Advertisement
Menu
/ guardian.co.uk

Kompleks niższości Spurs pomoże pokonać Real?

Felieton Paula Haywarda z <i>The Observer</i>

Paul Hayward jest redaktorem naczelnym sportu w angielskim The Observer, spokrewnionym z The Guardian.

-----------------

Tottenham udał się do Madrytu rozpalony radością życia, jaką czerpie z bicia teoretycznie lepszych od siebie w Lidze Mistrzów. To ewidentnie służy The Spurs.

Gdy w 2004 roku Real Madryt po raz ostatni awansował do ćwierćfinałów Ligi Mistrzów, ówczesny (i obecny - przyp. red.) dyrektor finansowy hiszpańskiego klubu, José Angel Sanchez, w rozmowie z dziennikarzem i pisarzem Johnem Carlinem, powiedział. - Jesteśmy jak wielki hit kinowy, jak blockbuster. Jak "Faceci w czerni". A w naszym przypadku raczej "Faceci w bieli". Mamy wspaniałą historię do opowiedzenia, wielką produkcję i najjaśniejsze, najdroższe gwiazdy".

Ten "manifest" wygłoszony został u szczytu ery galáctico. A Real nadal czeka na dziesiąty Puchar Europy. Dziewiąty rok. To długo, zwłaszcza w przypadku najbardziej transparentnego w Pucharach klubu europejskiego. I bardzo tego trofeum pragnie. I nie jest sam. Spurs chcą go równie mocno. Ba, Spurs wygrać Puchar Europy muszą, aby za rok grać w elicie Ligi Mistrzów.

Z czterech spotkań Ligi Mistrzów w tym tygodniu dwa wybijają się na pierwszy plan. To Real - Tottenham właśnie oraz Manchester United - Chelsea. Z tych czterech zespołów jedynie Red Devils śpią w miarę spokojnie, ponieważ przewaga siedmiu punktów nad Arsenalem bardzo przybliża 19. tytuł mistrza Anglii dla zespołu z Old Trafford. To osiągnięcie jest o wiele bardziej prawdopodobne niż ewentualny finał Ligi Mistrzów na Wembley 28 maja tego roku.

Dlatego podopieczni Alexa Fergusona mogą podejść do bojów ćwierćfinałowych obciążeni mniejszym stresem. W przeciwieństwie do Chelsea, Tottenhamu i Realu, który w lidze hiszpańskiej nadal jest podporządkowany Barcelonie i z wielką chęcią zagra z nią w półfinale Ligi Mistrzów, pchany żądzą rewanżu.

Jasne światła Bernabéu dadzą Tottenhamowi odskocznię od znoju Premier League i nieciekawie wyglądającej dla Spurs tabeli ligowej. Lilywhites zajmują obecnie piąte miejsce, do czwartego w tabeli, zajmowanego przez Chelsea właśnie, tracą pięć punktów. Aby w przyszłym roku zagrać w Lidze Mistrzów, będą prawdopodobnie musieli wygrać ją w tym roku.

W innym wypadku przyjemność całej wspaniałej przygody w tegorocznych rozgrywkach o puchar Europy zostanie zepchnięta w cień przez niepowodzenie w lidze angielskiej, gdzie Spurs byli mistrzami 50 lat temu, w sezonie 1960/61.

Tottenham, klub niedawno jeszcze wykpiwany za styl gry, musiał cierpliwie czekać, aż jego sposób na futbol wróci do łask. Taki już urok mody - prędzej czy później, ale zawsze się powtarza. Dzisiejszy wieczór w Madrycie to największy wieczór w historii Tottenhamu w Europie. Przynajmniej do czasu rewanżu.

To przecież pierwszy angielski klub, który triumfował w europejskich pucharach - w 1963 roku wygrał Puchar Zdobywców Pucharów gromiąc Atlético 5:1. W 1972 i 1984 roku Tottenham Hotspur zdobywał Puchar UEFA.

Jak powiedział legendarny skrzydłowy z White Hart Lane lat sześćdziesiątych, Cliff Jones, "Wprawdzie to Wolves (Wolverhampton Wanderers - przyp. red.) grali w europejskich Pucharach w latach pięćdziesiątych, ale to Spurs jako pierwszy angielski klub odnieśli w nich sukces. Europejskie noce na White Hart Lane to noce chwały. To była moc. 62 tysiące ludzi na trybunach, a my cali w białych strojach. Teraz Harry Redknapp zebrał odpowiednią grupę zawodników. Tottenham gra futbol ofensywny, w zgodzie ze swoją tradycją."

Audere est Facere, jak mówią kibice Spurs. To Dare is to Do. Odwaga jest czynem - ta łacińska sentencja stanowi motto klubu. Nawet jeżeli ostatnie wyniki w lidze na to nie wskazują (13 zwycięstw w 30 meczach). Zakończenie rozgrywek Premier League na piątym miejscu skaże londyński zespół na Ligę Europejską.

A konkurencja w Anglii nie próżnuje. Manchester City zaczyna korzystać z opcji posiadania głębokiego składu, Chelsea lekką ręką wydaje ponad 70 milionów funtów na dwóch piłkarzy, siły przegrupowuje Liverpool. Od polityki stawiania na młodziutkie talenty może zacząć odchodzić Arsenal. Bitwę o Stadion Olimpijski na Igrzyska w 2012 roku w Londynie wygrał West Ham United.

A Spurs potrzebują i nóg do gry, i miejsca do grania. A także lepszych wyników z teoretycznie słabszymi zespołami. Obrońca William Gallas winę za takie potknięcia obwinia zbytnią pewność siebie zespołu, spodziewającego się łatwego zwycięstwa. Gdy przychodzi zaś grać z większymi od siebie, Tottenham przypomina sobie o kompleksie niższości i aby go zwalczyć, przeciw gigantom wychodzi gotowy na bój na śmierć i życie.

Tym razem zespół Harry'ego Redknappa musi borykać się z deficytem zdrowia u środkowych obrońców oraz niepewną formą fizyczną Garetha Bale'a. Wiatr w oczy londyńczyków, czyli idealny moment na przypomnienie klimatu triumfów nad dwoma czołowymi drużynami z Mediolanu we wcześniejszych fazach Ligi Mistrzów.

Fot.: Wczorajszy trening Tottenhamu w Madrycie.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!