Advertisement
Menu
/ RealMadridTV

Cykl wywiadów RealArbeloa

Hiszpan dla klubowej telewizji

Co za piękna piosenka - "Now we are free". Motyw muzyczny z "Gladiatora". Właśnie ją wybrał Arbeloa. Dobry wieczór. Piłkarze wybierają różne piosenki czy filmy, ale ty skupiasz się na filmach historycznych, wojennych, lubisz to?
Lubię ścieżki dźwiękowe. Tę wybrałem, bo to jeden z moich ulubionych filmów, ale ta piosenka daje też siłę, związane z nią są wspaniałe wspomnienia, dla mnie to ważna piosenka.

Co przypomina ci ta piosenka?
Cóż, taką piosenkę puszcza się, kiedy przeżywa się gorsze chwile i ona daje spokój, dużo siły. Słuchałem też tej piosenki tyle razy w tylu dobrych momentach. Jest wiele świetnych wspomnień z nią związanych.

Lubisz soundtracki, historyczne filmy i... koszulki. [Arbeloa ma na sobie koszulkę z wizerunkiem Muhameda Aliego].
[śmiech] No tak, jeśli to ma być prawdziwy Arbeloa, jak mówi tytuł programu, to lubię koszulki z Rockym, Alim, z elementami filmowymi. Lubię je, tak.

Dlatego, że jesteś w życiu walczakiem, prawda?
Mam taki charakter, że nie odpuszczam. Kiedy coś nie idzie tak, jak oczekiwałem, to jestem taką osobą, która mimo wszystko się nie poddaje. Zawsze z rana wstaję z chęcią poprawy samego siebie we wszystkim, czego potrzebuję.

Zawsze znajdziesz jakieś niedociągnięcia, skarżysz się, wszystko musi być u ciebie perfekcyjne, jak z tym jest...?
To dlatego, że coś mi nie pasuje. To prawda, że potrafię być denerwujący. Już kilka razy trener mówił mi, że powinienem zmienić koszulki i prowadzić trening razem z nim. [śmiech] Tak, pod tym względem potrafię być denerwujący.

Pamiętam, że kiedyś zabrakło cię na treningu i była cisza, spokój, powolne tempo. Wróciłeś następnego dnia i od razu wróciły krzyki: "Tutaj! Podaj piłkę! Co ty robisz! Graj na skrzydło!"...
Brakowało mnie, beze mnie jest nudno. [śmiech]

Kiedy byłeś dzieckiem, też tak się zachowywałeś?
Byłem niegrzeczny, dosyć zły. Takie mam wspomnienia, trochę się działo.

Jesteś z Salamanki, ale w wieku trzech lat przeprowadziłeś się do Saragossy.
Tak, urodziłem się w Salamance, nigdy temu nie zaprzeczę, ale wszystkie wspomnienia mam z Saragossy, tam jest moje serce, dziecięce wspomnienia, młodość, moja żona jest z Saragossy, żyje też tam moja rodzina.

Jesteś najmłodszym z trzech braci. Jak ci się z nimi układało?
Przypuszczam, że tak jak wszystkim najmłodszym. Oczywiście o mnie dbali, obaj mieli na mnie wielki wpływ, ale mieliśmy też gorsze momenty.

Jakiego złego wydarzenia nigdy nie zapomnisz?
Trudno powiedzieć, trochę ich było. Na pewno pamiętam dobrze, jak kiedyś się na nich zdenerwowałem i się schowałem. Wszyscy zaczęli mnie szukać, cała ulica, trwało ponad godzinę aż sam wyszedłem. [śmiech]

Porozmawiajmy trochę o twoich braciach. Starszy, Yago...
On zawsze lubił zachowywać się jak drugi ojciec. Jak mówiłem, obaj mieli na mnie duży wpływ. Na pewno Yago dbał o nas obu, także o Raúla, był dla nas odnośnikiem, wzorem, naśladowaliśmy go. Jest dla mnie bardzo ważną osobą.

Jaka była najlepsza rada, której ci udzielił?
Związana była chyba właśnie z tym charakterem, mam go dzięki ojcu i braciom. Nigdy nie odpuszczaj, walcz każdego dnia o to, co kochasz i cóż, to były właśnie najlepsze rady, które od niego otrzymałem.

Drugi z braci, Raúl, to podobno żartowniś, ciągle wprowadza radość...
On różni się z naszej trójki najbardziej. Ja mam podobny charakter do Yago, a Raúl wykracza poza normę. Ale oczywiście też przeżywałem z nim wspaniałe chwile, mamy wyjątkowe stosunki, jesteśmy bardzo blisko. Jeśli Yago był dla mnie drugim ojcem, to dla Raúla mogłem zawsze się zwierzyć, powierzyć sekret, porozmawiać, zrobić jakieś głupstwo i być pewnym, że nie wygada. Mieszkaliśmy razem, kiedy zacząłem grać w szkółce Realu, więc mamy naprawdę dobre stosunki.

To prawda, że macie taką tradycję wśród swojej trójki, że kiedy jednemu rodzi się syn, to nazywa go po jednym z braci.
Tak, Raúl ma już syna, którego nazwał Yago. Ja dostałem do przydzielenia imię Raúl, a Yago Álvaro.

Piękna sprawa, naprawdę.
Tak, to piękna rzecz, chociaż ciężko było to uzgodnić z naszymi kobietami [śmiech], ale ostatecznie się udało. To tylko wzmacnia naszą rodzinę.

Dowiedziałem się przed tym wywiadem, że jesteś oczkiem w głowie swojego ojca.
No nie sądzę, nie sądzę. Po prostu mój ojciec bardzo lubi futbol i spędził ze mną wiele czasu na wielu treningach, boiskach, zawsze przyjeżdżał wieczorem odebrać mnie z treningu i w tym względzie wiele poświęcił. Być może tak, pod tym względem byłem jego oczkiem w głowie.

Co pamiętasz z tych powrotów z treningów? O czym rozmawialiście?
Mój ojciec był takim człowiekiem, który wiele wymagał od swoich synów. Wykorzystywał takie podróże samochodem do motywowania, doradzania, pokazywania błędów. Dużo poświęcił, żeby było nam jak najlepiej i dzięki niemu nasza rodzina jest naprawdę cudowna.

Czy twój ojciec wierzył, że dojdziesz w to miejsce, gdzie jesteś teraz?
Więcej, on uważał, że będę najlepszy na świecie. [śmiech] Tak pewnie myśli większość ojców, ale mój ojciec naprawdę mocno we mnie wierzył, na pewno bardziej niż ja sam.

Były więc momenty, gdy chciałeś zrezygnować, rzucić wszystko, ale wtedy twój ojciec pchał cię do przodu, zachęcał do pracy?
Nie. Jestem osobą, która dosyć późno zdała sobie sprawę z tego, że może być piłkarzem. Chyba dlatego, że nie jestem marzycielem, nie lubię robić sobie jakichś wielkich nadziei. Szkoła była wymagająca i ciężko było skupić się na obu sprawach, patrzyłem na futbol z tak dalekiej perspektywy... Ale ojciec wierzył, że zajdę daleko.

To prawda, że w młodości wolałeś koszykówkę od piłki?
Kiedy byłem mały, naprawdę mały, grałem w koszykówkę. Pamiętam, że w szkole wypełniłem ankietę i wpisałem w rubryce, że chcę grać w koszykówkę. Jednak protestował ojciec, że koszykówka nie, tylko futbol. Cóż, nie wiadomo co byłoby z koszykówką, ale miał trochę racji z piłką.

Przykładałeś się do nauki, była przed piłką, bo jednak futbol to zawsze plan B, to kapryśny sport. Nad wszystkim czuwała twoja matka...
Mama była ponad wszystkim, była dostępna dla swoich trzech synów o każdej porze dnia, byliśmy dla niej najważniejsi i dała nam wszystko. Cóż, zadbała o wszystko, matka zawsze jest jedna i dla mnie moja jest najlepsza.

Jakie pamiętasz swoje pierwsze kroki w futbolu?
Za domem. Mieszkałem w Saragossie przy parku, był przy domu i szkole. Grałem dużo z bratem, spędzaliśmy tam trochę czasu, w szkole także. Od małego.

Byłeś dobry?
Niezły. Radziłem sobie dobrze. I od dziecka lubiłem wygrywać, lubię konkurencję. Nie lubiłem grać w piłkę, uwielbiałem wygrywać. Zawsze tak miałem i mam do dziś.

Najgorsze, co może przydarzyć się Arbeloi, to porażka?
Tak. Źle znoszę porażki, naprawdę źle.

Często widzę w szatni i wszyscy są skoncentrowani i skupieni, ale ty wyjątkowo...
Lubię wygrywać, we wszystkim, nawet w zakładach z Sergio czy Albiolem, nie lubię przegrywać.

Czy to pragnienie zwycięstwa pomogło ci zajść w piłce dalej niż byłoby to możliwe bez tego? W świecie piłki trzeba mieć taki charakter?
Cóż, każdy jest inny, ma swój charakter i musi wykorzystywać go do maksimum. Ale w piłce trzeba być konkurencyjnym tak czy siak. W swojej drużynie, na swojej pozycji. Można inaczej postrzegać piłkę, ale trzeba być konkurencyjnym.

Byłeś tym dzieckiem, które nie lubiło przegrywać i pewnego dnia zadzwoniła Saragossa.
Tak. Grałem w szkole z kolegami, jak wszyscy. Zadzwoniła Saragossa i chcieli mnie i dwóch czy trzech kolegów. Grałem tam w kategoriach młodzieżowych przez sześć lat, miałem wiele dobrych chwil, zdobyłem wielu przyjaciół, pracowałem z wielkimi trenerami. To był świetny czas w moim życiu.

Co pamiętasz z tego okresu, gdy zacząłeś jeździć na treningi, gdy życie było mnie czy bardziej ułożone, zaczęła się konkurencja. Zacząłeś być w tak młodym wieku piłkarzem.
Tak, zaczynasz czuć się bardziej piłkarzem, większym profesjonalistą niż w czasie, gdy grasz w szkole. Ale mimo wszystko nie brałem tego tak na poważnie jak moi koledzy, nie miałem marzenia zostać piłkarzem. Wiedziałem, że to trudna rzecz. Nie stawiałem sprawy, że "od dziś jestem piłkarzem". Trenowałem, ale miałem też szkołę, w domu o to dbali.

Jaki zawodnik z twojej młodości zrobił na tobie wrażenie, z dzielnicy, drużyny, szkoły, o którym pomyślałeś, że zajdzie daleko?
Myślę, że byłem dosyć młody, chyba pierwszy rok w Saragossie, kiedy zagrałem z Reyesem. Kiedy go zobaczyłem, to wiedziałem, że ten chłopak będzie grał w piłkę. Miał fantastyczne warunki. Miałem wtedy chyba 11 lat i doskonale pamiętam ten mecz. Wygraliśmy, ale zrozumiałem, że Reyes będzie fenomenalny.

Jakiego trenera z młodości zapamiętałeś najlepiej?
Trudno określić, ale ci najmilsi, to byli ci szkolni. Mam świetne stosunki do dzisiaj z Fernando Mikelem, wciąż się widujemy, podziwiam go bardzo. On ma bardzo podobny charakter do mojego. Wymagał wiele na swój sposób, ale przede wszystkim był konkurencyjny, walczył, chciał wszystko wygrywać. Spędziliśmy razem dwa lata, ale mam wobec niego wielki podziw i szacunek.

Wiadomo, że kiedy dochodzi się tak wysoko, gra się w Realu Madryt, to życie jest piękne. Ale nigdy nie zapomina się o ludziach, których poznało się wcześniej. Wspominaliśmy o trenerach, ale wiem, że nie zapomniałeś o swoich przyjaciołach z dzieciństwa...
Trudno o nich zapomnieć. W większości to ludzie, który znam od czwartego roku życia, to niesamowici przyjaciele.

Czym się teraz zajmują?
Każdy robi coś swojego. To naprawdę dziwne [śmiech], ale pracują, ustatkowali się. Cieszę się, że wciąż się przyjaźnimy. Jestem z tego naprawdę dumny, mogę na nich liczyć w każdej chwili.

Na pewno podziwiają cię za to, gdzie doszedłeś. A co ty podziwiasz w nich?
Wiele rzeczy... Ja doszedłem daleko, ale oni też pokonali wiele przeciwności, wszyscy, mieli trudne chwile, momenty zwątpień. To ludzie bardzo uczciwi. Możemy być daleko od siebie, ale zawsze znajdą dla mnie czas, zawsze tam będą.

Czego nigdy nie zapomnisz? Każdy ma takie wspomnienie...
Ciężko o wiele wspomnień z dzieciństwa, ale cała szkoła z przyjaciółmi była wspaniałymi momentami. Chyba każdy z dzieciństwa najlepiej pamięta właśnie szkołę.

Zacząłeś się wyróżniać w Saragossie, powoływano cię do reprezentacji regionu, potem do kadr młodzieżowych, do wszystkich kategorii. Aż doszedłeś do kadry U-21...
Tak, z U-21 przyszło jedno czy dwa powołania, grałem już w szkółce Realu Madryt. Spędzałem więcej czy mniej czasu we wszystkich kategoriach wiekowych, ale na pewno nie w sposób jak z reprezentacją seniorów.

A co zapamiętałeś z dnia, w którym do drzwi zapukał Real Madryt?
Nie było wcale tak łatwo jak się wydaje, przejście do Realu było ciężkim krokiem. Futbol zaczynał być dla mnie poważną sprawą, zmienił moje życie. Musiałem zostawić rodzinę i dziewczynę, dzisiaj to moja żona, z którą byłem już wtedy rok, to był ciężki krok i wielka szansa jednocześnie. Byłem odważny podejmując tę decyzję, wiele poświęciłem, ale ostatecznie się opłaciło.

Rozmawialiśmy już tutaj z Pepe czy Cristiano i oni podkreślali, że ta zmiana, odejście z rodzinnego miasta i przeprowadzka, bycie zdanym na siebie w nowym mieście, to były dla nich najgorsze chwile w życiu, byli sami, zostawili rodziny... [Arbeloa kiwa głową] Czy to naprawdę tak ciężka sprawa, kiedy zostawiasz wszystko, żeby iść dalej?
Tak, może nie byłem takim dzieckiem, bo miałem 18 lat, ale byłem mocno związany z rodzicami, braćmi, dziewczyną, przyjaciółmi. To nie był łatwy krok, trzeba było wszystko poświęcić. Samo odejście, pozostanie zdanym na siebie nie jest niczym łatwym.

Co zapamiętałeś z pobytu w Castilli?
Same świetne rzeczy. Przeżyłem tam świetne lata. Zawsze mówię, że jeśli futbol daje coś najlepszego, to przyjaźnie. Mam wielu kolegów z tamtych lat, przeżyliśmy razem wiele dobrego na boisku, także poza nim.

O kim mówisz?
Ciężko będzie wymienić wszystkich, ale mam świetne stosunki z Soldado, moja żona jest matką chrzestną jednego z jego synów. Także Juanfran, Diego López, Filipe, Negredo, Borja Valero, Paredes, Trashorras... Mogę wymienić całą drużynę, ponieważ wszyscy trzymaliśmy się razem. Cieszę się, że każdy krok po kroku wszedł na jakiś poziom i pokazał, że jest wielkim piłkarzem.

Futbol ma wiele zwrotów. Nagle okazało się, że drzwi do pierwszej drużyny są zamknięte i zdecydowałeś, że idziesz do Deportivo.
Myślę, że to mocno na mnie wpłynęło. Teraz kiedy o tym myślę, to uważam, że chyba podjąłem tę decyzję za późno. To był dobry krok w mojej karierze, bo nie miałem szans na pierwszą ekipę. Byłem w Depor sześć miesięcy i to było sześć świetnych miesięcy. Poznałem wielkiego trenera, Caparrósa, który we mnie uwierzył, dał mi grać. Dał mi szansę. Miałem też szczęście pracować ze świetnymi zawodnikami, jak Andrade, Lopo czy Valerón. Ten ostatni to jeden z najlepszych graczy, jakich widziałem, a pracowałem z wieloma zdobywcami Złotych Piłek.

I nagle magia. Sześć miesięcy gry i zgłasza się Liverpool.
Wszystko odbyło się z dnia na dzień. Zaczęliśmy rozmawiać w poniedziałek, a w środę już podpisywałem papiery w domu w A Coruńi. Wykorzystałem szansę i poszedłem dalej.

I jak tam było?
Świetnie, to było dla mnie brutalne doświadczenie. Takich dwóch i pół roku życzyłbym każdemu zawodnikowi. Miałem szczęście grać w jednym z najbardziej wyjątkowych klubów na świecie. Teraz gram w największym, ale Liverpool to bardzo, bardzo wyjątkowy klub. Poznałem inną kulturę, język, inny styl życia. Z drugiej strony sam futbol. Gra na Anfield to doświadczenie, które mocno na mnie wpłynęło. Także dlatego, że i w A Coruńi, i w Liverpoolu poznałem ambitnych graczy i wielkich trenerów.

Jak Liverpool pomógł zrobić ci ten następny krok w stronę Realu Madryt?
Cóż, dano mi szansę gry na wysokim poziomie. Grałem w Lidze Mistrzów, Premiership, mierzyłem się z bardzo utalentowanymi graczami. To pozwoliło mi bardzo szybko się rozwinąć. Wpłynął na mnie także Benítez. Grałem na stoperze, ale to Rafa postawił na mnie na boku obrony.

I po dwóch latach znowu Real Madryt, Arbeloa wraca do Madrytu. Podzielmy się teraz sekretem: twój ojciec powiedział ci, że wrócisz do Realu, kiedy Florentino znowu zostanie prezesem.
Tak, był bardzo pewny, że tak będzie. Kilka razy powtórzył, że kiedy wróci Florentino, ja też wrócę. Ja sądziłem, że będzie ciężko, że najwyżej za kolejne dwa, trzy lata będzie jakaś szansa, ale wrócił prezes i wróciłem ja. Trudno mi było sobie to wcześniej wyobrazić, bo jeśli opuszczasz Real, to trudno tam wrócić, poza tym nie miałem żadnych klauzul, nie byłem wypożyczony. To było nie do przewidzenia, ale bardzo się z tego cieszyłem.

Co dla Arbeloi znaczy Real Madryt?
Ten klub to najwyższa rzecz w tej profesji, największa, a ja chciałem zajść najwyżej. Każdy piłkarz chce być częścią czegoś ważnego, grać z najlepszymi, a ja teraz jestem częścią chyba najważniejszego projektu Realu Madryt w jego historii. Dla mnie to zaszczyt i duma.

A co sądzisz o samym mieście?
Bardzo mi się podoba, moja praca pozwala mi się mocno cieszyć tym miastem.

Jaki Arbeloa jest w domu? Jak zachowujesz się przy żonie, córeczce...
Musisz zapytać o to moją żonę i córkę. Nie wiem... Cóż, chyba jak normalny człowiek. Staramy się spędzać jak najwięcej czasu razem, ponieważ mam wiele meczów, podróży. Staramy się wykorzystywać maksymalnie wolny czas.

Rozmawialiśmy o rodzicach, braciach, przyjaciołach... A porozmawiajmy o Carlocie, twojej żonie. Piłkarze często powtarzają, że chcą liczyć na kogoś najbliższego. Bo łatwo wysłuchiwać zawodnikowi pochwał, tego, co chce usłyszeć, ale trudniej powiedzieć mu to, czego nie chce usłyszeć...
Tak, od tego jest żona. I ona mówi mi tego gorsze rzeczy częściej niż chciałbym jest słyszeć. [śmiech] Jak mówiłem, poznaliśmy się jak miałem lat siedemnaście, teraz mam dwadzieścia osiem. Miałem wielkie szczęście, że ją spotkałem w swoim życiu, wielkie szczęście. Rodziny się nie wybiera, ale żonę już tak i czuję się szczęśliwcem, że mam taką żonę. Pomaga mi bardzo, na pewno bardziej niż ja jej. Zawsze była u mojego boku, też wiele poświęciła. Chciała zrobić wiele rzeczy, których przeze mnie nie zrobiła i oczywiście wielka część mojego sukcesu to jej zasługa.

I jeszcze Alba. Zawsze widzę, że jesteś bardzo opiekuńczy, lubisz się z nią bawić...
Nie zamieniłbym jej na nikogo innego. Chociaż w czasie ciąży dwa czy trzy razy powiedzieli nam, że to będzie chłopczyk, a potem nagle, że dziewczynka, a ja na to: "Człowieku, o czym ty mi tu mówisz, jaka dziewczynka?" [śmiech], ale jestem szczęśliwy, że urodziła się Alba. Oczywiście kiedyś chcemy mieć synka, ale obecnie Alba pochłania cały mój czas.

W rodzinie Arbeloi są też psy, dokładnie trzy. Kto się nimi zajmujesz? Wstajesz z rana i wyprowadzasz je...?
Psy najbardziej lubią bawić się z moją córką. Pierwszego, Sawyera, kupiliśmy jeszcze w Liverpoolu. Kiedy braliśmy ślub, dostaliśmy drugiego, Maldera, od mojego brata Raúla, a ostatniego kupiliśmy na ostatnie Święta. I na razie wystarczy, trzy to wystarczająco dużo.

Kiedy mówimy o twojej rodzinie, nie możemy zapomnieć o twojej babci, która stała się niedawno jedną z najsłynniejszych babć w całej Hiszpanii.
To ostatnia babcia, która nam została w rodzinie. Troszczymy się o nią, bardzo ją kochamy. Dzwonię do niej po każdym meczu, ona zawsze ocenia spotkanie. Mamy świetne stosunki, mam nadzieję, że to będzie trwać jeszcze bardzo długo.

Babcia interesuje się piłką?
Często mówi, że tu usłyszała to, tam coś innego, zawsze wspomni jakieś komentarze.

Czy to jedna z twoich słabości?
Tak, bardzo ją kocham i podziwiam, podobnie jak teraz chyba cała Hiszpania.

Z jednej strony troszczysz się o innych, ale z drugiej strony ograniczasz kontakt, kiedy masz problemy. Nie chcesz niepokoić innych...
Tak. To zapewne powiedziała ci moja żona. [śmiech] Myślę, że to charakterystyka mojej rodziny. Kiedy mamy problemy, to staramy się je rozwiązać sami, staramy się nie obarczać nimi innych, najbliższych, żeby ich nie martwić.

Ale w szatni jesteś jednym z tych, którzy mówią, dowodzą.
Tak, to inna z cech mojego charakteru. Byłem kapitanem Castilli i to pomogło mi rozwinąć umiejętność tworzenia drużyny, rozmawiania ze wszystkimi.

W obecnym Realu dwaj pierwsi kapitanowie to Casillas i Ramos. Mamy też Marcelo, Higuaína. Co musi mieć i jaki musi być dobry kapitan w szatni?
Wielką osobowość. Musi też zdobyć szacunek, ludzie muszą go podziwiać. Bycie kapitanem nie jest łatwe, tym bardziej w Realu Madryt. To bardzo skomplikowana materia. Cóż, jesteś między drużyną, trenerami, klubem i zawsze musisz wypracować porozumienie, przy każdym problemie. Piłkarze wymagają wiele od ciebie, a ty musisz wiele wymagać od nich. To ciężka sprawa i ludzie nie zdają sobie z tego sprawy.

Tydzień temu José Callejón powiedział tutaj, że ta szatnia to najlepsza szatnia, w jakiej był. Że grał w wielu zespołach z dobrą atmosferą, ale w Realu Madryt jest najlepiej, inaczej.
Ta szatnia jest wyjątkowa i inna. Mamy szczęście posiadać wielkich graczy, ale też wielkich ludzi, którzy dbają o innych, tworzą dobry nastrój i mają głód wygrywania. Chcą pracować, są profesjonalistami i dbają o wszystko.

W ostatnich tygodniach po słabszych meczach prasa zaczęła spekulować o kryzysie w szatni, o podziale, grupkach...
Ja sam kilka razy to dementowałem, ale ludzie myślą: "No tak, oczywiście, piłkarz Realem Madryt nie wyjdzie i nie powie, że w szatni jest podział". Mnie martwi tylko to, co w tej sytuacji myśli nasz kibic. A on ma trzy opcje: uwierzyć prasie, uwierzyć mi, albo poczekać i patrzeć na boisko czy jesteśmy zjednoczeni, co mu doradzam. Kibic może zobaczyć to dopiero na boisku i będziemy starać się mu to pokazać od dzisiaj do maja.

Doszło do tego, że kilka razy powtórzono, że Casillas i Ronaldo mają złe stosunki. Ostatnio podobno pokłócili się na treningu...
Uważam, że w Hiszpanii jest wiele osób, głównie wśród mediów, w radiu, telewizji, prasie... oczywiście wszędzie są wielcy profesjonaliści, ale pewien sektor prasowy obrał według mnie błędną drogę. Kibic przez to może odnosić mylne wrażenie. Nie można od tak powiedzieć, że są problemy między Cristiano i Ikerem i że gdzieś są zdjęcia, które to potwierdzają... Sądzę, że to błędna droga. Nie można wypuszczać obrazków z ławki, twierdząc, że na przykład ja nie chciałem się rozgrzewać, kiedy my po prostu żartowaliśmy z trenera, że kazał wszystkim się rozgrzewać, całej szóstce graczy z pola, kiedy można biegać przy boisku tylko maksymalnie we trójkę. I tak też się rozgrzewaliśmy, po trzech. Nie można twierdzić, że poszliśmy świętować urodziny Albiola i on nie zaprosił Granero, bo Granero to przyjaciel Mou, a potem nagle wypuszcza się zdjęcie Granero, który jednak był na tych urodzinach. Sądzę, że dziennikarze muszą uważać na te sprawy, muszą patrzeć na informacje, które wypuszczają, muszą być pewni tego, co mówią i na pewno pod tym względem Real nie jest traktowany sprawiedliwe. Tak nie może być. Nie można mówić, że kiedy 18 trenerów z Ligi dokonuje rotacji, to są świetni, a nasz trener dokonując rotacji chce ukarać danych graczy. W pewnych sprawach ludzie powinni być bardziej obiektywni. My w Realu Madryt nie prosimy o faworyzowanie nas w prasie, zgadzamy się z krytyką i debatami na temat futbolu, ale nie zgadzamy się z innymi rzeczami.

Mówisz, że bolą cię niektóre rzeczy, o których pisze się w kontekście drużyny, ale jest jeszcze José Mourinho, o którym się pisze i pisze, dosłownie wszystko. José Mourinho, jaki on jest?
Powiem to co zawsze. Mourinho świetnie potrafi oddzielić traktowanie zawodnika na profesjonalne i osobiste. Potrafi przedstawić wymagania dotyczącego wszystkiego, a potem porozmawiać z tobą o każdej sprawie. Czasami po prostu czuje się z jednym z nas. Ma tutaj podwójną rolę. Inaczej, może nie oddzielać, ale mieszać. Te dwie sprawy są bardzo ważne.

Co dał temu klubowi, co Mourinho dał Realowi Madryt?
Dużo charakteru. Wielkie chęci do poprawy, wielką ambicję. Tego nam brakowało. Mamy bardzo, bardzo młodą drużynę i wcześniej brakowało nam takiego popchnięcia i trener nam je dał.

Wiele drużynie dał także Cristiano Ronaldo. Piłkarz, który jest mocno krytykowany. Jednak wielu znanych mi ludzi zawsze mówi, że zrozumiemy kim jest Cristiano dla Realu dopiero wtedy, gdy Cristiano w Realu już nie będzie.
To piłkarz rewelacyjny, w pozytywnym znaczeniu brutalny. Problem Cristiano jest taki, że każde słowo, które powie, jest wyolbrzymiane. Można interpretować je różnie, ale cały czas się je wyolbrzymia, wszystko. I dlatego jego rola jest trudna.

We wtorek ważne zwycięstwo z Ajaksem. Odbudowaliście się też w Lidze po słabszych meczach. Jakie odczucia ma Arbeloa na ten sezon?
Odczucia są dobre. Ostatnio na konferencji mówiłem, że by wygrywać puchary w maju, trzeba mieć teraz cierpliwość. Podtrzymuję to. Kroczek po kroku, czy po wpadkach z Levante i Racingiem, czy to po zwycięstwach, trzeba patrzeć na najbliższy mecz, a nie na maj i puchary. Teraz czeka nas Espanyol na boisku, które zawsze było dla nas ciężkie. I liczy się tylko codzienna praca. Tym osiąga się założone cele.

Do czego może aspirować ta drużyna w tym roku?
Sądzę, że do wszystkiego. Mamy wielkie chęci na zwycięstwa we wszystkich rozgrywkach. Jednak trzeba zaznaczyć, że oczekiwania są ogromne z powodu potencjału klubu, piłkarzy. W poprzednim roku wygraliśmy Puchar Króla, ale ludzie chcieli więcej, my też. Nie unikamy tych oczekiwań. Mówienie, że następny krok to Espanyol, a nie wygranie Ligi, nie jest wcale unikaniem nadziei kibiców. Cóż, zobaczymy co się wydarzy.

Kibice są z wami. Przeżywają mecze, porażki, cieszą się ze zwycięstw. Zauważacie to?
Bardzo. Ja stawiam na serwisach społecznościowych na wiele kontaktu z ludźmi, czytam ich wypowiedzi bardziej niż sami ludzie w to wierzą. To także zasługa trenera, dzięki któremu kibice są naprawdę bardzo, bardzo związani z drużyną. Nawet kiedy szło nam źle, to jeszcze bardziej nas wspierali, właśnie to ich cechuje. Przy tej okazji chcę im za to bardzo podziękować za wsparcie i powiedzieć, że są dla nas ważni.

I co chcesz przekazać na koniec kibicom?
Że do końca ekipa będzie walczyła i na pewno nie zawiedzie, że będziemy walczyć, żeby wygrać i spotkać się z fanami na Cibeles, bo tego chcemy. Chcemy im dać coś za tę wiarę, uczucie, wsparcie, którymi nas obdarowują, chcemy to właśnie zrobić dzięki tytułom.

Na sam koniec proszę cię o podpisanie się na tym stole, przy którym przeprowadzamy te wywiady i na którym podpisali się wszyscy, z którymi rozmawialiśmy. Na koniec słuchamy też twojej piosenki... I chcę ci powiedzieć jedno, że jesteś wielkim profesjonalistą w szatni, wiedzą to twoi koledzy, wiedzą to wszyscy kibice Realu Madryt, ponieważ widzą, że w każdym meczu dajesz z siebie wszystko. To też zaszczyt, że jesteś w szatni Realu Madryt, ponieważ jesteś wielką osobą i jesteś tam potrzebny, mówię ci to teraz i będę to powtarzał każdego dnia.
Bardzo dziękuję.

Co ty tam wypisujesz, długi ten podpis [śmiech]... Dziękuję, to była prawdziwa przyjemność.
Dzięki.


Piosenka "Now we are free":


RealMourinho
RealCasillas
RealRamos
RealHiguaín
RealAlonso
RealGranero
RealAdán
RealMarcelo
RealCristiano
RealPepe
RealCarvalho
RealCallejón

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!