Advertisement
Menu
/ RealMadridTV

Cykl wywiadów RealCarlos

Brazylijczyk dla <i>RealMadridTV</i>

12 lutego 2012 roku, Bernabéu znowu mogło na stojąco oklaskiwać Roberto Carlosa. Witamy w RealMadridTV. Jaki był dla ciebie ten dzień?
Witam. To było dobre, co? To był dla mnie ważny dzień, ale inny. Zawsze jechałem na stadion, żeby rozegrać mecz. Tym razem miałem być uhonorowany przez Florentino Péreza i kibiców. Jestem także bardzo zadowolony ze sposobu, w jaki potraktowali mnie zawodnicy, Mourinho, starzy przyjaciele, jak Chendo, Manolin, Manolo, Jorge... Wszyscy przyjaciele z tamtej epoki. Od 10 z rana do samego końca to był dla mnie ważny dzień.

Co czułeś wchodząc po tych schodkach na boisko i słuchając kibiców skandujących "Roberto Carlos!"? Da się to w ogóle opisać, kiedy wchodzi się na boisko, na którym się grało przez 11 sezonów, a wszyscy ludzie oklaskują cię na stojąco? To prawdziwe uczucie, uczucie podziwu, szacunku, uznania, że grał tutaj najlepszy lewy obrońca w historii futbolu.
Nie no, mieliśmy Camacho, mieliśmy wielu świetnych bocznych obrońców poza epoką, w której ja tutaj grałem. Starałem się czerpać radość z gry, dawać ją ludziom, grać swoją piłkę, wygrywać jak najwięcej tytułów z Realem Madryt. Poza tym bardzo fajnie się grało w piłkę w mojej epoce, z Beckhamem, Raúlem, Zidane'em, Karambeu, Makélélé, Ilgnerem, Seedorfem... Z takimi zawodnikami gra jest łatwa. A kiedy zauważasz uczucie ludzi wobec swojej osoby, ponieważ... Bo naznaczyliśmy swoją epokę, przeżyliśmy na Bernabéu cudowne chwile. Za każdym razem, gdy wkładałem koszulkę Realu Madryt, wiedziałem, że muszę zrobić coś dobrego. Czasami może wychodziło nam gorzej, jak w niektórych Klasykach przeciwko Barcelonie, ale uważam, że w czasie tych 11 lat dałem kibicom więcej radości niż smutku.

Zawsze byłeś pewny siebie, takiego wszyscy cię pamiętają, ale w niedzielę wszedłeś na murawę niepewnie, śpieszyłeś się, chciałeś mieć to za sobą. Chcę zapytać co myślałeś w tamtej chwili?
Powiem ci, że to brak przyzwyczajenia. [śmiech] Jestem przyzwyczajony do gry, zawsze wchodziłem po tych schodach, żeby grać, tym razem wychodziłem po odebranie hołdu. W takiej chwili nachodzi cię myśl, że wszystko ma swój koniec. Miałem 22 czy 23 lata kariery, zaczynałem w 1988 roku w Araras, potem był Inter, aż do teraz do Anży. Odczucie było takie, że następnym razem... Oczywiście chciałbym tu wrócić, żeby zagrać. Mam nadzieję, że będę mógł kiedyś zagrać z moim klubem o Trofeo Santiago Bernabéu. Ale to wejście na boisko przypominało mi pożegnanie, czułem się trochę dziwnie. To uczucie, że po 5 latach znowu pojawiłem się na Bernabéu, znalezienie się znowu blisko tych kibiców... Dziwna sytuacja. Normalnie grasz w piłkę, a nagle przyznają ci nagrody, witasz się z fanami... a ja z moimi kibicami fetowałem wiele bramek. Teraz oklaskiwali mnie po prostu za moją historię w Realu Madryt. To naprawdę daje do myślenia.

Oklaskiwało cię 80 tysięcy ludzi, ale także 22 graczy na boisku, piłkarzy Realu Madryt o światowej klasie, którzy naprawdę patrzyli na ciebie z podziwem.
[śmiech] Z rana spotkaliśmy się w miasteczku sportowym i wszyscy byli pod wrażeniem, że tutaj jest ten zawodnik, który przeżył tyle lat w tym klubie, który wygrał dla Realu tyle ważnych trofeów... Poza tym sądzę, że naprawdę miałem wielkie szczęście w mojej karierze. Cieszę się, że mogę grać w piłkę. I kiedy przyjeżdżasz na trening czy hotel zgrupowania, to zawsze daje ci coś dobrego. Przypomniały mi się nasze mecze, ta chęć ludzi, żebyśmy wygrywali i wydawało mi się, że jestem jednym z tych dwudziestu powołanych graczy, że wieczorem zagram. To były piękne chwile i wszyscy zachowywali się wobec mnie świetnie.

Florentino żartował przy wejściu do szatni, że przed następnymi wyborami jego obietnicą transferową będziesz ty i podpiszesz kontrakt do 2017 roku.
Szkoda, że musiałem odejść z Realu do Fenerbahçe. Naprawdę szkoda, że nie przedłużyliśmy umowy o dwa lata. W Fenerbahçe grałem na takim samym poziomie, co w Realu. Zresztą w Anży też jestem tym samym Roberto Carlosem, którym byłem tutaj. Dla mnie to powód do dumy, jestem naprawdę zadowolony ze swojego życia, życie płynie, zawsze.

Mam tutaj koszulkę Realu Madryt. Nie byle jaką, z nazwiskiem Carlos na plecach i podpisami całej drużyny. Popatrz na ich dedykacje. Pepe napisał: "Po prostu najlepszemu lewemu obrońcy na świecie w historii", tutaj jest "Najlepszy na świecie"... Oznaki wielkiego podziwu od piłkarzy, którzy też są bardzo dobrzy.
Niesamowite. "Wielkiemu Robertinho", he, he, Karanka...

Tak, Karanka bardzo chciał się podpisać. Tutaj Zidane, który pyta "Gdzie jesteś"?
[śmiech] Zizou dla mnie był na poziomie "top". Razem z Ronniem. Dla mnie to zawodnicy... po prostu niesamowici. Wielkie dzięki.

Nie, to drużyna dziękuje. Wiedzieli, że przeprowadzimy wywiad RealCarlos i stwierdzili, że muszą ci dać koszulkę, z twoją "3", Pepe stwierdził, że jest dumny, że nosi numer po tobie... Mówiłeś, że czułeś, że to jakby pożegnanie. Ale to nie było pożegnanie. Roberto Carlos nigdy nie pożegna się z Realem Madryt, a Real Madryt nigdy nie pożegna Roberto Carlos.
To mnie cieszy. Wiesz... Wielu Brazylijczyków odwiedza Madryt i odwiedzają nasze muzeum, oglądają wiele zdjęć... Ludzie w Brazylii nie pamiętają o dobrych czasach, skupiają sie na krytyce, na przegranym Mundialu, zapominają o reszcie, o tym, kim byliśmy, o tym, jak reprezentowaliśmy nasz kraj. Ludzie zawsze mówią mi, że widzieli wiele moich zdjęć i rozmawiamy o epoce Galaktycznych. W obecnym świecie jest wielu fanów Realu Madryt, naprawdę wielu... Na te Klasyki z naszym największym rywalem cały świat staje, wszyscy to oglądają... Więc naprawdę się cieszę. Cieszę się, gdy widzę, że dzisiaj Real ma Pepego, Cristiano, Kakę, Özila, Benzemę, Higuaína, Sergio, Casillasa, to też wielcy zawodnicy, to jest właśnie wielkość Realu Madryt. Oczekuję, że ta grupa razem ze sztabem szkoleniowym zdobędzie wiele tytułów, żeby Real Madryt dalej był najlepszym klubem na świecie.

Można powiedzieć, jak trener, że ta drużyna to "top", że twoja ekipa była "top"... Widać, że Real Madryt zawsze był i jest wzorem dla świata, dla wszystkich.
Oczywiście. Kiedy nie wygrywasz, to mamy tradycyjne historie, że kryzys, że kłótnie piłkarzy, kłótnie z trenerami... Ale tak nie jest. Real zawsze był rodziną. I kiedy mówi się o Realu Madryt, poza tym, ile mówi się o Cristiano, to większość ludzi mówi o rodzinie, nie tak, jak w reszcie moich klubów, gdzie rozmawiano o jednym czy dwóch najlepszych graczach. Tutaj nie, jest inaczej, jest rodzina. To jest wielkość Realu Madryt. Mamy cały klub, piłkarzy, prezesa, kibiców z całego świata, jesteśmy światową rodziną. Dla mnie dlatego Real Madryt zawsze będzie najlepszym klubem na świecie, będzie przegrywał czy wygrywał, ale zostanie Realem Madryt ze swoją wielką historią.

Pamiętasz to zdjęcie, które wykonaliśmy w muzeum klubu ze wszystkimi twoimi trofeami? Wygrałeś wiele cennych rzeczy, ale chyba najbardziej wartościowi są przyjaciele?
Myślę, że zdobyłem więcej przyjaciół niż trofeów. [śmiech] Więcej przyjaciół niż ważnych trofeów. Taki już jestem...

Ale jaki? Jaki jest Roberto Carlos?
Jestem szczęśliwy w tym, co robię, zawsze staram się być, nawet przy robieniu zdjęć z fanami czy to Realu, czy to innych zespołów, nigdy nie odmawiam. W czasie swojego pobytu rozmawiałem z wieloma ludźmi, bo mam chyba tutaj więcej przyjaciół niż w Brazylii... Jestem bardzo spokojny. Ludzie zawsze mówią o fenomenie Carlosa, a ja nigdy nie byłem fenomenem. Miałem wielkie szczęście, że mogłem tutaj grać, że mogłem wygrywać tutaj tytuły. Jestem przy tym normalniejszy od kogokolwiek innego.

Opowiedz nam jak to było z tym, że złożyłeś autograf jako Ronaldo.
Dobra anegdotka. Jadłem w restauracji blisko Bernabéu i podeszła do mnie staruszka. Nie wiem czy może źle założyła okulary... Mówi do mnie: "Matko moja, ty tutaj!". Odpowiadam: "Tak, tak, proszę pani". A ona na to: "Mój wnuczek jest twoim wielkim fanem. Ronaldo, podpisz mi koszulkę". [śmiech] Nie wiedziałem o co chodzi, przecież w ogóle nie jestem podobny, nawet twarze mamy inne. Byłem trochę wkurzony, ale zapytałem jak nazywa się ten wnuczek i podpisałem koszulkę: "Dla Miguela z pozdrowieniami, Ronaldo R9". [śmiech] Dwa dni później ktoś do mnie dzwonił i na wstępie powiedziałem: "Tutaj Roberto Carlos, Roberto Carlos. Ronaldo żyje sobie w Brazylii i nie jestem nim".

Zostawiłeś tutaj wielu przyjaciół, jak Gina i Junior. Ludzi, którzy są ważni, gdy jest się na szczycie i którzy są ważni, gdy już nie jest się tam tak bardzo, którzy są ważni czy masz 27 lat i 45 lat. Masz wielu takich przyjaciół, jak ta dwójka?
Nie. Jest ich niewielu. W świecie futbolu musisz ostrożnie wybierać tych prawdziwych przyjaciół, można ich policzyć na palcach jednej ręki, góra dwóch. Jesteś blisko z rodziną, ale musisz też mieć takich przyjaciół. Zawsze byli przy mnie, to moi przyjaciele na całe życie. Czasami może proszą o wiele... ale nigdy o nich nie zapomnę, czy będę w Rosji, Japonii, czy w Brazylii. Ale jestem w Rosji i mówię: "Gina, przyjeżdżaj". Z Juniorem jest teraz gorzej, bo ma malutką córeczkę i żona też już mu na wiele nie pozwala. [śmiech] Ale to moi prawdziwi przyjaciele, przeżyliśmy razem wiele dobrych i złych momentów.

Co musi mieć prawdziwy przyjaciel Roberto Carlosa?
Nie musi być przystojny ani bogaty. Musi być szczery, uczciwy. Dla mnie to wystarczy.

Czułeś przez te lata, że ktoś cię zdradził?
... To długa historia, nie daliby nam tyle czasu. Miałem przy sobie dwie osoby, z którymi nie wyszło zbyt dobrze. Ale to już przeszłość, mają swoje życie, nie wiem jakie, bo nie dzwonię. Jednak jeśli potrzebowaliby pomocy, to pomógłbym im.

11 sezonów w Realu Madryt, Roberto, jak je oceniasz? Widzisz to teraz inaczej? Fernando Morientes powiedział mi, że zaczął oceniać swój pobyt w Madrycie zupełnie inaczej już po odejściu z klubu.
Oczywiście, tak jest. Poza klubem wszystko wydaje się łatwiejsze. Byłem w Turcji przez trzy lata i oglądałem wtedy Real, ale to było coś innego. W środku nie oceniasz tak tego, co mówi się o Realu, żyjesz intensywnie kontraktem, spotykasz ludzi na ulicy i idziesz dalej. Poza klubem oceniasz to zupełnie inaczej, uczestniczysz z kibicami w ich smutkach i radościach. Oglądając mecz w telewizji, bardzo cierpisz, bardzo... Na boisku miałem swoją flankę, grałem z Zidane'em, Beckhamem, asystowałem Raúlowi, Ronniemu, a teraz widzisz, że jesteś kolejnym kibicem. Nawet pomimo dalszej gry w piłkę, to przeżywasz grę o wiele bardziej. Grając, przeżywasz to mniej. Kiedy teraz piłka dociera pod nogę Benzemy, to krzyczysz "strzelaj!", ale Benzema myśli o czymś innym, Cristiano to samo, Iker wychodzi, to krzyczysz "Iker, no wychodź do tej piłki", a on robi swoje... Trzeba wejść w dynamikę kibicowania i zrozumieć wielkość, którą ten klub ma na zewnątrz.

Zadzwońmy do prezesa i przygotujmy kontrakt na pięć lat...
Óscar, dla mnie powrót do klubu byłby czymś wspaniałym. W Rosji mam człowieka, który nazywa się Sulejman Kerimow. Ten człowiek dał mi wielką szansę, mogę czuć się jak prezes, dyrektor, trener czy zawodnik. Dał mi zaufanie, którego potrzebuje człowiek po tylu latach w piłce. Tak było z Zidane'em w Realu Madryt czy z Figo w Interze. Ludzie tacy, jak Moratti czy Florentino rozumieją, że dla klubu jest ważny twój wizerunek. Oni otwierają przed tobą drzwi i mówią: "Klub jest twój, rób, co chcesz". Kerimow, który jest dla mnie ojcem, wołam na niego "papa", jest dla mnie bratem, przyjacielem i jest wobec mnie bardzo szczery. Jest wobec mnie uczciwy. On jest tam władcą absolutnym, ale nigdy nie nazwał mnie swoim pracownikiem. Nazwał mnie swoim bratem, dzieckiem. To jest dla mnie najważniejsze, zaufanie twarzą w twarz. On dał mi projekt z ogromną przyszłością. Taki człowiek, z sam nie wiem iloma miliardami, dał mi projekt, zaufał mi, a ma ogromne serce, ogromne. Jest wobec mnie uczciwy i prawdziwy, to imponuje mi w człowieku.

Powiedziałeś real [prawdziwy], tak nazywa się też ten wywiad. Chcemy tu lepiej poznać bohatera. Czy Roberto Carlos od zawsze chciał być piłkarzem?
Zawsze.

Od małego? I myślałeś, że dojdziesz do takiego poziomu...
Nieee.... Kiedy zaczynasz grać, to nigdy nie myślisz, gdzie możesz dojść. Wpływ ma wiele czynników: szczęście, twoje umiejętności... Mama zawsze mówiła mi, że mam "światło", które daje mi coś dobrego. Zacząłem grać w 1981 roku, jak byłem maluchem. Potem przeszedłem do Araras... Tam myślałem, że moje marzenie się spełnia, staje się rzeczywistością. Grałem w koszulce pierwszoligowej ekipy. Co mogło się wydarzyć więcej? Chciałem zwyczajnie trenować, grać w weekendy, grać dobrze. I nagle, Óscar, pojawiła się ekipa ze stolicy, Palmeiras. Walczyli o mnie z Corinhtians, ale wybrałem ich. To była ogromna drużyna, wygrywała tytuły. Miała kapitalnych zawodników. Po dwóch latach w Palmeiras pojawia się kto? Inter Mediolan, Massimo Moratti. Pograłem tam rok, miałem małe problemy, ale zjawił się kto? Fabio Capello. Razem z Lorenzo Sanzem i jego epoką. I od tej chwili zaczęła się tworzyć nowa historia. Dorastałem jako człowiek, ale wydaje mi się, jakby całe moje życie toczyło się tutaj. Wszystko działo się tutaj, człowiek, piłkarz, tutaj się rozwijałem. Moim zdaniem kiedy ktoś ma wielkie marzenie, to naprawdę często one się spełniają.

Początki nie były jednak łatwe. Fabryka?
Fabryka.

Pracowałeś codziennie. Co pamiętasz z tamtego okresu?
Było naprawdę zabawnie, uwierz mi.

Co robiłeś?
To była fabryka nici. Ale mieliśmy szczęście, bo kobiety pracujące w fabryce były naprawdę piękne. To dawało mi wielką radość. Wszystko, co robiłem w życiu, dawało mi wielką radość. Najpierw była fabryka, a potem pracowałem z ojcem przy tych... gdzie się chowa zmarłych?

Krematorium?
Nie, nie...

Cmentarz?
Nie! [śmiech]

Matko Boska, co się robi ze zmarłymi?
[śmiech] Chowa się ich w... trumnach? Trumnach! [śmiech] To była fabryka trumien, ale czerpałem z tego radość. Pracowałem z ojcem, z wieloma przyjaciółmi, a potem zacząłem grać w piłkę. Tak ułożyło się życie.

Roberto Carlos, ten maluszek, chodził głodny?
Nie, nie, ojciec dbał, żeby niczego nam nie brakowało. W domu zawsze było coś do jedzenia, czy to ryż, czy mięso, czy nawet sałatki. Zawsze były to proste dania... Nigdy nie byliśmy ludźmi, którymi nie mogliśmy być. W weekendy ojciec zawsze organizował grilla. To było spokojne i proste życie.

Jaki był pokój małego Carlosa?
Nie pamiętam. Pamiętam cały dom, ale nie bardzo pokój. To naprawdę wiele lat. [śmiech] Poza Brazylią żyję już ponad 18 lat, a poza tym nie mam wiele zdjęć z okresu, gdy byłem dzieckiem. Mieliśmy prosty dom, drewniany, kiedy wiało, to trochę nim bujało na wszystkie strony, ale to była piękna epoka.

Miałeś jakieś zdjęcia swoich idoli? Jakieś plakaty?
Tak. Mój ojciec i ja jesteśmy za Santosem. Grałem w Palmeiras i Corinthians, ale w tamtych czasach miałem zdjęcia Pelégo i wielki plakat całej drużyny Santosu.

Jaka była najlepsza rada, jakiej udzielił ci ojciec? Co ci najbardziej pomogło?
Mój ojciec jest bardzo poważny, ciągle daje mi rady. To on na pewno dawał mi siłę do gry w piłkę. Niewątpliwie wszystko, czego dokonałem, zawdzięczam ojcu. W ten sposób spłaciłem zaufanie, którym mnie obdarzył.

To najważniejsza osoba w twoim życiu?
Oczywiście... Dzisiaj po tylu latach wiem, że osoba, która dała mi najwięcej radości w życiu, to mój ojciec.

A jaką największą radość ty sprawiłeś swojemu ojcu?
Największa radość? Było tyle rzeczy...

Ja to rozumiem w taki sposób, że największą radością, którą może sprawić rodzicom, to pozwolić im być dumnymi z naszych osiągnięć, z tego, gdzie dotarliśmy i kim jesteśmy.
Oczywiście. Dokładnie. Gdy rozmawiamy o człowieku, mówimy, że jest wychowany, że dobrze robi to i to, mówimy, że Roberto czy Óscar to syn tego i tego. Jeśli więc robię coś złego, obrażam moją mamę. Jeśli robię coś dobrego, czują się dumni, gdy mówimy "syn tego i tego". Dla nich to faktycznie najpiękniejsza rzecz.

Jak odebrali wiadomość, że opuszczasz Brazylię i wykonujesz taki skok w karierze?
Mój ojciec nie odebrał tego nerwowo, bo znał moje umiejętności. Wiedział, że poradzę sobie niezależnie od tego, gdzie pójdę. Na początku trochę się martwił, ale potem wszystko wyszło perfekcyjnie. Byli dumni już wtedy, gdy opuściłem dom i mieszkałem w São Paulo, to było ogromne miasto. A potem czekały na mnie Włochy, Madryt... Dla moich rodziców to było coś dobrego.

Najgorszym momentem Roberto Carlosa był pobyt w Interze, gdzie nie grał w podstawowym składzie? Byłeś obiecującym zawodnikiem, ale miałem kłopoty.
Nie, nie. Miałem dwa bardzo złe momenty. Pierwszy, jak przegraliśmy z Bayernem chyba 1:2, pamiętasz? Była pierwsza minuta meczu, piłka poszła ze środka boiska, źle przyjąłem i straciliśmy bramkę. To było dla mnie ciężkie, bo mieliśmy szanse na awans, chcieliśmy dziesiątego Pucharu Europy, ale to zachwiało moimi relacjami z Realem Madryt. A drugi moment to Mundial w 2006 roku i porażka z Francją. Wielu ludzi wyniosło z tego meczu złe wnioski i musiałem długo zmieniać ich idee.

Co pamiętasz ze swojego pierwszego dnia w Realu Madryt? Na tym miejscu siedziało przed tobą wielu zawodników i każdy stwierdzał, że założenie koszulki z tym herbem po raz pierwszy jest niesamowite, że podczas prezentacji zaczyna się rozumieć, czym jest Real Madryt. Co ty zapamiętałeś?
Pamiętam, że miałem długie włosy... [gest ogromnej fryzury i śmiech]

Styl Marcelo?
Jeszcze lepiej. [śmiech] Do tego wysoko założone spodnie. Zaraz po prezentacji zapytali się mnie czy chcę poznać miejsce, gdzie Real celebruje trofea. Ja oczywiście chciałem, nie znałem niczego, więc chętnie tam pojechałem. Było zabawnie, bo w środku dnia na Cibeles jest niesamowity korek, biegaliśmy na środek między samochodami, do tego ja ubrany w jakąś kolorową koszulkę. Jak oglądam dzisiaj te zdjęcia, to naprawdę w to nie wierzę.

Przeszedłeś w Realu pełną drogę, do bycia ważną częścią zespołu, zostałeś kapitanem. Teraz mamy dwóch kapitanów, Casillasa i Ramosa, obaj cię uwielbiają, Sergio to twoje oczko w głowie, Iker dobry przyjaciel. Czy bycie kapitanem w Realu Madryt jest trudne?
W ogóle.

W ogóle? Myślałem, że jest trudne.
W ogóle. Nie. Po pierwsze, piłkarz musi mieć dumę, żeby być kapitanem takiego klubu. Drugi punkt jest prosty. Trzeba przyjąć odpowiedzialność, kiedy idzie źle i radzić sobie, kiedy wygrywa się tytuły czy kiedy trzeba pogadać z prezesem, rozmawiać z kibicami, strzelić w 91. minucie karnego przeciwko wielkiemu rywalowi. To jest łatwe, a jednocześnie radosne. Dla piłkarza to maksymalna rzecz zostać kapitanem takiego klubu, jak Real. To żadna presja, to wywołuje jedynie dumę.

Czy Clarence Seedorf to jeden z twoich największych przyjaciół?
Tak, oczywiście.

Robiliście sobie żarciki, prawda?
To Seedorf, był wielkim dzieckiem. Pamiętam, że razem mieszkaliśmy na zgrupowaniach. I Clarence miał te kremy na skórę, jak zaczynał je nakładać, to nie mogłem wejść przez 2,5 czy 3 godziny do łazienki, ani się umyć, ani ogolić. Mówiłem: "Zobacz, jak wyglądam, daj mi wejść, wyjdź stamtąd". Wtedy żyłem z Seedorfem więcej niż z własną rodziną.

Zidane zawsze mówi - ty o nim powiedziałeś dzisiaj, że jest największy obok Ronaldo - że masz coś wrodzonego i fantastycznego, jak na piłkarza. Stwierdził, że nigdy nie zapomni tej podkręconej bomby z wolnego. Stał wtedy w murze. Opowiadał: "Stałem z kolegami i zobaczyłem, że kopnął w aut. Zacząłem biec do przodu, ale słyszę, że padła bramka. Odwracam się i pytam: co się stało?". Więc co się stało? jak to wpadło?
Nie mam pojęcia. Wielu pyta, jak mogła wpaść, jak kopnąłem piłkę, ale nie mam pojęcia. Pewnych rzeczy nie da się wytłumaczyć. Ludzie często pytają na ulicy o tego gola, mówią, że to moja najpiękniejsza bramka, ale chcą wiedzieć, jak do tego doszło. Wtedy ich pytam: "Widział pan tę bramkę?". Jeśli odpowiadają twierdząco, mówię im: "Już nigdy nie zobaczycie czegoś podobnego". Naprawdę nie mam pojęcia, jak to zrobiłem. [śmiech]

Tej bramki nie zatrzymałby nawet Casillas, żaden bramkarz na świecie...
Kiedyś żartowałem, że Iker leciałby do tej piłki dwa dni.

Rozmawiając o Casillasie... Nigdy nie zapomnę jednego wydarzenia. Kiedy wygraliśmy dziewiąty Pucharu Europy, a Iker wszedł na boisko za Césara, zagrał nieprawdopodobny mecz, odbijał wielkie strzały, wytrzymały ogromną presję, którą nałożono na dziecko... Po wejściu do szatni usiadł w wannie, sam siedział i nic nie robił. Jedynym, który do niego podszedł, był Roberto Carlos. Co się wtedy działo?
To inne rzeczy. Każdy ma swój "feeling". Chciałem mu wtedy podziękować za jego pierwszy wielki mecz w Realu Madryt i cieszyć się z nim ze zwycięstwa. Nie chciałem, żeby płakał. Chciałem, żeby świętował, żeby napił się szampana, tańczył z Hierro, ze wszystkimi graczami z tamtej epoki... Ja też byłem młody i też miałem takie sytuacje. Też ciążyła na mnie odpowiedzialność w wielkich meczach i po takich chwilach trzeba się cieszyć. Można płakać, ale ze szczęścia, a nie z powodu presji. Widziałem, że był bardzo spięty i powiedziałem mu: "Ciesz się, wygraliśmy przeważny tytuł dla klubu. Chodź się bawić z ludźmi". Nie myślałem długo nad tym gestem.

Jaki był najszczęśliwszy dzień Roberto Carlosa w Realu Madryt?
Wszystkie dni. Wszystkie. Od pierwszego dnia w tym starym miasteczku sportowym aż do Valdebebas, aż do nawet samych podróży tam na treningi, podróży po Hiszpanii i po świecie, przygotowań w Stanach, Japonii czy Chinach. Wszystkie dni, które przeżyłem i przeżywam w piłce są ważne i szczęśliwe.

Wyobrażasz siebie grającego w tej obecnej drużynie?
Tak, ja sobie wszystko wyobrażam. Oglądam ich mecze w telewizji i pytam siebie: "Dlaczego ja tam nie gram?". Grałem tutaj z tyloma fenomenami. Uwielbiałem zmieniać strony gry z Beckhamem. Dostawaliśmy piłki i pum, posyłaliśmy długie podania do Zidane'a, ten przyjmował i pum, znowu długa piłka na drugą stronę. [śmiech] Teraz to samo robi Xabi Alonso. Teraz gole strzela Cristiano, dlaczego miałbym mu nie podawać? Czy otrzymać asysty od Benzemy? Dlaczego miałbym nie cieszyć się grą z Ramosem, Khedirą, Özilem, Kaką, Marcelo... Przez głowę przechodzą mi tysiące myśli.

Cristiano w niedzielę tą bramką chciał ci chyba złożyć swój hołd.
Zacisnął pięść w moim kierunku, myślę, że coś mogło być. Rozmawiałem z nim potem w szatni. Powiedziałem mu, że to był piękny strzał. Nie wszyscy wiedzą, jak uderzać piłkę, jak on. On odpowiedział, że "tylko ja i ty wiemy, jak to robić". [śmiech] My dwaj tak uderzamy... Jeszcze Beckham ma to wyjątkowe uderzenie, precyzyjne i tak silne. Cristiano to fenomen.

Cóż za piłkarz z tego Cristiano, prawda, Roberto?
O piłkarzach nie trzeba za wiele mówić. Trzeba ich oglądać i nagradzać oklaskami. Cristiano i reszta... Wystarczy ich oglądać w telewizji czy na stadionie, poczekać na akcję i klaskać. Nie trzeba nic mówić, fenomen czy nie, ładny czy nie, popatrz jak gra... Są unikalni.

Rozmawiałeś w Valdebebas z Özilem. Przypomina trochę Zidane'a, co? Nie jest taki sam, bo Zizou był jeden, ale obaj są wyjątkowi, inni...
Jak mówiłem też o Redondo, że to piłkarz z klasą. To klasowi zawodnicy. Piłkarze, którzy umieją grać w piłkę, piłkarze, którzy z każdego podania tworzą coś pięknego. Z Levante siedziałem z Giną w loży i kiedy Özil minął stopera i był sam na sam, po prostu wstałem. A tam nie wolno wstawać, takie są zasady. Zacząłem klaskać, ale patrzę kątem oka na bok, a tam wszyscy się na mnie patrzą. Popatrzyłem na prezesa i zrobiłem gest: "Przepraszam, prezesie. Dla takiego piłkarza trzeba wstawać, a jak nie można, to wyjdę i zapłacę za normalny bilet". [śmiech]

Piłkarze stawiają na nogi. Ale kiedy pojechałeś do Valdebebas, to jednym z pierwszych, którzy przyjęli cię z wielkim podekscytowaniem, był José Mourinho.
To kolejna z wielkich osób. Pracowałem z Capello czy Del Bosque, ale kiedy pyta się mnie, kto jest najlepszy na świecie, to z powodu relacji z klubami odpowiadam, że Mourinho. Wielki. Każdy klub chciałby go u siebie. Każdy zawodnik chciałby z nim pracować. Każdy. Rozmawiałem z nim już kilka lat temu i wydawał mi się nieprawdopodobnym człowiekiem. Teraz znam go jeszcze lepiej i to jest dla mnie fenomen.

Chciałbyś móc z nim pracować w czasie swojej kariery?
Chciałbym, żeby był czy mógł zostać trenerem klubu, dla którego pracuję. To wielki profesjonalista. Ma swój styl i swoją formę przyjmowania odpowiedzialności. Dla piłkarza to świetna sprawa. Kiedy Real przegrał z Barceloną, to on pierwszy wyszedł dziennikarzy i zostawił piłkarzy w spokoju, ale mówił otwarcie. Wielu go za to krytykuje, ale też niewielu trenerów ma takie nastawienie.

Jako zawodnik, jako kibic, jako legenda, jak widzisz Real Madryt w tym sezonie?
Bardzo dobrze. Real to obecny zdobywca Pucharu Króla, świetnie sobie radzi w Lidze. Przegra ją, tylko jeśli zechce. Z kolei w Europie ma wszystko, żeby dojść do półfinału, finału i wygrać rozgrywki. Puchar Real już ma. W Lidze mają 10 punktów przewagi, w Lidze Mistrzów grają z CSKA, które świetnie znam. Z powodu rewanżu z Madrycie, uważam, że nie będą mieć żadnych problemów z awansem.

Co sądzisz o dwumeczu z CSKA?
CSKA pozwoliło odejść Vagnerowi Love, który tworzył z Doumbią szybką i utalentowaną parę. Każdy zespół ma swoje problemy, ale my wygraliśmy z nimi 2:1. Pierwszy mecz będzie ciężki, Real zapełni stadion, ale jak mówiłem, dzięki rewanżowi u siebie nie powinni mieć żadnych problemów z awansem.

Powiedz mi, jak przygotować się na ten moskiewski mróz? Jest dużo zimniej niż w Madrycie?
W Madrycie jest zimniej. Chodzi o to, że są inne odczucia termiczne. Może być -19 i -24, ale wcale nie musi być tragicznie, jak mówią ludzie, naprawdę. Byłem niedawno w Kijowie i było -11 czy -12 i było niesamowicie zimno. W Moskwie się tak tego nie odczuwa. Sądzę, że większe problemy sprawi Realowi sztuczna trawa. Nie martw się zimnem.

Opowiadałeś, że w pierwszym dniu w Madrycie z tymi spodniami na brzuchu i wielką fryzurą pojechałeś na Cibeles. Widzisz Real Madryt w tym sezonie na Cibeles?
Tak. Bez wątpienia. Nie będę o tym przesadnie dużo mówił, bo potem wychodzi za dużo komentarzy. Poczekamy, ale nie mam wątpliwości.

Te wywiady zawsze kończymy w wyjątkowy sposób. Jak widzisz, na tym stole są podpisy wszystkich zawodników, z którymi rozmawialiśmy. Proszę, zostaw też swoje wspomnienie z tego wywiadu, który dla mnie był wyjątkowy. Poznaliśmy Roberto Carlosa, ludzie mogli poczuć, że Roberto nigdy nie odszedł z Realu Madryt, nawet jeśli grał w innych klubach, ma serce Realu Madryt, nosi herb Realu Madryt, jest symbolem Realu Madryt. Ja być może nigdy nie poczuję tego, co ty, gdy jechałeś na Cibeles z pucharem, ale mogę powiedzieć, że jestem dumny, że przeprowadziłem wywiad z najlepszym lewym obrońcą w historii futbolu i przede wszystkim z jednym z najlepszych ludzi na świecie.
Dziękuję bardzo. Było mi bardzo miło.

My także ci dziękujemy.

Piosenka wybrana przez RC3:


RealMourinho
RealCasillas
RealRamos
RealHiguaín
RealAlonso
RealGranero
RealAdán
RealMarcelo
RealCristiano
RealPepe
RealCarvalho
RealCallejón
RealArbeloa
RealKaká
RealCoentrão
RealDiMaría
RealAlbiol

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!