Advertisement
Menu
/ theguardian.com

Rafa Benítez nigdy nie był rozwiązaniem

Felieton Sida Lowe'a

Autorem tekstu jest Sid Lowe, dziennikarz The Guardian specjalizujący się w piłce hiszpańskiej.

W poniedziałkowy wieczór prezes Realu Madryt, Florentino Pérez, nie pozwolił na zadawanie pytań, kiedy pojawił się na Santiago Bernabéu, aby ogłosić zwolnienie Rafy Beníteza i zastąpienie go Zinédine'em Zidane'em. Być może myślał, że nie można było powiedzieć nic nowego. W końcu działo się to zaledwie sześć tygodni po tym, jak zwołał konferencję prasową, żeby potępić „kampanię” prowadzoną przeciw klubowi, a także zaprzeczyć doniesieniom o tym, jakoby rozmyślał nad uczynieniem Beníteza dziesiątym trenerem, który opuści klub w czasie jego prezesury. Może zaś nie chciał, aby zadawano mu niezręczne pytania jak na przykład: „Dlaczego?”.

W marcu ubiegłego roku Pérez zwołał konferencję prasową, aby ze złością zapewniać, że nie zamierza zwolnić Ancelottiego. Wykorzystał ją również, by oskarżyć media o próby „destabilizowania” klubu. Kiedy w dwa miesiące później ogłosił zwolnienie Włocha, zapytano, dlaczego puszcza go wolno, skoro wygrał Ligę Mistrzów. „Nie wiem”, odpowiedział Pérez. W listopadzie zwołał dosłownie identyczną konferencję prasową, na której padły te same oskarżenia i to samo przesłanie z jego strony – Benítez miał jego pełne wsparcie. Sześć tygodni później Hiszpan jest już byłym menedżerem Realu. Tym razem nikt nie pytał dlaczego.

Część powodów, dla których podjęto taką decyzję, stale powraca w Madrycie. Doświadczyli ich również trenerzy przed Benítezem, było w tym zresztą coś nieuniknionego. Prostymi słowami: Rafa był nieodpowiednim trenerem dla Realu. Na konferencji Pérez przemawiał przez półtorej minuty. Dwa zdania poświęcił Benítezowi, który był nieobecny na sali, wówczas nie był jeszcze nawet poinformowany. Później mówił o Zidanie. Nowemu trenerowi dostał się aplauz, o starym zaś ledwie wspomniano. Rafa kto? Było tak, jakby cały Benítez nigdy się nie wydarzył. Po prawdzie, jest tylko kilka dobrych wspomnień.

Upłynęło trzynaście dni od czasu, kiedy Pérez upierając się przy tym, że Rafa jest „rozwiązaniem”, zaprzeczał, że go zwolni. W listopadzie mówił zaś: „Benítez dopiero zaczął pracę, pozwólcie mu ją wykonywać. Potrzebuje czasu”. Tego w końcu nie dostał, bo zwolniono go w siedem miesięcy po prezentacji. Powiedziano mu wtedy, przy czym był także Zidane, że „to jest twój dom”. Tak naprawdę to nie przyszło szybko. Może nawet zaskakiwać, że ostał się w klubie tak długo. Zawdzięcza to raczej nie temu, że Pérez w niego wierzył, ale temu, że nie miał pewności co do alternatyw i zdawał sobie sprawę z tego, iż takim ruchem wystawi się na widok. Były menedżer Liverpoolu nie był nawet jego pierwszym wyborem, ponieważ wcześniej tę posadę zaoferowano komuś innemu.

Frustrującym dla Beníteza może być fakt, że jeśli pewnego dnia miał już być zwolniony, to powinno się to stać z powodu robienia czegoś, w co naprawdę wierzy. Zamiast tego „zmarł w butach” kogoś innego. Benítez to trener, który wymaga kontroli. Na Bernabéu jej nie otrzymał, potem było już za późno. Kompromis go nie uratował, słuchanie się pana nie zapewniło mu ochrony. Został ściągnięty po to, aby zająć się restrukturyzacją klubu, opartą nie do końca na jego projekcie. Kiedy okazało się to bardzo problematyczne, jemu przyszło zapłacić cenę.

Zadanie było trudne, należało do gatunku tych, które zwykle kończą się porażką. Benítezowi w spadku przypadł skład, w którym najważniejsi byli piłkarze tak wściekli po odejściu Ancelottiego, że mówili o tym publicznie. Kochali go, zaś Benítez był tylko macochą, na dodatek złą. W jego zwyczaju leży dyktat pracy i trzymania się zasad, nie zaś szukanie uczucia. Dienis Czeryszew przyznał, że komunikacja między piłkarzami i trenerem była ograniczona. Już w okresie przygotowawczym jeden z klubowych kapitanów stanął w szranki z trenerem.

Benítez został sprowadzony po to, aby wyłamać się z modelu Ancelottiego. Na drodze ku temu pojawiły się jednak pewne sprzeczności. Pérez był przekonany, że Ancelotti nie pracował z piłkarzami dostatecznie ciężko, że ci potrzebowali lidera zamiast przyjaciela. Przy szatni takiej jak ta prawdopodobne jest napotkanie oporu, tym bardziej że innym zadaniem Beníteza było ustawienie zespołu pod Garetha Bale'a. Było to także częścią długoterminowej strategii prezesa.

Dosłownie pierwszą rzeczą, którą zrobił Benítez, było spotkanie się z Bale'em w Walii i rozmowa na temat jego nowej roli w zespole na pozycji „dziesiątki” – taki był też kpiący przydomek, który część piłkarzy nadała Rafie z uwagi na to, że nigdy nie grał zawodowo, ale mówi zawodowcom, co mają robić – to zaś nie mogło umknąć uwadze Ronaldo. Benítez odmawiał twierdzącej odpowiedzi, gdy pytano o to, czy Ronaldo był najlepszym piłkarzem, którego trenował. To nie powinno mieć znaczenia, a jednak je miało.

Piłkarze widzieli słabość trenera, był despotą bez autorytetu. Kompromis nie był wygodny i ostatecznie nie pomógł. Rezultaty były słabe, a występy jeszcze gorsze. Przez cały sezon Real nie potrafił przez dziewięćdziesiąt minut grać dobrej piłki z przyzwoitym zespołem. Benítez bronił się przed zarzutami, że jest defensywnym trenerem, ale w istocie odpowiedź była prostsza: jego zespół nie było bardzo dobry. Nie był nawet dobry w tych rzeczach, w których jego zespoły powinny takie być.

Benítez przegrał Klasyk 0:4, wystawiwszy skład, który mu zasugerowano. Jeśli myślał, że to zapewni mu bezpieczeństwo, śmiertelnie się mylił. Środki doraźne pozwalają przetrwać, nie mogą jednak wystarczyć na dłuższy okres. Mimo wszystko Rafa miał nadzieję, że pozwolą mu one zwiększyć jego władzę. Później prezes powiedział publicznie, że trener ma „oczywiście” pełną swobodę w doborze piłkarzy. Okazało się, że jest tak „dopóki są to właściwe jednostki”, tym razem przynajmniej nie powiedziano o tym publicznie.

Szczególnym punktem napięcia między prezesem i trenerem był James Rodríguez. Ostatni galáctico, który, podobnie jak Bale, jest przyszłością. Benítez nie był jednak do tego przekonany. W meczu przeciw Valencii w niedzielę ani Rodríguez, ani Isco w ogóle nie weszli na boisko i to mogło być równie ważne jak remis 2:2. Dzień wcześniej Benítez zdawał się myśleć nad podjęciem decyzji o zrobieniu tego po swojemu, wtedy ogłosił, że „problemem” jest atakująca charakterystyka składu.

Przesłanie uległo zmianie. Tydzień wcześniej jak papuga powtarzał słowa prezesa o konspiracji i upierał się przy tym, że prowadzona jest kampania wymierzona w jego osobę, w Péreza i w klub. Teraz analizy skupiają się na błędach zakorzenionych wewnątrz. Benítez powiedział, że szukał „balansu”, tak jak robił to przed nim Ancelotti. Innymi słowy miał do czynienia ze starym problemem: z prezesem i z piłkarzami. To oni stanowili kłopot, powiedział Rafa. Mówiąc to, sam stał się jeszcze większą zwadą, niż był do tamtej pory. Nie był już rozwiązaniem. Nigdy nim nie był.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!