Advertisement
Menu
/ RealMadryt.pl

Przeklęte brzemię półfinału…

Felieton na temat meczu z Borussią

Autorem poniższego jest jeden z naszych użytkowników – Pavlis. Tekst jest tylko i wyłącznie opinią autora, nie jest oficjalnym stanowiskiem redakcji RealMadrid.pl.

W tej edycji Ligi Mistrzów śmiano się z Barcelony po dwakroć. Raz po przegranym w Mediolanie spotkaniu z Milanem, choć później na jaw wyszła stara zasada, że śmieje się ten, kto się śmieje ostatni. Ostatecznie Barcelona stanęła na wysokości zadania i awansowała dalej. Drugi raz miał miejsce w meczu z Bayernem, kiedy to zdyscyplinowana niemiecka armada przeprowadziła blitzkrieg totalny, czym wbiła Dumie Katalonii aż cztery bramki, zachowując przy tym czyste konto i sumienie. Sumienie, ponieważ sam Gerard Piqué na pomeczowej konferencji podsumował Bawarczyków, jako po prostu lepszych. To prawda, ponieważ każdy, kto oglądał wczorajsze spotkanie, zastanawiał się, czemu zawodnicy w czerwonych koszulkach poruszają się niczym niezwykle szybkie Ferrari przy dość wolnym samochodzie średniej klasy. Czemu chcąc wylać swoje żale i wnioski na temat obecnej sytuacji Realu Madryt piszę o Barcelonie? Ano dlatego, że jeszcze do niedawna to my śmialiśmy się z Katalończyków, a teraz to wszyscy śmieją się z nas. A jak mawia stare powiedzenie - nosił wilka razy kilka, ponieśli i wilka, a życie bywa przewrotną i nieprzewidywalną fortuną. Pomimo wielu różnic historycznych, kulturowych czy ideologicznych, to w obecnym momencie Real Madryt i Barcelonę łączy niemal identyczna sytuacja. No bo nie oszukujmy się – wesoła to ona nie jest. Ze wszech miar to kontekst madrycki wydaję się być nieco bardziej korzystny niż ten barceloński, ale trzeźwo oceniając sytuację, obydwóm zespołom potrzebny jest cud, by awansować do finału. Okej, od teraz obiecuję, że dalej skupię się już na Realu Madryt.

Jak znamy historię, tak wiemy jak Realowi Madryt gra się na niemieckiej ziemi. Podobnież naszego zwycięstwa w Niemczech nie pamiętają nawet najstarsi górale. Ano fakt, wygraliśmy tam prawie 13 lat temu w Leverkusen. Nigdy sobie nie radziliśmy i jak widać nie radzimy z grą u naszych zachodnich sąsiadów. Inna sprawa - nie chciałbym statystyk kategoryzować jako jakieś swoiste alibi dla podopiecznych José Mourinho. Bo to nie może być tak, że na hasło: „Jedziemy do Niemiec” zawsze będziemy dostawali należyty łomot. Tak o, bo fajnie, bo z urzędu jest wpisana porażka. Mając w pamięci mecze Realu z Borussią w fazie grupowej, od samego poranka miałem złe przeczucie. Przede wszystkim związane z tym, że dortmundczycy, którzy teoretycznie nie powinni grać z nami w tym półfinale (pamiętny mecz z Málagą, kiedy piłkarzom Kloppa rzutem na taśmę udało się wepchnąć dwa gole w końcówce spotkania i awansować), mogą ograć nas totalnie. Niestety moje przypuszczenia okazały się prawdziwe. Gospodarze przodowali w każdym aspekcie piłkarskiego rzemiosła. Nawet mi brakuje słów, by opisać „małość” wielkiego Realu w tym meczu. Gwoli ścisłości – to nie było tak, że piłkarzom José Mourinho po prostu gra się nie kleiła, nie można i nie powinno się zrzucać porażki na karb formy dnia, czy przygotowania kondycyjnego zawodników, którzy notabene wyglądali dziś dość przeciętnie przy piłkarzach niemieckiego zespołu. Graliśmy gorzej, wolniej dobiegaliśmy do piłek, a przeciwnicy kreatywniej rozgrywali piłkę w środku pola, szybciej ustawiali i organizowali się w obronie, zaś my popełnialiśmy błędy w przeciągu całego spotkania, a im zdarzyło się to tylko jeden raz, kiedy przy golu Ronaldo zawinił Mats Hummels. Winny ten, kto się tłumaczy, ale tutaj nie ma co się tłumaczyć. Potrzebna jest pokora… o której Madrycie nikt nie słyszał na długo przed spotkaniem.

O grze naszego zespołu pisać nie będę. Wierzę głęboko, że każdy kibic, który miał okazję oglądać spotkanie, wyrobił sobie subiektywne zdanie na ten temat. Skupmy się na osobie José Mourinho. Czy to jest tak, że ten wielki i genialny strateg, mistrz rywalizacji dwumeczowych, źle ustawił zespół i w konsekwencji dał się ograć swojemu o cztery lata młodszemu vis-á-vis z Borussii? To, że się dał ograć, to prawda oczywista. Ale czemu dał się tak łatwo pokonać? O wiele trudniej to wytłumaczyć. Czemu taktycznie przegrał batalie toczoną z Fergusonem, a łut szczęścia w postaci czerwonej kartki dla Naniego odmienił losy spotkania? Myślę, że wiele czynników miało swój wpływ. Przede wszystkim nasza ogólna postawa w Lidze Mistrzów. Graliśmy bez przekonania, a trudniejsze mecze przepychaliśmy bijąc głową w mur. W grupie zlała nas Borussia, a z Manchesterem City toczyliśmy zacięte pojedynki. Z Manchesterem United awansowaliśmy, choć wcale nie byliśmy lepszym zespołem. Po prostu to my wygraliśmy, ale nasza gra nadal nie przekonywała nikogo. Wydaję się także, że między Realem a Mourinho nie ma tego czegoś, takiej nici porozumienia i wzajemnej chemii, jak w stosunkach Portugalczyka z Interem i Chelsea, a wcześniej Porto. Afera goni aferę - syndrom Casillasa, bo to zjawisko w moich oczach urosło do rangi syndromu. Nie wspominając o wcześniejszych zatargach z prezesem czy dyrektorem sportowym. Niby wygląda to tak, że Mou niczym pantokrator panuje w zespole żelazną ręką. Jednak wszystkie ustępstwa miały swoją cenę, bo w Realu nie ma nic za darmo, no chyba że jesteś prezesem.

Chciałbym zwrócić uwagę na następną dość przykrą sprawę. Kiedyś mówiło się o syndromie Realu w 1/8 fazy Ligi Mistrzów. Wszyscy chyba wiemy, o co chodzi. Był taki okres, że bez względu na grające u nas gwiazdy (Ronaldo, Figo, Zidane), po awansie z grupy zawsze odpadaliśmy w 1/8 rozgrywek, nie mogąc przebić się dalej. Taka sytuacja powtarzała się cyklicznie przez kilka lat z rzędu. Nie pomagały nowe transfery piłkarzy, choć pompowały niebotyczny zastrzyk finansowy w kasę klubową. Czy zatem za ery Mourinho w Realu możemy mówić o nowym syndromie, takim trochę mniej bolącym i lepiej brzmiącym dla kibiców, bo o syndromie przeklętego półfinału? Odpowiedź jest prosta - jeśli coś powtarza się trzy razy z rzędu, to traci status przypadku, a staję się regułą. Raz odpadliśmy w półfinale z Barceloną, a drugi raz z Bayernem po serii rzutów karnych. Mawia się, że sztuka trwa do trzech razy, ale konia z rzędu temu, kto w tej edycji przewidzi awans Realu do finału. Tak, półfinał staję się powoli naszym „białym” cmentarzem. Oczywiście jest jeszcze mecz rewanżowy, ostatnie 90 minut. Na szczęście współczesny świat jest na tyle brutalny, że w sposób dziecinny przychodzi odkładanie na bok zbędnej kurtuazji, którą zastępuje się logicznym i trzeźwym spojrzeniem na rzeczywistość. Nie mam zamiaru za nikogo myśleć, ale łechtając niektóre zmysły, chciałbym zadać pytanie, czy Borussia w jakimkolwiek stopniu przypomina AC Milan? Nie? No właśnie.

Co dalej? Jesteśmy jedną z najlepszych drużyn na świecie, ale na pewno nie dzierżymy palmy pierwszeństwa w tej gonitwie. Choć brakuje nam niewiele, by dostać się na sam szczyt. Problem w tym, że niczym mantrę możemy tak powtarzać od trzech lat. Liga podwórkowa została przedwcześnie „uśmiercona”, ponieważ każdy nastawił się na dziesiąty Puchar Europy, a nie jakąś tam niszową ligę. Niestety, obecnie najbardziej aktualna wydaję się rywalizacja w Pucharze Króla, czego nie można zaliczyć do wymarzonego stanu rzeczy. Prawdopodobnie odpadniemy z Ligi Mistrzów, choć chciałbym, aby ten felieton za kilka dni uległ dezaktualizacji i mógł zostać wyrzucony do kosza. A tymczasem Mourinho jest już jedną nogą w Chelsea jak donoszą niektóre tabloidy, mimo że znalezienie lepszego trenera będzie graniczyło z cudem. Wydaje się jednak, że inaczej niż miało to miejsce w Chelsea, a tym bardziej w Interze, nikt w Madrycie nie zapłacze za Portugalczykiem, bo ani obrażeni piłkarze, ani zarząd, który musiał się podporządkować dyrektywom nowego sternika, a to przecież katastrofa i zniewaga! Tylko kibiców żal…

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!