Advertisement
Menu
/ RealMadryt.pl

RealMadryt.pl w Madrycie: Naznaczony Danilo

Mecz z Eibarem oglądaliśmy z trybuny prasowej Bernabéu

Mieszkam na Malasanii, jednej z dzielnic centrum Madrytu. To właśnie to miejsce było sercem rewolucji obyczajowej po śmierci Franco. Dziś jednak na tych ulicach rzadko można spotkać madrytczyków. Malasańa to najlepszy przykład gentryfikacji, to znaczy że większość mieszkań zajmują tu Hiszpanie z innych części kraju, którzy znaleźli dobrze płatną pracę w stolicy, a resztę wynajmują studenci ze wszystkich stron świata. To modna dzielnica, wielu nazwałoby ją „hipsterską”, ze stylowymi barami i restauracjami. Nie ma szans, żeby znalazł się w nich telewizor z transmisją meczu. A czasem trzeba przecież obejrzeć wyjazdowe spotkanie Realu.

Na szczęście mam w okolicy kilka typowych hiszpańskich barów, często pamiętających pierwsze lata wolności po śmierci dyktatora. Kelnerzy za barem, zawsze w za dużych białych koszulach z krótkim rękawem i w kamizelkach, wydają bez przerwy piwo i tapas. Żeby zamówić, trzeba swoje odstać, bo kolejki tu nie obowiązują, a przy barze zawsze jest największy tłok. Ale to tylko dodaje tym miejscom uroku. No i to tu można spotkać ostatnich madrileńos z dzielnicy, którzy rano przychodzą na śniadanie, a wieczorem obejrzeć mecz.

W sobotę 2 kwietnia bar był wypchany, nikt nie chciał przegapić Klasyku. Atmosfera była gorąca, a po bramce Cristiano na każdą powtórkę reagowano takimi samymi okrzykami radości. Jakby Ronaldo za każdym razem trafiał kolejnego gola, 2:1, 3:1. 4:1… – Kto dziś pamięta 0:4? Weźcie sobie to 0:4, najważniejsze jest tu i teraz, żaden sędzia wam nie pomoże! ĄToma, catalanes! – krzyczał do telewizora i do wszystkich wokół starszy, ale bardzo energiczny madrileńo. Cztery dni później to samo miejsce wyglądało jak podczas stypy. Niektórzy nie zwracali uwagi na mecz z Wolfsburgiem, jedli coś przy stołach. Inni ze zwieszonymi głowami oglądali, jak ich drużyna przegrywa w pierwszej połowie 0:2. Uszła z nich cała pewność, którą miało dać zwycięstwo w Klasyku.

W takiej atmosferze trudno było emocjonować się ligowym meczem z Eibarem. Spotkanie, które po prostu trzeba było rozegrać, choć i piłkarze i kibice woleliby już jak najszybciej zagrać rewanż z Wolfsburgiem. Wiosenna pogoda zachęciła niektórych do oglądania meczu w dziwnych przebraniach. Wygranego Klasyku już nikt tu nie pamiętał, przypominał o nim jedynie plakat w darmowym magazynie, na którym Ronaldo posyła piłkę miedzy nogami Claudio Bravo. Spodziewałem się w sobotę gwizdów. Pisałem po wygranym meczu z Sevillą, że one na pewno powrócą na Bernabéu i myślałem, że nadszedł już ten dzień. Ale prawie cała drużyna dostała jeszcze szansę. Piłkarze mogli odkupić winy we wtorek i wpadka w Niemczech zostałaby zapomniana. Nie wszyscy jednak mogli w tak komfortowych warunkach zagrać z Eibarem.

Danilo został już potężnie wygwizdany przed spotkaniem, gdy spiker tradycyjnie wyczytywał nazwiska zawodników. Trochę mniej gwizdów w tym samym momencie zebrał James, jednak on kilka chwil później trafił gola z rzutu wolnego i na dziewięćdziesiąt minut wybaczono mu winy. Wystarczyło, że Danilo w drugiej połowie podniósł się z ławki na rozgrzewkę, a stadion zareagował. Po raz kolejny jednego zawodnika uznano za winnego klęski całej drużyny. Za chwilę dołączył do niego Marcelo. I zebrał wielkie oklaski. Potężne gwizdy rozległy się, gdy Danilo wchodził na boisko. Ostatnio reagowano tak, gdy na boisko wchodził James, jednak sytuacja Kolumbijczyka to pikuś przy sobotnich popisach kibiców. Nigdy nie byłem świadkiem czegoś takiego, z jednej strony współczułem Brazylijczykowi, a z drugiej czułem złość na Bernabéu, które jeszcze kilkadziesiąt minut temu oklaskiwało Zidane’a. Tego, który w meczu z Wolfsburgiem popełnił najwięcej błędów.
Jednak Danilo pokazał, jak piłkarz powinien reagować na takie zachowanie kibiców. James kilka tygodni temu po takim przyjęciu fanów potykał się o własne nogi. U Danilo widać było złość na to, że każdy jego kontakt z piłką oznaczał gwizdy trybun. Chciał udowodnić, że stać go na więcej. W pewnym momencie zamienił się nawet w środkowego napastnika. Po tamtej akcji kibice z południowej trybuny zaczęli skandować jego nazwisko, na co połowa stadionu zareagowała oklaskami, a druga część gwizdami.

Zachowaniem Bernabéu nie można się przejmować i piłkarze doskonale to wiedzą. Ale wiedzą też, że we wtorek muszą awansować, bo niejednokrotnie z południowej trybuny, gdzie zasiadają dopingujący fani z Grada RMCF, było słychać: „We wtorek dajcie z siebie wszystko!”. Zlekceważyli Wolfsburg tak, jak wielokrotnie wcześniej lekceważyli ligowych rywali na wyjazdach. Kilka godzin później Barcelona przegrała z Realem Sociedad i okazało się, że liga ponownie jest w grze. I piłkarskie frazesy, od wielu tygodni powtarzane przez zawodników, a po meczu z Eibarem także przez Nacho i Lucasa, nabierają sensu. Trzeba po prostu walczyć do końca, czy nawet „do śmierci”, jak powiedział Lucas.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!