Advertisement
Menu
/ CHAMPIONS

Ego, disco, galáctico - Anglicy w Realu Madryt

Felieton magazynu <i>Champions</i>

Felieton oficjalnego magazynu UEFA, Champions, który w chwili publikacji miał wywołać wśród madridismo spore poruszenie i zostać odebrany negatywnie z powodu tonu i "oczerniania Królewskich w różnych aspektach".

-----------------------------------------------

Zgodnie z popularnym powiedzeniem, piłkarze rodzą się, aby grać dla Realu Madryt. Lecz w ostatnich czterdziestu latach ledwie pięciu Anglików dostąpiło zaszczytu przywdziania słynnych białych barw. Tym mocniej na ironię zasługuje fakt, że pierwszego gola w historii Realu Madryt zdobył Anglik, Arthur Johnson. Trafił do siatki w pierwszym Klasyku z Barceloną w roku 1902, a z czasem stał się uznanym menadżerem zespołu.

Kto był pierwszym piłkarzem sprowadzonym z Wysp, któremu udało się zapisać w historii Królewskich? To Laurie Cunninham, urodzony w 1956 roku syn jamajskich emigrantów. Chłopak z biednych dzielnic londyńskiego East Endu zabłysnął w tamtejszym Leyton Orient, aby w 1977 roku zostać pierwszym czarnoskórym piłkarzem, który ubrał koszulkę reprezentacji Anglii w meczu o punkty - ze Szkocją w drużynie U-21. W tym samym roku trafił do West Bromwich Albion za równe sto tysięcy funtów.

"Laurie był wspaniały. Potrafił ciężko pracować, a zarazem kontrolować piłkę na poziomie równym sztuczkom prestidigitatorskim. Nie ograniczałem go w niczym. Mówiłem mu tylko, bierz piłkę i siej zniszczenie - pisze w swojej autobiografii menadżer Ron Atkinson.

Życie Cunninghama odmieniło się za sprawą pucharowej potyczki z Valencią w październiku 1978 roku. Na Mestalla padł remis 1:1, a Laurie zdobył ważną bramkę. W zwycięskim rewanżu wypracował oba gole i zaliczył najlepszy występ w dotychczasowej karierze. I chociaż Baggies zatrzymali się w tamtej edycji Pucharu UEFA na ćwierćfinale, skauci w Europie odnotowali nazwisko angielskiego skrzydłowego. Latem 1979 roku delegacja z Concha Espina odwiedziła dom Rona Atkinsona w Sutton Coldfield. 995 tysięcy funtów sprawiło, że Laurie Cunnigham trafił do stolicy Hiszpanii, gdzie zarabiał około 400 tysięcy funtów rocznie. Dla porównania, w WBA dwudziestotrzyletni piłkarz dostawał 120 funtów tygodniowo.

Nowy bohater z Nou.
Cunnigham przetarł ścieżkę czarnym piłkarzom w Anglii, teraz musiał przekonać madridistas i cyniczną prasę, że jest kimś więcej niż "dobrym wykonawcą rzutów rożnych". W debiucie el Diablo Nerito, Czarny Diabeł, zdobył dwie bramki i wypracował trzecią w wygranym 3:1 meczu z Valencią. Strzelił również w Klasyku rozgrywanym w Madrycie, a na Camp Nou jego występ w zwycięskim 2:0 został nagrodzony owacją na stojąco przez kibiców Barcelony. "Gdy po meczu wyszedłem z szatni, czekał na mnie spory tłum ludzi, który niósł mnie na rękach", wspomina Cunnigham. Łącznie Anglik strzelił osiem goli w 29 meczach, Real wygrał krajowy dublet, ale w Pucharze Europy odpadł w półfinale z Hamburgiem.

Grając w Anglii skrzydłowy nie znosił zakładać ochraniaczy, lubił grać z opuszczonymi getrami. W Hiszpanii był tak ściśle pilnowany, że nie miał wyjścia i musiał oduczyć się starych nawyków. W spotkaniu z Betisem jeden z zawodników stanął mu na stopie, co skończyło się operacją złamanego palca. Nie grał, nie trenował, dał się uwieść sławnemu życiu nocnemu Madrytu. Podczas jednej z dyskotek kontuzja się odnowiła, a klub nałożył na piłkarza karę w wysokości pięciu i pół tysiąca funtów. Kazano mu także rozstać się z dziewczyną. Laurie odmówił, ale publicznie przeprosił za swe zachowanie.

W finale Pucharu Europy w 1981 roku znów pokazał błysk geniuszu, dobrze grający Real przegrał jednak z Liverpoolem 0:1. Na triumf w tych rozgrywkach pozostało czekać Los Blancos następne szesnaście lat.

Z czasem szybkość Cunninghama, w związku z kontuzjami uda, pleców i lewego kolana, wyraźnie się zmniejszyła. Do zespołu dołączyli Johny Metod i Uli Stielike, a że obowiązywała zasada wystawiania najwyżej dwóch obcokrajowców w wyjściowym składzie, o grę było coraz trudniej. Ponadto Cunnigham narzekał na jednowymiarowe traktowanie go w Realu, gdzie widziano w nim tylko typowego skrzydłowego. "Nie mogłem się w pełni realizować, ponieważ wyznaczone mi zadanie polegało tylko na bieganiu przy linii od jednego pola karnego do drugiego. Za trenera Atkinsona w West Brom nie musiałem grać tak jednowymiarowo".

W 1983 roku Laurie opuścił Real z dorobkiem 20 goli w 66 spotkaniach. Grał głównie na wypożyczeniach, triumfował w Pucharze Anglii z Wimbledonem, aż wrócił do Madrytu, by grać w drugoligowym Rayo Vallecano. Zdobył bramkę dającą drużynie awans do La Liga i przygotowywał się do ostatniego w karierze wyzwania w najwyższej klasie rozgrywkowej.

Rankiem 15 lipca 1989 roku, w Sierra de Guadarrama na północ od Madrytu, prowadzony przez niego samochód wpadł w poślizg i uderzył w przydrożną latarnię. Laurie Cunnigham zmarł w karetce w drodze do szpitala.

"W podejściu do rywali był jak Cristiano Ronaldo. Miał styl, grację i szybkość. Biegał na palcach, był jak baletmistrz, gdy zadziwiał sztuczkami i tempem gry", wspomina kolega z West Bromwich Cyrile Regis.

Największą spuścizną Cunninghama był sposób, w jaki zmienił postrzeganie czarnoskórych piłkarzy w Anglii i Hiszpanii. Zarazem udowodnił trudnym do zaimponowania kibicom Realu Madryt, że Anglicy również potrafią kopać piłkę.

Dziesięć lat po przedwczesnej śmierci Cunnighama kolejny angielski piłkarz tafił do Madrytu. Steve MacManaman był jednym z pierwszych piłkarzy, którzy skorzystali z prawa Bosmana. Odrzucił możliwość przedłużenia kontraktu z Liverpoolem i na zasadzie wolnego transferu zasilił szeregi Los Blancos. Motywacją do przenosin nie były pieniądze, a chęć wygrania czegoś istotnego. MacManaman obawiał się, że zostanie zapamiętany jako piłkarz, który nie wykorzystał w pełni swoich możliwości.

Podobnie jak Cunnigham, McManaman musiał udowodnić, że jest kimś więcej niż tylko skrzydłowym obdarzonym dobrą techniką i potrafi dopasować się do ofensywnego systemu gry, gdzie kipiało od talentu. Przez następne cztery lata z łatwością przyzwyczaił się do hiszpańskiego stylu życia, bardzo dobrze opanował język i stał się jednym z najbardziej popularnych piłkarzy, jacy kiedykolwiek grali dla Los Merengues.

Środkowa inteligencja Realu.
McManaman szybko udowodnił przydatność w środku pola i umiejętność kontrolowania gry, służył za ubezpieczenie takich zawodników, jak Redondo, Zidane, Figo czy Guti. Gdy występował na lewej flance, wspaniale wspierał Roberto Carlosa wykazując się wielką etyką pracy. Aż Johan Cruyff stwierdził, że Anglik jest świetnym partnerem dla każdego.

W 2000 roku Macca został pierwszym angielskim piłkarzem, który zdobył Ligę Mistrzów z zagranicznym zespołem. Pięknym uderzeniem z woleja zdobył bramkę w zwycięskim, paryskim finale z Valencią. Kapitan tamtego Realu, Fernando Hierro, stwierdził po meczu: "Żaden piłkarz Realu w historii nie zasłużył sobie bardziej na zdobycie gola w finale niż Steve."

Gdy latem z Barcelony przybył Luis Figo, Anglika uznano jednak niepotrzebny dodatek. McManaman odmówił jednak odejścia, nie poddał się i wraz z rozwojem sezonu 2000/2001 stał się jednym kluczowych zawodników mistrzowskiej ekipy Del Bosque.

Lecz prezes Florentino Pérez cały czas dążył do rozbudowania globalnej marki klubu, przybywali więc kolejni "galaktyczni". Do Figo dołączył Zidane i Ronaldo. Real stał się czymś na kształt piłkarskiego Harlem Globetrotters. Macca był coraz bardziej odsuwany na margines, udało mu się jednak zdobyć status bohatera kultowego, gdy strzelił drugiego, decydującego gola w zwycięskim półfinale Ligi Mistrzów z Barceloną na Camp Nou. W finale wszedł z ławki rezerwowych i po raz drugi podniósł Puchar Europy.

"W Hiszpanii spędziłem wspaniały czas. Bezwzględność klubu w przypadku odejścia Del Bosque i Hierro bolała jednak najbardziej. Stworzyliśmy wspaniałą więź, ponieważ wygrywaliśmy finały, ale ego jednego człowieka zadecydowało o ich pozbyciu się, ot tak po prostu", wspomina McManaman.

Zanim Steve opuścił Madryt latem 2003 roku, aby przenieść się do Manchesteru City, zdążył być świadkiem przybycia największego galáctico - Davida Beckhama.

Beckham zdawał sobie sprawę z pogarszających się relacji z Aleksem Fergusonem i końca związku z Manchesterem United. Przygotowywał się do odejścia do Realu, chociaż Pérez publicznie zaprzeczył informacjom o transferze. 17 czerwca 2003 roku Anglik podpisał kontrakt. Ówczesny dyrektor sportowy Królewskich Jorge Valdano powiedział: "To wspaniały transfer, ponieważ uczynił szczęśliwym i departament piłkarski, i marketingowy klubu".

Wyraźnie zadowoleni byli jednak piłkarze, przed którymi został do rozegrania decydujący o tytule mecz z Athletikiem Bilbao. Jak wspomina Macca, "fotografowie byli wszędzie, na płotach, drzewach i drabinach". Gdy dziennikarze naszli na progu domu Mamen Sanz, żonę Raúla, z pytaniem o Victorię Beckham, Valdano aż musiał zwołać zebranie kryzysowe w kwaterach przy Concha Espina.

Beckham przysparzał sobie wrogów, zanim zdążył postawić stopę w Madrycie. Roberto Carlos nazwał go "dziewczyną", Iker Casillas sugerował, że "transfer ten ma więcej walorów marketingowych niż piłkarskich".

Beckham próbował rozładować atmosferę przepraszając przyszłych kolegów za zamieszanie i zapewniając, że "nigdy nie odbierze numeru 7 Raúlowi, który jest królem Madrytu".

Po przyjeździe stwierdził odważnie": "Jeżeli są jakieś wątpliwości co do mojej osoby, do mnie należy ich rozwianie". Ustawiany w meczach przedsezonowych w środku pomocy nie potrafił jednak spełnić oczekiwań. Od bicia rzutów wolnych również był odsunięty, skoro na boisku przebywali Carlos i Figo. I gdy dziennikarze zaczynali go skreślać, w 126 sekundzie pierwszego meczu ligowego z Betisem zagrał kapitalne długie podanie do Ronaldo na miarę zdobycia bramki.

Jego głód gry, etyka pracy i pasja szybko zaimponowały piłkarzom i kibicom Realu Madryt. Mówiący po angielsku Luis Figo służył w szatni za tłumacza, a Carlos i Ronaldo zapraszali na wspólne grillowania.

Koszulki i puchary.
Beckham grał w Madrycie pod sześcioma trenerami i musiał czekać do końca swego ostatniego sezonu na znaczące trofeum. Real nigdy nie awansował poza 1/8 finału Ligi Mistrzów z Anglikiem w składzie, w 2007 roku udało się natomiast wygrać wreszcie mistrzostwo kraju. Trenerem był wtedy Fabio Capello.

Beckham rozzłościł Włocha podpisaniem wstępnego kontraktu z LA Galaxy w styczniu 2007 roku. Capello odstawił Davida od składu informując, że to koniec kariery Anglika w Realu. Zrobił to, do czego został między innymi zatrudniony - ukrócenia ego galaktycznych w madryckiej szatni.

Beckham zdołał jednak triumfalnie wrócić do gry w Madrycie, poniekąd dzięki niewyparzonemu językowi ówczesnego prezesa Ramóna Calderóna który, zaproszony na spotkanie ze studentami, rozgadał się na temat "próżności i egoistycznej natury piłkarzy Realu". Transfer Anglika skomentował: "Zgodził się pojechać do Hollywood, aby zostać marnym aktorzyną".

Gdy słowa te dotarły do zawodników, zażądali natychmiastowego spotkania z trenerem i prezesem. Jednym z najgłośniejszych uczestników rozmowy był Beckham. Calderóna nazwał kłamcą i poinformował go, że cała drużyna czuje się zawiedziona "taką głupotą prezesa". Zarazem okazał respekt Capello, ponieważ "on powiedział mi wszystko w rozmowie w cztery oczy".

Włoski trener zauważył więź, jaka tworzy się między jego zawodnikami, był także pod wrażeniem oburzenia Beckhama. Powołał go na mecz z Realem Sociedad podkreślając, że "zdolność do zmiany zdania oznacza inteligencję". Anglik zdobył bramkę po uderzeniu z rzutu wolnego, a Real Madryt wygrał mecz 2:1. Tydzień później został jednak usunięty z boiska w meczu z Betisem.

Capello jednak nadal na niego stawiał, a Real do ostatniej kolejki walczył z Barceloną o mistrzostwo. Z sukcesem, po mrożących krew w żyłach meczach. Beckham celebrował mistrzostwo na murawie stadionu Realu wraz z trzema synami.

Beckham był największym galaktycznym z Anglików w klubie, w którym grali jeszcze dwaj jego rodacy, zakontraktowany w 2004 roku Michael Owen oraz Jonathan Woodgate. Wystąpili łącznie jedynie w 45 meczach w lidze hiszpańskiej.

Kosztujący 13,4 miliona euro Woodgate był zakupem nader kłopotliwym i ryzykownym. W Newcastle miał pseudonim Duch z powodu ciągłych nieobecności spowodowanych kontuzjami. Ledwo co wylądował na Barajas, prezes Realu ogłosił, że obrońca za trzy tygodnie będzie gotowy do gry, chociaż nie grał od miesięcy. Anglik wrócił do treningów, uraz szybko się jednak odnowił i wykluczył piłkarza na prawie cały rok. Woodgate był szczery w rozmowach o swoich kłopotach. "Było ciężko, ponieważ przeszedłem do zagranicznego klubu, nie znałem języka i nie mogłem integrować się podczas treningów. Czułem się znudzony i samotny podczas monotonnych treningów na siłowni." Dłużący się wolny czas spędzał w samochodzie objeżdżając Madryt, ucząc się języka i oglądając wiadomości.

Długo oczekiwany debiut nastąpił 22 września 2005 roku przeciwko Bilbao, po 561 dniach rekonwalescencji. I był to debiut jak z najgorszych koszmarów. Anglik najpierw dostał żółtą kartkę za faul, za jaki w Anglii pewnie by się mu upiekło. Następnie strzelił gola samobójczego, a po godzinie gry wyleciał z boiska za drugi faul. Przygnębionego w szatni pocieszał Ronaldo, który doskonale znał smak rozbratu z futbolem z powodu kontuzji. Brazylijczyk starał się podnieść Woodgate'a na duchu mówiąc, że ten zagrał przecież przez godzinę w wymagającym meczu po tak długiej przerwie i obeszło się bez ubytków fizycznych. "Musiałem myśleć pozytywnie, w końcu wróciłem na boisko, a to było najważniejsze. Gdy dostałem czerwoną kartkę, kibice i tak bili mi brawo, wiedzieli przez co przeszedłem," wspominał później angielski obrońca. Kibice Realu potrafią docenić tych, którzy pokonują przeciwności losu. "Madridistas lubią swoje gwiazdy, ale cenią również ciężko pracujących. Do tego właśnie się odnosili i dlatego tak wspaniale mnie wspierali. Byłem zwykłym chłopakiem, żadnym galaktycznym," podsumowywał Woodgate.

Dla Realu zagrał ledwie dziewięć razy i wrócił do Anglii w 2006 roku. Mimo tego był w Hiszpanii popularną osobą. Jeden z obserwatorów zaważył: "Gdyby ktoś nie wiedział, skąd Woody pochodził, pomyślałby, że pewnie urodził się na przykład w Maladze."

Bardziej zrozumiałym transferem był ten Michaela Owena z lata 2004 roku. Owszem w ataku Real mógł liczyć na Raúla, Ronaldo i Morientesa, lecz taki napastnik, jak Owen, zawsze mógł przydać się trenerowi. Problemem Anglika było jednak przesiadywanie na ławce rezerwowych, co przeszkadzało w odpowiednim przystosowaniu się do nowego zespołu.

Wracamy na ławkę.
Owen strzelił gola w meczu Ligi Mistrzów z Dynamem Kijów w Madrycie, wykorzystując podanie Ronaldo i szybkość w polu karnym. Miał całkiem niezłą średnią goli - 14 w 22 występach od pierwszej minuty. Zdobywał bramki w siedmiu meczach z rzędu, a jednak osiemnaście razy zaczynał zawody na ławce rezerwowych. Dla zawodnika, który od siedemnastego roku życia grał w podstawie w Liverpoolu, było to frustrujące doświadczenie.

"Nie jestem pewien, czy w Madrycie byli piłkarze nietykalni, ale to wszystko było dla mnie trudne. Strzelałem w siedmiu spotkaniach z rzędu, w następnym nie trafiłem do siatki przez 55 minut i już byłem zdejmowany, a następne spotkanie zacząłem znów na ławce. Spędziłem tam więcej czasu niż chciałbym, ale moje osiągnięcia strzeleckie w Madrycie i tak są całkiem dobre. Radziłem sobie lepiej niż się powszechnie uważa i nie żałuję tego doświadczenia", podsumowuje Owen.

Latem 2005 roku brazylijski trener Vanderlei Luxemburgo sprowadził rodaków Robinho i Baptiste do wzmocnienia ataku drużyny. To przekonało Owena, który "tęsknił za domem i angielskim sposobem gry", do powrotu do Anglii, do Newcastle.

Wszyscy angielscy piłkarze sprowadzeni do Madrytu w ostatnich czterdziestu latach mieli jedną cechę wspólną - musieli udowodnić krytykom, jak bardzo się mylą. Od czarnoskórego Cunninghama o reputacji playboya, przez jednowymiarowego Beckhama sprowadzonego by sprzedawać koszulki, po kontuzjowanego Woodgate'a. Wszyscy musieli pokonać przeciwności losu, aby odcisnąć swe piętno w najsłynniejszym klubie świata. Z całej piątki jedynie Beckham opuszczał Madryt tak, jakby sobie tego życzył. Lecz madridistas i tak nigdy o nich nie zapomną.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!