora roku grałem na obronie, ale nagle przyszedł Antić i powiedział mi, że wciąż jestem zbyt młody, aby tak mało biegać i muszę biegać więcej (śmiech). Powiedział, że nie, że nie może zostawić mnie z tyłu, że nadal jestem za młody… I zmienił mi pozycję. Odebrałem to jako powrót do mojej ofensywnej charakterystyki, co uczyniło mnie szczęśliwym. I nie chodzi o to, że odmawiałem gry na środku, bo jako piłkarz wiem, że ostatecznie to trenerzy podejmują decyzje. To jasne, że później w reprezentacji przez całą erę Clemente nadal grałem w środku, mimo że w Realu wróciłem na obronę. To inne pozycje, podobne, ale jednocześnie bardzo różne. Przy Clemente aż do 1998 roku grałem w środku. Później Camacho został selekcjonerem i od tamtego roku zarówno w Realu, jak i w reprezentacji grałem na środku obrony. Ostatecznie czas przyznał rację tym, którzy postawili na taką opcję, bo to była moja pozycja. Byli wizjonerami, bo wyciągnęli ze mnie coś takiego, z czego nawet ja nie zdawałem sobie sprawy.

Granie na stoperze nie przeszkodziło ci jednak w zdobyciu stu bramek podczas kariery w Realu Madryt. Możemy się tylko domyślać, że gdybyś grał wyżej, byłbyś wielkim strzelcem.
Dobrze, ale prawdą jest też, że biłem rzuty wolne, karne… To samo jednak wielokrotnie zaskakuje i mnie, kiedy wyciąga się liczbę strzelonych bramek w reprezentacji i klubie. Wszyscy pytają mnie: „Chłopie, taką liczbę bramek strzeliłeś, tak?”.

Jakie masz wspomnienia związane z tytułami ligowymi rozstrzygniętymi na Teneryfie? (Końcówki sezonów 1991/92 i 1992/93 – przyp. red.).
Wyobraźcie to sobie. Tyle kolejek zależy od ciebie, zależy od ciebie, zależy od ciebie… I to dwa lata z rzędu, tak? Ta sama historia. To było coś, czego nie mogliśmy do końca przetrawić.

I to przy wątpliwych decyzjach sędziowskich.
Cóż, ale ostatecznie zdajesz sobie sprawę, że są to rzeczy, które się w życiu zdarzają, tak jak i takie chwile, w których to my byliśmy beneficjentami tego typu sytuacji. Było to jednak straszne. Przede wszystkim w pierwszym z tych dwóch sezonów. Jak mogli zremontować od stanu 2:0 dla nas? Przy czymś takim, kiedy oglądasz to później w telewizji, mówisz: „To niemożliwe!”. W drugim roku, cóż, prawdą jest, że graliśmy półfinał Pucharu Króla w Barcelonie przez niemalże 70 minut w osłabieniu z uwagi na wyrzuceniu z boiska… Udało nam się przejść dalej, ale zapłaciliśmy cenę za nasz wysiłek w ostatniej kolejce ligowej.

Powiedziałeś raz, że dla ciebie to dwa najgorsze spotkania w twojej piłkarskiej karierze.
Tak, bo po trzydziestu siedmiu kolejkach pracy miałeś już coś w rękach. Kiedy rzeczy zależne od ciebie nie wychodzą dobrze, frustrujesz się znacznie bardziej.

Które miejsce wśród twoich najlepszych momentów zajmuje krycie Del Piero w meczu o La Séptimę?
La Séptima to wyznacznik, ale nie z powodu krycia, lecz zwycięstwa. Wszyscy wiedzieliśmy, że była to nasza szansa. Intuicyjnie czuliśmy, że to był nasz moment, mimo że Juve było wielkim faworytem. Nikt twardo na nas nie stawiał. Dlatego że nie wygraliśmy wcześniej Ligi Mistrzów, mówiło się, że Real to już nie to samo, że trzeba poszukać czegoś innego. Radziliśmy sobie źle w lidze i szczęśliwie mogliśmy się trochę bardziej skoncentrować na europejskich rozgrywkach. To najważniejszy dzień dla najnowszej historii Realu Madryt. Wierzę, że wraz z La Séptimą Real wrócił do wygrywania w Europie. W ciągu pięciu lat zdobyliśmy Ligę Mistrzów trzy razy, a dwa razy dotarliśmy do półfinału. Real zaczął naznaczać dobrą erę w Europie. Pasjonaci, madridismo, wszyscy tego potrzebowaliśmy, byliśmy już zmęczeni wiecznymi obietnicami każdego roku: „W tym roku Puchar Europy”. Byliśmy to winni wszystkim: klubowi i nam. A nie? Gdziekolwiek jechaliśmy, ludzie mówili do nas: „Tak, tak, liga dobrze, ale co z Ligą Mistrzów?”. I w ten sposób rzuciliśmy wszystkich w rozmowy o Lidze Mistrzów… Tamten dzień, bez cienia wątpliwości, był najważniejszym w nowszej historii klubu. Po trzydziestu dwóch latach… Jak przeżyło to madridismo! Jakiż był nasz powrót do Madrytu! Jak cieszyli się tym ludzie… Dla mnie nie ma wątpliwości, jako piłkarz muszę powiedzieć, że był to najważniejszy dzień w mojej karierze.

Później przyszła La Octava i musiałeś oglądać ją z innego punktu widzenia, ponieważ miałeś sezon ze strasznymi kontuzjami pleców. Jaką rolę przybrałeś?
Rolę zawodnika w pewnym wieku w trudnym momencie. To prawda, że gdy zaklasyfikowaliśmy się w meczu z Rosenborgiem mieliśmy trudny dzień, z wieloma kontuzjami i młodymi zawodnikami, którzy pojawili się na boisku, aby nam pomóc. Jednym z nich był David Aganzo… Doznałem kontuzji w tamtym meczu, to jest częściowego zerwania więzadła przybocznego, na dwie minuty przed końcem pierwszej połowy, z której schodziliśmy, wygrywając 1:0 po bramce Raúla. I znów niewątpliwie tym, co wystąpiło, była wiara w grupę, co przełożyło się na boisko, przede wszystkim dlatego, że Vicente del Bosque bardzo dobrze przewidział wydarzenia w sezonie. Zmienił system, przechodząc na granie trzema środkowymi, aby mnie zastąpić. Zarówno Iván Campo, jak i Aitor Karanka z Ivánem Helugerą zaliczali wspaniałe występy. To sprawiło, że dotarliśmy do finału w Paryżu z Valencią, którą wszyscy również stawiali w roli faworyta. W tamtym momencie była świetna. Jednakże wygraliśmy i dokonaliśmy tego z innym zespołem, ponieważ w ciągu dwóch lat wiele w nim zmieniliśmy. Odeszli istotni ludzie, którzy bardzo nam pomogli przy La Séptimie i zostali zastąpieni przez innych, jak na przykład McManamana czy Anelkę, choć jeszcze także przez Redondo, Raúla, Morientesa…

Ostatecznie te trzy Ligi Mistrzów zdobyliście przy trzech zupełnie różnych składach, prawda?
Tak, ale respektując przy tym rdzeń piłkarzy narodowych. Kiedy odnoszę się do piłkarzy narodowych, nie chcę mówić tylko o Hiszpanach, ale o zawodnikach, którzy spędzili tu sporo czasu jak Roberto Carlos i kompania. To pokolenie Roberto Carlosa, Michela Salgado, Ivána Campo, Aitora Karanki, Morientesa, Ivána Helguery, Makélélé, Solariego rozpoczęło grę wraz z przyjściem Figo i Zidane'a. W Paryżu Anelka bardzo nam pomógł, McManaman również… Ci zawodnicy włożyli w to wszystko swój wkład. Jestem jednak pewien, że bez La Séptimy La Octava i La Novena nie byłyby możliwe, ponieważ to przez siódmy Puchar Europy grupa poczuła dużą pewność siebie.

Miałeś nad sobą trzech prezesów Realu Madryt. Który był twoim ulubionym?
Każdy jest inny. Przyszedłem za Ramóna Mendozy, który był niesamowitym prezesem, jeśli chodzi o codzienną pracę. Był zawsze bardzo blisko piłkarzy, nad nami… Lorenzo Sanz był bardzo naturalną osobą, normalną. Lorenzo doskonale znał madridismo, był bardzo blisko niego. Wiedział, jak wyciągnąć to, co najlepsze, z każdego z nas. Z Florentino przyszły generalne zmiany w klubie, myślę, że jest on teraz bardziej globalny i międzynarodowy, a wizerunek Realu Madryt na świecie się wzmocnił. To ktoś, kto we właściwym dla siebie momencie robi krok do przodu przed innymi. Do Ramóna Mendozy mam specjalne uczucie, gdyż jest tym, który bardzo mocno na mnie postawił i dał mi szansę na przyjście do klubu moich marzeń, a za to będę mu wdzięczny na wieczność.

Co sądzisz o La Novenie z Zidane'em?
To coś niemożliwego do wyrażenia w słowach. Byłem z jego powodu szczęśliwy, ponieważ przyszedł do Realu w poszukiwaniu Ligi Mistrzów. Tej samej, której sam Real nie pozwolił mu zdobyć w 1998 roku. I był pierwszoplanowym aktorem filmu, w którym strzelił być może najlepszą bramkę w historii rozgrywek. Przyszedł w konkretnym celu i czuł, że go osiągnął.

Jak zapatrujesz się na niego jako na trenera?
Bardzo dobrze, fenomenalnie. Kto wytłumaczy mu, czym jest klub? Przygotował się, przez półtora roku trenował w szkółce, a był też drugą postacią obok Ancelotteigo. I mówię, że wszyscy muszą jakoś zacząć, każdy trener ma swój pierwszy dzień. Bardzo dobrze zna klub, piłkarzy, fantastycznie dogaduje się z prezesem i grał w najlepszych drużynach, w tym także w reprezentacji Francji, która wygrała mistrzostwo świata. A kiedy ludzie mówią, że brakuje mu doświadczenia, odpowiadam: „Czym jest brak doświadczenia?”. Zizou w czasie swojej kariery uczył się i brał, co najlepsze, od każdego trenera, którego miał, aby skomponować własną mieszankę. Widzę, że bardzo pewnie podejmuje decyzje i naprawdę mi się to podoba. Jestem zachwycony, że Zizou trenuje w Realu i mam tylko nadzieję, że będzie mu szło świetnie.

Zawsze mówiłeś o tym, że Raúl był liderem. Myślisz, że ta pałeczka jest teraz w rękach Cristiano?
Nie wiem, czy tak naprawdę doceniamy wszystko to, co daje nam Cristiano. Mam wrażenie, że zawsze szukamy jakiegoś gestu, komentarza, frazy i tak naprawdę nie analizujemy występów Ronaldo, które są świetne. Kiedy niestety nie będziemy go mieć – a żywię nadzieję, że stanie się tak za cztery albo pięć lat – przeanalizujemy, czy tak naprawdę doceniliśmy to, co dał Realowi. Wierzę, że w istocie nie jesteśmy świadomi tego, co dla nas znaczy. Zdaje mi się, że rozmawiamy o piłkarzu, który w historii Realu jest jednym z najlepszych. Jednak stale analizujemy rzeczy z nim związane, które nie mają żadnego sensu… Rywalizując z graczem takim jak Messi, Cristiano zdobył trzy Złote Piłki. A ludzie mówią: „Nie, to ten, który ma charakterek”. Słuchajcie, to ten, który ma charakter zwycięzcy i jeśli przemawia do swoich kolegów z zespołu, czy robi jakiś gest, to dlatego, że chce wygrać. Robi to, ponieważ chce, aby drużyna każdy mecz kończyła zwycięstwem.

Tacy są rasowi piłkarze.
Tak, to ludzie z charakterem, jak Camacho. Goście z genem zwycięzcy. Wymagają najpierw od samych siebie, a potem od reszty. Cristiano, abstrahując od jego kosmicznych statystyk w Realu, bardzo dobrze reprezentuje charakter zwycięzcy z tej ekipy. Każda drużyna, każdy klub ma swoja esencję, piłkarską filozofię i my także mamy naszą. Ani lepszą, ani gorszą – naszą, tę Realu, a mu śpi się z nią bardzo dobrze.

Skoro już rozmawiamy o obecnym składzie, pomówmy o Casemiro, defensywnym pomocniku, który także ma mocny charakter. Co do niego też są sugestie, że w przyszłości może grać na stoperze. Nie przypomina ci to trochę twojego przypadku?
Spójrzcie, możemy myśleć, że może tak być, że ma warunki do bycia obrońcą, ale Real ma Sergio Ramosa, Pepego, Varane'a, Nacho. I jasne, że mają różne charakterystyki, ale każdy z nich… Weźmy na przykład Nacho. Za każdym razem, gdy Nacho wychodzi grać, robi to z taką pewnością, że odnosi się wrażenie, iż gra w pierwszym składzie co tydzień. Co więcej, reprezentuje canterę. Uwielbiam jego sposób bycia, to wspaniały chłopak i piłkarz, wyśmienity profesjonalista. Rafa Varane to inny świetny człowiek na przyszłość, gracz z tak dobrymi warunkami fizycznymi, jakich nie widziałem od długiego czasu. Ten chłopak ma dwadzieścia trzy lata i jest reprezentantem Francji, który wie, co znaczy Real, i praktycznie rzecz biorąc, spędził w klubie już cztery albo pięć lat.

I był już kapitanem w reprezentacji Francji.
Jasne, ma wielką osobowość. Później są jeszcze Pepe i Sergio Ramos. Najlepszy klub na świecie zapłaciłby fortunę, aby ich mieć. Z uwagi na to wierzę, że w tym sensie Casemiro ma na tej pozycji pewną przewagę, nieprawdaż? Jednak jest to chłopak, który przyszedł tutaj bez strachu, wiedząc, że musi zakasać rękawy i wziąć się do pracy. Pracować, pracować i jeszcze raz pracować, żeby być przygotowanym, gdy dostanie szansę. I on, kiedy przychodzi moment, jest przygotowany. Był gotów do gry przeciwko Barcelonie, Eibarowi, każdemu zespołowi, czy to na wyjeździe, czy u siebie, w Lidze Mistrzów… Tak, to prawda, że przez kilka miesięcy nie dostawał minut lub dostawał ich bardzo niewiele, ale był gotowy i to bardzo dobrze mówi o jego profesjonalizmie i codziennej pracy. To nic łatwego pojawić się i sprawić, żeby trener w przeciągu nocy zdecydował się cię wystawić. To symptom tego, że jesteś przygotowany.

Wielu z tych piłkarzy, o których mówisz, miałeś już pod sobą jako drugi trener przy Ancelottim. Jaka była ta nietypowa decyzja o przejściu z funkcji dyrektora sportowego RFEF na pozycję drugiego szkoleniowca Realu?
Na szczęście to nie była taka wielka zmiana. Znałem wielu piłkarzy z przeszłości w młodszych kategoriach reprezentacji albo z tego, że byli reprezentantami przy nas, byliśmy więc zgrani. Jeśli chodzi o mnie, to przyszło mi do głowy, żeby przyjrzeć się, czym jest trenerka, chciałem się spróbować, aby zobaczyć na przyszłość… Bycie drugim trenerem było świetnym doświadczeniem, pracowałem z ludźmi, których znalem z codziennej pracy z mojej ery, a także z trenerem, który – prawdę mówiąc – był rewelacyjny. Doświadczenie ze współpracy z Ancelottim bardzo mnie wzbogaciło.

Dlaczego zespół tak się pogorszył po dwudziestu dwóch zwycięstwach?
Cóż, zespół pojechał na klubowy mundial. Plan był taki, aby dobrze przygotować się już do rywalizacji z Sevillą w Superpucharze Europy w sierpniu, a klubowy mundial jest bardzo wymagający na tym etapie rozgrywek. Fizycznie już na nim zespół wyglądał… to były dwa bardzo wymagające spotkania. W każdym razie mam odczucie, że wszyscy o tym zapominają, ale pewnym jest, że Real Madryt, cytuję, grał jak mistrz przeciwko Sevilli, był klubowym mistrzem świata, dotarł do półfinału Ligi Mistrzów i walczył o ligę aż do końca. Taka jest rzeczywistość.

Wówczas pojawił się więc temat fizyczności zespołu?
Nie chodzi o temat fizyczności, ale tak, to prawda, że kilku ważnych graczy miało kontuzje, tak? Kontuzja Luki Modricia była bardzo istotna, tak samo ta Jamesa czy później również Bale'a i Marcelo… Jednak to nie jest kwestia tego, myślę, że jest więcej do analizy. W każdym roku wziąłbym w ciemno zdobycie dwóch tytułów międzynarodowych, dotarcie do półfinału Ligi Mistrzów lub bycie bardzo blisko finału, przy pozostawaniu w walce o ligę. Tak naprawdę wierzę, że chłopcy dali z siebie wszystko, a kiedy ktoś da z siebie wszystko… Może osiągnąć cele lub nie, ale nie sądzę, abyśmy mogli sobie coś zarzucać w związku z tamtym sezonem.

Skoro rozmawiamy o ostatnim etapie Ancelottiego… Kiedy został zwolniony, zaczęły się pojawiać informacje. Dziennikarz Antón Meana powiedział: „Hierro, Solari, Míchel – ludzie, którzy są z Realu Madryt – wierzą, że Carlo nie jest winny. Nie sądzą, aby rozwiązaniem miała być zmiana Ancelottiego”.
Nie mówiłem tego nikomu. Czasami wkładają ci słowa w usta, których nikomu nie mówiłeś, ale cóż, jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Tyle że ja nie jestem kimś, kto mógłby myśleć, że coś nie jest rozwiązaniem! Spójrzcie, dla mnie Real ma swój sposób myślenia. To sposób bycia tego klubu. Co podoba ci się bardziej, a co mniej? To już inna rzecz, ale sposobem na zrozumienie Królewskich jest przestawienie się na stałe wygrywanie, bo tutaj liczy się tylko zwycięstwo. Uważam, że to proces historyczny w klubie. Historycznie rzecz biorąc, Real jest zdolny zmienić profil trenera na inny albo zmienić prawie cały skład, bo nie wygrano tytułu. Dlaczego? Dlatego, że taki jest zwycięski gen Realu i taki jest ten klub. Obecnie wszyscy możemy myśleć, że chcielibyśmy zrobić coś w inny sposób, postawić na jeden pięcioletni projekt albo… W Madrycie bycie na drugim miejscu, choćby nawet punkt za liderem, dla nikogo się nie liczy. Real musi zdobywać tytuły i zwyciężać, zwyciężać, zwyciężać, zwyciężać… To sprawia, że wspaniali piłkarze, a także ludzie, którzy są świetnymi profesjonalistami, nie adaptują się do tak brutalnych wymagań, jakie im się stawia.

Druga część wywiadu zostanie opublikowana dzisiaj wieczorem.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!