Advertisement
Menu
/ Marca

Mourinho tworzy nowy Real Madryt

Artykuł <i>Marki</i> o organizacji klubu

Miało to miejsce siedem miesięcy temu, w jeden z chłodnych listopadowych poranków. Jak każdego dnia, o 8 z rana po śniadaniu zjedzonym w jadalni Valdebebas - zawsze jest takie samo: kawa z mlekiem, tosty z oliwą i sok pomarańczowy - i szybkim przeglądzie prasy sportowej razem z asystentami, Mourinho zaczął szykować się do kolejnego dnia pracy, który był już całkowicie przygotowany. Całkowicie? Nagle szkoleniowiec zapytał czy włączono podgrzewanie boiska treningowe, ponieważ siedząc w jadalni widział przez szybę, że murawa była pokryta lekkim śniegiem. Zapanowała cisza. Ktoś odważył się wytłumaczyć: jak można włączyć ogrzewanie, jeśli brakuje kilku pozwoleń... Tamtego poranka drużyna nie mogła trenować w Valdebebas, ponieważ murawa była jak kamień. Najbardziej zaawansowany kompleks piłkarski na świecie, mający 10 boisk trawiastych na ponad milionie metrów kwadratowych, niezdatny do użycia z powodu zwykłego mrozu. W tamtej chwili Mourinho przeklinał podobno po portugalsku, hiszpańsku, a nawet aramejsku.

Kiedy Florentino Pérez po raz pierwszy obejmował stanowisko prezesa Realu Madryt przychodząc razem z Figo w czerwcu 2000 roku, Królewscy zajmowali 24. miejsce w rankingu Forbesa pod względem przychodów, a sytuacja ekonomiczna klubu była tak rozpaczliwa, że trzeba było sprzedać Seedorfa, żeby klub mógł wypłacić piłkarzom pensje. Do klubu przyszli Figo, Ronaldo, Zidane i Beckham, pojawiły się również wyjazdy do Azji, a za nimi wystrzeliły przychody z praw telewizyjnych i marketingu.

Władza trenera
Cztery lata później firma Deloitte uznała Real Madryt najbogatszym klubem świata. "Florentino nauczył nas połączenia z biznesem", analizuje jeden z dyrektorów. Jednak wraz ze zwiększaniem wyników finansowych wprost proporcjonalnie malała władza trenera w szatni, która zaczęła być zdominowana przez "źródła przychodów".

Sytuacja pogarszała się, kiedy w 2004 roku José Antonio Camacho nagle złożył dymisję po trzech miesiącach pracy. "Moja praca nie wpływa na pierwszą drużynę, widzę, że postawa nie jest adekwatna i że nie będę w stanie wyciągnąć z drużyny maksymalnych korzyści", mówił 20 września na konferencji prasowej Hiszpan. Dzień wcześniej Florentino usłyszał trochę inną wersję. "Odchodzę, jestem zmęczony. Trener w Realu Madryt już o niczym nie decyduje". Biznes wygrał ze sportem.

Śpiący słoń
Poza celem wygrania Ligi Mistrzów i Ligi, Mourinho zakontraktowano na 10 milionów euro rocznie właśnie dla zmiany tej dynamiki. Żeby zwrócić trenerowi rolę, której nigdy nie powinien stracić. Zdecydowano się na to niezależnie od tego, kto może odejść. "Real Madryt to największy klub na świecie, ale śpi jak słoń, nie ma siły. Nie jestem szczęśliwy z powodu odejścia Jorge Valdano, ale z nowej organizacji w klubie. Szukamy innego modelu organizacji i nowej dynamiki. Posiadanie świetnej struktury nie gwarantuje sukcesu, ale pewne jest, że przestarzała struktura gwarantuje porażkę", stwierdził Mourinho po odejście dyrektora generalnego.

Jego przemyślenia po sezonie są spójne z tym, o czym mówił przez cały rok: na przykład nigdy nie miał skrupułów w wytykaniu braków w strukturze organizacyjnej Realu, który zatrudnia do pracy przy drużynie ponad 300 osób, bez wliczania personelu niezatrudnionego na stałe - przy meczach pracuje nawet 2000 osób - i który ma w swoich szeregach ponad 350 piłkarzy.

Ta słoniowata struktura jest tym, co spowalniało Real Madryt i utrzymywało go we śnie, Królewscy byli więźniem swojej przeszłości. Teraz, z pełnią władzy, Mourinho proponuje poprowadzenie transformacji klubu w dynamiczniejszą organizację. Portugalczyk jest zdecydowany obudzić tego "śpiącego słonia" i znalazł do tego perfekcyjnego sojusznika w José Ángelu Sánchezie, dyrektorze generalnym i prawdziwym silniku klubu. "Potrzebowaliśmy agitatora, kogoś, kto reaktywuje klub i na nowo pogodzi nas z futbolem. Mourinho to najlepsze, co przytrafiło się nam od dłuższego czasu", przyznaje działacz z największymi uprawnieniami w europejskiej piłce po przejęciu funkcji sportowego dyrektora generalnego, które miał Valdano.

Mourinho wyjechał w środę na wakacje. Od czasu zakończenia sezonu przez ponad miesiąc pracował bez przerwy, od 8 do 19, od poniedziałku do piątku, przemieszczając się między Valdebebas i biurem na stadionie, łokieć w łokieć z Sánchezem, decydując nie tylko o transferach, ale przede wszystkim o tym, co sam nazwał "podstawową organizacją klubu piłkarskiego". - Chcę odejść z klubu i zostawić wszystko na najwyższym poziomie, z zapewnioną przyszłością. Chcę zostawiać odcisk na klubach, w których pracuję. Moją największą zaletą jest organizacja - zapewnia Portugalczyk, który jest szczery. - Jednak wiem, że to jest Real Madryt. Tutaj nie ma ani wystarczającego czasu, ani cierpliwości.

To, co nie funkcjonuje
A co poprawić ma ta nowa organizacja? Główne braki zostały odkryte w departamencie od analizy zawodników, archiwum i bazie danych o piłkarzach, analizie rywali (scoutingu), szkółce, a także w relacjach z reprezentacjami, federacjami i innymi instytucjami. Trener jest zdecydowany na przeprowadzenie tej samej rewolucji, którą widać był u Van Gaala 14 lat temu w jego pierwszym sezonie w Barcelonie (1997/98).

Jedna z historii doskonale pokazuje efektywność tamtej Barcelony w rozeznaniu rywali. Van Gaal oparł się na scoutingu gry Newcastle, z którym Blaugrana mierzyła się w grupie Ligi Mistrzów. "Ich prawy obrońca nie niesie żadnego zagrożenia, ponieważ wychodzi do przodu, ale nie ma pojęcia o dośrodkowaniach", stwierdzono w raporcie. Newcastle wygrało z Barceloną 3:2, a wszystkie bramki Anglicy zdobyli po wrzutkach opisanego obrońcy... Po tym wydarzeniu analizy rywali stały się misją Mourinho, o czym do tego czasu mało kto wiedział. To były trzy sezony, w których Portugalczyk wiele wyniósł z metod pracy, rygoru i profesjonalizmu Van Gaala. Archiwum i baza danych piłkarzy, którą Mou zastał po przyjściu do Madrytu nie różniła się wiele od tego, co napotkał Van Gaal w Barcelonie.

Coś dzieje się z canterą
Organizacja jest dokładnie tym, czego brakuje szkółce Królewskich. "Jeśli chodzi o pracę organizacji i rozwój, to cantera Barcelony wyprzedza tę Realu o jakieś dziesięć lat", zapewnia jeden z reprezentantów, który najlepiej zna młodzieżowe kategorie wiekowe w hiszpańskim futbolu. Symptomatyczne jest, że klub, który od sześciu lat dysponuje najlepszymi obiektami i może liczyć na szeroki wachlarz trenerów, fizjoterapeutów, lekarzy i psychologów, nie może przenieść pracy w szkółce na pierwszą drużynę.

Ramón Martínez odpowiedzialny za canterę, która liczy 303 piłkarzy podzielonych na 13 drużyn twierdzi, że takie porównania są złe. "Od 20 lat, kiedy przyszedł Cruyff, Barcelona ma filozofię, styl i pracę, a ich szkółka jest tego odzwierciedleniem. Real ma inną filozofię, tworzy piłkarzy heterodoksyjnych, bardziej wielofunkcyjnych, którzy łatwo adaptują się do jakiegokolwiek systemu i stylu. To tradycja klubu i trzeba ją szanować".

Rzeczywistość jest taka, że brakuje planu gry i utrzymywania go niezależnie od trenerów i prezesów. Barcelona prawie nie wypuszcza graczy do innych klubów, ponieważ produkuje to, czego potrzebuje pierwsza drużyna. W Realu każda ekipa gra inaczej i przeskok do pierwszej drużyny, który jest daleki od naturalnego kroku, staje się czymś traumatycznym. Co każde cztery lata polityka szkółki zmienia się o 180 stopni, ten, kto przychodzi, zmienia wszystko, co było dotychczas - Martínez po przyjściu zwolnił 11 trenerów z różnych kategorii i kazał wszystkim zaczynać od zera. Nowe idee, nowe metody pracy... Mimo tego ze szkółki i tak wyszli wielcy zawodnicy, jak Mata, Valero, Soldado, Negredo, Granero, Callejón czy De la Red. Jednak musieli odejść, by triumfować, ponieważ w Madrycie nie ma zaufania ani cierpliwości. W nowej organizacji za szkółkę odpowiedzialny będzie Miguel Pardeza. Ma przed sobą wiele pracy.

Konflikt idei
Mourinho natrafił na to zaraz po przyjściu. "Real Madryt jest sukcesją starć idei różnych trenerów, którzy trafiali na ławkę Królewskich, zamiast aktualizacji szkoleniowców z tą samą myślą, jak robi to Barcelona. To ciągły konflikt idei i w ten sposób piłkarze nie mogą dojść do osiągnięcia jakiejkolwiek kultury gry. Ja chcę ustabilizować pewne zasady i wprowadzać krok po krok tę ideę. Chcę zostawić jedynie aktualizacje tym, którzy przyjdą po mnie".

Przez te konflikty ucierpiała również sieć skautów klubu. Złożona z 35 osób obecnie skupia się głównie na talentach Wspólnoty Madrytu. Do niedawna priorytetem były talenty zagraniczne, potem hiszpańskie, a na końcu madryckie. Pracowano bez koordynacji, najlepsi skauci byli zwalniani z argumentem nadużycia zaufania, a raporty były składane na karteczkach post-it! Przy takim bałaganie wyrósł mit La Masíi i niezbity fakt, że w pierwszym składzie Barcelony gra siedmiu wychowanków, działający na korzyść Blaugrany w niejednym przypadku.

Mourinho nie chce nawet negocjować tego, żeby cały personel klubu pracował z myślą o tym samym celu. Portugalczyk szuka tej "funkcjonalnej empatii, która musi istnieć, żeby wielka firma odniosła sukces na wszystkich szczeblach w profesjonalnym świecie". Tego w Realu nie było, niektóre departamenty były całkowicie odcięte od pierwszej drużyny. "Tutaj wszyscy muszą jasno wiedzieć, że pracują po to, żeby drużyna wygrała w sobotę mecz, to jest cel dla wszystkich", często powtarza szkoleniowiec.

Wszystko pod kontrolą
"Przyszedł, żeby przypomnieć nam prawdziwe znaczenie tego, czym jest esencja drużyny piłkarskiej. Kontroluje wszystko, po najmniejszy szczegół przygotowań do sezonu. Wymógł na nas nawet zmianę planu podróży do Leicester 30 lipca, żeby uniknąć półtoragodzinnej podróży autokarem w dniu meczu. Zawsze musisz rozumieć, że wszystko co robi, ma swoje znaczenie", twierdzi jeden z najbliższych współpracowników Mou.

Te wymogi Mou nakłada nawet bardziej na siebie niż otoczenie, rdzeń, coś, co nazywa "rodziną", z której wycieki na zewnątrz kosztują wygnaniem. Jednak Mourinho mógłby zginąć za swoich ludzi, od największej gwiazdy po ostatniego pomocnika w szatni. "Jego sekretem jest profesjonalizm i mentalność: to jak myśli, to jak analizuje, jak motywuje wszystkich, którzy z nim pracują", zwierzył się w wywiadzie Rui Faria, asystent Portugalczyka i człowiek, który zna go najlepiej. Obaj przez ostatni miesiąc pracowali nad całym okresem przygotowawczym.

Kompletność i autowymogi Mou chce wprowadzić do codziennego funkcjonowania klubu. Ten rygor pozwala już wiedzieć, co będzie działo się na treningu 19 lipca, dzień przed sparingiem w San Diego z Chivas, kiedy na zmniejszonym boisku piłkarze będą rozgrywali 10-minutowe spotkania ośmiu na ośmiu. Wszystko z widokiem na 14 sierpnia i mecz z Barceloną w ramach Superpucharu Hiszpanii. To będzie pierwsze wielkie starcie w zbliżającym się sezonie.

Tak pracuje José Mourinho. Czysta organizacja. I Portugalczyk chce, żeby właśnie tak wyglądał protokół pracy w Realu Madryt, kiedy go już nie będzie w klubie, czy to za rok, czy za cztery lata. "Nie wiem czy wygram tutaj wiele tytułów, jednak jestem pewien tego, że następny trener zastanie o wiele lepszy klub niż ja rok temu", kończy sam Mourinho.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!