Advertisement
Menu
/ Corriere della Sera - Marca

Mourinho: Jestem zwycięzcą

Pełny wywiad dla <i>Corriere della Sera</i>

José Mourinho, jak idzie panu w Madrycie?
Fenomenalnie. Jesteśmy liderami w Lidze i mamy wielkie szanse na półfinał Ligi Mistrzów. Wspaniale.

Jednak nie brakuje krytyki.
Jestem przyzwyczajony. Jestem krytykowano jeśli mówię o białym i jeśli mówię o czarnym. Jestem krytykowany jeśli po meczów mówię i jeśli po meczu milczę. Czasami czuję się zagubiony, ponieważ nie wiem jaki kierunek obrać: niezależnie, co robię, jestem krytykowany.

Naprawdę się pan przyzwyczaił?
Tak, to część mojej pracy, chociaż czasami nie mam pewności, że jestem szanowany.

Kto pana szanuje?
Na pewno moi gracze, moje dzieci i moja rodzina.

Jak zdobywa się szacunek piłkarzy?
Piłkarze to ludzie, którzy mają wszystko. Mają określony status. Są inteligentni, studiują. Mają dostęp do wszystkiego. Wiedzą, który trener jest przygotowany do pracy, który trener jest uczciwy. Sposobem na zdobycie ich szacunku jest szanowanie ich samych. Ja szanuję piłkarzy ponad każdą inną część futbolu.

Pracował pan w wielu krajach. W jaki sposób przekazywał pan swój charakter zwycięzcy wśród tak różnych kultur?
Po pierwsze, potrzeba trochę szczęścia.

Uważa się pan człowieka ze szczęściem?
Wielkim szczęściem. Dostałem szansę na pracę z fantastycznymi osobami.

Mówimy o pańskich drużynach...
Uważam, że nie można kompletnie zmieniać osobowości ludzi. Kiedy wchodzisz do drużyny, szukasz wszystkiego, co najlepsze, w każdej osobie. Kiedy kupujesz zawodnika, to zbierasz o nim informacje, o osobowości, charakterze, ale musisz mieć przy tym szczęście, bo dokładnie poznajesz go tylko wtedy, gdy z nim pracujesz.

Więc jakie są te osoby, z którymi pan pracował?
Fantastyczne. W Chelsea połowa drużyny pochodziła z Afryki, mieliśmy coś wyjątkowego: 12 graczy z Afryki i 11 z Europy, stworzyli oni fantastyczną grupę. W Interze było siedmiu czy ośmiu Argentyńczyków, niesamowita rodzina. Nigdy, przenigdy, w żadnym miejscu nie poznałem rodziny takiej, jak tamta.

Wydaje się, że tęskni pan za tamtą grupą.
Tak. Oni tęsknią także za mną.

Jak udaje się stworzyć zwycięską grupę?
Najważniejsze to porozumiewać się z piłkarzami w języku kraju, w którym się pracuje. W Hiszpanii po hiszpańsku, w Anglii po angielsku. Nie możesz używać innego języka. Jednak dobrze jest też znać inne języki do prywatnych rozmów z zawodnikami. Kiedy rozmawiasz tylko z nimi, to możliwość porozumiewania się w ich języku jest bardzo ważna.

Czuje się pan zwycięzcą?
Jestem zwycięzcą.

Co sprawia, że jest pan "Wyjątkowy" wśród innych trenerów?
Trenerzy skupiają się na wygranej, tytułach, wynikach. To daje przejście do historii. W ostatnich 10 latach żaden inny trener nie wygrał tyle, ile ja. Bycie "Wyjątkowym" jest tym wszystkim.

Ciąży panu ten przydomek "The Special One"?
Nie wydaje mi się negatywny, więc...

Co wyjątkowego ma José Mourinho?
Bycie wyjątkowym w futbolu oznacza wygrywanie. Ludzie zapominają o przegranych. Mówiłem to w poprzednim sezonie, kiedy przegraliśmy w półfinale Ligi Mistrzów z Barceloną. Kibice mówili mi: nie zapomni się, jak przegraliśmy - anulowana bramka Higuaína, czerwone kartki... A ja odpowiadałem: nie, ludzie zapomną. W ciągu dwóch lat nikt nie będzie pamiętał, co się wydarzyło, wszyscy będą pamiętać, kto wygrał. Kiedy możesz wygrać, musisz wygrywać, wygrywać i jeszcze raz wygrywać. Wygranie wszystkiego jest niemożliwe. Jednak jeśli robisz to regularnie, możesz przejść do historii.

A jak pan został zwycięzcą?
Nie wiem. Sądzę, że jestem konkurencyjny od dziecka. Dla mnie wszystko było jakąś rozgrywką, nawet najprostsze rzeczy. A kiedy uczestniczysz w rozgrywkach, to chcesz wygrać. Z czymś takim trzeba się urodzić.

Z kim pan rywalizuje?
Bardziej walczę z samym sobą niż wyzywam innych. Zawsze skupiam się na trudnych celach, zawsze rywalizuję sam ze sobą.

"Odczuwam hałas wrogów". Pamięta pan to stwierdzenie?
Oczywiście.

Ma pan potrzebę posiadania wrogów, żeby dawać z siebie maksimum?
Tak jest lepiej. Nie uważam tego za kluczowe, ale tak jest lepiej. Szczególnie, kiedy masz moment sukcesów i możesz odpuścić. Jeśli odczuwasz ten hałas, to zauważasz, że chcą wykorzystać moment twoich trudności. To pomaga. Tak, wolę mieć wrogów.

Ma pan ich wielu?
Uwaga! Chcę doprecyzować, że słowo "wróg" nie dotyczy mojego życia prywatnego. Kiedy mówię o wrogach, mówię o piłce. Od dziecka rywalizowaliśmy, wtedy nawet z przyjaciółmi. Ciało potrzebuje adrenaliny, a żeby uniknąć zrelaksowania się, wolę trochę odczuwać ten hałas wrogów.

Jeśli jesteśmy już przy pańskich stwierdzeniach, to porozmawiajmy o haśle "zero tytułów" [Mourinho użył tego stwierdzenia w marcu 2009 w odniesieniu do osiągnięć Milanu i Juventusu].
[śmiech] Rozmawiajmy.

Kiedy zaplanował pan tamtą konferencję prasową?
Zawsze planuję konferencje prasowe. Kiedy mamy mecz, o meczu. Kiedy jest trening, o treningu. Kiedy muszę mówić, doskonale wiem, co powiem.

Tamto stwierdzenie stało się mantrą, "świętą" frazą. Skąd się wzięło?
Znajdowaliśmy się w kluczowym momencie sezonu, mogliśmy wygrać wszystko albo nic. Roma, Juve i Milan goniły nas w tabeli. Z Romą mieliśmy zagrać w finale Pucharu Włoch, a w Lidze Mistrzów byliśmy w ćwierćfinale, daleko od wygranej. Musiałem nałożyć trochę presji na rywali i pomóc im zrozumieć, że może się tak zdarzyć, że niczego nie wygrają.

I wypowiedział pan te słowa. Kiedy zrozumiał pan, że wywołał wielką burzę?
Kilka dni później po innej konferencji prasowej, pojechałem do naszego ośrodka w Appiano Gentile, a przy wejściu zobaczyłem grupkę chłopaków sprzedających koszulki. Podbiegli do mnie i przez otwartą szybę wrzucili mi jedną koszulkę przez okno. "Trenerze, trenerze, dziękujemy", krzyczeli. "Dziękujecie, ale dlaczego?". Pokazali mi koszulkę z moim zdjęciem w kajdankach i stwierdzeniem: "Zero tytułów". Mówili: "Sprzedajemy ich mnóstwo". Odpowiedziałem, że się cieszę.

To były dobre czas w Interze... Teraz trochę się zmieniło.
Wiem. Jestem pierwszym tifoso Interu.

Zawsze pan tak mówił. Także o tym, że Inter to pański dom i że prędzej lub później pan tam wróci.
To prawda, tak powiedziałem.

Wielu kibiców liczy, że ten powrót będzie szybszy niż późniejszy...
Jeśli to sposób na zapytanie mnie o przyszłość, to odpowiadam, że nie mam na ten temat nic do powiedzenia. Mam jeszcze dwa lata kontraktu z Realem Madryt i nigdy nie powiedziałem, że nie chciałbym zostać w Realu Madryt.

Wiadomość przyjęta. Czuje się pan liderem tego Realu?
Całkowicie.

Dla pana łatwiej jest być liderem?
Nie tyle łatwiej, ile naturalniej. To stało się moją pracą. Kiedy wchodzę na boisko treningowe, to wiem kim jestem i wiem czego się ode mnie oczekuje. W mojej pracy wiem, że muszę rządzić. To coś naturalnego. Nie czuję presji, muszę rządzić. A kiedy jestem na wakacjach, to tęsknię za tym uczuciem.

Stał się pan także osobowością ze względu na swój wizerunek. To nie przypadek, że jest pan twarzą kilku marek.
Żeby być trenerem, trzeba mieć umiejętności, umieć liderować i pracować. Nie wygrywa się kurtką, ułożonymi włosami lub zdolnością komunikowania się.

Pański płaszcz znajduje się jednak w muzeum Chelsea.
To zabawna historia. Nosiłem ten płaszcz przez dwa lata, od Armaniego. Potem oddałem go na licytację, żeby zdobyć pieniądze dla fundacji opiekującej się dziećmi z rakiem, której byłem ambasadorem wraz z panią Blair. Jakiś człowiek go kupił za dobrą cenę i zawiozłem go do jego domu. On po pewnym czasie zrozumiał, że płaszcz nie należy do niego, a do Chelsea, że to historia Chelsea, więc przekazał go muzeum. Teraz znajduje się tam, jak buty Lamparda czy Drogby. Jestem szczęśliwy z tego, że oddałem go na licytację, ale jeszcze bardziej z tego, że tamten człowiek oddał go do muzeum.

Czy pański wizerunek został sztucznie wykreowany?
Proszę was! Nie interesuje mnie ubieranie się dla innych, ubieram się, żeby czuć się wygodnie. Jednego dnia mogę pokazać się w dobrym garniturze i bez zarostu, a następnego dnia wyglądam, jakbym wyszedł z domu w piżamie, krótkich spodenkach i klapkach. Adidas to moja ulubiona marka od dziecka. Wydałem u nich mnóstwo pieniędzy zanim zostali moim sponsorem. To sprawiedliwe, że teraz odpłacają mi się z odsetkami. Jednak nie czuję się wielbicielem mody.

Nigdy nie miał pan ostrej dyskusji z jakimś zawodnikiem?
Zdarza się.

Jeśli miałby pan jakąś przypomnieć, to którą pan wybiera?
Chyba tę z Ibrahimoviciem. To była jedyna kłótnia, jaką z nim miałem. Trwała pięć minut. Chciał odejść do Barcelony, żeby wygrać Ligę Mistrzów. Byłem na niego wkurzony. Powiedziałem mu, żeby został, że wygra ją z Interem.

Miał pan rację.
Żal mi Ibry, ponieważ to fantastyczny człowiek i piłkarz. To typ chłopaka, który uwielbiam, który ma fantastyczne życie ze swoją rodziną poza piłką. Żyje dla rodziny i dla piłki. To zwycięzca.

Krytycy Ibrahimovicia wytykają mu, że w Europie niczego nie wygrał.
Nie podoba mi się, że ludzie czasami zapominają, czego dokonał ten chłopak, że wygrał dziewięć rozgrywek ligowych z rzędu. Nikt nie powinien o tym zapominać. Poza tym ciągle ma czas na wygranie Ligi Mistrzów, to jedyne trofeum, którego mu brakuje.

Ibra mówi o panu same świetne słowa, praktycznie jak wszyscy gracze, których pan trenował.
Piłkarze instynktownie wiedzą czy ich szanujesz. A kiedy ich szanujesz, to nie chodzi o to czy grają w pierwszym składzie. Muszą czuć, że ich szanujesz i że popychasz ich do bycia lepszymi. A kiedy im to dajesz, szacunek staje się wzajemny.

Czuje pan większą odpowiedzialność wobec swoich zawodników czy dzieci?
Oczywiście odpowiedzialność jest większa przy dzieciach, chociaż z nimi jest mi łatwiej.

W jakim sensie?
Ponieważ najtrudniejsze zadanie ma ich matka: musi je wychować. Z powodu swojej pracy nie mam za wiele czasu, żeby być z nimi, a kiedy jestem w domu, to bardziej od wychowania staram się sprawić im radość.

Pański syn gra w piłkę?
Tak.

W Realu Madryt?
Nie, to niemożliwe. Odcinamy dzieci od presji i złośliwych spraw. One muszą czerpać radość.

Jaka jest najważniejsza rzecz, jaką stara się pan wpoić swoim dzieciom?
Moja żona i ja staramy się, żeby były dobrze wychowane, żeby rozumiały prawdziwy świat, a nie tylko swój mikrokosmos. Chcemy też, żeby były szczęśliwe. Chcemy zapewnić im kluczowe warunki do tego, żeby zostały ludźmi, jakimi chcą być. Nic więcej. Nie chcę jednak, żeby mój syn był elitarnym piłkarzem. Wręcz przeciwnie. Muszą się uczyć, rozwijać. Ich matka jest wobec nich bardzo uczciwa i poważna. Boję się, jako że pracuję w świecie futbolu, że wielu rodziców widzi w szkole problem, że piłka dla ich dzieci musi być najważniejsza. Moja żona, kiedy rozmawia z nauczycielami, zawsze pyta: "Czy moje dzieci są dobrze wychowane?".

Powiedział pan, że tylko dwie pańskie rodziny - prawdziwa i piłkarska - znają pańską prawdziwą twarz. Jaką twarz pokazuje pan światu?
Tą. Twarz, jaką pokazuję, jest tą, którą chcę pokazywać. To twarz trenera, twarz człowieka konkurencyjnego, twarz człowieka futbolu. Ludzie, którzy mnie poznają, chcą żyć ze mną na zasadzie przywileju. Nie sądzę, że moja rodzina i przyjaciele byliby zadowoleni, gdybym podzielił się ze wszystkim moim prawdziwym ja. Dla reszty jestem człowiekiem futbolu, nic więcej.

Rozmawiając o piłce, powiedział pan raz, że "kto zna się tylko na futbolu, nie ma w ogóle pojęcia o futbolu". Naprawdę tak jest?
Kiedy to powiedziałem, chodziło mi o to, że wiedza o samej piłce nie wystarcza do bycia świetnym trenerem. Trzeba znać się na biochemii, biologii, anatomii, statystyce, liderowaniu... Jest wiele stref, które pomagają trenerowi stać się lepszym. Jeśli chodzi o zawodników, to podstawy ogólnej kultury są kluczowe, ponieważ dzisiaj zawodnicy są inni niż 30 czy 40 lat temu. Kiedy z nimi trenujesz, nie możesz tylko powiedzieć "podaj mi piłkę w ten sposób", ponieważ oni patrzą na ciebie, jak na człowieka, który może pomóc im stać się lepszymi intelektualnie.

Pamięta pan o tej wiadomości "motywacja + ambicja...
Oczywiście, chociaż minęło tyle lat...

... + duch drużyny = filozofia Mourinho: sukces"?
To było motywujące stwierdzenie, które napisałem wiele lat temu i które ciągle cenię. Chłopcy muszą czuć, że talent i umiejętności nie wystarczą. Życie piłkarza ogranicza się do 10 lat, nie 50. W ciągu 10 lat muszą osiągnąć maksimum w aspektach ekonomicznym, prestiżu, samooceny, wyników... bo wszystko szybko ucieka. Niektórzy z moich graczy pokończyli już kariery i wszyscy mówią mi to samo: to minęło tak szybko, wydaje się, jakbym zaczynał wczoraj, nie mogę uwierzyć. Dwa dni temu był juniorem, dzisiaj kończy karierę.

Więc?
Więc muszę przekonać chłopców, że powinni żyć piłką, że nie mogę rozmienić swojego talentu. Jeśli nie masz talentu, perfekcyjnie, ale jeśli Bóg daje ci talent, a ty nie pracujesz odpowiednio ciężko, to...

Widział pan wielu graczy, który rozmieniali swoje talenty?
Uuuuhhhhh. Mnóstwo.

Pewnie myśli pan o pewnym piłkarzu, który gra teraz w Manchesterze? [chodzi o Balotellego]
[uśmiech] Mnóstwo.

Jakie są najbliższe cele Mourinho?
W futbolu mam trzy: zostać jedynym, który wygrał Ligę Mistrzów z trzema różnymi zespołami; być jedynym, który wygrał mistrzostwo w trzech najtrudniejszych rozgrywkach - Anglii, Włoszech i Hiszpanii; oraz być pierwszym, który wygra tytuł z reprezentacją Portugalii.

A w życiu?
Tylko być zdrowym i widzieć, że ludzie, których kocham, też są zdrowi - moja żona, dzieci, a w przyszłości wnuki.

A co chciałby pan, żeby mówiono o Mourinho, kiedy odejdzie pan na emeryturę?
Że był człowiekiem piłki, który najlepiej znał się na swojej pracy.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!