Advertisement
Menu

Już trzeci raz, ale takich meczów nigdy dość

Środa, 20.45

Chodzi o to, żeby strzelić jedną bramkę więcej od przeciwnika

Real Madryt dokonał czegoś, co jeszcze w listopadzie wydawało się niemożliwością: w dwóch kolejnych meczach z Barceloną zdobył cztery punkty, podczas gdy Duma Katalonii tylko jeden. Co prawda ten jeden dał podopiecznym Josepa Guardioli mistrzostwo Hiszpanii, ale dla nas zwycięstwo – nie było to przecież formalnie spotkanie o trzy punkty – w spotkaniu numer dwa było na wagę Pucharu Króla. Podzieliliśmy się więc dominacją w Hiszpanii.

Dla wielu kibiców FC Barcelona porażka w finale Copa del Rey okazała się dość trudna do przełknięcia. Trudno się im dziwić, my na ich miejscu też bylibyśmy pewnie doprowadzeni do białej gorączki. Ot, uroki futbolu. Trudno jednak zrozumieć tych „kibiców”, którzy umniejszają rangę Pucharu Króla i mniej lub bardziej niedwuznacznie sugerują, że ten wynik o niczym nie świadczy, że Barcelonie na tym trofeum nie zależało, wobec czego „oddała” je nam z dobrego serca; trudno nazwać takie sugestie inaczej niż obraźliwymi wobec Dumy Katalonii. Aż przykro to czytać. Tak wielki klub jak FC Barcelona – bo jest to klub wielki i nie zmienią tego żadne anse – nie zasługuje na to, by „kibicowali” mu tacy ludzie.

Pozostało ostatnie pole rywalizacji: Liga Mistrzów, walka o dominację w Europie. Zwycięzca tego dwumeczu przystąpi do finału z – najprawdopodobniej – Manchesterem United w charakterze faworyta. Ale jeśli chcemy zmierzyć się z Czerwonymi Diabłami, najpierw trzeba sobie poradzić z Barça.

Im dłużej my przy piłce, tym krócej oni

Jakkolwiek kontrowersyjnie to zabrzmi, Barcelona jest słaba swoją siłą. Guardiola opracował system jeśli nie idealny, to od ideału mało odstający. Fundamentem jest tu posiadanie piłki. W myśl powyższej maksymy, zmusza to przeciwnika do bezproduktywnego biegania, Barcelonie daje zaś większe pole w tworzeniu akcji ofensywnych. Gdzież więc mamy tę słabość? Ano w tym, że Barcelona nie za bardzo wie, co ma czynić, kiedy trafia na rywala, który pozwala jej bawić się piłką, pozwala wymieniać dowolnie dużo podań, neutralizuje jednak w zarodku zdecydowaną większość akcji.

Na nasze nieszczęście w dzisiejszym spotkaniu nie będzie mógł zagrać doświadczony Ricardo Carvalho,wyeliminowany za kartki, co znacząco osłabi nasz potencjał defensywny, podczas gdy w Barcelonie wraca do gry Carles Puyol, natomiast Seydou Keita zastąpi Andrésa Iniestę. Guardiola uszczelni w ten sposób przedpole bramki Víctora Valdésa i zmusi nas do wytężonej walki o środek boiska. W ostatecznym rozrachunku może to więc zadziałać na naszą korzyść, ale wszystko zależy od Pepego, Xabiego Alonso i Lassany Diarry – taki bowiem tercet centrocampistas (czy też volantes, jak mawiają Argentyńczycy) przewidują hiszpańskie media – i tego, jak sobie poradzą z rozbijaniem ataków Dumy Katalonii, osłabionej z przodu brakiem Iniesty oraz marną formą Pedra i Villi.

Jeśli owo trio spisze się jak należy (o Pepego raczej możemy być spokojni, boję się natomiast o Lassa, nadmiernie agresywnego w meczu z Valencią), to innemu triu łatwiej będzie zająć się zdobywaniem bramek. Rzeczone hiszpańskie media twierdzą, że zagramy bez klasycznego napastnika, z tercetem Özil–Cristiano Ronaldo–Di María. Jeśli zagrają oni tak, jak niedawno Higuaín, Benzema i Kaká, arquero (skoro już jesteśmy przy argentyńskiej terminologii) Barcelony może mieć sporo do roboty.

Tym bardziej, że przecież na ławce zasiądzie właśnie owa trójka. Potrójna zmiana? Mocno wątpliwe. Jeślibyśmy jednak objęli dwubramkowe prowadzenie, jeśliby Barcelona rzuciła się do odrabiania strat, a Mourinho uznał, że przydałyby się świeże siły w ataku, aby szarpać odsłonięte szyki przeciwnika… Kto wie, kto wie…

Więcej wart jest trener, który ma szczęście, niż lepszy trener, który szczęścia nie ma

Historia zmagań Realu Madryt z FC Barcelona w europejskich pucharach jest niemal tak samo długa jak same europejskie puchary. Po raz pierwszy starliśmy się z Dumą Katalonii w kwietniu 1960 roku, w półfinale Pucharu Mistrzów. 21 kwietnia wygraliśmy u siebie 3:1 po golach Di Stéfano i Puskása, by niespełna tydzień później – i co do dnia pięćdziesiąt jeden lat temu – przypieczętować awans do zwycięskiego dla nas finału, tryumfując na Camp Nou także przy wyniku 3:1; tym razem gole strzelili Puskás i Gento.

Drugi raz w półfinale (i trzeci w ogóle) zmierzyliśmy się w roku 2002. Historia snuje więc pomyślną dla nas wróżbę, gdyż i wtedy nie dość że awansowaliśmy, to jeszcze wygraliśmy w finale. O awans nie było trudniej, gdyż najpierw wygraliśmy 2:0 na Camp Nou (bramki Zidane’a w 55. minucie i McManamana w dosłownie ostatnich sekundach), dzięki czemu wystarczało nam nie przegrać w rewanżu. Ów zakończył się remisem, a mogło być nawet lepiej, gdyby nie samobójcze trafienie Ivána Helguery. Na Santiago Bernabéu zagraliśmy wówczas następującymi piłkarzami:

César, Salgado, Roberto Carlos, Hierro, Helguera, Figo (McManaman 68), Solari, Makelele, Raúl González, Zidane (Flávio Conçeicão 46), Guti (Pavón 87).

Nasi rywale zaś:

Bonano, De Boer, Abelardo, Coco (Overmars 46), Puyol, Rochemback (Geovanni 67), Luis Enrique, Xavi, Cocu (Sergi 75), Saviola, Kluivert.

Łatwo więc policzyć, że z tamtego składu w Barcelonie uchowali się Puyol i Xavi, u nas zaś – tylko Casillas, wówczas (ale już niedługo) rezerwowy. No i jeszcze Karanka, wówczas na ławce, teraz też na ławce, chociaż w innej roli.

Piłka jest okrągła, a bramki są dwie, albo my wygramy, albo oni

Rafał Stec na wpół żartobliwie sugerował po finale Pucharu Króla, że Mourinho „jesienią posłał swoich ludzi na rzeź z premedytacją, by 0:5 na Camp Nou otrzeźwiło Madryt i uświadomiło, że rewanż wymaga podjęcia nadzwyczajnych kroków”. Teoria taka nosi oczywiście piętno absurdu, niemniej jednak żywię niezachwiane przekonanie, iż słynący z psychologicznej intuicji The Special One postarał się, aby wzmiankowana klęska naprawdę otrzeźwiła jego piłkarzy i uświadomił im co trzeba.

Porażka w finale Pucharu Króla na pewno nie załamała Barcelony, ale bez wątpienia dała pozytywnego „kopa” Madrytowi, doładowanego jeszcze pognębieniem Valencii. Drugie z rzędu zwycięstwo nad Dumą Katalonii jest w naszym zasięgu. Trzeba jednak mieć świadomość, że Barcelona przyjeżdża do Madrytu, aby wygrać, my zaś po raz kolejny musimy ich zneutralizować.

Wszystkie śródtytuły to oczywiście cytaty z Kazimierza Górskiego.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!