Advertisement
Menu
/ dailymail.co.uk

Ancelotti: W tej chwili nie odczuwam presji

Włoch dla <i>Daily Mail</i>

Poniższy wywiad został przeprowadzony przed wyjazdem Realu Madryt do Lizbony. Z trenerem Królewskich rozmawiał Matt Lawton.

Carlo Ancelotti zaciąga się papierosem i zastanawia nad odpowiedzią na pytanie, które bez wątpienia uznał za zabawne. Przypomniałem mu, że ma szansę na dołączenie do Boba Paisleya, który póki co jest jedynym szkoleniowcem jakiemu udało się zdobyć Puchar Europy trzy razy. Sugeruję przy okazji, że jest bez wątpienia uprawniony do obnoszenia się ze swoimi sukcesami w dużo większym stopniu. Dlaczego, na przykład, nie pójdzie w ślady Louisa van Gaala, który od czasu do czasu odnosi się do siebie w trzeciej osobie? Dlaczego czasem nie przypomni mediom, że on również zasługuje na przydomek Special? W końcu sobotni mecz będzie już siódmym finałem w całej karierze Ancelottiego. Cholernie wyjątkowe bez względu na standardy. Szkoleniowiec Realu Madryt zaczyna się śmiać i kiwa głową.



– Nie, nie. Nie lubię ludzi, którzy mówią „ja, ja, ja”. To krępujące. Nie mnie mówić o sobie. Wiem, że Bob Paisley wygrał trzy razy, w '77, '78 i '81, tak? Dołączenie do niego byłoby zaszczytem, oczywiście, ale to nie jest moją motywacją.

Co zatem jest jego motywacją, w momencie gdy przygotowuje się do ciężkiego starcia z Atlético Madryt – sąsiadem i świeżo upieczonym mistrzem Hiszpanii?

– Wielką motywacją jest zapisanie się w historii tego klubu. Bycie jej częścią jest większe od jakichkolwiek osobistych osiągnięć. To najważniejsza sprawa. Liga Mistrzów już dała mi wiele. Zdobyłem ją cztery razy – jako zawodnik i jako trener. Ale teraz mówimy o Décimie, dziesiątym tytule.

– Od pierwszego dnia tutaj chodziło o Décimę, ponieważ dla Realu Madryt to wyjątkowy puchar. Nie nazwałbym tego obsesją. Po prostu motywacją.

Jeżeli nad tym małomównym Włochem ciąży ogromna presja (a świadczyć o tym może liczba dziennikarzy z telewizji, radia i prasy w trakcie dnia otwartego), wydaje się, że radzi sobie z nią z wyjątkowym luzem. Teraz, siedząc w jego biurze w Valdebebas, z dala od kamer i mikrofonów, jest idealnym gospodarzem – szybko przygotowuje dwie filiżanki espresso. Po dawce kofeiny powraca do kwestii skromności, pokory i drygu w relacjach z publicznością. Prowadzi się z pewnym urokiem, jego konferencja prasowa jest zdecydowanie inna od starć, które José Mourinho prowadził z mediami w Valdebebas. Na samym jej początku było sporo śmiechu.

– To chyba mój styl. Ale spójrz, oni i tak mnie „zabiją” jeżeli przegramy w Lizbonie. Panuje tutaj wielka presja, to jasne.

– Musisz zwracać na to uwagę. Ale należy również zdawać sobie sprawę z tego, że jest tutaj wielu ludzi, którzy kochali José. Stworzył dwie grupy. Jedni byli z nim, inni przeciwko niemu. Jednak wiele osób go lubiło.



– W trakcie drugiego sezonu wygrał ligę zdobywając sto punktów i strzelając ponad sto bramek. Ale ta presja, to jest futbol. Znam ten świat. Wygrasz Ligę Mistrzów, ale na jak długo to wystarczy? Trzy mecze kolejnego sezonu? Nie więcej. Dlatego nigdy zbyt długo nie myślę o sukcesach, którymi się cieszyliśmy. Jednego dnia możesz być na topie, a następnego na dnie.

Ancelotti być może odnosi się do etapu w Chelsea, gdy został zwolniony przez Romana Abramowicza po zajęciu drugiego miejsca w lidze – tylko rok po zdobyciu dubletu w debiutanckim sezonie.

– Widzę, że Roman zmienił swój zamysł co do José, być może zrobi to również w mojej kwestii (śmiech). Po prostu musisz kochać ten sport. Nie możesz być zbyt zmęczony na oglądanie, zbyt zmęczony na naukę, ponieważ każdego dnia możesz zmienić swoje zdanie o czymkolwiek.

– Wiesz ilu ludzi pracuje tutaj, na boiskach treningowych, każdego dnia? Pięćdziesięciu. Dwa zespoły. Dwudziestu pięciu piłkarzy i pięćdziesięciu ludzi. Wierzę, że wszyscy muszą być zaangażowani również jako ludzie. Każdy może podzielić się z nami swoimi pomysłami. Nie muszą być żołnierzami, którzy tylko wykonują rozkazy.



To jest filozofia Ancelottiego, wierzy w kolektyw. Tak został wychowany w wiejskim zakątku północnych Włoch i tak prowadzi kluby piłkarskie. Paul Clement, jego zaufany asystent, przyłączył się do nas na kawę. Twierdzi, że największą zaletą Ancelottiego jest tworzenie „ludzkich relacji”.

– Jest w tym znakomity. Ma w sobie taką pokorę. Wierzy w to, że wszyscy mogą pracować na tym samym poziomie, że siedzimy w tym razem, że razem będziemy bardziej efektywni – mówi Clement.

Wpojenie dobrych wartości Ancelotti przypisuje swojej „prostej rodzinie”. Jego ojciec, Giuseppe, był farmerem, który zapewniał byt rodziny dzięki dziesięciu krowom i wynajmowanej farmie – produkował parmezan.

– Nigdy nie musieliśmy jeździć do supermarketu. Wszystko produkowaliśmy w domu. Chleb, mleko, ser. Hodowaliśmy kury dla jajek. Wiesz, miałem szesnaście lat, gdy po raz pierwszy wziąłem prysznic. Pamiętam, że stałem pod tym urządzeniem i zastanawiałem się «co to jest?».

– Ale czuliśmy się komfortowo, moja siostra i ja, żyjąc wraz z rodzicami i dziadkami.



Nawet jako członek wszechmocnego Milanu, ostatniej drużyny, która skutecznie obroniła europejski tytuł – w 1990 roku – nigdy nie zapomniał o swoich korzeniach i zasadach.

– Nie miałem Ferrari ani niczego w tym stylu. Jeździłem Oplem.

Dziś prowadzi coś bardziej wytwornego, to jasne. Real Madryt z linią ataku, która jest w stanie rywalizować z każdym. Uwielbia Cristiano Ronaldo, nie tylko za jego profesjonalizm. Ancelotti docenia również sposób w jaki Portugalczyk wziął pod skrzydła Garetha Bale'a.

– To drobne rzeczy. W tunelu, przed wyjściem na murawę, w trakcie narady tuż przed meczem. To będzie dobre słowo, poklepanie po ramieniu. On, Bale i Benzema pracują dla siebie. Bardzo altruistycznie.

– Bardzo lubię Ronaldo. Gdyby był profesjonalistą, ale nie strzelał tylu bramek, nie wiem czy lubiłbym go tak samo. Jednak strzela w prawie każdym meczu – wydaje mi się, że zdobył 51 bramek w 50 spotkaniach – więc bardzo go lubię! Gareth był dla nas świetnym transferem, jego również lubię. Jest taki pokorny. Rozumiem również dlaczego Alex Ferguson powiedział, że Ronaldo był najlepszy.



Na pytanie o najlepszego zawodnika z jakim pracował Ancelotti kręci głową.

– Niemożliwe. Kiedyś próbowałem wybrać jedenastkę spośród najlepszych piłkarzy z jakimi pracowałem. To nie jest trudne. To niemożliwe.

Po słowach zachęty udaje mi się namówić go na wybranie kilku z nich.

– Ok. Bramkarze: Casillas, Diego López, Čech, Buffon, van der Sar. Niewiarygodni.

– Lewa obrona. Maldini, Ashley Cole, Marcelo, Maxwell. Środek obrony – mam tutaj trzech wielkich, ale jest też przecież Terry, Nesta, Stam, Thuram, Cannavaro, Thiago Silva. Lista się ciągnie.

– Jeśli chodzi o prawą obronę: Cafu, Ivanović. Na środku pomocy Pirlo, Lampard, Xabi Alonso, on jest fantastyczny. Pracowałem z Deschampsem, z Gattuso. Mówię ci, niemożliwe. Spójrz na zawodników jakich mam tutaj.

– Spójrz na napastników. Szewczenko, Kaká, Inzaghi, Ibrahimović, Del Piero, Ronaldo. Jeden i drugi! Drogba, Anelka, Torres, Crespo, Zola. Ofensywni pomocnicy. Ronaldinho, Rivaldo, Rui Costa, Bale. Zapomniałem o Zidanie! Teraz jest tutaj trenerem, ze mną. Zapomniałem o tylu zawodnikach. Również o wielu świetnych piłkarzach stąd. Nie jestem w stanie pamiętać o wszystkich. Jak możesz wybrać z nich zespół?

Ma rację i zgadza się z tym, że miał również do czynienia z szeroko znanymi pracodawcami. Dla wielu te nazwiska byłyby koszmarem. Zarówno Abramowicz, Silvio Berlusconi, jak i obecny, Florentino Pérez.

– Nie zapominaj o Agnellim w Juventusie. Pan Fiat. I Pan Parmalat w Parmie. A także emir Kataru w Paris Saint Germain. Jest jednak różnica między tutejszym prezesem, Berlusconim i całą resztą. Pérez i Berlusconi dorastali jako kibice. Bardziej wspierają klub.

– Mam dobre relacje z Florentino. Po raz pierwszy próbował mnie ściągnąć w 2006 roku, gdy prowadziłem Milan. Za drugim razem wybrałem Chelsea, dlatego, że gdy rozmawiałem z Florentino w tamtym okresie, nie był już prezesem Realu. Dlatego wybrałem Anglię.



W ostatnim roku plotkowano, że Manchester United chciał ściągnąć Ancelottiego na Old Trafford. Rzekomo to on miał być pierwszym wyborem Fergusona, nie David Moyes.

– Nie, nie. To nieprawda. Kiedy zdecydowałem się opuścić PSG, miałem szansę na przybycie tutaj. Nie chciałem zostać w PSG. Kiedy rozpocząłem tam pracę, chodziło o stworzenie czegoś, jednak po roku sytuacja się zmieniła. Chodziło tylko o kolejne sukcesy. Kiedy odpadliśmy w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, oni zaczęli narzekać. Uznałem, że to czas na odejście.

Jak się okazało, była to dobra decyzja. Co prawda pierwszy ligowy tytuł w Hiszpanii wymknął się Ancelottiemu, ale Real zwyciężył w Pucharze Króla, zaś teraz Carlo przygotowuje się do siódmego finału Ligi Mistrzów.

– Pierwszy był w 1984. Roma kontra Liverpool. Nie grałem, ponieważ byłem kontuzjowany, ale przygotowywałem się do finału wraz z drużyną. Miałem dwadzieścia pięć lat. To był pierwszy finał dla Romy, rozgrywany w Rzymie. Grobbelaar…



– Mieliśmy piętnaście dni na przygotowanie się do tamtego finału. Wyjechaliśmy w góry, na północ Włoch. Zastaliśmy tam okropną pogodę. Chłód, deszcz, każdego dnia. Przez siedem dni! A kiedy wróciliśmy, trzy dni przed finałem w Rzymie, było tak gorąco. Zawodnicy narzekali na częste skurcze. To były najgorsze przygotowania do finału w historii.

– Grałem w finale w roku 1989 i 1990, z Milanem. Oba wygraliśmy. Później jako trener Milanu, w 2003, 2005 i 2007. Finał z 2005 (porażka w rzutach karnych z Liverpoolem – przyp. red.) był najbardziej szalony. Pierwsza połowa była jednym z najlepszych występów moich zespołów. Niewiarygodne. Nawet w drugiej połowie, gdy remisowaliśmy 3:3, graliśmy naprawdę dobrze. Czasem żartuję z Xabim Alonso i mówię mu: «Hej, masz mój puchar!».



Najbardziej pamiętnym momentem obecnego sezonu jest demolka w dwumeczu z Bayernem Guardioli. Byli powszechnie uważani za najlepszych w Europie, zaś Bundesligę zdobyli spacerkiem. Real wygrał 5:0 w dwumeczu, strzelając cztery gole w wyjątkowym rewanżu na Allianz Arena.

– Dlaczego? Nie wiem dlaczego. Mieliśmy fantastyczną motywację, dobrą taktykę. Kluczem była umiejętność obrony wraz z Bale'em, Ronaldo, Di Maríą, Modriciem. Zawodnikami o dużej jakości, o wielkich umiejętnościach.

– Mieliśmy również przewagę dzięki grze z niemieckimi zespołami w poprzednich rundach. 1/8 z Schalke, ćwierćfinał z Borussią Dortmund, a następnie półfinał z Bayernem. Mówiąc o tym, należy zauważyć, że Bayern nie gra niemieckiej piłki. To nie jest styl niemieckiego futbolu. Grają pod stylem i filozofią Guardioli, Barcelony. Są zupełnie inni, w porównaniu do stylu jaki prezentowali w zeszłym roku, pod rządami Juppa Heynckesa. Tamten styl był bardziej bezpośredni, nastawiony na kontrataki.

– Wygrali z Barceloną grając mniej więcej w ten sposób, używając kontrataków. 4:0 i 3:0 w półfinałach. Nie mówię jednak, że w tym roku mieliśmy łatwiej. Aby zdobyć piłkę, musisz bardzo ciężko pracować.

Ancelotti wie, że Real będzie musiał włożyć sporo pracy w pokonanie wspaniale zorganizowanego Atlético.

– Są bardzo silni. Mieliśmy z nimi problemy w lidze. Przegraliśmy w domu, zremisowaliśmy na wyjeździe. Nie musimy jednak zbyt wiele myśleć o przeciwniku. Znamy ich bardzo dobrze. Jasne, oni nas też.

– Czy możliwa absencja Diego Costy jest krzepiąca? Costa jest dobrym zawodnikiem. Bardzo groźnym. Costa, on idzie do Chelsea, czyż nie? Jest bardzo dobrym piłkarzem i pasowałby do taktyki Chelsea, do kontrataków. Ale zobaczymy. To będzie dobry mecz, jestem podekscytowany (przerywa, zapalając kolejnego papierosa). W tej chwili nie odczuwam presji. Jestem spokojny.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!