Advertisement
Menu
/ realmadrid.com

Cykl wywiadów RealCarvalho

Portugalczyk dla klubowej telewizji

Tradycyjnie wywiad zaczynamy od ulubionej piosenki. W przypadku Ricardo Carvalho jest nią You are beautiful w wykonaniu Jamesa Blunta. Dlaczego właśnie ten utwór?
Ponieważ do mnie trafia. Słowa są naprawdę bardzo piękne. Mówi, że twoje życie jest cudowne, a miłość jest czysta. Cóż więcej można dodać? Bardzo mi się podoba.

Ponadto bardzo do ciebie pasuje. Jest spokojna, wolna...
To prawda. Ogólnie bardzo lubię tego artystę, który również jest spokojnym człowiekiem. Też taki jestem, dlatego jego utwory i piosenki do mnie trafiają. Lubię je słuchać.

Wszyscy mówią, że w tej szatni jesteś niczym ojciec.
Jestem najstarszy. Czuję, że mnie szanują, a jednocześnie ja szanuję ich wszystkich. Bardzo dobrze się czuję w tym zespole.

W ostatnich dniach dużo mówi się o Cristiano Ronaldo, a także o częstych faulach, z jakimi musi sobie radzić. Na przykład po meczu z Dinamem musiał być opatrywany w szatni.
Tak, jego kostka była w złym stanie i bardzo cierpiał. To normalne, że taki stan rzeczy go denerwuje. My również musimy się temu postawić, ponieważ to dla nas niezwykle ważny zawodnik. Tego typu piłkarzy powinno się bardziej chronić, ale niestety w jego przypadku sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Jest silny, ale czasami rywale po prostu przesadzają. Postawa arbitra nie przypadła nam do gustu, ale przecież każdy z nas popełnia błędy. Trzeba już o tym zapomnieć.

Nie jest odpowiednio chroniony, ponieważ wszystkim wydaje się, że jest na tyle silny, iż poradzi sobie z każdym faulem. Jednak w przypadku takich zawodników jakakolwiek kontuzja działa na niekorzyść futbolu. W walce z Cristiano wszystkie środki są dozwolone, a tak być nie powinno.
To chyba jasne, że dla dobra futbolu najwięksi piłkarze powinni być na boisku, a nie poza nim. Cristiano jest bardzo ostro atakowany i na drugi dzień to odczuwa. Powinno się chronić tych zawodników, którzy robią różnicę.

Wydaje się, że Ricardo Carvalho jest pewniakiem w pierwszym składzie Realu Madryt. Jesteś niezastąpiony.
Dziękuję. Gdy tutaj przychodziłem, to mój transfer był krytykowany, ale wiedziałem, że mogę się pokazać z dobrej strony. Mój kontrakt z Chelsea obowiązywał jeszcze dwa lata, dlatego najłatwiejszym wyjściem byłoby pozostanie. Miałem już szacunek całego klubu i kibiców, ponieważ prezentowałem wysoką formę. Mimo to zdecydowałem się zacząć wszystko od początku. Od nowa chciałem udowodnić, że mogę grać na wysokim poziomie i pomagać drużynie.

Masz 33 lata, ale na boisku tego nie widać. Często powtarzam, że jesteś niczym Benjamin Button – zamiast się starzeć, ty wraz z mijaniem lat młodniejesz.
Czuję się bardzo dobrze. Prowadzę bardzo spokojne życie osobiste i jestem zadowolony z tego, co robię.

Co robisz, aby utrzymywać taką formę?
Jestem bardzo spokojny. Zawsze po treningu wracam od razu do domu i spędzam czas z rodziną. Lubię przebywać z dziećmi i żoną. Prowadzę naprawdę normalne życie. Jestem, jaki jestem.

A jak wygląda kwestia odżywiania się?
Gdy jestem głodny, to jem. Ale oczywiście i pod tym względem zwracam uwagę na pewne szczegóły. Wcześniej nie przykładałem do tego takiej wagi. Jednak to naprawdę nic niezwykłego.

Twoje ulubione danie?
Głównie kuchnia portugalska. Lubię gotowane ziemniaki z dużą ilością mięsa i warzyw. To typowe danie z Portugalii.

Urodziłeś się w Amarante. Jak tam jest?
To miasteczko oddalone o 50 kilometrów od Porto. Ma 60 000 mieszkańców. To moje rodzinne miasto. Rodzice w dalszym ciągu tam mieszkają. Mieszkałem tam aż do szesnastego roku życia, dlatego wszystkie wspomnienia z dzieciństwa związana są właśnie z tym miejscem.

Jakie są twoje najlepsze wspomnienia z dzieciństwa?
Pamiętam o kolegach, o wspólnych podróżach do szkoły, o grze w piłkę na ulicy... W Amarante zacząłem grać w wieku dziesięciu lat. Wychodziłem ze szkoły i od razu biegłem na boisko, aby trenować. Byłem szczęśliwy. Po nauce zawsze była piłka.

Jakim dzieckiem był Carvalho? Podobno byłeś nieśmiały, spokojny, wyciszony, byłeś dobrym uczniem...
To prawda. Na pewno byłem dużo bardziej nieśmiały niż teraz. Prawie nic nie mówiłem. Od zawsze na dłuższe rozmowy decydowałem się tylko z ludźmi, z którymi dobrze się czułem.

Masz starszego brata, Antonio. Jednak podobno to ty zawsze wyglądałeś na tego starszego. Jaka jest między wami różnica wieku?
Trzech lat. Ja dom opuściłem już w wieku szesnastu lat, dlatego byłem zmuszony dojrzeć nieco szybciej. Początki nie były łatwe, ale wiedziałem, czego chcę. Zostawiłem rodziców i brata i przeniosłem się do Porto, aby tam skupić się na piłce nożnej.

Jaka jest twoja rodzina?
Skromna i mała. Mama ma tylko jednego brata, a ojciec jest jedynakiem. Jest nas niewielu, ale bardzo się szanujemy i często ze sobą rozmawiamy. Teraz mam także swoją rodzinę, ale gdy tylko możemy, to wszyscy się spotykamy.

Gdy byłeś dzieckiem, to najlepsze rady otrzymywałeś od mamy czy ojca?
Więcej rozmawiałem z mamą. Ojciec bardzo uważnie śledził moje poczynania na treningach. Ogólnie cała rodzina przychodziła na moje mecze w Amarante. Ale byłem jednak bliżej mamy.

Jakiego obrazka z dzieciństwa nigdy nie zapomnisz?
Czasów, gdy żyłem w moim rodzinnym miasteczku, gdy graliśmy z rówieśnikami na ulicy, gdy wszystko było improwizowane. Gdy byłem nieco starszy, to z kilkoma kolegami zdecydowaliśmy się na poważniejszą piłkę. Pamiętam, że podczas wakacji pokonywałem na rowerze po sześć kilometrów dziennie, ponieważ rodzice byli w pracy i nie miał mnie kto zawieść na trening. Tak, klub znajdował się około sześć kilometrów od domu i musiałem dojeżdżać na rowerze. Z powrotem odwozili mnie już rodzice, a rower pakowaliśmy do bagażnika.

I nie byłeś zmęczony przed treningami?
Jeśli lubisz pracować i trenować, to się nie męczysz. Przyjeżdżałem i od razu wybiegałem na boisku. Na nic nie narzekałem.

Jakie prezenty zawsze lubiłeś dostawać?
Najlepsza była w tym mama, która zawsze dawała mi dokładnie to, czego chciałem. Najlepszy prezent? Bardzo często graliśmy, dlatego wszystkie piłki były zniszczone. Więc chyba najlepszymi prezentami były nowe piłki.

Jak wyglądały wasze boiska na ulicach?
Jedną bramką był garaż, a drugą robiliśmy z kamieni.

Gdy byłeś dzieckiem, to kim chciałeś zostać?
Na początku chciałem być policjantem. Bardzo mi się podobały motocykle. Jednak wraz z mijaniem kolejnych lat coraz bardziej zaczęła mi się podobać piłka nożna, dlatego postanowiłem dać z siebie wszystko, aby coś na tym polu osiągnąć.

Nuno Gomes również jest z Amarante. Czy ktoś jeszcze z waszego miasteczka wskoczył na ten najwyższy poziom?
Nie, na ten poziom nie. Tak, grywali w pierwszoligowych klubach, ale tego „topu” nie osiągnęli. Delfín grał ze mną w Amarante, a później występował w Sportingu i Marsylii. To jedyny zawodnik oprócz mnie i Nuno Gomesa, który zaszedł daleko.

Czym się teraz zajmują twoi koledzy z dzieciństwa?
Niektórzy pracują na szczeblach administracyjnych w Amarante. Kolega z sąsiedztwa, który również grał w Amarante, jest policjantem. Jednak z wieloma straciłem kontakt. Żyję z dala od rodzinnych stron i nie jestem na bieżąco, ale wiem, że nie wszyscy mają pracę.

Pierwszą poważną drużyną Ricardo była Leça. Kto cię popchnął do tego, aby spróbować osiągnąć w futbolu coś naprawdę wielkiego? Ojciec, przyjaciel?
To było coś, co wypływało ze mnie. Gdy przeszedłem do Porto, to najpierw podpisałem roczny kontrakt i poszedłem na wypożyczenie właśnie do Leçy. Później, gdy klub był ze mnie zadowolony, zdecydowaliśmy się na przedłużenie umowy o kolejne cztery lata. Dwa pierwsze lata znów spędziłem na wypożyczeniu. Moje szczęście polegało na tym, że od tak wczesnych lat mogłem występować w pierwszej lidze portugalskiej. Później wróciłem już na stałe do Porto.

W wieku dziewiętnastu lat poznałeś swoją obecną żonę, Karinę.
Tak, zakochałem się w niej od pierwszego wejrzenia. Minęło już dużo lat, ale wciąż bardzo się kochamy. Razem dojrzewaliśmy, w pełni się szanujemy.

Zanim zadam ci to pytanie, to chcę ci powiedzieć, że bardzo się wahałem, czy je w ogóle zadać. Nie potrafię sobie wyobrazić tego momentu, gdy Carvalho poznaje Karinę. Byłeś bardzo cichy i nieśmiały, więc wydaje mi się, że to ona wykonała ten pierwszy krok. Ona podchodzi do ciebie i pyta: „Słuchaj, chcesz być moim chłopakiem?”. I odpowiadasz: „Dobra”. Jak to wyglądało?
Zupełnie normalnie. To prawda, że najpierw chciałem poznać jej zamiary. Poznałem ją, gdy grałem w Leçy. Po jednym meczu wyszliśmy ze znajomymi na plażę, aby napić się kawy. I właśnie tam mnie zauroczyła. Ostrożnie czekałem, aby przekonać się, o czym myśli. W końcu przyszła pora na regularne rozmowy.

Ale kto wykonał ten pierwszy krok – ty czy ona?
Dałem jej jasno do zrozumienia, że jestem nią zainteresowany. Ale niech będzie – to ona wykonała ten pierwszy krok.

Dowiedziałem się, że bardzo często spacerowaliście razem po plaży w Porto, oglądaliście nadmorskie domki i obiecywaliście sobie, że kiedyś będziecie taki mieć.
Ogólnie uwielbiam spacerować z Kariną po plaży i przysiąść gdzieś na kawę. Tak, naprzeciwko były bardzo piękne domki i rozmawialiśmy, że kiedyś chcielibyśmy taki mieć. To było nasze marzenie.

Czym jest dla Carvalho plaża?
Czymś bardzo ważnym. Na początku nie mieszkałem blisko plaży, dlatego zawsze, gdy miałem okazję, to wychodziłem tam na kawę. Kocham obserwować morze. Naprawdę bardzo często wychodziliśmy na wspólne spacery. Na szczęście teraz mamy już ten wymarzony dom i nie musimy nawet wychodzić na ulicę. Wychodzimy na patio, popijamy sobie jakieś trunki i patrzymy na morze.

Jakie były twoje największe życiowe marzenia?
Ten dom był bez wątpienia jednym z nich. Innym było założenie swojej rodziny. Mam dwójkę dzieci, które są dla mnie wszystkim i żonę, którą kocham. To niesamowite uczucie, gdy masz swoją własną rodzinę... Są dla mnie wszystkim.

Sześcioletni Rodrigo i czteroletnia Raquel. Widać, że gdy o nich mówisz, jesteś bardzo poruszony.
To moje dzieci i kiedy na nie patrzę, to wiem, że mogę dać im wszystko. To dla mnie wielki przywilej. Właśnie po to pracuję.

W jakim duchu chcesz wychować swoje dzieci? Jakie powinny według ciebie być, gdy podrosną?
Przyznam, że nie jest łatwo, ponieważ jestem gotowy oddać dla nich cały świat. Chciałbym je rozpieszczać do granic możliwości, ale wiem, że nie powinienem. Staram się kontrolować i stawiam im pewne cele. Teraz zaczynają czytać i pisać. Wiem, że to dla nich niełatwe, ponieważ rodzice mówią po portugalsku, a uczą się w angielskiej szkole. Dlatego zawsze im powtarzam, że gdy nauczą się czytać i pisać, to dam im wszystko to, co zechcą. Najczęściej proszą mnie o Gormiti, Playa czy jakieś inne gry.

Narodziny dwójki twoich dzieci to najważniejsze dni w twoim życiu.
Bez wątpienia. Miałem tę szansę, aby być obecnym przy porodzie. Gdy widzisz tak malutką istotę, tak perfekcyjne stworzenie z dziesięcioma palcami, wszystko idealne... To niesamowite uczucie.

Dom nad morzem, założenie rodziny… Te marzenia już się spełniły. Co zostało do zrobienia?
Zawsze chcę więcej. W karierze zdobyłem już wiele trofeów, ale wciąż chcę więcej. Gdy nie wygrywam, to na treningu zawsze jestem zdenerwowany. Nie jest łatwo. Gdy coś jest ze mną nie tak, to widać na pierwszy rzut oka. Nie jestem jakoś wielce wkurzony, ale po prostu podenerwowany.

Po wypożyczeniu z Leçy wróciłeś do Porto. Później znów na wypożyczenie do Vitorii Setúbal, następnie do FC Alverca i ostatecznie powrót do Porto. W tym momencie poczułeś, że w końcu jesteś, jak to mówi trener, w portugalskim „topie”?
Po powrocie z Leçy nie dostawałem szans na grę w Porto. Rozegrałem tylko dwa mecze i poprosiłem o kolejne wypożyczenie, ponieważ taka sytuacja mi się nie podobała. Na wypożyczeniu rozgrywałem wszystkie mecze i do Porto wróciłem w wieku 23 lat. Gra w Porto była dla mnie marzeniem. Chciałem być jak Aloisio, Jorge Costa, Fernando Couto... Oni byli już tam weteranami i byli wielkimi piłkarzami. Moim celem było dołączenie do tego grona. Gdy zacząłem tam regularnie grać, to zrozumiałem, jak bardzo marzyłem o Porto.

I właśnie podczas pobytu w Porto po raz pierwszy odezwał się do ciebie Real Madryt. Dlaczego do transferu nie doszło już wtedy?
Porto nie chciało mnie sprzedać. Życzyło sobie za mnie wielkich pieniędzy... Real Madryt nie chciał tyle zapłacić i wszystko się zatrzymało. Ale muszę podkreślić, że to właśnie Real Madryt jako pierwszy się mną zainteresował. W tym sezonie brałem udział w EURO, gdzie przegraliśmy w finale z Grecją... Wówczas moja wartość wyraźnie wzrosła i prezes Porto nie chciał mnie sprzedać. Dlatego cała operacja była ciężka do zrealizowania, a Real Madryt musiał wyłożyć za duże pieniądze.

Transfer przeprowadziła jednak Chelsea. Wówczas zamieszkałeś w swoim ulubionym mieście – Londynie.
Tak, ponieważ wraz z mijaniem kolejnych miesięcy uświadomiłem sobie, że naprawdę lubię to miasto. Na początku było ciężko, ale później wszystko mi się układało... To bardzo spokojne miasto. Po sześciu latach naprawdę się przyzwyczaiłem – poznawałem ludzi, wszystkie zakątki.

Podobno twoim najlepszym przyjacielem w Londynie był Thiago.
Tak. Spędziłem z nim w Chelsea jeden rok. Przez ten czas staliśmy się dla siebie prawdziwymi przyjaciółmi.

Jaki musi być prawdziwy przyjaciel Carvalho?
Przede wszystkim musi być szczery. Właśnie tę cechę w przyjaźni szanuję najbardziej. Musisz być szczery, uczciwy i zawsze mówić wprost.

A czego w innych ludziach nienawidzisz?
Nie cierpię, gdy ktoś przed tobą zachowuje się inaczej, a za plecami robi coś zupełnie innego. Nie, hipokryzji nigdy nie zniosę. Całkowicie się od tego odcinam.

Pod tym względem jesteś bardzo podobny do trenera. Kilka miesięcy temu dokładnie w tym samym miejscu powiedział: „Nie zniosę hipokryzji”.
Tak, tak. Bardzo dobrze go znam. Zawsze mówi wszystko wprost. Dlatego jego postawa i zachowanie bardzo mi pasują. Niezależnie od tego, czy to dobra czy zła wiadomość, zawsze powie ci to w twarz. Tacy powinni być ludzie.

Po przygodzie w Chelsea przychodzi pora na Real Madryt. W końcu Ricardo Carvalho gra w Realu Madryt... Spełnia się kolejne marzenie.
Tak, to prawda. Chciałem grać w Realu Madryt i na szczęście to mi się udało. Jednak dużo ważniejsze od samego transferu było dla mnie to, że udało mi się szybko zaadaptować i przestawić. Wiem, że mogę dawać z siebie wszystko to, co najlepsze i mogę pomagać drużynie.

Dzień, w którym przeszedłeś do Madrytu, był dla ciebie jednym z najszczęśliwszych?
Po podpisaniu kontraktu myślałem tylko o tym, aby jak najszybciej udowodnić wszystkim, że mogę tutaj grać. Sam transfer, same formalności jakoś na mnie nie działają. Ze wszystkiego zdałem sobie sprawę dopiero, gdy wszedłem na boisko... Stadion zrobił na mnie ogromne wrażenie. To niesamowita budowla. Dla mnie najważniejsze było to, aby udowodnić, że mogę tutaj grać, prezentując wysoką formę.

Wszyscy zawodnicy, którzy przechodzą do Realu Madryt, zgodnie przyznają, że od środka da się poczuć, że to największy klub na świecie. Dlaczego tak jest?
Tak, to prawda. To po prostu trzeba poczuć... Gdy wchodzisz na stadion, widzisz tych wszystkich kibiców... To wszystko jest niczym jedna wielka rodzina.

Jaki był najszczęśliwszy dzień w karierze Carvalho?
Najszczęśliwsze są te dni, kiedy zdobywam trofea. Więc ten ostatni miał miejsce, kiedy wygraliśmy Copa del Rey. To było dla nas niezwykle ważne. Tym bardziej, że graliśmy z Barceloną. Wiedzieliśmy, że stać nas na to i po prostu na to zasługujemy.

Ze wszystkich tytułów, jakie zdobyłeś, to właśnie Copa del Rey generuje w tobie największe emocje?
Nie, to po prostu ostatni tytuł, jaki zdobyłem. Czułem się spełniony i zadowolony. Pamiętam, że czułem się tak, jakbyśmy wygrali Ligę Mistrzów czy La Liga.

Czego nie zapomnisz z tej nocy?
Pomeczowego świętowania. Tej radości wśród kibiców, gdy wróciliśmy do Madrytu. Wiedzieliśmy, że w skali całego sezonu po prostu na to zasłużyliśmy.

Spośród wszystkich gratulacji, jakie otrzymałeś, która była dla ciebie najważniejsza?
Najważniejsze było dla mnie to, że ludzie mi mówili, że zagrałem dobrze, że zasłużyliśmy na to i jesteśmy sprawiedliwymi mistrzami. Każda z gratulacji jest dla mnie równie ważna. Po prostu skoro ktoś ma numer mojego telefonu, to znaczy, że jest moim przyjacielem.

A numeru telefonu Carvalho nie ma zbyt wielu ludzi...
To prawda. Mają go tylko moi przyjaciele. Na przykład dziennikarze nie mają do niego dostępu. Numer mojego telefonu mają tylko ci, których kocham i wiem, że oni również mnie kochają.

Zatem zdobycie Copa del Rey to jeden z tych najszczęśliwszych dni. A jaki był najsmutniejszy dzień w karierze Carvalho? Może porażka w finale EURO 2004 z Grecją?
Było ich kilka. Bez wątpienia jednym z nich był ten z 2004 roku. Stanęliśmy przed wielką szansą na zdobycie czegoś ważnego. Ten turniej był dla nas bardzo udany, ale porażka w finale jest naprawdę wielkim ciosem. Pamiętam również porażkę w finale Ligi Mistrzów po serii rzutów karnych. To też było ciężkie do przełknięcia.

Czy płakałeś kiedyś z powodu futbolu?
Przy ludziach staram się kontrolować emocje. Jednak gdy jestem przy bliskich, przy żonie, to nie mam problemów z płaczem czy okazywaniem emocji. Tak, mogę płakać z powodu futbolu.

A co doprowadza cię do łez w życiu prywatnym?
Jest mi bardzo smutno, gdy cierpię, gdy wiem, że ludzie niesprawiedliwie się ze mną obchodzą. Oczywiście to zależy od tego, jak ważnymi dla mnie ci ludzie byli osobami. Największą wagę przykładam do tego, co mówią moi najbliżsi. Opinie pozostałych mnie nie interesują.

Płakałeś kiedyś ze szczęścia?
Oczywiście. Płakałem przy narodzinach dzieci.

Może sam Madryt nie powoduje u ciebie łez szczęścia, ale widać, że jesteś szczęśliwy w tym mieście.
Tak, jestem zadowolony. Podoba mi się. Wciąż się adaptuję. Dobrze jest poznawać nowe miejsca, nowych ludzi, mieć tę świadomość, że wiesz, gdzie masz iść. Jednak dużo ważniejszy jest dla mnie sam klub. Ta świadomość, że daję z siebie wszystko, jestem szanowany, mogę pomóc...

Jak wygląda zwykły dzień z życia Carvalho w Madrycie? Wstajesz, jedziesz na poranny trening, a później?
Przede wszystkim odwożę dzieci do przedszkola. No, może w ciągu tygodnia robię sobie od tego przerwę przez jeden czy dwa dni. (Śmiech). Później jadę na trening. Później wracam do domu i razem z żoną wychodzimy na kawę i drugie śniadanie. Po czwartej jedziemy po dzieci i robimy to, co zechcą. Teraz zaczęły się uczyć grać w tenisa. Więc jedziemy na salę gimnastyczną i czekamy, aż się skończą zajęcia. Później jedziemy na następną kawę. Kolację jemy bardzo wcześnie. Zazwyczaj o 19:30.

O 19:30? To taka angielska pora, prawda? W Hiszpanii o tej porze siedzi się w barze i popija piwo. Kolację je się dopiero o 21:30 czy 22:00.
Robimy to ze względu na dzieci, ponieważ o 20:30 chodzą spać. W przeciwnym wypadku nie dałyby rady wstać na drugi dzień na 7:40 rano.

Na boisku wyglądasz na zimnego i twardego człowieka. Jednak w domu stajesz się uczuciowym i troskliwym tatusiem. Podobno twój syn uwielbia grać na PlayStation, a ty, chociaż tego za bardzo nie lubisz, musisz grać razem z nim.
Tak, robię to dla niego. Mi to jakoś nie odpowiada. Wolę spędzać czas w ogrodzie. Ponadto mamy także prywatną ulicę. Lubię się tamtędy przechadzać, obserwować kaczki w stawie... Córka również nie przepada za Playem, ale syn jest w nim zakochany. Ja wolę spędzać czas na dworze. Dzieci mają swoje rowery, dlatego zawsze staram się je wyciągać z domu.

Podobno w lecie uwielbiasz pływać... Karina powiedziała mi, że nigdy nie zaznasz spokoju, zawsze musisz coś robić.
Tak, to prawda. Wstaję, jem śniadanie i zawsze szukam sobie coś do roboty. Jako że tutaj nie mam dostępu do morza, to pływam w basenie. Kocham też spacerować. Nie lubię długo spać. Wolę wykorzystywać dzień.

Lubisz też kino. Jeśli się nie mylę, to twoim ulubionym aktorem jest Mel Gibson. A jednym z ulubionych filmów Braveheart.
Oglądałem ten film chyba z trzy razy. Tak, bardzo mi się podoba. Jest już dosyć stary, ale przecież ja również nie jestem najmłodszy. (Śmiech). Ostatnio również spodobał mi się Dla niej wszystko. To piękna historia.

Podobno od najmłodszych lat nie przepadałeś za dyskotekami, prawda? Wygląda na to, że pod tym względem nie jesteś podobny do Marcelo i Pepego.
Tak, nie przepadam za tym. Oczywiście w domu włączamy muzykę i dzieci wychodzą na środek skakać i tańczyć. Wtedy dołączam do nich. Przy dzieciach i żonie nie mam z tym problemów. Jestem wycofany, ale jeśli już wychodzę, to nie po to, żeby siedzieć przy stoliku. Rzadko wychodzę, ale nie mam problemów, żeby dobrze się bawić razem z żoną.

Wróćmy do kwestii zawodowych. Czy Mourinho jest osobą, która miała na ciebie największy wpływ w karierze?
Tak, bez wątpienia.

Dlaczego?
Ponieważ jest bezpośredni. Zawsze mówi ci szczerą prawdę. Przede wszystkim przed piłkarzami jest szczery i wiemy, że niczego przed nami nie ukrywa. Nigdy nie mamy mu tego za złe, ponieważ wiemy, że po prostu mówi to, co myśli. On szanuje nasz sposób bycia, dlatego my szanujemy jego.

To najlepszy trener w twojej karierze, prawda?
Tak, to bez wątpienia najlepszy trener, ponieważ jego bezpośredniość sprawia, że wiesz, iż chce jak najlepiej dla zespołu. Jeśli nie jesteś w formie, to nie grasz. I nikt się tutaj nie obraża, ponieważ to wszystko dla dobra zespołu.

Trener był na bieżąco z tym ostatnim zamieszaniem w reprezentacji Portugalii. Raz a porządnie zamknijmy już ten temat. Wytłumacz nam, o co chodziło.
Portugalczycy wiedzą, co czuję i że przywdziewanie koszulki reprezentacji zawsze było dla mnie wielką dumą. Kocham Portugalię i jestem dumny, że się tam urodziłem. Każdy z nas popełnia błędy, to prawda. Przede wszystkim jestem Portugalczykiem i jestem z tego dumny. Mam za sobą wiele lat poza ojczyzną. Mieszkałem w Anglii i równie dobrze moje dzieci mogły się urodzić w Londynie, ale razem z żoną postanowiliśmy, że na świat przyjdą właśnie w Portugalii. Jestem dumny z bycia Portugalczykiem.

Tydzień temu dokładnie w tym samym miejscu usiadł Pepe, który zapewnił, że między wami nie ma żadnego problemu i jesteście przyjaciółmi.
Ludzie, którzy mnie znają, wiedzą, jaki jestem. Pepe szanuje mnie, a ja szanuję jego. Zna mnie i szanuje mój sposób bycia. Pepe to „top”. Jako zawodnik jest niesamowity, a w szatni wszyscy go uwielbiają, ponieważ zawsze jest zadowolony i chętny do pomocy. Ja również miałem pewien problem, ale wówczas pomógł mi właśnie Pepe. To dzięki niemu się podniosłem. Zawsze był u mego boku i wspierał mnie w stu procentach. Za to jestem mu bardzo wdzięczny.

Jakie masz odczucia przed tym sezonem?
Przede wszystkim chcemy wygrywać jak najwięcej meczów. Wygrywając, nabierasz pewności siebie. Zawsze trzeba dawać z siebie wszystko.

Masz świadomość, że madridismo podchodzi do tego sezonu z dużymi nadziejami?
Wiem. Rok temu również wszyscy byli podekscytowani i jakby nie patrzeć, to był naprawdę wielki sezon. Copa del Rey, półfinał Ligi Mistrzów... Teraz chcemy zajść jeszcze dalej.

Wyobrażasz sobie majowy powrót na Cibeles?
Nie chcę o tym myśleć. Skupmy się na wygrywaniu meczów. Jak zdobędziemy coś ważnego, to wtedy tam wrócimy i będziemy świętować.

Jakie są cele Ricardo Carvalho na ten sezon?
Dobra gra, pomoc drużynie, wygrywanie meczów, zdobywanie trofeów... Myślę, że cele indywidualne łączą się z celami zespołowymi. Musimy w dalszym ciągu ciężko pracować i spełniać cele klubu.

RealMourinho
RealCasillas
RealRamos
RealHiguaín
RealAlonso
RealGranero
RealAdán
RealMarcelo
RealCristiano
RealPepe

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!