Cesarz Varane pozwala wierzyć

90 minut za nami. Real zremisował na własnym boisku z Barceloną 1:1 i do Katalonii pojedzie po gole. Dziś łupem bramkowym podzielili się Cesc i Varane, który rozegrał spektakularne zawody. Francuz, dla którego były to pierwsze Gran Derbi w życiu z wysokości murawy, czyścił dziś wszystko, co było do czyszczenia, kilka razy fenomenalnie stopując Messiego czy Iniestę. Naprawdę, nie ma było dziś innego piłkarza na boisku, który mógłby dorównać młodemu stoperowi. Mistrz i cesarz. Przez chwilę aż chciało się pomyśleć, który z dwójki stoperów jest tym bardziej doświadczonym. Ale tak, mówimy o chłopaku urodzonym w 1993 roku.

Odchodząc od tematu Varane'a, Real ogólnie grał dziś bardzo poprawnie. Spokojnie zamykał wolne przestrzenie, dobrze się ustawiał, a gdy mógł, wychodził z kontrą. Dogodne sytuacje mieli Cristiano, Benzema czy Callejón, ale niestety żadna z nich nie przełożyła się na bramkę. Callejón ponadto grał bardzo nerwowo, poddał się presji. Po prostu nie wytrzymał ciśnienia. To zresztą po jego błędzie Barcelona strzeliła otwierającego gola. Drugi na dywan do Mourinho powinien iść Carvalho, który wydawało się, że nie jest w stu procentach skoncentrowany na, przecież, największym meczu świata. Reszta poprawnie lub lepiej, z większym plusem obok Essiena i Özila.

Barcelona miał też swoje okazje, bo trzeba sobie powiedzieć, że w sumie sytuacji było po równo. Po pierwszej bramce Real poszedł do przodu, co stworzyło wolne przestrzenie, ale opaczność w drugiej połowie była po stronie Realu. Mimo wszystko, gdyby wziąć pod uwagę obie połowy, remis jest dość sprawiedliwym wynikiem, pozwalającym żyć na Camp Nou. Mourinho w rewanżu będzie miał już do dyspozycji zawieszonych dziś Coentrão, Ramosa i Di Maríę i, szczerze mówiąc, akurat te pozycje były dziś do łatania.

Remis wyciągnięty dzięki woli walki smakuje jeszcze lepiej. Bo dziś piłkarzom woli walki nie można było odmówić.

Real Madryt – FC Barcelona 1:1 (0:0)
Gole:
0:1, Cesc, min. 50.
1:1, Varane, min. 81.