Advertisement
Menu
/ Realmadrid.pl

RMPL: Iker, wstęp do biografii

Realny Mocno-subiektywny Przegląd Leraksujący

Książkami o Realu Madryt obrodziło nam w tym 2012 roku tak, że nawet gospodarze tradycyjnego Święta Kwitnącej Jabłoni w Łącku koło Nowego Sącza mogliby spąsowieć z zazdrości, patrząc na te owoce piłkarsko - pisarskiej weny twórczej. Mogliśmy już posiąść biografie Cristiano Ronaldo i José Mourinho, a teraz co rozsądniejszy i zapalony kibic piłki nożnej zamawia opowieść o tej niesamowitej reprezentacji Hiszpanii. (Linkiem nie zarzucę, poszukajcie Sami, jak Khedira).

Jeżeli komuś mało, to wkrótce drukiem i świeżym papierem zapachnie oficjalna biografia naszego męża opatrznościowego, Świętego z Madrytu, Ikera Casillasa.

Przy tej chwalebnej okazji zaszczyt się mnie napatoczył, aby wstęp, przedmowę do polskiego wydania tej wartościowej książki napisać. Odkurzam więc swój ulubiony erempeelowski kącik w serwisie, i tekst wrzucam. Tuż przed oficjalnym biografii Ikera wydaniem zaręczając, że warto ją przeczytać.

--------------------------

"Święty z Madrytu” narodził się 21 lat, bez pięciu dni, po urodzinach Ikera Casillasa. Tam, na legendarnym Hampden Park, Hiszpan wszedł na murawę szkockiego boiska z ławki rezerwowych. W tym samym momencie Ktoś zesłał z niebiańskich wysokości natchnienie dla portero Realu Madryt.

„Iker biegnie w stronę bramki. Nie zapomina o kolejnym ze swoich rytuałów. Dobiega, podskakuje i dotyka poprzeczki. Niemieccy kibice żegnają Césara okrzykami „Auf Wiedersehen!” Bayer Leverkusen nie przestaje atakować. Mecz zbliża się do końca, ale zostaje jeszcze najlepsze – 53 sekundy ostatniej minuty, kiedy wykonał trzy niezapomniane robinsonady. Najpierw po strzale prawą nogą Baştürka po indywidualnej akcji lewą stroną. Rzut rożny i tłok w polu bramkowym, bo przybiegł nawet jego vis-à-vis Butt. Piłka dotarła na wysokość dalszego słupka, gdzie Živković rzucił się jak tylko mógł, stykając się z piłką i Ikerem, który w nieprawdopodobny sposób znalazł się tu spod drugiego słupka. Wyciąga się i wybija piłkę prawą nogą... Trzeci korner w ciągu 45 sekund. Tym razem Schneider wykonuje go bezpośrednio, a strzał głową Berbatowa Casillas wybija – do dziś nie wiadomo dokładnie czym – z samej linii bramkowej."

Powyższy cytat z biografii Ikera Casillasa, którą właśnie trzymacie w dłoniach, pięknie przypomina tamte monumentalne chwile batalii o dziewiąty dla Królewskich Puchar Europy. Czterdzieści dwa lata wcześniej, na tym samym stadionie, w meczu o tę samą stawkę, nieśmiertelność wygrał Real Madryt dyrygowany przez Alfredo Di Stéfano, w niepowtarzalny sposób bijąc Eintracht Frankfurt. Tam, na wpisanie w poczet świętych, zasłużył Iker.

Gdzie leży klucz do wytłumaczenia fenomenu chłopaka z Móstoles? Ile razy go oglądam, Stróża bramki klubu z Concha Espina, ile razy słucham z nim wywiadów czy staram się czytać z ruchu warg, gdy pokrzykuje na kolegów z linii obrony, kiedy łączę się w bólu po straconym golu lub weselę po wiktorii, widzę normalnego człowieka, ba, chłopaka z dzielni. Zwykłego faceta, z którym można porozmawiać, zagrać w piłkę czy pójść na piwo.

A przecież ten gość, na murawie, gdzie kwitną tytuły mistrzów kraju, Europy i świata, Puchary Europy i co tylko zapragniecie, narozrabiał niemożebnie. Wygrał wszystko i to nie raz, drużynowo, i indywidualnie. Tylko katalońscy bohaterowie z Camp Nou i La Furia Roja mogą się z nim równać.

Nie oburzam się i nie dziwię, kiedy wyciąga dłoń w geście porozumienia do kolegów z reprezentacji, stojących, w klubie, po drugiej stronie piekielnej hiszpańskiej barykady. To człowiek z klasą i przyjaciel ponad podziałami. Jestem wzruszony, gdy tuż po zwycięskim finale Mistrzostw Świata w Republice Południowej Afryki całuje znienacka prowadzącą z nim wywiad, prywatnie swą dziewczynę, Sarę Carbonero. Płaczę, gdy widzę Ikerowe łzy szczęścia na stadionie Soccer City w Johannesburgu. Krzyczę radością, gdy wznosi Puchar Króla po finale z Barceloną.

Od pamiętnego Glasgow i ćwierćfinałowy bój z Włochami na Mistrzostwach Europy w 2008 roku, gdy w rzutach karnych okazał się lepszym od Gianluigiego Buffona, symbolicznie odbierając mu tytuł bramkarza numer 1 na świecie, przez triumf na Mundialu w Afryce, nieprawdopodobne parady w ligowych meczach z Sevillą, gdy nasz bohater zdawał się łamać prawa fizyki zaginając czasoprzestrzeń, wielkie potyczki z Barceloną, półfinałowe boje z bawarskim Bayernem i bronione rzuty karne w momencie skrajnego zwątpienia, Iker Casillas skrzętnie uzupełnia rejestr cudów, zdarzeń niewytłumaczalnych i parad niewyjaśnionych. Będąc zarazem zwykłym, normalnym człowiekiem.

On fenomenalnie łączy w sobie pierwiastek ludzki i element boski, nie piąty, jak w filmie Luca Bessona, a pierwszy, fundamentalny dla kibiców Realu Madryt i reprezentacji Hiszpanii.

Wielki Kapitan. Lider.

Bóg miał dobry dzień, gdy powołał do życia Ikera Casillasa. Jeszcze lepszy, gdy uczynił go „Świętym z Madrytu”.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!