Advertisement
Menu

Po raz pierwszy

Sobota, 22.00

Grywając Realem Madryt w Football Managera, miewałem czasami pięć meczów z Barceloną na przestrzeni miesiąca–dwóch. Wiadomo, dwumecz w Copa del Rey, dwumecz w Champions League i jeszcze wiosenny mecz ligowy. No ale Football Manager to gra – choć świetna, rządzi się swoimi prawami, jak to gra. Niemniej jednak, życie też czasem układa interesujące scenariusze. O, taki jak ten.

Czwórmecz z Dumą Katalonii zaczynamy od starcia ligowego. Czy to dobrze, czy źle – zależy od tego, jak potraktujemy ligę. Jeżeli uznamy (a raczej: jeżeli trener i drużyna uznają), że wobec przewagi Barcelony w tabeli ligowej pościg nie ma już sensu, Los Blancos przystąpią do meczu bez obciążenia psychicznego. Nie w tym rzecz, iż mieliby odpuścić, co to, to nie – takich meczów się nie odpuszcza, już choćby tylko po to, aby wynagrodzić kibicom klęskę na Camp Nou. Dzisiejsze spotkanie mogłoby jednak być takim – toutes proportions gardées – meczem towarzyskim przed finałem Pucharu Króla. Podopieczni José Mourinho muszą bowiem wierzyć, że są w stanie pokonać Barçę. Po takim meczu jak na Camp Nou nawet najwięksi piłkarze świata mogą przecież zwątpić.

O ile oczywiście Królewscy nie przegrają po raz kolejny. Takiego scenariusza nie można wykluczyć, chociaż jest on nienawistny każdemu sympatykowi Realu Madryt. Pomijając już fakt, że przypieczętowałaby się w ten sposób ostateczna utrata naszych i tak mikroskopijnych szans na mistrzostwo, mogłaby poważnie zaszkodzić morale całej drużyny.

Parę słów o składzie naszych rywali. W bramce oczywiście Víctor Valdés, który jakiś czas temu (Bogiem a prawdą, wcale nie tak niedawno) dojrzał jako piłkarz i liczbą popełnianych błędów nie odstaje już, ani na korzyść, ani na niekorzyść, od czołowych bramkarzy świata. Czy jest lepszy od Ikera Casillasa? Na to pytanie niech każdy sobie odpowie sam, kibice Realu Madryt i Barcelony doskonale tę odpowiedź znają. A właściwie odpowiedzi, bo przecież my wiemy swoje, a oni – swoje. Inna sprawa, że czasami mógłby powściągnąć język, byłoby z korzyścią dla obu stron.

Trójkę z kwartetu obrońców dość łatwo wytypować. Będą to Gerard Piqué, Adriano Correia i Dani Alves. Pozostaje do dyskusji, czy partnerem Piquégo będzie Busquets, czy raczej Milito, bo Guardiola nie zdecyduje się raczej na wystawienie świeżo wykurowanego Carlesa Puyola. Jeżeli zaś Busquets zagra w obronie, rola defensywnego pomocnika przypadnie Seydou Keicie. Taki wariant jest bardziej prawdopodobny. Trudno powiedzieć który skład jest bardziej prawdopodobny. Oba mają swoje braki w defensywie, ale chyba bardziej prawdopodobny jest ten pierwszy z Busquetsem w obronie i Keitą na DM.

Alves to taki Roberto Carlos, tyle że po drugiej stronie boiska. O ile w zeszłym sezonie dyspozycją przewyższał go Maicon, o tyle w tym… Z szacunku dla naszego trenera nie przypominajmy, jak się sprawuje jego były klub – a Maicon wraz z nim. Ze względu na bardzo groźne dośrodkowania byłego gracza Sevilli należy się spodziewać, że prawym obrońcą Realu Madryt będzie w tym spotkaniu lepszy pod względem defensywnym Álvaro Arbeloa. Marcelo zaś typowany jest przez hiszpańską prasę do roli lewego pomocnika. Ze względu na potencjał ofensywny obu Brazylijczyków rozwiązanie takie wydaje się ze wszech miar słuszne. Marcelo będzie mógł w takiej sytuacji zarówno grać do przodu, jak i w razie potrzeby wspierać defensywę w newralgicznej strefie.

Partner Piquégo – obojętnie Busquets czy Milito – wydaje się najsłabszym ogniwem. Wielu śmieje się z Sergia Busquetsa jako obrońcy, jednak Barcelona ma już doświadczenie w takim wykorzystywaniu defensywnych pomocników w ważnych meczach (Yaya Touré grał na środku obrony w finale Ligi Mistrzów z Manchesterem United). Syn Carlesa Busquetsa jest może niezbyt szybki, ale za to wysoki, niezły technicznie i kreatywny. W powietrzu zablokuje większość piłkarzy Realu Madryt (nie uda mu się to chyba tylko z Adebayorem), a dodatkowo może rozpoczynać groźne kontry czy posyłać długie prostopadle podania. Milito nie może odnaleźć dawnej formy, ale mimo wszystko reprezentant Argentyny to doświadczony piłkarz, postać w stolicy Katalonii nieprzypadkowa. A sam Piqué? Od czasu wyjazdu Shakiry w trasę koncertową imponuje skutecznością strzelecką. W niedawnych meczach zdobył dwa gole, a sytuacji miał jeszcze więcej.

Adriano prezentuje się bardzo solidnie w ofensywie, ale gorzej w obronie. Jak Arbeloa będzie miał problemy z Danim Alvesem, tak Adriano będzie musiał się potężnie napocić, aby dotrzymać kroku Cristiano Ronaldo. Z drugiej strony, jako gracz o usposobieniu bardzo ofensywnym, pewnie napsuje krwi Ramosowi. Keita nie jest typowym defensywnym pomocnikiem, jednak Pep Guardiola nie ma tu wielkiego wyboru. Fizycznie na pewno nie ustępuje (Keita, nie Pep) potencjalnym przeciwnikom w środku pola, a dodatkowo dysponuje bardzo dobrym uderzeniem z dystansu, o czym Madryt miał okazję się przekonać jeszcze z czasów gry Malijczyka w Sevilli. Dlatego na pewno nie będzie ograniczał się tylko do przecinania akcji, ale będzie też uczestniczył w atakach.

Pozostałej piątki – będą to Andrés Iniesta, Xavi, Lionel Messi, David Villa i Pedro – nie trzeba przedstawiać żadnemu kibicowi. Są to gracze z absolutnej światowej czołówki, a kiedy po latach historycy futbolu będą analizowali grę Barcelony z końcówki pierwszej dekady XXI wieku, czyli właśnie Barcelony Pepa Guardioli, właśnie Iniesta, Xavi i Messi będą uważani za symbole tej drużyny. Abstrahując już od tego, czy Guardiola nadał drużynie jakiś wyjątkowy, niepowtarzalny, rewolucyjny wręcz styl (również i tu opinie są z reguły mocno zależne od sympatii kibicowskich), trzeba przyznać, że potencjał ofensywny dawany przez ten kwintet nie ma sobie na dziś dzień równych w Europie. Smutna to konstatacja, gdy musi się pod nią podpisać kibic Realu Madryt pamiętający Królewskich Zidane’a, Figo, Raúla, Roberto Carlosa, Ronaldo, ale nie będę się kłócił ze świadectwem oka swego.

Dodajmy jeszcze, że trio barcelońskich MVP ma na koncie więcej goli w lidze niż każda z drużyn z miejsc 4–20. Być może jest to ostatnio potencjał nieco uśpiony, ale podobnie było przed pierwszymi w tym sezonie El Clásico, a to właśnie wtedy Villa zanotował chyba swój najlepszy występ w Barcelonie.

Mecze z Barceloną rządzą się swoimi prawami. Pięciu bramek raczej nie zobaczymy, ale wygranej Królewskich, dajmy na to, 3:1 nie należy traktować w kategoriach mission impossible. Byłaby to może niespodzianka, owszem, ale tylko niespodzianka. Mówimy przecież o Realu Madryt, a nie o (z całym szacunkiem) Realu Valladolid. Odcinam się od typowania wyniku – w tym sezonie mi to nie wychodzi. Natomiast absolutnie nie odcinam się od wiary w moją drużynę. Wierzę zarówno w piłkarzy, jak i w trenera. Może nawet zwłaszcza w trenera, który jako człowiek niezwykle ambitny prędzej zje własne buty niż pozwoli, by Barcelona po raz drugi go upokorzyła.

Przede wszystkim nie możemy dobrowolnie przejść do defensywy i bronić się jak ci Spartiaci pod Termopilami. Jeśli szukać wzorów w starożytności, to nie u Leonidasa, ale u Hannibala – wciągnąć przeciwnika na swoją połowę i rozbić błyskawicznym kontratakiem po skrzydłach. Real Madryt czekający na kontry? Brzmi trochę surrealistycznie. Ale jeśli miałoby nam to dać trzy punkty, to dlaczego nie? Wygrana z całą pewnością jest w naszym zasięgu, warto ją wywalczyć już choćby tylko dla pozytywnego „kopa” przed następnymi pojedynkami.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!