Advertisement
Menu
/ Marca

Di María: Córka pokazała mi, że wysiłek się opłaca

Druga część wywiadu

Za Di Maríą piłkarzem i gwiazdą Realu Madryt stoją wielkie historie o pokonywaniu słabości i radzeniu sobie w życiu. Najlepszą inspirację Argentyńczyk ma w domu. Zdobyć Ligę Mistrzów pomogli mu rodzice i córeczka. Ich walka była walką Fideo, czego dowiadujemy się z drugiej części wywiadu dla Marki.

Kiedy zakończył się mecz, to od razu szukałeś swojego ojca, Miguela, który był na trybunach La Luz. Co sobie powiedzieliście?
To była ogromna radość. Mój ojciec doszedł do bycia zawodnikiem pierwszej drużyny River Plate, ale w meczu z kolegami w Rosario złamał kolano. Przedtem operacje nie były tak dobre jak dzisiaj, nie było takiej kontroli. Operacja nie poszła dobrze i nie mógł już więcej grać w piłkę... Więc dla niego zobaczenie, że jego syn wygrał Ligę Mistrzów i stworzył historię z Realem Madryt, było dodatkową satysfakcją i wielką radością, to musiał czuć. Widziałem, że płacze z argentyńską flagą, którą zawiesił na trybunie i na której napisał „Di María jesteśmy z tobą”. Zasłużył na mój uścisk. Szukałem go, żeby móc to zrobić i dzielić te chwile z nim.

W twojej karierze ważna była też matka. W spocie nagranym ostatnio dla reprezentacji Argentyny, gdzie występują matki reprezentantów, twoja mama, Diana, opowiada jak woziła cię rowerem na treningi...
Tak, to było piękne. Kiedy Rosario mnie wzięło, miałem tylko 7 lat. Mama musiała mi towarzyszyć, a jedynym sposobem był 45-minutowy dojazd, czasem godzinny, na rowerze, z deszczem i ze wszystkim. Ja siadałem z tyłu, a moja 3-letnia siostra na kierownicy. Tak dojeżdżaliśmy do centrum treningowego. Czasami jeździłem z tatą, który woził mnie dostawczakiem, ale tylko wtedy, gdy nie musiał rozwozić węgla.

Źródłem inspiracji była też dla ciebie twoja córka, ale jej przyjście na świat było skomplikowane. Urodziła się 22 kwietnia 2013 roku, przed meczem w Dortmundzie. Jak to pamiętasz?
Mojej żonie odeszły wody i lekarz powiedział, że jest za wcześnie, ale trzeba będzie rodzić, bo inaczej nie miała nawet 30% szans na przeżycie. Było ogromne ryzyko powikłań. Urodziła się po sześciu miesiącach i leżała w inkubatorze dwa miesiące. Mogliśmy ją tylko odwiedzać, każdego dnia byliśmy w szpitalu, także wieczorami zanim chodziliśmy spać, żeby życzyć jej dobrej nocy. Do domu wracaliśmy wyczerpani. To było bardzo ciężkie. Ja poleciałem tam przed meczem, klub zachował się doskonale.

Ty również świętowałeś na murawie La Décimę z córką, jak twoi koledzy ze swoimi dziećmi. Ona była twoim najlepszym paliwem?
Moja córka pokazała mi, że wszystko jest możliwe, że najtrudniejsze można przekształcić w najłatwiejsze, że wysiłek się opłaca, że trzeba umieć cierpieć i wytrzymywać ból, że trzeba być jak najsilniejszym. To wszystko, co mi przekazała, pomogło mi rozegrać spektakularny sezon. Zawdzięczam to jej i mojej żonie, one są zawsze obok mnie i zawsze we mnie wierzą. Chociaż jej życie było zagrożone, ona walczyła, żeby nie mieć żadnych powikłań, żeby być silną. Ona dała mi to wszystko i dzięki niej miałem taki rok, wszystko dzięki niej, jej wysiłkowi, tak mówiłem już mojej żonie. Ona obdarowała nas całą swoją miłością, żebyśmy mogli być szczęśliwi i spokojni, wiedząc, że jest z nami w domu.

Jorgelina, twoja żona, napisała list, gdy Mía skończyła roczek. Wspominała w nim o trudnych początkach [„Nie ma nic bardziej smutnego niż powrót do domu z pustymi ramionami i sercem pełnym bólu”, pisała]. Kiedy to czytasz, rozczulasz się.
Chcieliśmy opowiedzieć naszą historię, żeby wzmocnić wielu rodziców, którzy przechodzą przez to samo. Czasami ktoś czuje, że nie da się wyjść z takiej sytuacji, ale z wiarą to jest możliwe. Były też zbiegi okoliczności, bo tata Jorgeliny umarł 13 czerwca, a wtedy wyszliśmy z Míą ze szpitala. Ona urodziła się 22 kwietnia, a to mój numer na koszulce.

Mía urodziła się w Madrycie, na zawsze pozostanie związana z tym miastem.
Tak, urodziła się w Hiszpanii, w Madrycie. Najważniejsze to podziękować lekarzom, którzy byli obok niej, dbali o nią, bo dziewczynka jest bardzo zdrowa. Wszystko dzięki nim, dzięki opiece przez te dwa pierwsze miesiące. Jesteśmy bardzo wdzięczni za wszystko, co nam dali, gdy byliśmy tam z Míą.

I jak prowadzić normalne piłkarskie życie, gdy przeżywa się taką sytuację?
Nie było łatwo, ale trzeba było walczyć. Spędziliśmy w szpitalu dwa miesiące, zawsze byliśmy z tymi samymi rodzicami, ten ból łączy cię z innymi ludźmi, ale też wzmacnia. Mieliśmy świetne stosunki ze wszystkimi rodzicami, którzy mieli tam swoje dzieci. Moja żona dalej rozmawia z nimi na grupie w aplikacji whatsapp. Rozmawiają, wysyłają zdjęcia dzieci, zawiązaliśmy z nimi przyjaźń. Kiedy Mía skończyła roczek, zaprosiliśmy tych wszystkich rodziców i ich przyjaciół, którzy nas tam odwiedzali. Na szczęście, wszystkie dzieci z tego wyszły, niektórzy z pewnymi następstwami, inne z doskonałym zdrowiem. Chcieliśmy podzielić się z nimi tym momentem, gdy Mía miała pierwsze urodziny.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!