Advertisement
Menu
/ RealMadridTV

Cykl wywiadów RealKaká

Brazylijczyk dla RealMadridTV

Piękna piosenka, "Voice Of Truth" grupy Casting Crowns. Piosenka, którą wybrał dzisiaj Kaká. Dobry wieczór, witamy w RealMadridTV.
Witam. To wielka przyjemność być tutaj... To bardzo piękna piosenka, piosenka dla mnie bardzo ważna. Pochodzi z filmu "Boska interwencja" ["Facing the giants"]. Ma piękne słowa i zawsze jej słucham, ponieważ mocno mnie motywuje.

Mówi o pokonywaniu trudności, o życiu, o tym, czego się chce... A czego chce w życiu Kaká?
Tak, mówi o wierze w siebie, o rzucaniu wyzwań gigantom, o takich rzeczach i także o wierze w Boga. O to właśnie chodzi, wiara bardzo nam pomaga. Ja mam wielką wiarę w Jezusa i wierzę, że wiele rzeczy, które mi się przydarzają, służą umacnianiu tej wiary.

Ty wierzysz w Jezusa, a ludzie wierzą w ciebie. Muszę o czymś ci powiedzieć: kiedy tylko poinformowaliśmy, że w naszym cyklu przeprowadzimy wywiad RealKaká, to ludzie oszaleli, wysyłali wiadomości na stronę, na Facebooka, na Twittera. Co takiego ma w sobie Kaká, że ludzie go tak kochają, tak bardzo?
Cóż... dokładnie nie wiem. Ale myślę, że zapewne z powodu pewnych rzeczy, które przekazuję grając w piłkę czy udzielając wywiadów. Udaje mi się pokazać ciągle samego siebie. Nie jestem tutaj taki, a za drzwiami inny. Krok po kroku ludzie to rozumieją. Cieszę się z tego, bardzo. Ostatnie dwa lata w piłce nie były dla mnie dobre, nie były takie, jakie oczekiwałem, że mogłyby być, ale ludzie wysyłali wiadomości, wspierali, jak tylko mogli. Dlatego cieszę się, że ludzie mnie kochają.

Dostaliśmy tysiące wiadomości, i kiedy mówię tysiące, chodzi o tysiące. Wiadomości ze wsparciem, z wiarą, że znowu będzie najlepszy na świecie, że znowu będziesz tym Kaką, z okazami uczuć... Co najpiękniejsze usłyszałeś na ulicy czy przeczytałeś na jakimś portalu społecznościowym?
Trudno określić. Ogólnie... Przejście przez takie chwile, kontuzje, stwierdzenia czy mówię prawdę, czy nie, wielu ludzi o tym rozmawiało, jest ciężkie... Ale ludzie mówili mi dalej, że zatriumfuję w tym klubie. Uspokajali, motywowali, wierzyli... Wiedza, że ludzie są z tobą w ciężkich chwilach, jest najlepsza ze wszystkiego.

Przygotowując się do wywiadu dowiedzieliśmy się, że lubisz spędzać czas z przyjaciółmi, spotykać się ze wszystkimi, także w Valdebebas. Jaki jest Kaká? Jak opisałbyś siebie przed ludźmi?
Jestem bardzo szczery, uczciwy, radosny, chociaż przechodzę przez smutne chwile, to staram się być radosny... Taki staram się być dla przyjaciół. Takie są moje cechy dla rodziny, przyjaciół.

A jak bardzo cenisz ludzi? Nie chodzi tu o rodzinę, przyjaciół, ale tych, którzy są blisko ciebie...
Tak samo, jak staram się traktować wszystkich. Prawdziwie, szczerze. Wiesz, kiedy grasz w piłkę czy robisz coś na wysokim poziomie, to bardzo łatwo jest znaleźć ludzi u twojego boku z jednego powodu. Jednak prawdziwi ludzie zostają przy tobie także w cięższych chwilach. Właśnie wtedy wiesz naprawdę, że te osoby cię kochają, chcą być u twojego boku, ponieważ chcą widzieć cię w dobrym stanie. Więc w takich chwilach zdobyłem naprawdę wielu dobrych przyjaciół.

Cieszysz się futbolem, rodziną. Co jeszcze sprawia radość Kace?
Na pewno piłka. Gra w futbol i codzienne treningi są świetne, zgrupowania czasami są ciężkie [uśmiech]...

Chyba nie chcesz wojny z trenerem? [śmiech]
Nie, nie, ale kiedy zamykają nas, to trochę tęsknisz. Trochę ma to odwrotny skutek. Oczywiście koncentracja jest ważna. Kiedy byłem kontuzjowany i nie jeździłem na zgrupowania przedmeczowe, to w końcu mi tego brakowało, tego wszystkiego. Ale tęsknię za Caroliną, za moimi synami. Synowie to nieprawdopodobna rzecz, ponieważ uczucie do nich rodzi się, kiedy rodzą się oni. To bezwarunkowa miłość, przez którą także ciężko znieść zgrupowania.

Bezwarunkową miłością darzą cię również rodzice. Jakim dzieckiem był Kaká? Wróćmy trochę do przeszłości, jaki był ten chłopiec z São Paulo?
Urodziłem się w Brazylii, w stolicy kraju. Mieszkałem tam do czwartego roku życia, potem przeprowadziłem się do Cuiaby, gdzie mieszkaliśmy trzy lata i na koniec wylądowałem w São Paulo, od 8. roku życia...

I kiedy pytam się o São Paulo, to jaka była twoja dzielnica, każdy ma swoje osiedle z dzieciństwa. Jakie było to twoje? Które zapamiętałeś?
Normalną dzielnicę w São Paulo. Była bardzo mała. Moje dzieciństwo zawierało dużo przeprowadzek, ale ciągle wracam do Brasílii, bo tam mam rodzinę. Jednak moim miastem pozostanie São Paulo, tam zacząłem grać w piłkę, stamtąd mam wspomnienia. Wszystko działo się tam.

Gdzie znajdował się twój dom?
Żyłem w dwóch różnych miejscach w São Paulo. Najpierw, po przyjeździe, niczego tam nie znaliśmy. Wielkie miasto. Po roku trochę je poznaliśmy i zmieniliśmy dom. Zaraz potem zacząłem grać, cieszyć się miastem, wszystko stawało się poważniejsze i skończyłem jako profesjonalista.

Twoi rodzice... Ojciec inżynier, mama nauczycielka. Pochodzisz więc raczej z bogatej, jak na Brazylię, rodziny? Znamy Brazylię, jej problemy, wiele rodzin ma problemy ekonomiczne, ale twoja ich nie miała.
Tak, ale jest trochę inaczej. W Brazylii większość zawodników pochodzi z faweli, mają małe szansę na naukę i takie sprawy, więc chcą zostać piłkarzami. Ja chciałem zostać zawodnikiem, ale pochodzę ze stabilnej rodziny. Ojciec zawsze pracował, nie było z tym problemu. Byliśmy taką klasą średnią. Mama wtedy pracowała mniej, pilnowała mnie i brata, ale ojciec zawsze miał pracę. Właśnie dlatego chcę mu podziękować, bo dzięki niemu rodzina zawsze miała dobre warunki, dzięki jego pracy. Jako człowiek jest dla mnie wielkim przykładem. Potem zacząłem grać i nie miałem nigdy problemów z tym, że pochodzę z bogatszej rodziny. Zapraszałem do siebie kolegów, bo wielu pochodziło z różnych stron kraju i często u mnie pomieszkiwali. Świetne doświadczenie.

Mówisz, że wielki wpływ na twoje życie miał ojciec. Jaka była najlepsza rada, którą od niego usłyszałeś?
Najlepszą radą nie były słowa, bardziej gesty, czyny. Mój ojciec zawsze był dla mnie i mojego brata wielkim przykładem, ponieważ zawsze szukał poprawnych rzeczy, zawsze był prawdziwy, szczery.

Czas na twojego brata Rodrigo, znanego bardziej jako Digão. To on wymyślił "Kakę", ponieważ miał problemy z wymówieniem Ricardo...
Tak. [uśmiech] Byliśmy mali, on zupełnie nie potrafił tego powiedzieć i zawsze krzyczał "Kaká, Kaká, Kaká". No i zostało to "Kaká". To jego wina.

On także jest zawodnikiem.
Też jest piłkarzem. Również zaczynał w São Paulo, potem przeszedł do Milanu, trochę tam grał, następnie były inne włoskie drużyny, ostatnio występował w Penafiel w Portugalii.

Czy ciężko jest wytłumaczyć bratu dlaczego jeden dociera dalej, a drugi nie?
Jeśli o to chodzi...

To trochę niesprawiedliwe, prawda? Obaj zaczynają grać w piłkę i potem w życiu, z różnych powodów, bo nie chcę mówić, że jesteś lepszy, z różnych powodów, znajdujecie się na innych poziomach. Czy zrozumienie tego trochę kosztuje...?
Tak, ale Rodrigo zawsze był bardzo dojrzały. Bardzo się z tego cieszę, bo on spokojnie mógł powiedzieć, że nie chce, żeby rozpoznawano w nim brata Kaki, ale nie miał nigdy z tym problemu. Oczywiście jak byliśmy mali, mieliśmy swoje wojenki [śmiech], ale potem nauczyliśmy się, że niezależnie od wszystkiego bycie braćmi jest piękną rzeczą i mamy dobre stosunki. Oczywiście mówi się o nim jako o moim bracie, ale ma dojrzałość, która pozwala mu się z tym mierzyć i bardzo się z tego cieszę.

Jaki miałeś dom? Gdzie zasypiał Kaká?
Spałem z bratem w jednym pokoju, salon [Kaká pokazuje na stole], pokój rodziców, korytarz, jadalnia, kuchnia... To był nasz apartament. Z bratem walczyliśmy o telewizor, każdy chciał oglądać swoje programy. [uśmiech] Potem dołączył do nas pies, byliśmy szczęśliwi.

Miałeś dużo plakatów piłkarzy w pokoju?
Plakatów? Nie. Ale mieliśmy dużo gier na konsolę, dużo. Z bratem zawsze graliśmy przeciwko sobie.

Kto teraz tam żyje w tym domu?
Rodzice mieszkają w Brazylii, ale w tym domu nie wiem, nie wiem.

Jakiego wspomnienia z tego domu nigdy nie zapomnisz?
Nigdy nie zapomnę samego domu. Tam grałem z bratem, tam zaczęło się wszystko, tam mieszkałem przez długie lata, nigdy o nim nie zapomnę.

Zacząłeś kopać piłkę i podobno pewnego dnia jeden z nauczycieli wziął twoją mamę na bok i powiedział, że powinna zapisać cię na treningi, ponieważ jesteś inny od reszty.
Tak, to prawda. Zacząłem się uczyć w szkole, która nazywała się Colegio Batista i nauczyciel powiedział mamie: "Popatrz, on jest inny w piłce". Poradził, żebyśmy poszukali szkoły piłkarskiej. Mama znalazła taką szkołę i zacząłem tam grać, w tej małej szkole. Potem po roku zacząłem grać w klubie, bo trener był szkoleniowcem w szkole i w klubie. I cóż, w Brazylii mamy rozgrywki międzyklubowe. Favili grało z różnymi klubami, między innymi São Paulo. I pierwszy rok grałem tam, a potem przeniosłem się do São Paulo. Tam zaczęła się moja poważna przygoda.

Czy to prawda, że kiedy grałeś w piłkę, to potem uczyłeś się nocami?
Tak było na koniec. W Brazylii jest inaczej. Przeniosłem się do szkoły, dla której grałem i w której się uczyłem. Na początku miałem treningi w popołudnia, więc uczyłem się z rana. Ale potem miałem treningi przed południem i musiałem to zmienić.

A więc to prawda, że czasami zasypiałeś na lekcjach czy się spóźniałeś?
Prawda, to prawda. Tak było...

Nie wierzę, przecież jesteś jak święty.
Mama pytała po co trenuję, a ja odpowiadałem, że wszystko dla piłki. Jeśli miałbym uczyć się kolejny rok, zrobiłbym to, bo chciałem zrobić wszystko dla futbolu.

Jako dziecko byłeś grzeczny. Arbeloa opowiadał kiedyś, że przebierał się za Supermana i skakał z okien, a rodzicie musieli go powstrzymywać, że po prostu lubił nabroić. Byłeś taki od dziecka?
Zawsze byłem związany z piłką. Z bratem graliśmy nawet w domu, wszędzie. Mama zawsze była tym zmęczona, bo dużo rzeczy zbijaliśmy. Talerze, porcelana, trochę tego pobiliśmy. Raz pobiliśmy porcelanową kaczkę, stłukliśmy głowę. Chcieliśmy skleić, ale dziób zamiast być normalnie, to był przymocowany odwrotnie, do góry. [śmiech] Mama trochę się zdenerwowała. Kaczka nie przetrwała.

To prawda, że miałeś problemy z rozwojem?
Tak. Kiedy miałem około 12 lat, rodzice zauważyli, że wszystkie dzieci były dużo wyższe ode mnie. Wykonaliśmy badania i okazało się, że moje kości są dwa lata młodsze niż powinny być. Z takim czymś nie da się nic zrobić, możesz tylko czekać. W São Paulo zaczęliśmy robić więcej badań, spotykaliśmy się z lekarzami, żeby zobaczyć czy nie będzie z tego więcej problemów, bo ogólnie mój ojciec jest wysoki, matka jak na kobietę także. Ale uspokajano ich, że ja też zacznę rosnąć. Musiałem czekać jeszcze prawie 2,5 roku, żeby zacząć rosnąć.

Chciałeś zawsze być piłkarzem? Bo na przykład Arbeloa na początku marzył o koszykówce, że w szkole na początku właśnie w takiej roli siebie widział.
Ja zawsze chciałem być piłkarzem. Grałem w piłkę zawsze i wszędzie, hala, boisko, plaża. We wszystkie dni grałem w piłkę.

A jeśli nie zostałbyś piłkarzem, bo różnie w życiu bywa, to czym byś się zajął?
Tym samym, co mój ojciec. Byłbym inżynierem. Miałbym taką samą pracę ze względu, że to mój wzór.

Zacząłeś na poważnie grać w piłkę, codziennie trenowałeś. Kiedy zdałeś sobie sprawę, że naprawdę twoje życie może być związane z boiskiem?
Sądzę, że około piętnastego roku życia. Zrozumiałem wtedy, że piłka musi być priorytetem.

Widziałeś siebie w roli piłkarza, ale wieku 18 lat zdarzyło się coś strasznego, co mogło zakończyć wszystkie twoje marzenia. Co się stało?
Byłem pierwszy rok w juniorach w Brazylii i zawieszono mnie na następny mecz za trzy kartki. Trener dał mi dwa dni wolnego, a ja pojechałem do dziadków. Mieszkali w Caldas Novas. To sławne miejsce w Brazylii z powodu źródeł termalnych, które pomagają zdrowiu, takie rzeczy. Jest tam wiele miejsc do zabawy w wodzie, takie zjeżdżalnie. I dla żartów z bratem zjechałem głową do przodu i wpadłem bezpośrednio głową do basenu. Obudziłem się ledwo przytomny i brat powiedział mi, że uderzyłem w dno basenu głową. Chwyciłem ręką głowę i zobaczyłem trochę krwi. Pojechaliśmy od razu do szpitala, ale wszystko wyszło dobrze, założyli kilka szwów na głowę. Wróciłem do São Paulo, trenowałem w poniedziałek i we wtorek, ale zaczęła mnie mocno boleć szyja. We wtorek przeprowadzono kolejne badania i odkryto, że mam złamany szósty krąg szyjny. Wszyscy lekarze dziwili się, że ruszam rękami, że nie mam z niczym problemów. Przyszedł do mnie jakiś szef oddziału i powiedział wprost: "Chłopie, masz wielkie szczęście, większość osób z takimi urazami nawet nie chodzi. Więc było to dla mnie wielkie doświadczenie. Nie grałem dwa miesiące, to miało miejsce w październiku, omijały mnie mecze juniorów i wróciłem w grudniu. Odchodziłem grając w pierwszym składzie, wróciłem na ławkę. Nagle trener pierwszego zespołu São Paulo potrzebował napastnika i pomocnika. Mój szkoleniowiec powiedział, że da mu swojego podstawowego napastnika, ale pomocnika nie mógł, bo to był jego kapitan. Dam ci rezerwowego. A rezerwowym byłem ja. Już nie wróciłem do gry z juniorami. Tak to było...

Niezła historia.
Takie rzeczy zdarzają się w życiu, ale nie sądzę, że to przypadek.

Mówisz o Bogu...
Mocno w niego wierzę, ponieważ przydarza mi się coś takiego, wielki problem z kręgosłupem, wracam dwa miesiące później i gram z profesjonalistami.

I wieku 19 lat debiutujesz w reprezentacji.
Tak, 19 lat, styczeń 2002 roku i nawet pojechałem na Mundial.

W tym samym roku poznałeś Florentino.
Tak, powiedział mi wtedy to słynne "Kiedyś u nas zagrasz" w swoim biurze, tam, gdzie pracuje. Niewielu piłkarzy kiedykolwiek tam wchodzi, jeśli ktoś tam wstępuje, to znaczy, że przeszedł do Realu Madryt. Odpowiedziałem: "Musi pan poczekać, prezesie, kiedyś tak będzie". [uśmiech]

Nadeszła w twoim życiu epoka Milanu, epoka chwały.
Fenomenalna. Miałem marzenie, żeby grać w wielkiej europejskiej drużynie. Przeszedłem do Milanu. W reprezentacji poznałem Leonardo, był piłkarzem Milanu, potem działaczem. Zadzwonił do mnie któregoś dnia i powiedział, że jest okazja, żeby Milan mnie kupił. Uspokoiłem go, że co będzie, to będzie. I Milan wygrał wtedy Ligę Mistrzów. Zadzwonił do mnie znowu po finale i powiedział: "Tak, jest dobrze w klubie i nie będą cię na razie sprowadzać". Minęły dwa tygodnie i znowu dzwoni: "Kupują cię". Złożyli ofertę São Paulo, rozmawiałem z prezesem, mówiłem mu, że to dla mnie wielka szansa. Miałem 21 lat, ale chciałem grać w Europie. I w sierpniu 2003 roku przeszedłem do Milanu.

Wygrałeś tam Ligę Mistrzów, Złotą Piłkę, nagrodę FIFA... Kiedy jest się najlepszym na świecie, to jak się przyjmuje takie nagrody? Przypuszczam, że nie chcesz o tym mówić...
Dotarłem na bardzo wysoki poziom, naprawdę niewielu tam dotarło, ale zawsze rozumiałem te nagrody jako nagrody dla drużyny. Tak, to trofea dla zawodnika, ale to wynik pracy drużyny. Grałem w Milanie 6 lat. To była wielka drużyna, wiele wygraliśmy, mieliśmy dwie Złote Piłki, wcześniej Szewczenko, potem ja... Wszystkie nagrody dostaje się dzięki wygranym z ekipą. Kiedy wygrywasz z klubem, to jasne, że wyłania się piłkarza, który błyszczał na tle kolegów i to on właśnie dostaje wszystkie nagrody.

I nadszedł 30 lipca 2009 roku. Chłopak, którego poznaliśmy, stoi w tunelu Bernabéu, czeka na swoją prezentacją, wychyla się i widzi ponad 60 tysięcy osób na stadionie...
[uśmiech] Nie wyobrażałem sobie. Ciągle podglądałem, bo byłem rozemocjonowany. Nie zdawałem sobie z tego sprawy, nie wierzyłem, takie rzeczy mogą wydarzyć się tylko w Realu Madryt. Tylko w takim klubie. Widziałem wiele, i w klubach, i w reprezentacji. Ale to inna rzecz, z reprezentacją takie szały zdarzają się kilka razy. A w Realu Madryt ciągle. W ciągu roku masz 60 meczów i przeżywasz coś takiego 60 razy. To coś niesamowitego.

Co czułeś tego dnia?
Nie da się tego opisać słowami. Nie wyobrażałem sobie czegoś takiego. Myślałem, że przyjadę, zaprezentują mnie i tyle. Prezentacje to bardziej sprawa Hiszpanów. Przyjechaliśmy na stadion, a ja widząc przychodzących ludzi, zapytałem: "Patrzcie, ile tu może być osób?". "Trzydzieści, czterdzieści tysięcy". "Trzydzieści... ile? Niemożliwe". A wszyscy przyszli mnie zobaczyć. I to ciągle rosło, na koniec nie wiem... sześćdziesiąt tysięcy. Trudno to opisać, ale emocje przy wyjściu są niesamowite.

Zawsze, kiedy pomyślę o piłkarzu, który ma wszystko, który spełnił marzenia, to na myśl przychodzą mi jego bliskie osoby. Wspominaliśmy o twoim bracie, jest jeszcze Caroline.
Caroline jest dla mnie kluczowa. Pojawiła się w 2005 roku, w 2007 roku zdobyłem Złotą Piłkę, wzięliśmy ślub i jest dla mnie fundamentalna. Kluczowe jest posiadanie takiej osoby i w dobrych, i złych chwilach. Mogę z nią dzielić, z bratem, rodzicami, mogę dzielić te radości, na przykład transfer do Realu.

I kobiety... jesteś dla nich przykładem mężczyzny, męża. Wybrałeś Caroline i wszyscy zastanawiali się jak poprosiłeś ją o rękę. A było wyjątkowo, we Włoszech... Jak było?
Niczego nie wiedziała. Byliśmy ze sobą dwa lata, ona mieszkała jeszcze w Brazylii, a ja w Mediolanie. Ona przylatywała co dwa miesiące do Włoch, ja jeździłem do Brazylii na zgrupowania, spotykaliśmy się i takie tam. Przyleciała pewnego dnia, a ja powiedziałem, że muszę lecieć do Wenecji, bo mam tam spotkania w ramach reklam dla Adidasa. Zgodziła się jechać. Najpierw przepłynęliśmy kanałami, muzyka, nastrój, takie sprawy... Wróciliśmy do hotelu do restauracji na tarasie, było pięknie i wyznałem jej prawdę, że nie ma żadnego Adidasa w Wenecji. [śmiech] Zaczęliśmy jeść i mieliśmy widok na dosłownie całą Wenecję, całe miasto przed sobą. Poprosiłem, żeby w pewnym momencie przygaszono światła i wyciągnąłem pierścionek...

Każda kobieta marzy o czymś takim...
Dlatego nie mogła odmówić. [śmiech]

I założyliście rodzinę, to było jedno z twoich wielkich marzeń. Kiedy Caroline zaszła w ciążę, to też pięknie ci o tym powiedziała.
Tak, długo staraliśmy się o dziecko. Byliśmy u lekarza i on powiedział, że na razie nic nie ma... Wróciliśmy do domu, ale Caroline wyszła. Okazało się, że kupiła białe buciki, bo nie wiadomo było jaka to płeć i napisała na lustrze "Gratulacje, tatusiu". I rozumiesz, kiedy wróciłem z treningu i zobaczyłem te buciki, napis... Jaka to była radość... To niezapomniane historie.

Czy rodzina Kaki jest szczęśliwa w Madrycie?
Bardzo. Bardzo, tutaj w Madrycie żyjemy świetnie. Miasto, ludzie, przyjaciele, jesteśmy szczęśliwi.

Wszystko idzie pięknie, spełniasz marzenie, przechodzisz do Realu Madryt, który jest chyba najlepszym z możliwych klubów w futbolu i nagle wszystko się załamuje. Pierwszy sezon niespełnionych nadziei, w drugim roku mocno cierpisz... Jak z tym walczyć? Ktoś ma wszystko, a nagle brakuje mu jakości, żeby sprostać swojej pracy.
Motywowało mnie marzenie o grze w tej drużynie, w Realu Madryt, chęć robienia rzeczy dobrze. Wszyscy chcemy triumfować z Realem, ale ja chciałem grać, cieszyć się. Ludzie chcą, żeby piłkarz cieszył się piłką. Pierwszy rok to problemy z pachwiną, było, odchodziło i wszyscy mówili, że przygotowywałem się na Mundial. W drugim roku kolano, wracałem, bolało i takie rzeczy. Nikt nie wiedział co się dzieje. To się odbija psychologicznie... Ale zawsze marzeniem było, żeby dobrze szło mi w Realu, to była moja motywacja. Latem mogłem odejść, przez dwa lata mi nie wyszło, złe doświadczenie, mogłem spróbować w innym klubie, wrócić do Brazylii czy przejść do innej słabszej ligi. Porozmawiałem z trenerem i on powiedział, że chce mnie na następny sezon. Florentino powtórzył to samo. A ja chciałem, żeby mi wyszło w Realu Madryt i żebym czuł się dobrze fizycznie. Prezes zapytał mnie raz co jest moim problemem, że może pomoże. Odpowiedziałem, że ja jestem problemem, że fizycznie nie jestem na poziomie, szukałem rozwiązania, badań, specyficznych treningów, ale mi nie wychodziło na boisku. Czułem się jak robot na boisku, wszystko szło ciężko. Wcześniej byłem dynamiczny, naturalny, normalnie, a zacząłem być przewidywalny, mechaniczny... To się na mnie odbijało. Więc rozmawiałem z prezesem i trenerem. Obaj mówili: "Spokojnie, na pewno latem będą cię sprzedawać w każdą stronę świata, ale spokojnie, zostaniesz". Trzymałem się tych słów i tak też mówiłem, ale ludzie nie mogli uwierzyć, powtarzali, że klub chce mnie sprzedać. Ostatecznie jestem tutaj, prezes mnie nie sprzedał, trener chciał, żebym został i cóż... Dla mnie to motywacja, zostać i triumfować właśnie tutaj.

To chyba wiele ci dało, te rozmowy z prezesem, który na ciebie postawił, kupił, wierzył, zatrzymał w klubie? I Mourinho, rozmowy z nim, jego czyny i słowa, kiedy wydawało się, że Kaki już nie ma, że będzie się leczył zawsze, a ludzie mówili, że Kaká się skończył jako piłkarz, nie istnieje.
Mówi się, że mam dług wobec kibiców, prezesa, wszystkich. Chcę zatriumfować dla nich. Nie chcę triumfować, żeby się odegrać na innych ludziach, którzy mówili o mojej śmierci. Ja chcę zatriumfować dla tych, którzy wierzyli. Gram dla rodziny, przyjaciół i ludzi, którzy mnie wspierali. Dla nich gram, żeby oni cieszyli się mną na boisku. Teraz mówi się czy wróci Kaká z Milanu, czy nie wróci? Nie wiem, ale to mnie motywuje, powrót na wysoki poziom. Chcę tego w tym sezonie. Zaczęło się dobrze. Prasa wspomina teraz tylko Ajax, ale ten mecz był konsekwencją poprzednich spotkań. Wchodziłem na krótko, zdobyłem bramkę z Saragossą, dostałem 13 minut. Wrócę nie wrócę? Nie wiem, ale mam motywację, żeby zrobić wszystko, by znów być decydującym graczem. Wiem, że wciąż tutaj niczego nie zrobiłem. Teraz jest kapitalnie, ale to ciągle nic, chcę zrobić więcej. Na koniec sezonu chcę zrobić bilans i powiedzieć sobie, że czegoś dokonałem, że było warto.

Płakałeś, kiedy nie wychodziło?
Wiele razy, naprawdę, ponieważ nie rozumiałem dlaczego tak się dzieje. Szukałem ciągle parametrów ciała, które miałem w przeszłości, dobrze spałem, dbałem o siebie, i tak dalej... I wybiegałem na boisko, a nic mi nie wychodziło. Czułem się dobrze pod względem fizycznym, a mi nie szło. Czasami grałem i nic nie wychodziło, wracałem do domu, żeby trenować, bo nie wierzyłem, że tak gram, jak jakiś robot. Biegałem po domu tylko po to, żeby zobaczyć czy jestem jeszcze w stanie grać, czy fizycznie podołam. Ponieważ dzisiaj piłka jest bardzo wymagająca pod względem fizycznym. Jeśli nie jesteś dobrze przygotowany, to rywal cię zjada. Myślę, że teraz zbieram owoce swojej pracy.

Kiedy nie byłeś w dobrej formie, miałeś problemy, to odeszło od ciebie wiele osób?
Niektóre. Tego tak bardzo nie widać... Trener powiedział o tym ostatnio, że dla niektórych wczoraj byłem martwy, a dzisiaj jestem najlepszy na świecie. Trzeba to wypośrodkować. Chcę tego, gram w piłkę ponad 10 lat i chcę to wszystko zrozumieć. Kiedy było źle, to nie myślałem, że jestem najgorszy i teraz, kiedy jest lepiej, nie myślę, że jestem najlepszy. Ja zawsze miałem świadomość tego, kim jestem, kim mogę być, jakim piłkarzem, jakim człowiekiem.

Nie wrócił tylko Kaká, wrócił też jego uśmiech. Śmiejesz się, cieszysz. To twój najszczęśliwszy moment w Realu Madryt?
Od czasu prezentacji, tak. Na boisku teraz, znowu cieszę się grą w piłkę. Wiesz... Kiedy jesteś kontuzjowany, nie grasz, to pasja się zmniejsza, nie ucieka, ale nie jest taka sama, jak w przypadku, gdy triumfujesz. Boisko było dla mnie ogromne, było mi ciężko grać i nie miałem z tego żadnej przyjemności. A teraz znowu czuję przyjemność, z biegania, z piłki, z bramek.

Zanosiłeś do domu smutek, teraz niesiesz radość. Jaki jest normalny dzień Kaki? Co robisz po wyjściu z Valdebebas?
Cóż, wracam do domu, po drodze odbieram Lucę, który już chodzi do szkoły. Potem zajmuję się Isabel...

Twoja córeczka, księżniczka.
[uśmiech] Tak, jak księżniczka naszego domu. Popołudniami zajmuję się dziećmi. I kiedy wieczorem położymy je spać, to często wychodzimy z Caroline i przyjaciółmi. Bardzo lubię jeść poza domem, często zmieniamy miejsca, poznajemy madrycką kuchnię. Wracamy do domu, śpię i kolejny dzień. Jednak najwięcej rzeczy robię z dziećmi.

Lubisz też śpiewać, słyszałem, że trochę w szatni?
[śmiech] Nadchodzi ta czarna część?

Nie, po prostu słyszałem, że lubisz śpiewać z kolegami, z Cristiano, z Marcelo...
Cristiano śpiewa bardzo ładnie, Marcelo też, ja nie bardzo, ja klaszczę. [śmiech]

Ale w drużynie jest dobry nastrój? Mówimy o Cristiano, Marcelo, ale jest wiele różnych opinii... Różni ludzie nie znają was i gadają, żeby gadać, kreują problemy między wami, z trenerem. Jaka jest twoja prawdziwa opinia na temat szatni? Nie dla pokazu, nie taka polityczna, jak ostatnio ta Arbeloi, ale takie prawdziwe odczucia?
Jest fenomenalnie. Szatnia jest świetna. To że są grupy? Normalna sprawa, normalna sprawa w życiu, w drużynie, w szkole, w każdym miejscu. Mam świetne stosunki z Carvalho, ale to nie znaczy, że nie rozmawiam z Hiszpanami, że omijam Cristiano. To nieprawda. Jednego dnia rozmawiam z nim, drugiego z innymi. Tak jest w życiu, tak też jest w szatni Realu. Jedni są bliżej z drugimi, ale ogólnie wszyscy żyją ze sobą dobrze, szanujemy się. Ostatnio mówiono znowu o Cristiano i Ikerze, a oni nie mają żadnego problemu. Dla nas to temat do żartów. Przychodzimy i się śmiejemy: "Widziałeś, podobno ze sobą walczymy, co ty na to?". Szatnia jest świetna i to da wyniki, bo na końcu wygrywa grupa. I jeśli na koniec sezonu coś wygramy, to przekonamy się, że drużyna Realu Madryt to silna grupa.

I trener, co powiesz mi o trenerze?
Cóż, mogę mówić o nim same dobre rzeczy, ponieważ miał wszystko, żeby pomóc mnie dobić. Piłkarz, który ma wielką odpowiedzialność, gra źle, sprzedajmy go, sprowadźmy nowego, ja i tak go nie sprowadzałem, miał wszystko. A zawsze mnie wspierał. To normalne, że w piłce trener mocno wierzy w zawodnika, a to zaufanie zdobywa się w meczach i na treningach. Sądzę, że ja zaufanie trenera zdobywam krok po kroku. Było mi ciężko, bo miałem treningi, które były dla mnie katastrofą. Wiedziałem, że ciężko będzie o jego zaufanie, ale dla niego nigdy to nie było problemem. To był problem dla mnie. I zawsze ze mną był, wspierał, podpowiadał, prosił o cierpliwość i spokój. Nie tylko on, Karanka, Rui, Silvino, Morais, wszyscy trenerzy mi pomagali. Myślę, że psychika w piłce jest kluczowa, naprawdę kluczowa. Więc każde słowo wsparcia i wyczucie czasu na ich powiedzenie jest czymś świetnym, a nasi trenerzy to mają.

Wspierało cię również madridismo, które zawsze jest z ekipą. Oglądają nas tysiące kibiców Realu na całym świecie. Co chcesz im powiedzieć?
Chcę podziękować, podziękować. Zaczęliśmy dobrze sezon, potem przyszedł ten tydzień z Levante i Racingiem. Wróciliśmy na Bernabéu i po piętnastu sekundach straciliśmy bramkę z Rayo, ale ludzie czuli drużynę. Madridismo wie, że mamy wielkiego trenera i wielką drużynę. Kibice widzieli, że chcieliśmy, próbowaliśmy odrobić straty i pchali nas jeszcze mocniej do przodu i ostatecznie wyszło, jak wyszło. Zwycięstwo, które rozpoczęło nowy cykl wygranych. Chcę im naprawdę podziękować za wsparcie w słabszych chwilach, zarówno pod względem drużynowym, jak i osobistym.

Jak mówiłem, przyszły tysiące wiadomości od fanów i nie tylko ze wsparciem, także z pytaniami. Nie zadamy wszystkich, bo trwałoby to kilkanaście godzin, ale kilka już tak. Jeden z fanów pyta czy drużyna jest gotowa mentalnie na wygranie La Decimy?
Sądzę, że tak. Drużyna zyskuje charakter z każdym zwycięstwem i jesteśmy coraz bardziej gotowi na ten puchar. W poprzednim roku wygraliśmy Puchar Króla, jesteśmy coraz silniejsi, żeby wygrywać Ligę Mistrzów, Ligę, cokolwiek. Będziemy walczyć do końca. Bo kiedy dochodzisz do finału Ligi Mistrzów, to nie liczy się nic więcej... Rozumiesz, wygrana z Lyonem jest piękna, takie mecze są piękne i to wszystko prowadzi do ostatecznego zwycięstwa tej drużyny.

Pytanie ze Stanów Zjednoczonych. Czy wrócisz do reprezentacji?
To mój osobisty cel. Ale najpierw musiałem wrócić do gry, zagrać kilka dobrych meczów. Zasłużenie na powołanie to jeden z moich celów.

Ostatnio też wiele mówiło się o twojej walce z Özilem o miejsce, kto lepszy, kto gorszy. A jeden z fanów pyta: co sądzisz na temat Özila?
Fenomenalny gracz. Nie mamy żadnego problemu z grą razem. To bardzo mądry zawodnik. I to nam pomaga grać razem, bo patrzymy jeden na drugiego i wiemy, jak zmienić pozycję, kto ma zagrać piłkę. Sądzę, że już jest wielki i ma przed sobą ogromną przyszłość. To elegancki gracz, ma świetną wizję gry, rzadko podejmuje złe decyzje i to bardzo pozytywna sprawa.

Doszliśmy do końca wywiadu. Zauważyłeś, że wszyscy, z którymi już rozmawialiśmy, złożyli na stole swoje podpisy dla pracowników RealMadridTV i dla kibiców, którzy są zadowoleni, że mogli obejrzeć ten wywiad, poznać Kakę jako człowieka, zrozumieć lepiej, co działo się z Kaką w ostatnich miesiącach, kiedy nie był szczęśliwy, kiedy nie uśmiechał się, jak sam mówiłeś, kiedy płakałeś... Jesteś zawodnikiem, którego ludzie kochają, na którego powrót czekali. I myślę, że Kaká wrócił i wrócił ten Kaká. Wrócił uśmiech Kaki, który jest dumą dla całego madridismo i świata piłki. Wielkie dzięki.
Ja też dziękuję wszystkim, którzy pracują tutaj dla RealMadridTV, którzy codziennie przybliżają ludziom Real Madryt. Także dziękuję kibicom, którzy wspierali mnie w trudnych chwilach i mam nadzieję, że przeżyjemy jeszcze wiele dobrych momentów w czasie mojej kariery w Realu Madryt. Bardzo dziękuję.


Voice Of Truth - Casting Crowns:


RealMourinho
RealCasillas
RealRamos
RealHiguaín
RealAlonso
RealGranero
RealAdán
RealMarcelo
RealCristiano
RealPepe
RealCarvalho
RealCallejón
RealArbeloa

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!