Advertisement
Menu
/ RealMadryt.pl

Balonik pękł

Tekst naszego użytkownika

Autorem tekstu jest użytkownik RealMadrid.pl, Norbert Ciszek.

Pół Europy nie może się mylić. Druga połowa kontynentu również nie może być w błędzie. Jedni stawiali Królewskich na równi z maszyną Pepa Guardioli, drudzy twierdzili, że ciągle gonią oni Bawarczyków w wyścigu o miano najlepszego europejskiego teamu. Jednocześnie wszyscy zgodzili się co do tego, że tylko bezpośredni pojedynek w Lidze Mistrzów dałby odpowiedź na pytanie, która piłkarska formuła jest w tym sezonie skuteczniejsza: obsesyjne (i jakże niemieckie) dążenie do doskonałości w imię pepowej idei futbolu wszechtotalnego, czy też spokojna ewolucja, progresywne wpasowywanie poszczególnych elementów układanki w skończoną całość przez Carlo Ancelottiego.

Wygląda na to, że pomylił się każdy. Racji nie mieli już na pewno ci, którzy śmiało przyrównywali drużynę Realu do bawarskiego giganta. Ostatnie El Clásico i późniejsza porażka Królewskich w Sewilli dały powody do wysunięcia odważnej skądinąd tezy, iż pojedynek z Bayernem skończyłby się dla hiszpańskiej drużyny katastrofą na miarę zeszłorocznej porażki Barcelony. W tamtym roku cierpieli Katalończycy, w tym sezonie pod naciskiem perfekcyjnej maszynerii niemieckiego walca padłaby pewnie Kastylia. Można (i nie jest to w tym momencie trudne) wyobrazić sobie Real pozbawiony inicjatywy, wyczekujący, do tego zepchnięty w jeszcze głębsze obszary gry defensywnej, niż miało to miejsce w spotkaniu z Barçą. Drużyna Ancelottiego nie potrafiła (nie chciała?) w ligowym Klasyku przejąć inicjatywy – jest to trudne do zrozumienia, zważając na prezentowaną przez nią od początku roku jakość i niebywałą regularność. W meczu z rywalem, którego gra wymaga przecież podobno poważnej renowacji i przeformułowania, Królewscy schowali się w okopach własnej połowy, licząc na odważną partyzankę i zrywy atakującego tridente. Brzmi znajomo? Na usta ciśnie się tylko ironicznie: „Pozdrowienia z Londynu”.

Bo o styl się rozchodzi. Klub z Madrytu żyje zwycięstwami – to prawda stara jak świat (niemal tak stara, jak ostatni europejski sukces Realu). Ale musi przy tym grać piłkę przyjemną dla oka, futbol „na tak”. Jednym z głównych wyzwań, które czekało na Ancelottiego w stolicy Hiszpanii, było narzucenie jasno zdefiniowanego, bardziej finezyjnego sposobu gry. Czyli czegoś, czego José Mourinho nigdy nie mógł do końca zagwarantować. Głównym zarzutem stawianym Portugalczykowi była nieumiejętność wpojenia drużynie podstaw gry pozycyjnej, utrzymywania się przy piłce i kreowania w ten sposób dogodnych sytuacji bramkowych. Zatrudniony w miejsce The Special One Włoch sprawił, że piłkarze w końcu zaczęli futbolówkę szanować, a ta nagle przestała madryckim wirtuozom przeszkadzać. W grze Królewskich pojawił się oczekiwany rozmach, do tego drużynie udało się zachować wszystkie boiskowe walory zaszczepione przez poprzednika: zabójcze kontrataki i boiskowe wyrachowanie. Problemem są okoliczności, w których nastąpiła wyczekiwana przemiana: efektowne zwycięstwa, poparte ciekawym pomysłem taktycznym Ancelottiego, odniesione zostały w spotkaniach z ligowymi słabeuszami. Odprawianie z kwitkiem maluczkich sprawiło, iż w Hiszpanii i poza jej granicami zaczęto dostrzegać w drużynie Realu zespół już teraz kompletny, gotowy do stoczenia batalii z najbardziej wymagającymi przeciwnikami w kraju i w Europie. Okazję, by przekonać się o tym, jak błędne jest to założenie, dostarczył ostatni pojedynek z Dumą Katalonii.

Drużyna pod wodzą Włocha ponownie zdecydowała się (lub została do tego skutecznie zmuszona) grać tak, ja przeciwnik pozwala, licząc na szczelną obronę oraz indywidualne popisy zawodników ofensywnych. Omawiając grę Królewskich w tym spotkaniu, wypada pochylić się osobno nad każdą z formacji zespołu. Zacznijmy od przodu. A więc atak - nie przekonywał Cristiano Ronaldo do spółki z Garethem Bale'em, nie przekonał też Karim Benzema. Francuz winien był wykorzystać więcej stworzonych przez kolegów sytuacji, jako napastnik rozliczany jest przede wszystkim ze swojej skuteczności (lub jej braku). I to niezależnie od tego, jak dobrze wysługuje się podczas spotkania swoim boiskowym partnerom. Licząc na świetną współpracę (?) wspomnianej trójki wydaje się, że Ancelotti poważnie zaniedbał taktycznie inny tercet. Dobra postawa linii środkowej miała sprawić, iż to Real będzie dyktował warunki gry gościom z Katalonii, tymczasem pomoc drużyny Królewskich sprawiała w meczu z Barçą wrażenie wewnętrznie rozbitej, a każdy z trójki środkowych dryfował w sobie tylko wiadomym i całkowicie przypadkowym kierunku. Ángel Di María (najwyraźniej z przyzwyczajenia) zapomniał o swoich obowiązkach wynikających z nowej pozycji i dość często uprawiał radosną twórczość przy linii bocznej boiska. Owszem, przyniosło to rezultat w postaci dwóch bramek, Argentyńczyk często jednak pozostawiał za sobą lukę, którą dość nieskutecznie starał się zakryć Xabi Alonso. Bask, pełniący w systemie 4-3-3 funkcję jedynego stricte defensywnego pomocnika, nie był w stanie dobrze odgrywać tej roli na przestrzeni długich 90 minut Klasyku. Inną kwestią pozostaje pytanie, czy jego niedyspozycja spowodowana był przyjętą przez zespół taktyką, czy też wiekiem i wątlejącymi siłami samego piłkarza. Ale zostawmy Xabiego, idźmy dalej.

Dalej, to jest pod bramkę toczącego poza boiskiem milczący pojedynek z madryckimi mediami Diego Lópeza. Kilka słów linii defensywnej Realu się przecież należy. Chociaż z drugiej strony, obrona Królewskich to jedyna formacja, która nie rozczarowała, serwując widzom oglądane już wcześniej na boiskach La Liga schematy. Postawa Sergio Ramosa (który zawsze przypadkowo kogoś zahaczy lub niefortunnie dostawi nogę – cóż za pechowiec!) i awanturującego się w każdym Klasyku Pepe nie jest przecież niczym nowym i zaskakującym. Przeciętna (mierna?) jakość gry bocznych defensorów także nie budzi w kibicach zdziwienia. W intensywnej rotacji włoskiego trenera uczestniczy czterech obrońców, ale można odnieść wrażenie, że żaden z nich nie jest w tej chwili numerem jeden, jeśli chodzi o grę na swojej stronie boiska (wyjątkiem jest być może Marcelo, którego konkurent więcej czasu spędza już chyba w madryckiej Ikei, wzorem swojego utytułowanego rodaka z ławki trenerskiej Chelsea). Podsumowując: wszyscy grają, wszyscy się cieszą. I nie chodzi tu wcale o sytuację w bramce drużyny z Concha Espina.

Osobny akapit warto poświęcić zawodnikowi, który, jak zgodnie twierdzą sympatycy Los Blancos, w swoim drugim sezonie gry na Bernabéu uwolnił cały drzemiący w nim potencjał. Luka Modrić – piłkarski dyrygent, czy może jednak finezyjny wyrobnik pokroju, nie przymierzając, Arturo Vidala (obaj świetni w odbiorze, obaj nieustępliwi)? Ostanie El Clásico niejako zmusza (niestety) do postawienia pytania: jakim piłkarzem chce być Chorwat? Czy pragnie dołączyć do grona tak wielu wybitnych rozgrywających, którzy przywdziewali w przeszłości białe barwy, czy może jednak chce zostać zapamiętany jako wspaniały i wszechstronny pomocnik, który jedynie momentami ocierał się o genialność? Smutne było oglądanie tego piłkarza w pojedynku z Barçą - roztargnienie i brak konsekwencji w grze Luki mogło jednak ujść uwadze obserwatorów boiskowych wydarzeń, zwłaszcza na tle panującego w pomocy bezkrólewia. Po tym, co zaprezentował Modrić w spotkaniu z katalońskimi wirtuozami środka pola, można odnieść wrażenie, że ciężko jest się Chorwatowi zdecydować co do tego, która rola na boisku odpowiada mu najbardziej. Wszechstronność jest jednym z jego wyróżników i , zgoda, jest to cecha niezwykle pożądaną ze względu na strefę boiska, w której się porusza. Nikt nie chce jednak, aby Chorwat, wzorując się na swoim koledze z linii pomocy, tracił na boisku głowę i przemierzał hektary w poszukiwaniu boiskowej afery. Mówią: czasem lepiej mądrze postać... Postać, to znaczy: rozejrzeć się, odpowiednio ustawić. Ewentualnie samemu (słowo klucz) inteligentnie wywalczyć piłkę sprytnym odbiorem lub niespodziewanym przechwytem. Ruchliwość powinna być dla pomocnika narzędziem, nie celem samym w sobie (eh, Ángelu...). W zespole Barcelony nikt nie wymaga od rozgrywających tego, by pełnili w drużynie funkcje pomocników typu box-to-box. Przy takim zagęszczeniu środka pola zwyczajnie nie jest to potrzebne. A przecież docelowo, (zachowując wszelkie proporcje), podobną kontrolę nad wydarzeniami w okolicach koła środkowego boiska chciałby osiągnąć Carlo Ancelotti. Wszyscy wiedzą, jak duży potencjał drzemie w małym wzrostem, lecz wielkim umiejętnościami Chorwacie. Okoliczności podpowiadają, by Włoch powierzył mu w pełni odpowiedzialność konstruowania akcji zaczepnych drużyny. Czas, by to Luka Modrić stał się sercem i mózgiem zespołu Królewskich, nie oglądając się na budzącego szacunek, lecz starzejącego się niestety Alonso, nie zważając na taktyczne wybryki Di Maríi i w końcu nie oddając piłki największej gwieździe zespołu, gdy tylko podniesie ona do góry swoje nieludzko wyrzeźbione ramiona w serdecznym geście zaproszenia do boiskowej współpracy. This is the moment. Numer 10 czeka.

Carlo Ancelotti ma kilka tygodni na to, by odpowiednio przygotować drużynę na ostatni, najbardziej wymagający etap sezonu i przekonać wszystkich, że Real pod jego wodzą potrafi rozegrać wielkie spotkanie przeciwko wymagającemu rywalowi. Okazja do tego nadejdzie już w kwietniu, wraz z meczem finałowym rozgrywek Pucharu Króla. Zespół z Madrytu musi to spotkanie wygrać, do tego jeszcze wziąć na piłkarzach Barçy przekonujący rewanż – czekają na to zarówno kibice, jak i stołeczne media, z redaktorami Asa i Marki na czele. Inaczej nawet zdobyte mistrzostwo kraju (ciągle wierzymy) nie przesłoni faktu, że Królewscy nie udowodnili swojej wyższości w żadnym ze spotkań z rywalami w walce o tytuł. Zbliżający się finał Copa del Rey pokaże, czy piłkarze Realu będą w stanie dorosnąć do opinii wielu fachowców, którzy na początku roku chwalili ich z tak namiętnie, w każdy możliwy sposób dając do zrozumienia, że oto Ancelotti tworzy drużynę nieprzeciętną, kompletną. No właśnie – tworzy.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!