Advertisement
Menu
/ blogs.soccernet.com

Idealna noc w stolicy Hiszpanii

Felieton Nicholasa Rigga

Madryt jest dobrze znany z bycia jedną z imprezowych stolic świata. Czy Twoja sobotnia noc zaczyna się późno, późno się kończy, czy kończy się nawet wczesnym niedzielnym porankiem? Tak czy inaczej, madridistas świętowali huczniej niż zwykle ostatnią sobotę. Wszystko to spowodowały dwa bardzo ważne wyniki w La Liga, oba padły w stolicy Hiszpanii.

Los Blancos rozpoczęli świętowanie zwyciężając 4-1 nad sąsiednim Atlético w ognistym meczu na Santiago Bernabéu, podczas którego kibice widzieli dwa rzuty karne, dwie czerwone kartki, grę aktorską piłkarzy i kilka twardych starć. Mou Team skończył spotkanie z zasłużonymi trzema punktami, które pozwoliły im odskoczyć w tabeli na sześć punktów od Barcelony. Większość ludzi spodziewałaby się, że takie prowadzenie przetrwa w stanie nienaruszonym kilka godzin. Drużyna Guardioli rozpoczynała swoje spotkanie krótko po ostatnim gwizdku w Madrycie. Jednak na ich drodze stanęło Getafe. Prawdopodobnie najbardziej szokującym wydarzeniem tej nocy był moment, kiedy jeden z mniej znanych madryckich klubów zdobył skalp pokonując Barcelonę 1-0. Dodatkowo dając swoim większym, bardziej prestiżowym sąsiadom dużą przewagę w La Liga i to na obecnym etapie rozgrywek.

Oczywiście, sezon nie jest jeszcze nawet na półmetku, naiwnym więc byłoby koronowanie Realu Madryt na mistrza już teraz. Jestem pewien, że ci, którzy tak zaciekle świętowali sukces w Madrycie, myślą tak samo. Zostało jeszcze wiele do zrobienia, a pierwsze el Clásico. w lidze już dziesiątego grudnia, wtedy szala może ponownie przechylić się w drugą stronę. Sześć punktów, to duża różnica w La Liga, bez względu na obecny moment rozgrywek. W Hiszpanii oczekuje się, że wielka dwójka wygra wszystkie mecze w sezonie, każda wpadka powoduje trochę zamieszania. Zespoły takie jak Valencia i Málaga będą dyktować warunki, testując Real i Barcelonę, ale testy te, Los Merengues i Blaugrana powinny zaliczyć, chyba że będą grać poniżej swojego poziomu lub bez kluczowych graczy. To nie brak szacunku do reszty ligi - oba zespoły są nie tylko głową i ramionami ponad wewnętrzną konkurencją, ale także w europejskich pucharach.

Oznacza to również, że dla katalońskiego klubu starcie w przyszłym miesiącu na Santiago Bernabéu musi być wygrane. Zwycięstwo zespołu Mourinho byłoby, moim zadaniem, położeniem ręki na tytule. Remis najprawdopodobniej również pasowałby Relowi. Jednak Mourinho będzie szukał zwycięstwa i trzech oczek, tak jak zrobił to podczas sobotniego dramatu. Nabieranie impetu w Madrycie trwało cały sezon. Kilka perturbacji na początku sezonu spowodowało niepokój, ale zakłócony porządek rzeczy został już przywrócony do normy. Królewscy nie tylko wygrywają jak zwykle, ale też są bezwzględni i łatwo niszczą swoich przeciwników, z lub bez swojej gwiazdy, jaką jest CR7 (widać było to w zeszło tygodniowym zwycięstwie nad Dynamem Zagrzeb).

Natomiast w Katalonii, chłopcy Guardioli nadążają przez większość czasu za Madrytem, nawet jeśli nie wyglądają na niezwyciężonych, jak w zeszłym sezonie. Spójrzmy prawdzie w oczy, Barcelona w ostatnich kilku sezonach grała wyśmienicie, lecz kiedyś przyjdzie taki czas, gdy będą cierpieć i nie będą mogli wypłynąć na powierzchnię. Oczywiście Blaugrana nadal jest siłą, z którą trzeba się liczyć. Nie chciałbym być Rayo Vallecano, które w następnym tygodniu pojedzie na Camp Nou, aby grać ze zdesperowaną Barcą. Nie ma mowy, aby odniosło sukces [Barcelona zwyciężyła 4-0 – dop. red.].

Ale odejdźmy od tematu. Sobotnie derby Madrytu zakończyły się wspaniałym zwycięstwem Realu, były miłą dla oka rozrywką dla neutralnych, a także rozczarowującym, frustrującym występem dla dumy fanów lokalnego rywala. Gregorio Manzano może być dumny ze swoich graczy za styl, który zaprezentowali w sobotę, zostali nagrodzeni objęciem prowadzenia. Królewscy nie potrafili wydostać się z pułapki, typowa dla nich szybka gra na początku spotkania nie istniała. Dlatego goście ukarali ich, strzelając gola, dającego zaskakujące prowadzenie. Największy komplement dla Atleti, jakim mogę ją obdarzyć, to przyznać, że potrafiła na początku zastopować Real, to była dobrze wykonana praca i gol strzelony do bramki Los Blancos tego dowodzi.

Punkt zwrotny nastąpił, gdy Di María wspaniale podał do Benzemy, który minął Courtoisa i został przez bramkarza sfaulowany. Za faul, gracz wypożyczony z Chelsea, zobaczył czerwoną kartkę, a Ronaldo spokojnie wykorzystał karnego. Przyznanie karnego? Niewątpliwe. Czerwona kartka? Sporna, ale to była czysta pozycja strzelecka, która została zabrana Benzemie przez bramkarza. Dwóch graczy Atleti ścigało go, próbując powstrzymać niebezpieczeństwo, mając przed sobą tylko bramkę, Francuz został ścięty przez portero Atlético.

Inne dyskusyjne sytuacje z pierwszej połowy? Teatralność Di Maríi, która rozwścieczyła fanów gości, i słusznie. Argentyński skrzydłowy jest graczem o wysokiej jakości, nie ma ku temu wątpliwości. Pokazał swoją wartość w Madrycie poprzez ilość asyst i goli. Lecz on psuje swoją renomę grą aktorską i teatralnością, którą zaprezentował w pierwszej połowie derbów. Dla madridisty trudno jest go mieć w swojej drużynie, niektóre aktorskie gesty Di Maríi są żenujące, mogą i prawdopodobnie działają przeciwko niemu. W sytuacji gdy celem jest oszukanie sędziego i zmuszenie go do pokazania kartki przeciwnikowi, jego zachowanie spowoduje, że sędziowie zaczną traktować piłkarza jako „chłopca, który wywołał wilka z lasu”. Incydent z pierwszej połowy tego dowodzi - kiedy Filipe sfaulował Argentyńczyka, nie trafił do notesu sędziego za to bardzo brzydkie zachowanie.

Mówiąc o twardym starciu, wielu wierzy, że wszystkie sporne sytuacje rozstrzygnięto na korzyść Królewskich. Jednak nie wydarzyło się to sobotniej nocy. Podczas gdy fani Atlético uważają, że gracze Realu Madryt byli faworyzowani decyzjami o wyrzuceniu z boiska graczy Atleti, nie powiedzą tego o faulu Luisa Perei na Ronaldo, za który dostał tylko żółtą kartkę. Spokojnie mógł zobaczyć czerwoną. W odpowiedzi na brudną grę Atletli, Mourinho powiedział na konferencji prasowej: – Mój zespół chciał wygrać. Nie chcą grać brzydko i brutalnie. Oni chcą wygrywać. Zagraliśmy, by wygrać i wygraliśmy, mimo naszych kontuzji. Na szczęście mamy ochraniacze z włókna węglowego, które działają bardzo dobrze. Wykonaliśmy swoją robotę. Graliśmy z dyscypliną i otrzymaliśmy tylko jedną żółtą kartkę przez całe 90 minut. Pozostaliśmy spokojni, skoncentrowani i nie odpowiadaliśmy na nic – zakończył portugalski trener.

Statystyki łatwo mogą skomentować brutalną grę, Atleti popełniło 25 fauli do 8 Królewskich, jak również dostało 5 żółtych kartek i 2 czerwone, przy 1 żółtej kartce Los Blancos. Taka postawa nie pomogła, gole w drugiej połowie w wykonaniu Di Maríi, Higuaína i drugi rzut karny Ronaldo przypieczętowały zwycięstwo i dało prawo do chwały.

Nicholas Rigg

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!