Advertisement
Menu
/ realmadrid.com

Cykl wywiadów RealHiguaín

Argentyńczyk w wywiadzie dla strony klubu

Piosenka The Climb autorstwa Miley Cyrus opowiada o spełnieniu marzeń, wielkim poświęceniu... Ponadto to ulubiony utwór Gonzalo Higuaína.
Tak. Usłyszałem ją kilka tygodni temu w hiszpańskiej telewizji i od razu poczułem się z nią związany, ponieważ mówi o wspinaczce. A ja właśnie odkąd tylko tutaj jestem, musiałem to robić - wspinać się. Właśnie dzięki temu mogłem zajść tam, gdzie teraz jestem. Miejmy nadzieję, że wraz z mijaniem kolejnych lat wciąż się będę w ten sposób rozwijał i tym samym spełniał cele związane z Realem Madryt. Bo tego chcę najbardziej.

Ciężko było się wdrapywać, aby stać się idolem Santiago Bernabéu?
Tak, było bardzo ciężko. Niektóre momenty były trudniejsze od innych. Jednak dzięki wsparciu rodziny, przyjaciół, klubu i kibiców, którzy są dla mnie bardzo ważni, nie było przeszkody, której bym nie podołał. Dlatego jestem bardzo dumny z tego, gdzie teraz jestem. Ale człowiek nie może spoczywać na laurach. Trzeba w dalszym ciągu się rozwijać i codziennie pracować.

Twoim marzeniem jest obecnie ponowne nałożenie koszulki Realu Madryt.
Tak, bez wątpienia. Dzięki Bogu w moim życiu spełniło się już wiele marzeń, ale to najbliższe dotyczy właśnie tego. Wyjść na boisko w białej koszulce i cieszyć się futbolem... To jest moje życie.

Jak sobie wyobrażasz ten dzień powrotu? Powiedziałeś mi, że chciałbyś, aby doszło do tego na Santiago Bernabéu.
Bez wątpienia. Każdy zawodnik, który ma za sobą dłuższą kontuzję, chciałby wrócić do gry na swoim stadionie, aby przyjęli go właśni kibice. Miejmy nadzieję, że tak będzie. Właśnie dlatego bardzo ciężko pracujemy, po dwie sesje treningowe na dzień. Jestem bardzo wdzięczny klubowi, fizjoterapeutom, rehabilitantowi... Gdy ludzie na ulicy powtarzają mi, że nie mogą się doczekać mojego powrotu, chęci i zapał rosną jeszcze bardziej.

Gdy stawiasz się na meczach na Bernabéu, to jakie słowa wsparcia słyszysz od kibiców?
Szczerze mówiąc, ciężko jest wybrać jakieś konkretne wypowiedzi, ponieważ mogę liczyć na naprawdę wielkie ciepło ze strony kibiców, ale także całego zespołu. To sprawia, że jestem szczęśliwy, ponieważ dzięki temu wiem, że dobrze wykonuję swoją pracę i wciąż się rozwijam. Ale jestem przede wszystkim człowiekiem, a nie tylko piłkarzem i chciałbym, aby ludzie brali to również pod uwagę. Jestem bardzo wdzięczny, ponieważ nigdy nie usłyszałem jakiegoś złośliwego komentarza pod moim adresem. Mam nadzieję, że będę mógł się odwdzięczyć za to wszystko na boisku.

Pomyślmy jeszcze o tym dniu, w którym Gonzalo Higuaín wybiegnie na murawę i otrzyma owację. Jak do tego podchodzisz?
Bardzo często sobie o tym myślę. Ktoś mi niedawno powiedział, że rehabilitacje przebiegają dużo szybciej, gdy człowiek postawi sobie jakieś konkretne cele. Te marzenia o powrocie, o zdobyciu bramki, o jej celebracji, o wsparciu fanów... To wszystko sprawia, że czuję się dużo lepiej zarówno pod względem mentalnym, jak i fizycznym. Jestem zadowolony, że wszystko układa się po mojej myśli, ale trzeba zachować cierpliwość i iść krok po kroku. To jest teraz najważniejsze.

Zapewne zatrzymałeś sobie koszulkę z debiutu w Realu Madryt. Zatrzymasz też tę z meczu powrotnego?
Oczywiście. Ogólnie zatrzymuję koszulki z tych ważniejszych meczów. Na przykład w poprzednim sezonie nabawiłem się kontuzji mięśniowej i wróciłem na mecz z Espanyolem. Wyszedłem na ostatnie piętnaście minut i zdobyłem bramkę. Radość była niesamowita. W tym dniu wszystko miałem zaplanowane - jak wrócę, ile musiałem zrobić, aby tego dokonać, jak mnie przyjmą kibice... Jednak teraz docenię to wszystko jeszcze bardziej, ponieważ mam za sobą poważniejszą kontuzję, musiałem bardziej cierpieć, podjąłem ciężką decyzję i poddałem się operacji. Ale teraz staram się już o tym zapomnieć i myślę tylko o powrocie na boisko.

Operacja odbyła się 11 stycznia w Chicago. Jak wspominasz tamten czas?
Było ciężko. Grałem z bólem w plecach i po prostu musiałem zdecydować się odpocząć. Doszło do tego po meczu z Bilbao i chciałem się przekonać, czy wyrobię się na Barçę. Nie byłem w pełni sprawny, ale postanowiłem polecieć na spotkanie wraz z resztą zespołu, aby być przy kolegach. Było mi ciężko i naprawdę nie wiem, dlaczego ta kontuzja pojawiła się tak z niczego. Gdy jesteś kontuzjowany, to doceniasz dużo bardziej dbanie o siebie. Gdy mówią ci, że lepiej będzie, jeśli zrobisz tak, to powinieneś się posłuchać, nawet jeśli sam tego nie chcesz... Naprawdę zapamiętam te wszystkie rady i teraz będę lepiej wiedział, co mam robić. Najważniejsze jest to, aby wrócić do gry i do formy.

Do Stanów Zjednoczonych poleciałeś z rodzicami. Kto z was cierpiał w tych chwilach najbardziej?
Myślę, że wszyscy. Jestem również wdzięczny reprezentacji, która wysłała do Madrytu swojego lekarza. Także całej dyrekcji i selekcjonerowi, który był ze mną w ciągłym kontakcie. Ogólnie chciałbym podziękować wszystkim, którzy martwili się o moje zdrowie. Mówiło się o wielu rozwiązaniach i ostatecznie postawiliśmy właśnie na takie. Jestem wdzięczny rodzicom, a także mojemu agentowi Cacho. To rodzina zapewnia ci zawsze największe wsparcie i fakt, że mogłem na nich liczyć przed operacją, bardzo mnie uspokajał. Po zabiegu również było mi dobrze, ponieważ miałem ich wszystkich wokół siebie. Prawda jest taka, że wszyscy cierpieliśmy, ale teraz, gdy mamy to za sobą, jesteśmy spokojniejsi.

Jaki obrazek utkwił ci w głowie w momencie wchodzenia na salę operacyjną?
Nerwów i napięcia. Myślałem tylko o tym, aby wszystko się udało. To dziwne uczucie. Ciężko je opisać i nikomu tego nie życzę. Ale nie było innego wyjścia i musiałem to zrobić. Na szczęście bolesną przeszłość mamy już za sobą i teraz skupiamy się na lepszej przyszłości.

Po operacji otworzyłeś oczy i usłyszałeś, że zabieg zakończył się sukcesem. Zapewne spadł ci wielki kamień z serca.
Przed operacją podszedł do mnie lekarz i powiedział mi, że podda mnie narkozie, a następnie wyprowadzi na salę operacyjną. Nie uwierzyłem mu. Dodał, że to z zamykaniem i otwieraniem oczu to już przeszłość i podał mi narkozę. Pamiętam, jak wychodziłem z sali i nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Robiłem jakieś głupoty, mówiłem po angielsku i sam nie wiem, co jeszcze... (Śmiech). Gdy wszedłem na salę, pamiętam tylko, że się położyłem i zasnąłem. Obudziłem się już w zupełnie innej sali z podłączonym tlenem. Byłem bardzo zaspany i nic nie rozumiałem.

Bardzo się bałeś?
Tak, ponieważ ból w ogóle nie chciał ustąpić. Nie mogłem wykonywać ruchów i czynności, jakie wykonywałem wcześniej. Wówczas musiałem podjąć tę ciężką decyzję. Powiedziałem: "Nie mogę tak dalej. Jestem bardzo młody i nie mogę tak cierpieć przez całe życie. Poddam się operacji i podejmę się ryzyka, ale zapomnę o bólach i będzie lepiej".

Opowiedz mi, co się działo po operacji. Podobno często spacerowałeś po Chicago z rodzicami i doktorem Carlosem Díezem.
Jeszcze tego samego dnia po operacji zrobiłem kilka rundek po hotelu z tym stresem pooperacyjnym, ale już bez żadnego bólu. Jednak nie chciałem jeszcze wychodzić z hotelu. Na drugi dzień już normalnie chodziłem bez żadnych problemów czy bólów. Gdy dochodzi do takiej zmiany, to człowiek widzi świat w zupełnie innych barwach. Wszystko wydaje się piękniejsze.

Mówiłeś mi, że było tak zimno, iż nie chciałeś nawet odbierać komórki.
Tak, ale na przykład Carlitos Díez spokojnie sobie z tym radził. Nie wiem, czy ma w palcach zapalniczkę, ale w ogóle nie odczuwał zimna...

Tego dnia twój telefon się wręcz urywał. Co pamiętasz z tego wsparcia?
Tak. Taka jest niesprawiedliwość życia, że ludzie zaczynają cię doceniać dopiero wtedy, gdy cię nie ma i coś się z tobą dzieje. Ale takie jest życie, a ja otrzymywałem wiele słów wsparcia i ciepła. Dzięki temu mogłem iść do przodu. Teraz bardzo ciężko trenuję i wylewam z siebie siódme poty, aby tylko odwdzięczyć się za to wielkie wsparcie, jakiego doświadczyłem.

A jak wyglądał twój powrót do Valdebebas i spotkanie z kolegami z zespołu?
Gdy byłem w Chicago, wzruszyłem się, oglądając mecz z Villarrealem. Koledzy wyszli wówczas na boisko w koszulkach z dedykacją dla mnie. W ogóle się tego nie spodziewałem. Byłem podekscytowany, ponieważ zdałem sobie sprawę z tego, że mnie wspierają i chcą mojego powrotu. Te pierwsze dni po powrocie były pełne adrenaliny i niepewności. Nie wiedziałem, jak to wszystko będzie wyglądać, jak się będę czuł... Jednak dni mijały i te pierwsze tygodnie były pełne cierpienia i próbą dla mojej cierpliwości... Teraz jestem już szczęśliwy, ponieważ wiem, że zaczynam ostatni etap rehabilitacji i jestem bardzo blisko celu.

Co poczułeś, gdy pojawiłeś się na murawie w Valdebebas?
Ogromną radość. To było już dla mnie niczym codzienna praca z kolegami. Po wielu miesiącach cierpienia rozpoczęcie tej ostatniej i najważniejszej fazy jest czymś niesamowitym. Nie da się tego wyrazić słowami, takie odczucia... Ale gdy już widzę ich tak blisko siebie, a jednocześnie wiem, że jeszcze nie mogę z nimi pracować, to serce mi pęka. Ale cóż, aby do tego wrócić, muszę jeszcze ciężko pracować.

Zawsze mówisz o wsparciu kolegów, prezesa i trenera. Jak wyglądało to zaangażowanie?
Zaczęło się zaraz po zapoznaniu się z diagnozą. Czułem wielkie wsparcie ze strony prezesa, Valdano, trenera, Karanki i wszystkich. To zainteresowanie, jakim obdarzali mnie dyrekcja i trener, sprawiło, że poczułem się naprawdę kimś ważnym w tym zespole. Jestem im bardzo wdzięczny. Wiele razy to mówiłem i wciąż będę to powtarzał. Teraz chcę im się odwdzięczyć za to wsparcie i zaufanie.

Pamiętasz tę rozmowę w hotelu w Barcelonie, kiedy Valdano powiedział ci, żebyś się nie przejmował, bo na pewno szybko wrócisz do gry?
Tak, to było bardzo poruszające i ważne spotkanie. Pocieszał mnie on, ale także prezes i wiele innych ludzi. To wszystko dodało mi sił do rozpoczęcia tej walki.

Wiem, że jeszcze nie możemy podać konkretnej daty, ale kibice zadają sobie pytanie, kiedy znów zobaczymy na boisku Higuaína.
Cóż, ciężko jest teraz cokolwiek powiedzieć. Ale jestem przekonany, że dojdzie do tego najszybciej, jak to tylko możliwe. Właśnie w tym celu ciężko pracujemy i trenujemy. Niech kibice nie tracą nadziei, ponieważ już niedługo postaram się dać im radość z kolejnych bramek.

Jakim człowiekiem jest Gonzalo Higuaín? Na boisku zawsze jesteś poważny i skoncentrowany, ale na przykład w szatni jesteś bardzo towarzyski...
W kwestiach zawodowych każdy z nas ma swoje lepsze i gorsze dni, chociaż zawsze dajemy z siebie wszystko i staramy się pomóc zespołowi. Kocham futbol i jest to jedna z tych rzeczy, które sprawiają mi autentyczną radość. Prywatnie jestem natomiast bardzo towarzyskim człowiekiem. Lubię organizować wspólne kolacje z przyjaciółmi czy jakieś spotkania z gitarką i śpiewem. Spędzać spokojnie czas w domu z mamą, która w tych chwilach wspiera mnie najbardziej. Chciałbym jej teraz za to bardzo podziękować, ale także ojcu, który jest w Argentynie, rodzeństwu, siostrzeńcom, dziadkom, całej rodzinie i przyjaciołom, których nie mogę widywać na co dzień...

Czy kiedykolwiek wątpiłeś w to, że odniesiesz sukces w Realu Madryt?
Gdy zaczęli mnie obserwować w Argentynie, to sam w to nie wierzyłem, ponieważ miałem za sobą niewiele lat w pierwszoligowym River. Z tamtego okresu pamiętam wypowiedź mojego ojca, który jako jeden z niewielu wierzył wówczas w to, że naprawdę mogę odnieść sukces w tym klubie. Gdy byliśmy w samolocie do Madrytu, powiedział mi: „Skoro Real Madryt cię kupił, to z jakiegoś powodu. Dlatego masz się czuć równie ważny, jak ci wszyscy piłkarze, którzy tam grają. Musisz podejść do nich z szacunkiem, ale jednocześnie czuć się równie ważny”. To pozwoliło mi uwierzyć w siebie i gdy po raz pierwszy wszedłem do szatni, spojrzałem na tych wszystkich zawodników i pomyślałem sobie: „Jeszcze dwa lata temu grałem tymi piłkarzami na komputerze, a teraz mogę być u ich boku, grać z nimi i rozmawiać”. To był dla mnie wielki zaszczyt i powiedziałem sobie: „Nie mogę opuścić tego zespołu. Muszę tu zatriumfować za wszelką cenę i dam z siebie wszystko, aby to osiągnąć”. Jestem dumny z tego, co już teraz osiągnąłem i przeżyłem. Mam nadzieję, że będzie tak jeszcze przez wiele lat.

Ojciec jest dla ciebie bardzo ważny...
Tak. Czasami się z nim pokłócę, ale kończy się na tym, że to on miał rację.

To właśnie z ojcem powinno się najwięcej rozmawiać.
Jest tak dlatego, ponieważ to on ma wielkie doświadczenie i zawsze ma rację. Jest dla mnie niezwykle ważny. Bardzo mi pomógł. Ogólnie cała moja rodzina zawsze była u mego boku. W tych kwestiach nie mogę na nic narzekać.

Jaka jest najlepsza wskazówka, jaką otrzymałeś od ojca?
Właśnie ta, o której już mówiłem. Że skoro mnie kupili, to z jakiegoś powodu, że nie mogę przegapić takiej okazji i żebym uwierzył w siebie, w swoje możliwości i żebym dał z siebie wszystko. Powiedział mi, że jeśli kiedykolwiek odejdę z tego zespołu, to z czystym sumieniem i świadomością, że ze swojej strony dałem wszystko. Zapamiętam to na zawsze.

Jak stoper może doradzać napastnikowi?
To są porady czysto mentalne. O kwestiach piłkarskich mało rozmawiamy. Zupełnie inaczej jest z polityką. (Śmiech). Po prostu chce, abym był pewny siebie i zawsze zachowywał spokój. W tych kwestiach jako piłkarz był bardzo dobry.

Kto był lepszy - Pipa ojciec czy Pipa syn?
Szczerze mówiąc, to nie porównuję się ze swoim ojcem. Każdy z nas stara się być po prostu jak najlepszym człowiekiem. Futbol to tylko nasz zawód i gdy kończymy karierę, to stajemy się zwykłymi ludźmi. Wolałbym, aby po zakończeniu kariery mówili o mnie: „Ten gość był naprawdę dobrym człowiekiem” niż „zdobył wiele tytułów, ale jako człowiek...”. Oczywiście najlepiej by było zdobywać wiele tytułów i być dobrym człowiekiem. I właśnie taki status chciałbym osiągnąć.

Którego momentu w Realu Madryt nigdy nie zapomnisz?
Debiutu z Realem Madryt w Copa del Rey w Sewilli w meczu z Betisem. Na boisko wszedłem spokojnym marszem i ojciec powiedział wtedy do mamy: „Jak ten chłopak może zachowywać taki spokój? Nie zdaje sobie sprawy z tego, gdzie jest? Nie wie, jaka odpowiedzialność na nim ciąży?”. Jestem bardzo spokojnym człowiekiem. W przeciwieństwie do innych zawodników, którzy na boisko wbiegają czy skaczą, ja po prostu spokojnie wchodzę.

Twój ojciec opowiedział mi pewną anegdotę. Na kilka miesięcy przed twoim transferem do Realu Madryt był na Santiago Bernabéu i nagrał filmik ze stadionu...
Tak, nagrał filmik, na którym mówił: „Gonzalo, Federico, musicie grać właśnie na tym boisku. Musicie tutaj być. Ciekawe, czy byście trafili w tę bramkę”. Oczywiście wszystko to było w formie żartu. I już rok później naprawdę przeszedłem do Realu Madryt, i sam nie mogłem w to uwierzyć.

Bardzo się zmieniłeś odkąd jesteś w Realu Madryt?
Zależy pod jakim względem. Przybyłem tutaj w bardzo młodym wieku i nie wiedziałem jeszcze, co to wszystko znaczy. Pamiętam, że raz zapytałem Ikera, jak wyglądałby jego idealny dzień. Powiedział mi: „Chciałbym nie być sławny i po prostu robić to, co zwykli ludzie”. I tutaj się z nim zgadzam. Czasami również chciałbym być zwykłym człowiekiem, ale przecież od początku wiedziałem, na co się decyduję. W takim klubie nie da się nie zmieniać, ale staram się, aby tych zmian było jak najmniej. Staram się być tym samym człowiekiem, który jeździł autobusem na treningi trzecioligowego River, a popołudniu chodził do szkoły... Nie można zapominać o tym, przez co się musiało przechodzić. Chociaż teoretycznie w świecie futbolu jesteś zmuszony na wiele zmian, to staram się być tym samym człowiekiem.

Jakie są zainteresowania Higuaína? Wiem, że gdy jest ładna pogoda, lubisz wyjść do Retiro i wynająć łódkę. Już nie raz pływaliście z Garayem.
Tak. (Śmiech). Ale z drugiej strony tak często tej łódki nie wynajmuję. Bardzo lubię grać w pokera. Lubię również kino. Nie jestem jakimś kinomanem, ale lubię czasami wyjść. Niedawno kupiłem gitarę, ale nie zagram nawet dwóch nut, ponieważ jeszcze nie zacząłem się uczyć. Szczerze mówiąc, to kupiłem ją po to, aby czasami na nią popatrzeć i mówić innym, że umiem na niej grać. A tak naprawdę w ogóle jej nie używam.

Prawdziwym artystą w domu jest za to twój młodszy brat Lautaro, który gra na perkusji.
I mama. Niesamowicie maluje. Nadaje rzeczom niezwykłe formy. Patrzysz na obraz i sam siebie pytasz, czy to człowiek czy pociąg. Musisz popatrzeć nieco dłużej, aby to sobie wyobrazić i dopiero wówczas dostrzegasz esencję... Lautaro niedawno zaczął grać na perkusji i radzi sobie naprawdę nieźle. Ale staramy się go namówić, aby nie grał między trzecią a szóstą, ponieważ wtedy mamy sjestę. (Śmiech). Szczerze mówiąc, w domu mamy wielu artystów, ale tylko ta dwójka potrafi to wydobyć na światło dzienne.

Podobno dobrze grasz w ping ponga.
Nie zaprzeczę, chociaż już dawno nie grałem.

Wiesz, że Cristiano również jest w to dobry?
Tak. Umówiliśmy się już na jedną partyjkę, ale jeszcze do niej nie doszło.

Jak wygląda zwykły dzień w życiu Gonzalo Higuaína?
Wstaję rano i jadę na trening. Obiad jem w klubie w Valdebebas lub w domu, ponieważ moja mama kocha gotować i jeśli nie ma komu przygotować jedzenia, to jej czegoś brakuje. Kocham kuchnię mojej mamy.

Co lubisz najbardziej?
Domowe pizze mamy. Są niesamowite. Mógłbym je jeść w nieskończoność. Ale na co dzień jadam w klubie. Później staram się trochę pospać i spędzać jak najwięcej czasu w domu. Od czasu do czasu wyjdę do kina, z mamą do restauracji czy spotkać się z przyjaciółmi. Staram się prowadzić życie, na jakie liczyć mogą zwyczajni ludzie.

Muszę zdradzić naszym widzom, że jesteś bardzo roztrzepany, prawda?
To prawda, ale taki jestem...

Ponadto jesteś bohaterem wielu anegdot. Jak to możliwe, aby zamknąć swojego agenta w samochodzie?
Pojechaliśmy coś zjeść i... (Śmiech). Było nas sześciu czy siedmiu i nie sposób było wszystko ogarnąć. Ja wysiadłem pierwszy i widziałem, że po mnie wysiadło pięciu kolejnych. Bez zastanowienia zamknąłem drzwi i weszliśmy do restauracji. Nie słyszeliśmy głosu Cachity. (Śmiech). Po chwili zobaczyliśmy, że kogoś brakuje... Zeszliśmy, otwieram drzwi, a tam siedzi Cachita. (Śmiech). Raz zostawiłem go też pod drzwiami Di Maríi.

Chyba nie lubisz swojego agenta...
Lubię, bardzo.

Jest dla ciebie niczym drugi ojciec.
To wielki człowiek. Bardzo mi pomógł i bardzo go kocham.

Jak oceniasz grę zespołu pod twoją nieobecność?
Ciężko jest mi cokolwiek powiedzieć, ponieważ oglądając mecze, bardzo je przeżywam. Dlatego myślę, że nie potrafiłbym obiektywnie tego ocenić... Bardzo cierpię, nie będąc na boisku i czuję się źle nawet wtedy, gdy wygrywamy. Obecnie mamy formę wzwyżkową i jesteśmy o krok od awansu do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. W La Liga mamy wyraźną stratę do lidera, ale wierzymy w to, że wszystko jest możliwe. A w Copa del Rey jesteśmy w finale. Nie ma wątpliwości, że walczymy o wszystko, a drużyna jest pełna nadziei.

Myślałeś już o powrocie na Cibeles?
Miejmy nadzieję, że do tego dojdzie, ponieważ wszyscy tego pragniemy. Bardzo cierpię, nie mogąc być na boisku i daję z siebie wszystko, aby wrócić jak najszybciej i pomóc drużynie.

Opowiedz nam coś o Adebayorze i Benzemie, którzy są twoimi kolegami z ataku. To zupełnie różni zawodnicy, co?
Karim z każdym kolejnym miesiącem udowadnia, że naprawdę zależy mu na tym, aby tutaj zostać. Adebayor bardzo szybko się zaadaptował do nowej drużyny i jak na taki krótki czas radzi sobie naprawdę nieźle. Cieszę się, że mamy ich w zespole i chciałbym już do nich dołączyć.

Jak przeżywasz mecze, gdy nie możesz grać?
Przed meczem schodzę do szatni. Później wchodzę na lożę i oglądam stamtąd praktycznie całe spotkanie. Na pięć minut przed końcem znów schodzę do szatni, rozmawiam z kolegami i wracam do domu.

Cierpisz bardziej niż na murawie?
Naprawdę bardzo cierpię.

Co przychodzi ci do głowy, gdy myślisz o Cibeles?
Dzięki Bogu mogłem tam być już dwa razy. Jak powiedział Sergio, wypełnione La Castellana, Puerta del Sol, Alcalá, Atocha... To niesamowite, że futbol i zdobyte tytuły potrafią zgromadzić tyle ludzi. Wchodzisz na autobus i słyszysz okrzyki milionów kibiców, którzy cieszą się ze zdobytego trofeum. To nieprawdopodobna radość.

Opowiedz nam coś o Mourinho.
Myślę, że każdy piłkarz na świecie chciałby pracować z takim trenerem. Wygrał już wszystko, ma wielką osobowość i kocha piłkarzy. Jestem mu bardzo wdzięczny, ponieważ w tych najcięższych momentach tego sezonu zawsze mogłem liczyć na jego wsparcie.

Jakie są cele Higuaína na ten sezon?
Przede wszystkim chcę wrócić do gry. Rozmawiałem na ten temat z Pepe i Kaką, którzy również zmagali się z poważnymi kontuzjami, i powiedzieli mi, żebym zachował spokój i że po powrocie docenię to wszystko dużo bardziej. Zwykłe wyjście z drużyną na boisko, lekki trening czy cokolwiek innego. Człowiek docenia wówczas wszystko dwa razy bardziej.

Wiem, że marzysz o powrocie na Santiago Bernabéu, ale zapewniam cię, że miliony kibiców Realu Madryt nie mogą się doczekać tego, aż speaker zapowie przed meczem Gonzalo Higuaína.
Bardzo dziękuję. Przede wszystkim chcę wrócić do gry, strzelać bramki i dzielić tę radość z naszymi kibicami. Bardzo cierpiałem i mam nadzieję, że powrót do gry będzie tego wszystkiego rekompensatą.

RealMourinho
RealCasillas
RealRamos

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!