Advertisement
Menu
/ dailymail.co.uk

Gerrard: Z Benitezem byliśmy jak ogień i lód

Fragmenty autobiografii Anglika

Daily Mail publikuje w ostatnich dniach fragmenty autobiografii Stevena Gerrarda. Oto części, w których Anglik odnosi się do spraw związanych z Realem Madryt:

***

[…]

„Jako profesjonalista nie mogłem też zaakceptować zostania graczem z szerokiej kadry. Pamiętam, jak zobaczyłem Franka Lamparda, wielkiego zawodnika i dobry odnośnik, siedzącego na ławce Manchesteru City tydzień po tygodniu po tym, jak opuścił Chelsea. Nie sądzę, że mógłbym podążyć tą samą drogą. Ja zawsze chcę grać.

Właśnie o tym myślałem, gdy pojechaliśmy do Madrytu na mecz Ligi Mistrzów przeciwko Realowi 4 listopada. Poczułem lekką nostalgię odnośnie marca 2009 roku, kiedy pokonaliśmy ich 4:0 u siebie i 5:0 w dwumeczu.

Ta domowa demolka była jednym z moich najlepszych wieczorów w europejskich pucharach i doprowadziła Zidane'a do hojnego stwierdzenia na mój temat: «Jest najlepszy na świecie. Zapomnijcie o Messim, zapomnijcie o Ronaldo, to Gerrard».

Wparowali na Anfield, myśląc, że nas rozjadą. Jedna z madryckich gazet dała na okładce zdjęcie boiska Liverpoolu. Na górze napis: „Więc to jest to słynne Anfield?”. Na dole: „Co z tego?”. Zdmuchnęliśmy ich.

Pięć lat później to ja byłem zszokowany, kiedy zostałem poza składem.

W weekend mieliśmy mecz z Chelsea na Anfield, więc Brendan [Rodgers] zdecydował, że Balotelli, Sterling, Coutinho, Henderson i ja zaczniemy ten mecz na ławce. Chciał mieć nas świeżych na Chelsea.

Gdy decyzje Brendana zaczęły sprawiać, że mogłem przegapić grę przeciwko Realowi w Madrycie, wyglądało to dla mnie na koniec. Jak mogłem grać w kolejnym sezonie dla Liverpoolu, jeśli miały czekać mnie takie puste wieczory?

Wszedłem w drugiej połowie i chociaż skończyło się tylko na 0:1, to istniało odczucie, że Brendan poddał ten mecz jeszcze przed rozpoczęciem.

Moja kariera już nigdy nie była taka sama”.

***

„Fani Chelsea to nie są moi ludzie. Rozpracowaliśmy tę sytuację na przestrzeni lat. Należę do Liverpoolu.

José Mourinho rozumiał moje powody, ale za każdym razem, gdy chciał mnie kupić, był bardzo przekonujący. Podobało mi się to, jak ze mną rozmawia i mogłem zobaczyć, dlaczego większość jego piłkarzy była gotowa za niego umrzeć. Pamiętam, jak wygrał Ligę Mistrzów z Interem i jak zniszczeni byli ci gracze, gdy on odszedł. Można to było zobaczyć na ich twarzach. Rozumiałem, jak się czuli, bo razem dzielili tak wielki moment w swoich karierach.

Nigdy nie miałem tego z Rafą Benitezem. Miałbym to z José Mourinho.

To było jasne, że taktycznie może ustawić swoją drużynę do wygrania każdego meczu. Mógł utrudniać, mógł walczyć, mógł robić wszystko, co było trzeba, bo był naturalnym zwycięzcą. Jednak ponad tym tworzył specjalną więź z każdym składem, jaki prowadził.

Słyszysz to w sposobie wypowiedzi jego zawodników na jego temat. Widać to było w sposobie, w jaki dla niego grali.

Dla mnie oczywiście idealnie byłoby, gdyby Mourinho prowadził Liverpool.

Był łączony z przejściem na Anfield kilka razy, ale nigdy do tego nie doszło. Wiem, że nie jestem obiektywny, ale dla mnie to byłoby perfekcyjne połączenie. Fani Liverpoolu pokochaliby go, a on doskonale wiedziałby, jak przekształcić tę miłość w podziw. On zawsze opowiadał mi o ogromnym szacunku, jaki ma dla naszych fanów. José miałby fantastyczny okres, wygrywając tytuły dla Liverpoolu.

Kiedy grałem mój najlepszy futbol, prawdopodobnie w 2006 i 2009 roku, miałem świetne okazje na odejście: znowu do Chelsea i dwa razy do Realu Madryt. Ten drugi raz był dużo bardziej kuszący, bo po raz kolejny chciał mnie Mourinho. Gra dla José w białej koszulce Realu Madryt na Bernabéu? Tylko Liverpool mógł sprawić, że znowu powiedziałem «nie».

Nawet po EURO 2012, kiedy rozegrałem mój najbardziej równy turniej dla Anglii i byłem wybrany do drużyny całych rozgrywek, Bayern pozostawał w kontakcie z moim agentem.

Rozumiałem, jak to jest być chcianym i chwalonym. Mourinho wypowiadał się też, że chciał mnie kupić do Interu przed sezonem, w którym wygrali Ligę Mistrzów. Podobno także Barcelona była blisko, ale nie wiem, czy kiedykolwiek tak naprawdę byli zainteresowani.

Byłem bardzo blisko opuszczenia Liverpoolu na rzecz Chelsea w 2005 roku. Zostałem, bo Liverpool znaczy dla mnie bardzo dużo jako klub i jako miasto. Chelsea i Londyn nie znaczyły dla mnie nic.

W czasie tamtych stresujących dni, kiedy byłem rozdarty między odejściem a pozostaniem, nigdy nie pomyślałem, że wolę grać dla Chelsea niż dla Liverpoolu. Praktycznie podjąłem decyzję o odejściu, bo myślałem: «Chciałbym zagrać dla José Mourinho». Byłem pewny, że z José mogłem wygrać wszystkie trofea, jakich pragnąłem.

Od lipca 2005 roku do maja 2015 roku Chelsea wygrała Ligę Mistrzów, dwa mistrzostwa Anglii, 4 Puchary Anglii, Ligę Europy i 2 Puchary Ligi. To 10 wielkich pucharów.

W tym samym czasie w Liverpoolu wygrałem Puchar Anglii i Puchar Ligi. Chelsea 10, Liverpool 2.

Gdyby José Mourinho prowadził Anglię w 2004 i 2006 roku, to jestem przekonany, że osiągnęlibyśmy przynajmniej jeden finał wielkiej imprezy. Myślę, że z Rafą Benitezem też doszlibyśmy do finału EURO lub mundialu. Jedyny problem z Rafą jest tylko taki, że wielu piłkarzy nie miałoby radości z gry dla niego na długim turnieju, gdzie pojawia się napięcie i stres. To dlatego José wyróżnia się jako trener, którego chciałbym zobaczyć na stanowisku selekcjonera Anglii w czasie, gdy ja w niej grałem.

Wyobraź sobie, co on mógłby wyciągnąć z grupy, w której byli: Beckham, Scholes, Owen, Terry, Neville, Rooney, Campbell, Ferdinand, Lampard, Cole, Gerrard i kilku innych.

29 marca tego roku, po charytatywnym meczu na Anfield, John Terry wręczył mi ręcznie napisany list na papierze Chelsea od Mourinho do mnie:

«Drogi Stevie,

Wiem, że to jeszcze nie koniec, ale przede wszystkim chcę pogratulować ci fantastycznej kariery w klubie twojego serca. Po drugie, chcę ci przekazać, jak bardzo smutny jestem, że nigdy nie obserwowałem twojej pracy. Po trzecie, ciesz się tym dniem ze swoimi przyjaciółmi, rodziną, stadionem, fanami i wspomnieniami. Po czwarte, najważniejsze, bądź szczęśliwy każdego dnia w życiu poprzez uśmiech swoich dzieci.

Z szacunkiem,
José Mourinho».

***

„Nie wydaje mi się, że Rafa Benítez lubił mnie jako człowieka. Nie wiem dlaczego, ale takie miałem odczucie. To zaczęło się prawdopodobnie jeszcze zanim ze mną porozmawiał, kiedy spotkał moją mamę.

Rafa na trenera Liverpoolu został wybrany w czerwcu 2004 roku, a ja grałem wtedy dla Anglii na EURO w Portugalii.

Chociaż Rafa go zastąpił, to Gerard Houllier kochał Liverpool i był mi bliski. On i moja mama polecieli do Portugalii, żeby obejrzeć nasz mecz przeciwko Chorwacji i tam natrafili na Rafę.

Gerard przedstawił Rafie moją mamę. Rafa uścisnął jej dłoń, przywitał się i nagle zadał bardzo bezpośrednie pytanie: «Czy Steven lubi pieniądze?».

Poza standardowym «Witam, miło panią poznać» to były pierwsze słowa Rafy do mojej mamy. Nie wiedziałem, co miało znaczyć to pytanie.

Mogę wziąć telefon i zadzwonić do wszystkich moich trenerów z Liverpoolu. Poza Rafą.

To wielka szkoda, bo prawdopodobnie dzieliliśmy najlepszy wieczór w obu naszych karierach: zwycięstwo w Lidze Mistrzów w 2005 roku. Mimo tego nie ma między nami żadnej więzi.

Myślałem, że preferuje hiszpańskojęzycznych graczy. Był szczególnym fanem piłkarzy z Ameryki Południowej, w porządku. Nie stworzyło to między nami problemów.

Jednak na konferencjach prasowych używał imion wszystkich zawodników, ale w moim przypadku zawsze był «Gerrard». Podobnie było w szatni. Wyczytywał skład i używał nawet pseudonimów. Jednak dla mnie zawsze był tylko «Gerrard».

Nie zacząłbym grać lepiej, gdyby nagle zaczął wołać na mnie «Stevie». Chciałem po prostu wygrać kolejny mecz i wiedziałem, że zazwyczaj Rafa mógł pomóc nam odnieść zwycięstwo. On był najlepszym trenerem pod względem taktycznym, z jakim pracowałem w Liverpoolu i w reprezentacji, więc tak naprawdę nie obchodziło mnie, jak na mnie mówi.

Gdybyśmy wpadli na siebie jutro, to nie byłoby żadnych nieprzyjemności, ale może nadejdzie taki dzień, w którym będziemy mogli odbyć głębszą i bardziej przyjazną rozmowę na temat tego wszystkiego, co przeżyliśmy w Liverpoolu.

Nasze stosunki klubowe były ultraprofesjonalne, a jego lodowatość sprawiła, że byłem lepszym piłkarzem. Walczyłem o zdobycie komplementu z jego strony, ale chciałem też pokazać mu, że potrzebuje mnie jako zawodnika. Byliśmy jak ogień i lód. We mnie pulsowała pasja, a Rafa był strategicznym myślicielem.

Pewnego dnia miał załamanie związane z United i Fergusonem. Wróciłem do domu po piątkowym treningu i włączyłem telewizor. Rafa usiadł na konferencji ze swoim typowym półuśmiechem. To wyglądało na normalną konferencję, ale nagle sięgnął do kieszeni po kawałek papieru.

Rozłożył go na stole i zaczął czytać «fakt» po «fakcie». Rafa powtarzał to «fakt… fakt… fakt…», a ja nie mogłem uwierzyć w to, co słyszałem. Trzymałem się kanapy, wbijałem w siebie palce, wstydziłem się za niego.

Rafa zaczął słowami, że może Manchester United «jest zdenerwowany, bo Liverpool jest na szczycie tabeli». Pomyślałem: «Uch… och…, co tutaj się dzieje?».

Mówienie z takimi emocjami nie było podobne do Rafy. Można było w nim wtedy zobaczyć prawdziwy gniew. «Chciałbym porozmawiać o faktach», powiedział. «Chcę wyrazić się jasno, nie chcę zaczynać psychologicznych gierek zbyt szybko, ale chyba one już się zaczęły. Jednak ja mam tutaj kilka faktów».

Rafa rozgadał się o tym, jak Manchester United i «Pan Ferguson» nie byli odpowiednio karani za kilka wykroczeń. Przedstawił daty i incydenty, które podsumował słowami «Pan Ferguson to jedyny trener w lidze, który nie może zostać za to wszystko ukarany».

Następnie zaatakował terminarz i daty meczów, które miały być ustalone na korzyść United. Rafa brzmiał gorzko, paranoicznie, gubił się. Upokarzał samego siebie. To była katastrofa. Nie mogłem zrozumieć myślenia Rafy i chęci zaatakowania Fergusona, mistrza gierek psychologicznych, kiedy spokojnie prowadziliśmy w tabeli.

Kiedy na zgrupowania reprezentacji spotkałem graczy United, to wszyscy mówili, że Fergie śmiał się z Rafy i mówił «Mam go, mam go!».

Rafa podejmował wiele decyzji, myśląc o sobie. Chciał władzy i kontroli. Nie podobało mi się to. Walczył z zarządem, innymi trenerami i prasą, a to nie była droga Liverpoolu.

Miał rozłam z właścicielami: Hicksem i Gillette'em. Wszyscy mieliśmy co do nich wątpliwości, ale Rafa opowiadał dziennikarzom o problemach ze swoim nowym kontraktem.

Rafa złamał koncentrację drużyny. Cały czas byliśmy pytani przez media: «O co chodzi? Dlaczego to zrobił?». Nigdy nie poznaliśmy odpowiedzi, bo Rafa nie powiedział nam o tym ani słowa. Myślę, że czuł się źle, bo wiedział, że to nie zadziałało i odbiło się na nim.

W tamtym tygodniu Manchester United rozbił Chelsea 3:0. My zremisowaliśmy 0:0 ze Stoke. Moi trenerzy mieli różne osobowości i różne style pracy.

Jeśli chodzi o cechy ludzkie, to wolę menadżera dającego się lubić, jak Houllier czy Rodgers, ale jeśli chodzi o futbol, to nie mam problemu z pracą z chłodniejszym człowiekiem. Brak emocji i stosunki na dystans z takimi trenerami jak Benítez czy Capello mogą czasami przynieść większe sukcesy.

To nie byłby mój styl, jeśli kiedykolwiek zostanę trenerem. Postarałbym się połączyć najlepsze taktyczne myślenie Rafy z umiejętnościami zarządzania ludźmi Brendana”.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!