Advertisement
Menu
/ RealMadryt.pl

Nie można mieć ciastka i zjeść ciastka

Felieton użytkownika RealMadrid.pl, Mateusza Parobczego

Felieton użytkownika RealMadrid.pl, Mateusza Parobczego.

Historia tego felietonu zaczęła się wczoraj, tuż po ogłoszeniu przez Florentino Péreza wiadomości o zakończeniu współpracy z José Mourinho. Jeden z moich przyjaciół napisał mi, że „trzy lata pracy w jednym z najlepszych klubów świata, jednego z najlepszych trenerów świata, z piłkarzami praktycznie jakich tylko chciał powinno dać lepsze efekty”. Jako wielki Madridista i równie wielki fan Mourinho miałem to szczęście, że mój ukochany trener prowadził mój ukochany klub! Nie każdy ma taki komfort, nawet przez trzy lata. Dlatego w przeciwieństwie do mojego przyjaciela mam na ten temat szersze zdanie…

Przede wszystkim warto zwrócić uwagę, że ocena pozycji klubu nie może być tak jednoznaczna. Patrząc historycznie to Real jest jednym z najlepszych, jeśli nie najlepszym, klubem świata. Z drugiej strony, patrząc na to co zastał José, trudno powiedzieć by obejmował europejskiego potentata.

"Jedna miłość, jeden klub, 1/8 aż po grób" - to właśnie w dużym skrócie zastał The Special One. Drużynę rozbijaną poprzez zatrudnianie w ekspresowym tempie kolejnych trenerów; tworzoną przez skupowanych za duże pieniądze, niesprawdzonych piłkarzy. A mimo to Mourinho ambitnie podjął wyzwanie. Mógł zostać w Interze – nie miał żadnych problemów z kibicami, piłkarzami. Raj dla trenera. W dodatku zyskał status bohatera po tym jak przywrócił Nerazzurrim blask uwieńczony potrójną koroną. Kto nie chciałby pozostać w Mediolanie mając taką pozycję jak wtedy Portugalczyk? Chyba tylko on sam.

Plan jaki wyznaczył sobie do zrealizowania kazał mu przenieść się do Hiszpanii, aby zdobyć mistrzostwo kolejnej, obok angielskiej i włoskiej, najsilniejszej ligi Europy. I nie wiadomo, czy nie najtrudniejszej w jego karierze. Przyszło mu bowiem zdetronizować najlepszy klub XXI wieku. Już nawet nie chodzi o same tytuły, których Blaugrana również sporo wygrała – chodzi o kadrę Barcelony i jej styl. W Dumie Katalonii grali najlepsi piłkarze świata. Prezentowali najlepszy na świecie styl gry. Ogranie Barcelony graniczyło z cudem a nawiązanie z nią równorzędnej walki w kilku kolejnych meczach wydawało się nie do pomyślenia. Jednak nie dla Mourinho…

Po zameldowaniu się w stolicy Hiszpanii, José sprowadził między innymi Di Maríę, Özila i Khedirę. Trzy wielkie z perspektywy czasu transfery. I tak różne od przeprowadzanych wcześniej. Wreszcie Real nie płacił za nazwiska. Płacił za potencjał piłkarzy. A ta rewolucja pozwoliła Mourinho na budowę jego projektu.

I Sezon
Dopiero tworzona drużyna teoretycznie nie miała prawa wygrać z Barçą. Nie dysponując jeszcze zgraniem jakim wyróżniali się Katalończycy, Real nie poddał się bez walki. Pamiętna manita nie jest powodem do dumy ale z pewnością pozwoliła Mourinho dostrzec błędy, których nie powinien popełniać chcąc uzyskać panowanie w Hiszpanii. W Lidze Mistrzów Real definitywnie rozprawił się ze swoimi koszmarami przechodząc wreszcie 1/8 finału i to pokonując w niej niedawnego kata – Olympique Lyon. W półfinale jednak zbyt mocna okazała się Barcelona. Lecz Madryt nie został z pustymi rękami. Wygrał Copa del Rey – trofeum, którego w Madrycie nie widziano od 18 lat. W finale znalazł patent na pokonanie Barcelony. Mało kto miał wtedy w pamięci jesienne upokorzenie. Z nadzieją patrzono na kolejny sezon.

II Sezon
To oczywiście sezon Rekordowej Ligi. Real pozostawił Barçę daleko w tyle. Niestety Katalończycy zdołali odebrać Królewskim Puchar Króla. Można więc powiedzieć, że role się odwróciły. Mourinho wreszcie znalazł sposób na Barcelonę, pieczętując mistrzostwo na Camp Nou. W Lidze Mistrzów kolejny raz zatrzymał się na półfinale ale ciężko winić José – za karnego Ramosa nie odpowiada.

III Sezon
Sezon, za który sezonowcy znienawidzili Mourinho. A dlaczego? Superpuchar Hiszpanii zdobyty w świetnym stylu. Wicemistrzostwo Hiszpanii. Finał Copa del Rey i standardowo już półfinał Ligi Mistrzów. Praktycznie w żadnej z porażek nie ma winy Mourinho. W Champions League nie on odpowiadał za fatalną postawę Pepe w meczu w Dortmundzie. Nie on marnował kolejne sytuacje w rewanżu w Madrycie. Jedyne pretensje, już po fakcie, można mieć do niego za wystawienie Pepe. I za nieodpowiednie zmotywowanie piłkarzy do rywalizacji w lidze. Chociaż i tutaj wszystko mogło wyglądać inaczej gdyby Real dysponował porządnym napastnikiem.

Oprócz tych sukcesów są też inne, które trudniej opisać pucharami:

– znalezienie sposobu na Barçę - koniec upokorzeń, Real zaczął grać jak równy z równym,

– Real zaczął liczyć się w Europie, przestał być marzeniem rywali w 1/8 finału a zaczął być stawiany w roli faworytów do sięgnięcia po końcowe trofeum,

– Real zwiększył wpływy do budżetu, dzięki osiąganym wynikom sportowym i wizerunkowym.

W porównaniu z osiągnięciami sprzed czasów Mourinho widać ogromny postęp Realu. Można nie lubić Portugalczyka, ale trzeba przyznać, że jego zatrudnienie było mimo wszystko sukcesem Królewskich. Czy było również sukcesem dla samego Mourinho? Wątpię – była to raczej mało satysfakcjonująca kampania. The Special One miał z pewnością większe aspiracje. Jednak mając w opozycji kapitana drużyny i jego kolegów z prasy, ciężko zbudować dobrą relację z szatnią. Podobnie jak pozytywny wizerunek u kibiców. Zwłaszcza gdy coś się nie układa i nie ma oczekiwanych wyników. A że Iker siedział na ławce bo swego czasu najzwyczajniej był słabszy to już nieważne.

Mourinho motywował Ikera do pracy, co z resztą mu się udało, patrząc na to jak ten bronił przed kontuzją. Jednak gdy Casillas nie wrócił do bramki strzeżonej przez niezawodnego Lópeza, zaczęły się coraz większe problemy. Przy całym szacunku do Świętego – świadomie lub nie, niszczył on atmosferę krok po kroku - wynosząc podział szatni na zewnątrz, mając słabą formę, a mimo to pozwalając, by jego przyjaciele z gazet atakowali trenera. Tak nie zachowuje się kapitan drużyny. Tak zachowuje się zawodnik zapatrzony w siebie. Wystarczy porównać z wypowiedzią Raúla, spytanego o Mundial 2008 – tak powinien zachowywać się prawdziwy kapitan, któremu zależy na drużynie.

Real jest bardzo specyficznym klubem, jednym z dziwniejszych. Nigdzie indziej nie ma takiej polemiki mediów z trenerem. Nigdzie indziej piłkarze nie stawiają się trenerowi i nie oczekują, że będą grać - niewykluczone, że za sytuację podobną do niedawnej, Pepe w Manchesterze oberwałby butem od Sir Alexa. W Madrycie zbrodnią jest odesłanie go na trybuny. A co najzabawniejsze, w jego obronie staje prasa, która dość niedawno niemal żądała jego głowy i przed którą najzacieklej bronił go nie kto inny jak José Mourinho.

Obecna sytuacja była więc nie do przyjęcia. Jak każdy, liczyłem się z możliwością odejścia mojego idola. Jednak nie zmienia to faktu, że jest mi najzwyczajniej w świecie szkoda. Szkoda mi Mourinho i szkoda mi Realu Madryt. A to dlatego, że wkrótce przekonamy się jak wiele znaczyła dla nas obecność José na ławce. Nie trzeba daleko szukać, w ostatnim finale klęska zaczęła się z chwilą odesłania go na trybuny. Strach pomyśleć co będzie, gdy zabraknie go na stałe.

Niestety Real Madryt jest instytucjonalną szopką. Pomijam niespotykane kwoty transferów, szkółkę gdzie grają 24-letni piłkarze, z których w pierwszej drużynie nigdy nie będzie pożytku. To powinno funkcjonować lepiej, jednak chodzi mi o ważniejszą sprawę. Takie rzeczy jak zwierzchnictwo trenera nad piłkarzem (lub odwrotnie w mniemaniu Casillasa) powinny być regulowane przez sam Klub. Trener nie może walczyć z zawodnikami. Tym, którzy się z tym nie potrafią pogodzić albo stawia się ultimatum albo się ich sprzedaje. Nie można mieć ciastka i zjeść ciastka. Tak samo jak o składzie nie może jednocześnie decydować prasa i trener.

Mimo przyjaźni Péreza i Mourinho gdzieś popełniono błąd. To właśnie boli jeszcze bardziej, bo José mógł zostać do końca kontraktu. Na pierwszy rzut oka miał wszystko czego trzeba od strony technicznej. Miał piłkarzy ze ścisłej, światowej czołówki. Miał władzę. Miał ogromne możliwości transferowe. Nie miał jednak jednej ważnej rzeczy - w przeciwieństwie do poprzednich klubów nie miał pełnego poparcia Szatni. Właśnie dlatego, z punktu widzenia Mourinho, decyzja o odejściu jest jak najbardziej słuszna. Nie ma sensu spierać się z malkontentami i być krytykowanym. Jemu lepiej będzie w Chelsea. Niestety, z punktu widzenia Realu - decyzja prawdopodobnie tragiczna.

Zrozumieją to jednak dopiero po pewnym czasie, prawdopodobnie po sezonie. Bo jeśli przyjdzie trener z charakterem to i jego zakrzyczą Periodistas Terroristas z Asa i Marki. Jeśli zaś przyjdzie marionetka, która da sobie wejść na głowę rozkapryszonym piłkarzom i prasie - nie będzie jakichkolwiek wyników, bo nawet piłkarze bez formy będą grali za nazwisko i za status legendy czy gwiazdy. Pérez zwolni takiego trenera i zacznie się karuzela - "Nowy sezon, nowy trener!". Tego chyba żaden Madridista nie chce.

Nie ma ludzi niezastąpionych i ktoś wkrótce zajmie miejsce José Mourinho na ławce Realu Madryt. Jednak nie będzie to już najlepszy trener na świecie. Charyzmatyczny, pełen humoru, ironii i cynizmu, jak również pewności siebie i psychologicznych zagrywek Portugalczyk na Estadio Santiago Bernabéu w roli trenera gospodarzy nie zasiądzie już prawdopodobnie nigdy.

Gracias Mou! Za te trzy wspaniałe lata. Powodzenia w nowym klubie! Obyśmy musieli jak najrzadziej rywalizować.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!