Advertisement
Menu
/ cadenaser.com

Valdano: Patrzę na futbol ze swojego miejsca

Argentyńczyk dla <i>El Larguero</i>

Jorge, twierdzisz, że czas i dystans pomogły podejść do pewnych spraw z inną perspektywą. To już trzy miesiące, 25 maja, w środę 25 maja, kiedy Barcelona jechała do Londynu zagrać z Manchesterem, wtedy pożegnałeś się z Realem Madryt. Czy możesz powiedzieć dokładnie co się wydarzyło? Wiemy, że chodziło o sprawy instytucjonalne, że twoje stosunki z Mourinho były zniekształcone, ale też prawdą jest, że twoje zachowanie było kulturalne, spokojne. Tak przypuszczam, spekuluję. Nagle pojawiasz się na sali prasowej i mówisz, że Real cię zwolnił.
Cóż... Po pierwsze, to, co pokazałem, wynikało z sytuacji w instytucji i było efektem różnic łatwych do wytłumaczenia, innych odczuć, które dotyczą innych idei w kwestiach piłkarskich, instytucjonalnych. W końcu Florentino podjął decyzję. Wtedy stwierdziłem, że wybrał zwycięzcę wojny, w której nigdy nie uczestniczyłem. Wtedy pokazano, że dyrektor generalny to o wiele więcej niż Jorge Valdano. Ja broniłem interesów klubu do ostatniego dnia, a prezes miał prawo do objęcia drogi, którą uznał za dobrą.

Ale gdzie był ten punkt sporny? Kiedy Mourinho przychodził do Madrytu, to wydawało się, że przegrywasz bitwę.
Nie, nie sądzę, że to było tarcie, w pierwszych momentach?

Tak, ale ty nie polecałeś Florentino Mourinho.
Cóż, każdy, kto pracuje w tak wielkim klubie jak Realem Madryt, czasem wygrywa debaty, a czasem je przegrywa.

Więc kto zarekomendował Mourinho?
Nie sądzę, żebym był w stanie ujawniać detale i sekrety...

Podpisałeś jakąś klauzulę milczenia?
[chwila ciszy] Nie, nie, odszedłem normalnie, ale muszę patrzeć...

Więc jeśli powiesz teraz, że to był José Ángela Sánchez, to złamiesz klauzulę tajności?
Nie, nie o to chodzi. Wydaje mi się, że kiedy ktoś zajmuje stanowisko prestiżowe dla wielkiej firmy, niezależnie jakiej, to powinien uszanować je także kiedy z niego odchodzi. Nie sądzę, że to dobry moment na wyjawienie detali...

Dobrze, więc czy stosunki z Mourinho były dobre? No, dobre, kiedy przychodził, to rozmawialiście...
Miałem małe stosunki z Mourinho... Początkowe relacje były trochę płynniejsze. Potem się od siebie odsuwaliśmy krok po kroku... Wtedy zmienił swoje nastawienie...

Kiedy mówisz, że się odsuwaliście krok po kroku, to uważasz, że wystąpiły jakieś tarcia? Ponieważ pamiętam jak po transferze mówiono, że Jorge napisał kiedyś coś o Mourinho, co się mu nie spodobało, ale ten stwierdził, że już po wszystkim, że spotkaliście się na lotnisku, rozmawialiście i wszystko załatwiliście.
Tak, rozmawialiśmy o tym także po przyjściu do Realu Madryt. Nie sądzę, że to miało istotny wpływ. Sądzę, że to przeszły epizod... Sądzę, że nie.

Po jakimś czasie on zaczął mówić, że potrzebuje napastnika, "dziewiątki", prosił o Almeidę, a ty odpowiedziałeś mu, że Real nie kupi Almeidy. Kto o tym zdecydował, prezes z zarządem stwierdzili, że masz powiedzieć trenerowi, że klub nie sprowadzi Almeidy?
Nie, takie sytuacje występują w klubie. Oceniamy wiele sytuacji, prezes myśli swoje, dyrektor sportowy ma własne idee, trener zgłasza potrzeby i to wywołuje w klubie debaty. Każdy ma jasne stanowisko w stosunku do danego piłkarza, dla mnie to naturalne. Ale tak, możliwe, że ta debata o "dziewiątce", która przedostała się do opinii publicznej, która generowała polemikę...

I ten mecz z Almeríą, kiedy nie grał Benzema, siedział na ławce, a Mónica Marchante z Canal+ pytała cię o napastnika po meczu: "Co z napastnikiem?", a ty jasno odpowiedziałeś: "Napastnik siedział na ławce". Sądzę... Wydaje mi się, że byłeś przekonany do swoich słów.
Tak, ten epizod też miał wpływ na debatę o "dziewiątce", ogólnie wpłynął na powiększanie dystansu, który zaczynał istnieć, mieliśmy wtedy całkowicie odmienne odczucia.

Pamiętam, że na konferencji powiedziałeś, że nie będziesz ukrywał, że to decyzja klubu, który zdecydował się na przebudowę struktury. Proszono cię, żebyś złożył dymisję?
Nie, powiedzieli mi po prostu o wszystkich możliwościach. Po prostu nadszedł czas, kiedy między utratą honoru a kłamstwem wolałem utratę honoru. To prawda, że klub podjął decyzję, mniej lub bardziej bolesną, i po prostu przedstawiliśmy to mediom z pełną szczerością.

Proszono cię o wyjście na konferencję po prezesie?
Ja poprosiłem o pożegnanie z mediami, także z kibicami, żeby nie chodzić od stacji do stacji w celu postawienia ostatniej kropki na wyczerpującym etapie w Realu. Chciałem to zrobić jak najszybciej.

Byłeś zmęczony?
Wszystko, co ma w sobie dużo presji i napięcia, męczy.

Nigdy nie chciałeś, nie próbowałeś spotkać się z Mourinho, stwierdzić "wyjaśnijmy to sobie", usiąść we dwóch, zobaczyć, co was dzieli?
Nie, nie, nie istniała tak rozmowa.

Ale czy próbowałeś do niej doprowadzić?
Tak, próbowałem. Poza tym mówiłem mu wiele razy, także prezesowi...

Ale dlaczego nie próbowałeś sam? Wiadomo, że prezes mógł tego nie chcieć, ale dlaczego sam nie podjąłeś próby?
Nie, pogłębiał się dystans i trudno było znaleźć miejsce do spotkania. Tyle.

Zrobiłeś ze swojej strony wszystko?
Rozumiałem, że on był w klubie, żeby bronić interesów Realu Madryt. Rozumiałem, że pracując w klubie trzeba bronić jego historii, kultury i próbowałem się tego trzymać.

Czy to nie też z powodu tego, że bardziej niż dyrektora, przedstawiano Jorge Valdano jako największego obrońcę klubu. W dniu, w którym wyciągał listę na sędziego, twierdził, że niektórzy nie bronią jego drużyny. Nie rozumiał twojej roli?
Moją rolą było bronienie Realu Madryt i robiłem to do ostatniej sekundy. To była moja rola, ale także zasada, tym się kierowałem.

I zawsze byłeś nastawiony na dialog?
Jestem człowiekiem konsensusu, wierzę mocno w dialog, ale tylko kiedy jest to możliwe. Kiedy nie ma takiej możliwości, to też nie zabijam się, żeby rozmawiać.

Prezes powiedział, że spotkanie było oferowane, ale nie udało się do niego doprowadzić.
Tak, ponieważ coraz częściej wchodziliśmy w rozmowach w spory. Rozumiałem, że klub musi wygenerować wspólną strategię, ogólny plan, żebyśmy wszyscy mówili jednym językiem w sprawie drużyny, sędziów, przyszłości, ale, no ale to w tamtej chwili się nie udało i zaczęło narastać coraz więcej pytań.

Jeszcze coś. On mówi, że nie chce cię w szatni, że nie chce cię w samolocie... Co wtedy pomyślałeś?
Nie, nie, rozumiałem sprawę z szatnią, a o samolocie nigdy nie było mowy. Nie, spałem w tym samym hotelu, latałem... Zaczął jednak oczywiście zarysowywać się dystans i uszanowałem to. Uważałem, że wtedy to był najlepszy sposób na wsparcie klubu. Wśród wielu obowiązków dyrektor generalny ma przede wszystkim ułatwiać pracę swojemu trenerowi. Jeśli trener czuje się wygodniej będąc jedynym autorytetem w szatni, to trzeba zachować dystans. Nie robiłem problemów, do szatni wchodziłem ze względu na uczucie wobec piłkarzy, wspierać ich i dziękować za wysiłek w meczach. To była tylko obecność klubu w szatni po wysiłku zawodników.

A czy pożegnałeś się z Mourinho?
Nie, nie było pożegnania.

A z dyrektorem José Ángelem Sánchezem było?
Nie chcę wchodzić w szczegóły. Kiedy ktoś odchodzi po takim czasie, w którym próbował wzmocnić drużynę, to lepiej nie prześwietlać ostatnich chwil.

Dziwi cię obecna zależność Mourinho od dyrektora generalnego? Mourinho twierdzi, że teraz podlega dyrektorowi, którym jest José Ángel Sánchez, ciągle powtarza, że on pracuje po 24 godziny dla klubu...
Nie, nie, cóż, jeśli mówi, że tak jest, to widocznie pracuje po te 24 godziny [śmiech]. Nie chcę wchodzić w porównania z José Ángelem Sánchezem. To nie jest żaden problem, że ktoś ma swoje stanowisko i się mu poświęca.

Powiedziałeś, że twoje odejście cię nie uszczęśliwiło, że byłeś niezadowolony.
Nie mam nic do dodania.

Rozmawiałeś potem z Florentino?
Nie, nie rozmawialiśmy.

Jeśli spotkasz Mourinho na jakimś stadionie, co jest łatwe do wyobrażenia, to się z nim przywitasz?
W takiej sytuacji się przywitam, ale budowanie jakiejś relacji poza klubem, kiedy będąc w nim na podobnych stanowiskach, będąc blisko siebie jej nie mieliśmy, wydaje się absurdem.

Rozpoznajesz w tym Realu swój projekt? To ciągle twój Real, który zacząłeś znowu budować z Florentino?
Pomagałem w sprowadzeniu wielu zawodników w ostatnich dwóch sezonach, więc identyfikuję się z drużyną w pewnych aspektach, ale w pewnych nie.

Na przykład?
Chodzi o wypowiedzi, o kwestie związane z obroną tego, co nazywamy cechami Realu Madryt. Są sprawy, z którymi czuję się dobrze, czuję się wygodnie, czuję się dobrze reprezentowany na przykład przez wysiłek graczy w każdym meczu, ale są sprawy, które wydają mi się złe wobec tego, co ten klub naznaczył w czasie swojego istnienia.

Drużyna jest silniejsza? Jest lepiej zbudowana niż rok temu?
Ekipa jest lepiej osadzona niż w poprzednim sezonie. Trzeba patrzeć na nawyki, które się rozwijają, co dzieje się z czasem. Jednak warto pamiętać, że w poprzednim sezonie ta drużyna wbiła Sevilli w Sewilli 6 bramek, Valencii w Walencji 6 bramek, wygrała z Barceloną, na pewno poprawiła się jeśli chodzi o konkurencyjność. A w tym sezonie, cóż, sprowadzono ludzi, którzy podobali się trenerowi, klub zbudowano wokół niego i drużynę według niego, żeby czuł się coraz lepiej, wygodniej. Drużyna wydaje się lepiej uzbrojona, pewniejsza, ale zaczyna też Ligę w tym roku w o wiele lepszej formie fizycznej niż rok temu. Zobaczymy co wyjdzie w sezonie z postawienia na tak mocny początek sezonu.

Śledziłeś poprzedni okres przygotowawczy, ten zapewne też, więc w czym tkwi różnica? Jest przecież podobnie, drużyna była w Los Angeles, jeździła po kontynentach, a mówiono, że Barcelona podchodzi do starcia z plaży, a Real jest w świetnej formie.
Myślę, że bardziej chodzi tutaj o kwestie psychologiczne, Real skupił się na tym Superpucharze, ponieważ z mentalnego punktu widzenia rozpoczęcie sezonu od pokazu wyższości było bardzo ważne. Ostatecznie wystąpił godny zdobywca Pucharu Króla, ale zagrał z wielkim mistrzem Ligi i Champions League. Tutaj tkwi różnica, Real Madryt chciał Superpucharem okazać wyższość nad Barceloną i robił to przez długie fragmenty gry.

Mówisz o godnym zdobywcy i wielkim mistrzu, że to różnica. Czy ona ciągle istnieje?
Cóż, Real patrzy już Barcelonie w oczy. Robił to już w poprzednim sezonie w jednym meczu, teraz zagrał tak w Superpucharze. Jednak oczywiste jest, że obecnie to Barcelona jest wielkim mistrzem, a Real pozostaje aspirantem. Sprawa się nie zmieniła. Real musi to zmienić.

A co musi zrobić, żeby to zmienić?
Część tego, co grał w Superpucharze, wydawała mi się odpowiednia, naciskali bardzo wysoko, przeszkadzali w grze piłką Barcelony, która jest niezrównana... Chyba Real potrzebuje jednak jeszcze więcej posiadania piłki niż ma obecnie, w tej kwestii nieobecność Şahina była poważnym problemem, ponieważ nie mógł zgrać się w czasie przygotowań, a kontuzja wydłuża, co przeszkodzi w integracji i będzie kłopotem, kiedy rozgrywki ruszą, nabiorą tempa. To piłkarz, który może nadać temu środkowi pola inną fizjonomię, ale Real Madryt jest na dobrej drodze, ale musi zrozumieć, że mierzy się z grupą piłkarzy, którzy nie tylko grają świetnie w piłkę, ale są też bardzo konkurencyjni.

Będąc dyrektorem generalnym próbowałeś sprowadzić Kuna Agüero?
[chwila dłuższej ciszy] Nie, nie, nie, to nie jest sprawa, o której mogę opowiadać. Trzeba tutaj uważać na ładunek tego tematu. Powiem inaczej, Kun Agüero się mi podoba.

Dobrze. Teraz czas na przerwę...

Więc nie możesz mówić o tych sprawach, ale gdybyś dalej pracował jako dyrektor generalny, to Kun Agüero prawdopodobnie grałby w Realu Madryt.
A komu nie podoba się Kun Agüero? Wszyscy go lubią, to wielki zawodnik.

A teraz, z tej perspektywy co sądzisz o tej drużynie? Wciąż jesteś za Realem Madryt?
Tak, ciągle. Pozostaję socio/

Podjąłbyś pracę w innym klubie?
To kosztowałoby mnie bardzo dużo.

Kim chciałbyś zostać? [śmiech Valdano] Na przykład selekcjonerem Argentyny?
Nie, nie, ten rozdział także jest zamknięty.

Nie wrócisz już na ławkę?
Nie sądzę, nie. Nie sądzę.

Ale masz wątpliwości...
Zawsze zostawiam otwarte drzwi, nawet jeśli to ma być mała szczelina. Jednak jestem poza tą strefą od wielu lat i futbol także się zmienił, nawet bardzo. Czuję się wygodniej obserwując to wszystko z daleka.

Oferowano ci pozycję trenera Realu w ostatnich latach?
Ufff... [śmiech] Wiele razy.

Tak? I co mówiłeś? Że nigdy więcej?
Nie, sądzę, że kiedy ktoś akceptuje pozycję dyrektora generalnego w takim klubie, nie może to być zgodne z pozycją trenera, ponieważ następny trener, który przyjdzie, będzie widział w tobie zagrożenie, a nie współpracownika.

A zostanie selekcjonerem?
Nie, nie, nie...

W ogóle nie chciałbyś? Nigdy?
Nie, nie chciałbym.

Naprawdę?
Nie, nie, nie.

Upewniam się, żeby jutro nie wyszły tytuły, że Valdano chce zostać selekcjonerem.
Nie, nie, na pewno.

Powiedziałeś na naszej antenie o meczu Realu z Saragossą, że ten wynik dobrze świadczy o Realu Madryt, ale źle o Lidze. Powiedziałeś to teraz, ale nie poruszałeś tematu, kiedy pracowałeś dla Realu.
Miałem powód, miałem powód, kiedy byłem dyrektorem, to broniłem interesów Realu Madryt, teraz widzę sprawy z innej perspektywy. Te wyniki, także to 5:0 Barcelony, które z każdym meczem pogłębiają coraz bardziej przepaść między wielką dwójką a resztą rozgrywek. Sądzę, że to powinno skłonić nas do myślenia, ponieważ nadejdzie taka chwila, kiedy przestanie to pasować także tej dwójce.

Wydaje się, że ważenie słów, elegancja, spokój mimo wszystko nie pozwoliły ci uniknąć wrogów. Mourinho, Maradona, może nawet Florentino...
Cóż... Zawsze obstaje przy swojej idei, a kiedy się tak robi, to pojawiają się wrogowie. Zawsze patrzyłem na futbol ze swojego miejsca, komentowałem go, przekształcam widok na wiadomości, zawsze w sposób subiektywny. Zawsze opisywałem piłkę według swojego gustu. Powiem więcej, nie wiem czy zaakceptowałbym siebie jako piłkarza będąc teraz komentatorem. Preferuję innych graczy, inny styl gry niż ten, który realizowałem ja, będąc zawodnikiem. Cóż, to mi się podoba, patrzę na futbol ze swojego miejsca, a inni widzą go ze swojego, stając się twoimi wrogami.

Ale co oznacza dla ciebie posiadanie wrogów?
W ogóle to słowo wróg wydaje mi się bardzo silne.

Spotkałbyś się teraz z Florentino?
[cisza] Nie, nie, jeśli dwie osoby do siebie nie dzwonią, w ogóle nie rozmawiają, to nie ma o czym mówić.

Nie masz nic do dodania?
Nic. Na pewno kiedyś porozmawiamy, w swoim czasie zakończymy nasze profesjonalne relacje.

Jeśli przed wyborami zaoferują ci zarządzenie ciekawym projektem, wejdziesz w to?
Zobaczymy.

Nie wszedłbyś w ciemno?
Nie, nie wiem, zobaczylibyśmy, ale dzisiaj daleko do zwołania wyborów w Realu Madryt. Nie wiemy co się wydarzy, kto wystartuje w wyborach, czy Florentino w nich wystartuje.

Czy to ostrzeżenie?
Nie, nie, nie. To jeden ze scenariuszy. W futbolu dwa lata to cały wiek, wszystko może się zdarzyć.

Co myślałeś, jako były dyrektor Realu, mówiąc, że w końcu kontynuowanie takiego modelu Ligi przestanie pasować także Realowi i Barcelonie?
Trudno jest wyobrazić taki futbol... Ktoś patrzy do przodu i ma odczucie, że może być tylko gorzej. Dwie drużyny mają swój świat, a osiemnaście pozostałych ekip tworzy swoją społeczność. W przyszłości Real i Barcelona będą musiały szukać w Europie drużyn, które będą kroczyły w podobnym do ich tempie. To skończy się powołaniem jakiejś europejskiej ligi, ponieważ tylko takie rozgrywki pozwolą na dalsze rozwijanie takiej charakterystyki. Na pewno jesteśmy w momencie transformacji, a gdzie ona nas zaprowadzi, to zależy nie tylko od Hiszpanii, ale i wydarzeń w innych ligach. Problemem przy myśleniu o tej lidze europejskiej jest to, że Premier League funkcjonuje dobrze, liga niemiecka funkcjonuje dobrze, a to ważne kraje, gdzie są wielkie pieniądze i wielka pasja dla piłki. Nie sądzę, że drużyny z tych krajów obecnie byłyby chętne do opuszczania swoich krajowych rozgrywek. To, co wydarzyłoby się w Hiszpanii, musiałoby także wydarzyć się w innych krajach, żeby ta sytuacja wyszła na prostą...

W końcu te zespoły opuszczą swoje krajowe ligi?
Cóż, nie wiem, trudno powiedzieć...

Czy ta liga europejska miałaby taką samą pasję, czy nie zmęczylibyśmy się za szybko dwoma czy czterema meczami Real - Bayern w sezonie zamiast obejrzeć starcie Realu z Betisem czy Sevilli z Barceloną?
Tak, tak, musimy także patrzeć na warunki społeczne, prawda? Wciąż więcej emocji wzbudza zwycięstwo z sąsiednim miastem niż z sąsiednim krajem. Tak jest, więc w głowach kibiców solidniejszy jest obraz ligi hiszpańskiej jako zbioru zespołów niż inny twór. Jednak jeśli pierwsza dwójka będzie dalej wyprzedzała trzeci i czwarty zespół o trzydzieści punktów, to trzeba będzie szukać rozwiązań, żeby piłkarski spektakl miał tę witalność, którą posiadał od zawsze. Witalność przy trzydziestu punktach różnicy jest niemożliwa.

Na dzisiaj tyle. Jorge pojawi się w naszym programie po raz kolejny już w czwartek. Jak na początek nie było źle, co?
Dobranoc.

Dziękuję.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!