Advertisement
Menu
/ telegraph.co.uk

Bale: Gdyby to nie był Real, zostałbym w Tottenhamie

Obszerny wywiad z Walijczykiem

Gareth Bale udzielił długiego wywiadu w imieniu Lucozade Sport. Walijczyk opowiada w nim o większości swojej kariery. Część wywiadu przedstawiamy w formie tradycyjnej, to jest pytanie i dalej odpowiedź, część zaś wplatając jego wypowiedzi w tekst. Zachęcamy do lektury.

Zapytałem właśnie Garetha Bale’a, co takiego by zamówił, gdybyśmy wyszli razem na tapas (po hiszpańsku „przekąska” – przyp. red.). „Cóż, zaczęlibyśmy od jamón (po hiszpańsku „szynka” – przyp. red.). Po prawdzie mam jakąś obsesję na jej punkcie. To ostateczność. Załadowałbym ją na statek, gdybym kiedykolwiek miał wrócić do Anglii. Jest tutaj świetna restauracja nazywana Txistu, do której chodzą wszyscy piłkarze i sławni ludzie. Tam byśmy poszli”. „Czy musiałeś płacić za wiele obiadów od finału Ligi Mistrzów?”, pytam. Walijczyk odpowiada: „Kilka razy, ale nieczęsto, nie”.

Właściciele Txistu muszą mieć sezonowe bilety na mecze Realu Madryt. W maju Bale strzelił decydującą dla triumfu Królewskich nad Atlético bramkę w finale Ligi Mistrzów. „Chciałbym więcej pamiętać o tej bramce. Teraz znów ją oglądam i myślę tylko, jak bardzo musiało mnie boleć kolano, kiedy poślizgnąłem się ją świętując”, mówi Bale. Miesiąc wcześniej przebiegł pół boiska, żeby wreszcie strzelić bramkę Barcelonie w finale Pucharu Króla. Moment w stylu Roya Roversa (postać z brytyjskiego komiksu, piłkarz grający w fikcyjnym klubie Melchester Rovers – przyp. red.), który szybko zawładnął portalami społecznościowymi, usprawiedliwiając przy tym pieniądze wydane przez Real na zakup Walijczyka, który miał uzupełnić panteon piłkarzy określanych jako galácticos. „To było niesamowite. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem”, opisał tamtą sytuację były już kolega z zespołu Garetha, Xabi Alonso – zawodnik, który występował i w Hiszpanii, i w Anglii, a obecnie występuje w Niemczech.

Bale miał swoje wielkie momenty w pierwszym zamorskim sezonie. Rzecz jasna, Real Madryt oczekiwał takiego wpływu z jego strony. Blancos musieli zapłacić Tottenhamowi olbrzymią sumę pieniędzy, aby ten mógł opuścić północny Londyn i stworzyć na boisku parę z superczłowiekiem, zmorą wszystkich rekordów, Cristiano Ronaldo. Pierwszy rok był oczywiście sukcesem: triumfy w Lidze Mistrzów i Pucharze Króla, do tego 22 bramki w 44 meczach. Wciąż ma tylko dwadzieścia pięć lat i zarówno Bale, jak i Real, czują, że dopiero zaczyna się rozkręcać.

Spotkałem się z Bale’em poza madryckim śródmieściem, w zamaszystym centrum sportowym. Wieść o niezapowiedzianym gościu zaczyna się roznosić, w tym samym czasie podekscytowane dzieciaki z pierwszych klas akademii sportowych zaczynają się gromadzić. „Bale! Bale! Bale!”, wrzeszczą w kierunku pokoju, w którym, jak myślą, siedzi Walijczyk. Gdy w końcu udaje im się go namierzyć, jest spokojny i hojnie obchodzi się ze swoim czasem, pozując z nimi do zdjęć i rozmawiając imponującą hiszpańszczyzną. Ostatecznie przeszmuglowaliśmy go do szatni.

„Czy mówisz już płynnie po hiszpańsku”, pytam. „Przysięgam – tak. Ale nie, poważnie, chodzę na zajęcia w każdym tygodniu i teraz rozumiem już znacznie więcej. Z pewnością pojmuję rozmowy w zespole. Dopóki trener nie zacznie mówić za szybko”.

Czy ponowne pójście do szkoły było dla ciebie czymś dziwnym?
Nie jest fajnie. Opuściłem szkołę z jakiegoś powodu, a teraz zaciągnięto mnie do niej z powrotem! Oczywiście, nie tak jest naprawdę. Nauka języka jest czymś, co każdy chciałby robić, a ja mam świetne uzasadnienie, żeby to robić.

Konwersacja z najlepszym brytyjskim piłkarzem przebiegała głównie w ten sposób. Pytanie, deprecjonujący samego siebie cięty dowcip i wreszcie bardziej rozważna odpowiedź. Jak zresztą przystało na nieśmiałego i cichego mężczyznę, który wiele wysiłku wkłada w to, żeby jego młoda rodzina nie znajdowała się w blasku fleszy. W grzeczny sposób odmawia rozmowy na temat prywatnego życia, choć jest to raczej urocza historia. On i jego partnerka, Emma Rhys-Jones, zaczęli ze sobą chodzić więcej niż dekadę temu, kiedy byli uczniami szkoły średniej Whitchurch w Cardiff. Jego znak rozpoznawczy, celebrowanie bramki dłońmi ułożonymi w serce (notabene ten gest stanowi własność intelektualną zatwierdzoną do użycia jako logo w sierpniu 2013 roku) to hołd składany jej i ich córce, Albie Violecie, która w zeszłym miesiącu skończyła dwa latka.

W Madrycie gromadzi wokół siebie grupę. Piłkarska świta tradycyjnie, negatywnie rozprasza, ale znajomi Bale’a zdają się idealnie bilansować jego życie publiczne supergwiazdy – ma przy sobie wielu dobrze usposobionych, drażniących po przyjacielsku i wspierających ludzi. Jego najlepszy przyjaciel z domu służy mu jako osobisty asystent. „Nie sądzę, żebym się zmienił, od kiedy byłem małym chłopcem. Nadal bałaganię i żartuję z moją rodziną oraz przyjaciółmi, tak, jak robiłem to, kiedy miałem dziewięć czy dziesięć lat. Dla mnie nic się zmieniło. Jasne, gram w piłkę, ale staram się, żeby moje życie poza boiskiem było tak proste jak to tylko możliwe. Moi przyjaciele i rodzina trzymają mnie nisko przy ziemi”.

Mimo wspierającego otoczenia zakorzenienie się w Madrycie nie odbyło się dla niego bez pewnych trudności. Po siedmiu latach w Tottenhamie Bale się tam zadomowił. Miał łatwy i szybki dojazd autostradą M4 do Cardiff i w Londynie wyrósł na gwiazdę zespołu, którego fani go czcili. „Ciężko było zacząć, zdecydowanie tak. Zawsze trudno jest zadomowić się w nowym zespole i kraju, ale czułem, że jak tylko dostanę swoje mieszkanie i ułożę sprawy poza boiskiem, wszystko stanie się o wiele prostsze”.

Z całą pewnością domowy komfort pomógł w integracji. „To było coś wspaniałego, kiedy dostaliśmy naszego osobistego kucharza. To tak jakby co wieczór wychodzić na kolację. Upewnia się, że jem wszystkie odpowiednie rzeczy – warzywa, owoce, odpowiednie rodzaje mięsa – i że przygotowuje się we właściwy sposób”, mówi Walijczyk.

Ale muszą być rzeczy z domu, których ci brakuje?
Odrobina dobrej, starej, brytyjskiej czekolady nigdy nie będzie czymś złym. Trochę mleka Dairy albo Galaxy także byłoby fantastyczne. Mają tutaj Milkę, ale to nie to samo. Ah i Nando’s! Brakuje mi odrobiny Nando’s (restauracja – przyp. red.). To zabawne, brakuje ci tych małych rzeczy. Przywieziemy ze sobą angielskie torebki herbaty i czekoladę. Ale nie mogę przecież przenieść tutaj Nando’s, niestety.

A angielski futbol? Czy były chłopiec z plakatów Premier League tęskni za zimnymi, wtorkowymi nocami na wyjeździe w Stoke?
Bardzo interesująco jest oglądać to wszystko jako autsajder. Zauważasz, że bardziej cię to interesuje, kiedy nie jesteś w lidze. Koncentrujesz się tylko na swoim zespole.

Więc koniec z lojalnością partyzanta?
Oczywiście, że nie. Ciągle chcę, żeby Arsenal przegrał, a Spurs wygrali.

Gareth Bale przeszedł z Southampton do Tottenhamu w maju 2007 roku. Spurs uprzedzili Sir Alexa Fergusona i Manchester United, którzy też chcieli pozyskać siedemnastolatka. „Miał 182 centymetry wzrostu i był niezdarny. Potem nagle stał się zbudowany jak amerykański bokser wagi półciężkiej. Byliśmy wtedy rozczarowani postawą Southampton. Pierwsi nawiązaliśmy kontakt, ale nigdy się do nas nie zwrócili”, wspomina Ferguson. Przez dłuższy czas Szkot niewiele o to dbał. Wczesne lata Bale’a w Tottenhamie były tak kręte, że dziś informacje z tamtego czasu służą za pytania w quizach w pubach. Dwadzieścia cztery rozegrane mecze, dwa lata, dwa miesiące i dwa tygodnie upłynęły zanim Bale zaczął grać w zespole, który wygrał mecz z nim na boisku. Był „klątwą”, ciężarem i miał sporo szczęścia, że Twitter dopiero wtedy raczkował. „Nadal utrzymuję, że moja kariera w Tottenhamie zaczęła się całkiem dobrze. Myślę, że strzeliłem trzy bramki w moich pierwszych pięciu albo sześciu meczach, zanim doznałem kontuzji, która wyeliminowała mnie z gry na osiem miesięcy”, wspomina Bale, śmiejąc się przy tym.

„Mówię o przejściu do Realu jako trudnym, ale dołączenie do Spurs było najtrudniejsze. Przeszedłem drogę od bycia szesnastolatkiem w Southampton do grania na zupełnie innym poziomie w Tottenhamie z takimi jak Berbatov i Ronnie. Dosłownie nie znałem nikogo w Spurs. Przynajmniej znałem Lukę. Więc później doznajesz kontuzji i jest ciężko. Ludzie ze sztabu medycznego przebadali moją stopę i powiedzieli, że mogę nie wrócić na swój poziom. To uderzyło w moją pewność siebie i sprawiło, że schowałem się w jamie. Ale pracowałem ciężej i ciężej na treningu, starając się odbudować moją pewność siebie. To wymaga czasu. Jednak udało mi się, a reszta, jak to mówią, jest historią”.

Historia Bale’a – jak wszystkie dobre historie sportowe – przerywana jest chwilami, w których trzeba było pokonywać trudności. Mimo talentu nauczyciele od wychowania fizycznego ograniczali Bale’a do gry na jeden kontakt i nieużywania faworyzowanej lewej nogi, zaś problemy z plecami wywołane nagłym wzrostem sprawiły, że Southampton chciało go ściągnąć na zasadach obowiązujących chłopców ze szkół. Ostatecznie w przeciągu dwóch lat stał się drugim najmłodszym debiutantem w klubie, wyszedł na boisko mając 16 lat i 275 dni.

Później była klątwa w Tottenhamie. Kiedy w końcu opuścił boisko w Premier League jako zwycięzca (wygrana 5:0 z Burnley we wrześniu 2009 roku), grał już pod trzecim trenerem w Spurs. Do tego takim, który z początku nie był specjalnie zachwycony jego osobą. „Harry Redknapp dał mi prawdziwego kopa w dupę, kiedy przyszedł do klubu. Był tym, który sprawił, że piłka zaczęła krążyć. Jeśli nie dostałbym tego kopa, nie byłbym teraz tam, gdzie jestem. To się zdarza u młodych zawodników, ale ja potrzebowałem tego kopa”.

Od wtedy historia zaczyna wskakiwać na wyższy bieg. Nareszcie wolny od żmudnego pecha i przesunięty z ograniczającej go pozycji lewego obrońcy Bale mógł się wreszcie stać kluczowym ogniwem Tottenhamu w sezonie 2009/10, w którym klub wywalczył awans do Ligi Mistrzów. W zaledwie rok po odprawieniu egzorcyzmów na Burnley urządził sobie prawdziwą imprezę w Lidze Mistrzów – hattrick ustrzelony przeciw obrońcy tytułu, Interowi. Tylko kilku graczy z elity popisywało się w przeszłości podobnymi wyczynami, jeśli mówimy o tempie, potężnym uderzaniu piłki i oku do bramek. Wielcy chłopcy w piłce nożnej poczęli zwracać uwagę na obiecującego Bale’a.

Trzeba było poczekać kolejne kilka sezonów, ale obiecujący piłkarz wreszcie zamienił się w dojrzałego, konsekwentnego i świetnego gracza. Moment, w którym zapaliła się żarówka? Spotkanie z nowym trenerem Tottenhamu latem 2012 roku. „Na początku sezonu 2012/13 powiedziałem, że mogę wskoczyć na wyższy poziom, ale frustrowało mnie to, że w każdym meczu podwajano mnie na lewym skrzydle. André Villas-Boas dopiero przyszedł do klubu, jednak odbyliśmy tę długą rozmowę. Zdecydowaliśmy, żeby dać mi wolną rękę, żebym mógł wędrować po boisku i znajdować sobie miejsce. O to chodziło. Kiedy tylko to zrobiliśmy, zacząłem grać lepiej i strzelać więcej bramek, zespół zaczął wygrywać więcej meczów i nastąpił efekt kuli śnieżnej. Moja pewność siebie sięgała do niebios”.

Jego oddanie Villasowi-Boasowi jest klarowne. Po narodzinach córki Bale’a niektórzy zauważyli nawet, że jej inicjały zgadzają się z tymi, których używa mentor piłkarza. „Zaufanie, które mi okazał, było niesamowite. Wpoił we mnie wiarę, że mogę wyjść na boisko i kontrolować grę. Kiedy mieliśmy problemy, nagle potrafiłem uwierzyć, że mogę iść i wziąć sprawy w swoje ręce. Zawsze będę mu bardzo wdzięczny”, opowiada Gareth.

Sezon 2012/13 okazał się dla Bale’a punktem zwrotnym, momentem poznania samego siebie. Strzelił 26 bramek, dostał nagrodę dla Najlepszego Piłkarza Roku od PFA i FWA, a także nagrodę Młodego Piłkarza Roku. Jedynym piłkarzem, który w jednym roku zgarnął trzy takie nagrody był Cristiano Ronaldo.

Mimo indywidualnych sukcesów Bale’a jego Tottenham ponownie popadł w tarapaty, bardzo szybko zresztą. W obu ostatnich sezonach Walijczyka w Londynie klub kończył rozgrywki punkt za sąsiedzkim Arsenalem, tracąc ostatecznie szanse na grę w Lidze Mistrzów, ziemi obiecanej. Latem 2013 roku zadzwonił więc Real Madryt.

„Gdyby to nie był Real Madryt, bardzo, bardzo trudno byłoby odejść kiedykolwiek. Mam nadzieję, że teraz fani już mi wybaczyli. Czymś niewiarygodnym było zobaczenie wszystkich wyrazów wsparcia ze strony kibiców Tottenhamu po finale Ligi Mistrzów. Tak wielu ludzi mówiło, że są ze mnie dumni, to było wspaniałe odczucie. Kocham mój czas spędzony w Tottenhamie, a fani byli dla mnie niesamowici. Myślę, że rozumieją, iż szansa na dołączenie do Realu Madryt zdarza się raz w życiu, a ja grałem wówczas dobrze i chciałem przetestować samego siebie. Gdyby nie było Realu Madryt, bardzo bym chciał wciąż grać dla Spurs. Jednak wygrana w Lidze Mistrzów dokładnie pokazuje, dlaczego chciałem się przenieść”.

Wygląda na ukontentowanego. Brytyjscy piłkarze bardzo rzadko wędrują za morze (żeby podkreślić kontekst, ostatnim Anglikiem zakontraktowanym przez hiszpański klub był Jonathan Woodgate, który opuścił Real Madryt osiem lat temu), ale Bale należy do rzadkiego gatunku. Opuścił Walię jako uczniak, udał się do Londynu, będąc zbyt młodym, aby postawić stopę w pubie (nie żeby pił), a z Premier League wyszedł zaraz po tym, jak stał się jej panem.

„Naprawdę cieszę się tutaj wszystkim. Zespół spisuje się doskonale, a poza boiskiem jest znacznie więcej luzu. Jest cieplej, co uwielbiam. Trenowanie w czasie przygotowań do sezonu to szalona rzecz, bo tak jest gorąco. Pocisz się, jedynie stojąc. Czuję się znacznie bardziej komfortowo w tym otoczeniu”, mówi o przenosinach do Madrytu Bale.

A jaki jest Ronaldo?
Uczenie się od najlepszego piłkarza na świecie samo w sobie jest niewiarygodne.

Jaka jest najlepszą rzeczą, której cie nauczył?
Po prawdzie, to gdzie znaleźć dom w Madrycie. Odkąd tutaj jestem, jest niesamowity i każdego dnia uczę się czegoś nowego. Pomaga mi stać się lepszym graczem, co stale jest moim celem. Staram się dostać na jego poziom. Prawdę mówiąc, starałem się nawet poprawić prawą nogę, ale już tego nie robię.

Dlaczego nie?
Bo za każdym razem, gdy próbuję, nadwyrężam jeden z pośladków! Więc to pozostaje poza tematem (Bale żartuje i przechodzi dalej). Mogę poprawić wszystko, a praca nad słabszą nogą jest tutaj główną sprawą.

Piłkarskim idolem Bale’a jest Ryan Giggs, który grał aż do czterdziestki. „To Walijczyk, jest lewonożny i grał na lewym skrzydle, więc naturalnym było, że zostanie moim idolem podczas dorastania”. Bale jest niepewny, czy sam pogra tak długo. „Dla mnie to trochę za wcześnie, żeby o tym myśleć. Nie patrzę zbyt daleko w przyszłość”.

Jednakże ma wielką chęć, aby pod jednym względem prześcignąć Giggsa. Walia nie zakwalifikowała się do mistrzostw Europy od 1976 roku, a Bale bardzo chce, żeby ten stan rzeczy zmienił się w 2016 roku, kiedy odbędzie się turniej we Francji. „Myślę, że byłoby to największe osiągnięcie zespołowe w mojej karierze, równe zdobyciu Ligi Mistrzów. Stworzylibyśmy historię Walii, a w moim kraju to bardzo wiele znaczy”.

Wcześniejsze walijskie gwiazdy, wliczając w to Giggsa, były oskarżane o nadawanie priorytetu grze w klubie. Giggs zagrał dla Walii 64 razy na przestrzeni swojej szesnastoletniej kariery, a z gry dla niej zrezygnował, mając 33 lata. Bale już w wieku dwudziestu pięciu lat ma na swoim koncie 48 występów, znajdując przy tym idealny balans między grą w klubie i reprezentacji narodowej. „Uwielbiam grać dla Walii. To nie jest odpowiedzialność ani ciężar. Lubię też być w obecnym zespole seniorem. Zawsze pamiętam, jak dołączałem do składu i w graliśmy w tak zwane «toro». Grę, w której na zewnątrz jest siedmiu albo ośmiu zawodników, a dwóch najmłodszych biega w środku, zaś ja zawsze byłem w środku! Teraz nigdy nie jestem w środku. Taki już jestem stary!”.

„Mamy tak dobry zespół i wiemy, że możemy coś osiągnąć. Wcześniej było to coś w stylu «może jesteśmy w stanie coś zrobić», kiedy teraz wiemy, że możemy. Mamy młodą drużynę, a ja staram się im pomagać za pomocą mojego doświadczenia. Obecnie muszę być liderem na boisku. Może i nie jestem najgłośniejszy, ale, mam nadzieję, mogę dawać przykład, biegając i ciężko pracując”.

To brzmi jak dojrzała, dokładnie wymierzona mowa przyszłego trenera. „Niedzielnych zespołów, owszem”, śmieje się, „W piłce nożnej nigdy nie możesz powiedzieć nigdy. Ale trener? To wszystko wydaje mi się bardzo stresujące”.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!