Advertisement
Menu
/ forbes.com

Dlaczego Real Madryt musi kupić Bale'a?

I dlaczego Wenger się myli

Autorem poniższego artykułu jest Bobby McMahon, dziennikarz Forbesa, pracujący także dla Fox Soccer News i kanadyjskiego Soccer Central.

Latem 2000 roku plan był prosty – zostać wybranym na prezesa jednego z najsłynniejszych klubów piłkarskich poprzez obietnicę sprowadzenia gwiazdy największego rywala. Kolejnym krokiem było kupowanie najlepszych piłkarzy. Zarówno pod względem sportowym, jak i marketingowym. Te czynniki zmieniły Real Madryt w finansowego „potwora”, co przełożyło się na krajową i europejską dominację.

Zaczęło się od Luísa Figo, który zaraz po głośnym odejściu z Barcelony pomógł Realowi Madryt w zdobyciu ligowego mistrzostwa. Rok później do drużyny dołączył Zinédine Zidane, a wraz z nim triumf w Lidze Mistrzów. W 2002 roku Brazylijczyk Ronaldo dopełnił gwiazdorski hat-trick stworzony w Realu przez Florentino Péreza. Blancos zwyciężyli w rozgrywkach Pucharu Interkontynentalnego, cieszyli się również z 29. tytułu ligowego. 2003 rok wiąże się z transferem Davida Beckhama, po nim zaś do klubu regularnie dołączali nowi zawodnicy – mniej lub bardziej znani. Pierwsza część rządów Péreza zdawała się być wypalona, choć kwestie ekonomiczne nie miały na to najmniejszego wpływu. W 2006 roku prezes uznał, że klub potrzebuje nowego podejścia.

To podejście przetrwało jedynie trzy lata, a Pérez powrócił na wybory w 2009 roku. Tym razem był jedynym kandydatem, ponieważ nikt inny nie zdołał zapewnić niezbędnego zabezpieczenia finansowego (w wysokości 60 milionów euro). Niemal natychmiastowo zaszokował świat sprowadzeniem Kaki, bijąc tym samym kolejny rekord transferowy. Dwadzieścia dni później powtórzył ten proces, tym razem kupując Cristiano Ronaldo za astronomiczną kwotę 90 milionów euro. Ponad 150 milionów euro wydanych w jednym miesiącu, a kilka lat później wszyscy zastanawiają się nad transferowymi wydatkami PSG i Monaco.

Gdy połączymy oba etapy okaże się, że Pérez prowadzi Real Madryt niemalże dziesięć lat. Przez ten czas klub wydał ponad 750 milionów euro. Jeżeli Królewscy zdołają zakontraktować Garetha Bale'a, kwota ta wzrośnie o kolejne 90-100 milionów euro. Prawdę mówiąc, biorąc pod uwagę zapędy Péreza i jego strategię, ustanowienie nowego rekordu transferowego wydaje się być nieuniknione.

Biznesowa strategia Péreza pozostaje bez zmian, mimo że po raz pierwszy została wprowadzona trzynaście lat temu. Ściągaj najlepszych i najsławniejszych piłkarzy, a pojawią się dochody. Augustino Fontevecchia, dziennikarz Forbesa, przyznaje że Królewscy nie bez powodu wyprzedzili Manchester United w rankingu najbardziej wartościowych klubów sportowych. Jednym z czynników są szczegółowe ustalenia, które dotyczą podziału praw wizerunkowych każdego z zawodników. Włodarze Realu z całą pewnością będą mieć to na uwadze przy negocjowaniu kontraktu Bale'a.

Biorąc pod uwagę finansowe rezultaty z ostatniej dekady, trudno cokolwiek zarzucić biznesowemu modelowi Florentino Péreza. Wystarczy spojrzeć na raporty Deloitte. Od około 100 milionów euro przychodu w roku 2001, do ponad 500 milionów w 2012. Porównanie tych liczb z wzrostem przychodów Manchesteru United (odpowiednio 165 milionów w roku 2001 i około 380 milionów w 2012) pokazuje, jak bardzo Real Madryt zdołał zamienić sławę piłkarzy w gotówkę. Dzięki temu Blancos są w stanie generować większe zyski operacyjne, to zaś z kolei umożliwia pozyskiwanie kolejnych graczy.

Oczywiście nie można zapomnieć o tym, co wiedzą wszyscy. Ważnym źródłem dochodów Realu są pieniądze pochodzące z praw telewizyjnych. Obecny „podział” w Hiszpanii sprawia, że Real i Barcelona odprowadzają z puli około 135 milionów euro, podczas gdy pozostałe zespoły muszą się zadowolić 350 milionami, które dysponowane są między nimi. Ten wypaczony system na pewno znacząco pomaga dwójce gigantów, jednak jak pisał Swiss Ramble Królewscy upewnili się, że dochody z praw telewizyjnych nie staną się piętą achillesową drużyny. Klub generuje dochody z trzech głównych źródeł – biletów meczowych, transmisji telewizyjnych i sponsoringu. Co więcej, Real bardzo udanie balansuje między tymi źródłami.

Skoro Real Madryt odnosi sukcesy na niwie ekonomicznej, można zadać pytanie: dlaczego Arsène Wenger ocenia kwotę transferu Garetha Bale'a jako żart z Finansowego Fair Play? Komentarze Wengera w pewnym stopniu dotyczyły długu Realu Madryt, który rzekomo wynosi około 560 milionów euro, jednak szkoleniowiec Arsenalu nie wziął pod uwagę faktu, że pieniądze przeznaczone na transfer są generowane z przychodów klubu – tak samo jak w Arsenalu.

Najważniejszą rzeczą w Finansowym Fair Play jest zrozumienie, że nie dotyczy ono zadłużenia klubu, akumulacji płatności na przyszłe lata. FPP skupia się na tym, czy dana drużyna była w stanie na bieżąco obsługiwać swoje długi. Dobrą analogią jest kredyt hipoteczny. Jeżeli dług wynosi przykładowe 375 tysięcy euro, jest to kwota, którą dana osoba musi uwzględniać w przyszłych płatnościach. Kluczowe jest tu pytanie – czy osoba ta jest w stanie zarobić wystarczająco dużo pieniędzy, by dokonywać miesięcznej spłaty długu (na przykład w wysokości 1500 euro) i nadal mieć fundusze na pokrycie pozostałych wydatków. Trzeba też wziąć pod uwagę czy dyskusja dotyczy długów Realu brutto, czy też netto. Dług brutto jest łączną sumą zobowiązań, natomiast netto bierze pod uwagę odliczenie wszystkich aktywów. Biorąc pod uwagę dług netto, Real Madryt bez problemów finansuje swoje operacje. Jeżeli słowa Wengera miały sugerować, że Królewscy w jakiś sposób złamią zasady Finansowego Fair Play, jest to nieprawdą. Ani teraz, ani w możliwej do przewidzenia przyszłości.

Model biznesowy Péreza odniósł niebywały sukces finansowy, jednak przyglądając się dokładniej, można zauważyć że Realowi czegoś brakuje. Zwłaszcza przypominając sobie pierwsze lata prezesury Florentino i krajową, a także europejską dominację. Sukces finansowy nie przyniósł ze sobą wielu sukcesów sportowych. Trzy tytuły ligowe, Liga Mistrzów, Puchar Króla i Puchar Interkontynentalny (wspominając najważniejsze trofea). Trzy z tych osiągnięć pojawiły się w pierwszych sezonach rządów Péreza. Być może największym z sukcesów Hiszpana wcale nie jest marketing Realu Madryt, tylko przekonanie kibiców, że ściąganie kolejnych gwiazd jest ostatecznym wskaźnikiem sukcesu – ważniejszym od trofeów.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!