Advertisement
Menu
/ własne

Gładkie zwycięstwo Królewskich

Real Madryt - Real Sociedad 4:1

José Mourinho zapewniał przed meczem, że znaczna przewaga Barcelony w lidze o niczym jeszcze nie przesądza i radził, aby zapomnieć nie o tytule mistrzowskim, a o Pucharze Króla, którego finał rozegrany zostanie dopiero w kwietniu. Mądre to słowa, kibice mogli jednak mieć uzasadnione obawy co do postawy swoich zawodników, przemęczonych styczniowym maratonem, świadomych obecnej formy Dumy Katalonii, a także wciąż jeszcze świętujących niedawny półfinałowy sukces. Nie było pewności czy Blancos posłuchają trenera i podejdą do meczu z Realem Sociedad tak, jakby siedmiopunktowej straty do lidera nie było w ogóle. Oczywiście, madridistas mogli z wiarą oczekiwać podtrzymania passy zwycięstw na Bernabéu, mało kto chyba jednak spodziewał się, że triumf przyjdzie aż tak gładko.

Wynik meczu już w pierwszej minucie meczu otworzyć mógł Kaká, ale jego strzał minimalnie minął bramkę gości. Co się jednak odwlecze, to nie uciecze – zaledwie siedem minut później wracający do podstawowej jedenastki Kaká ponownie spróbował pokonać Claudio Bravo, tym razem osiągając pełen sukces. Brazylijczyk przejął piłkę wybijaną przez obrońców po dośrodkowaniu Arbeloi, wbiegł w pole karne i precyzyjnym uderzeniem zakończył trwającą ponad dwie godziny strzelecką niemoc Królewskich w lidze.

Szybko zdobyty gol uśpił Królewskich, ponieważ już chwilę później tablica świetlna mogła pokazywać remis. Iker Casillas trochę za krótko wypiąstkował dośrodkowanie skrzydłowego Realu Sociedad, od razu jednak naprawił swój błąd, niesamowicie broniąc strzał Raúla Tamudo. Po tej sytuacji zawodnicy z San Sebastian całkiem stracili ochotę do gry, dając się całkowicie zdominować piłkarzom Mourinho.

Ogromną przewagę Królewscy przełożyli na dwubramkowe prowadzenie w dwudziestej pierwszej minucie, a jedną z czołowych ról ponownie odegrał Kaká. Rozgrywający bardzo dobre zawody Brazylijczyk przyjął piłkę przed polem karnym, po czym wymienił kilka krótkich podań z Cristiano Ronaldo. Po którymś z kolei portugalski crack zwiódł atakującego go obrońcę i z chirurgiczną precyzją posłał piłkę tuż przy słupku bramki Realu Sociedad, doganiając tym samym mającego ostatnio wyśmienitą skuteczność Leo Messiego.

Drugi strzelony gol ani trochę nie spowolnił Blancos, którzy czując słabość przeciwnika szukali również trzeciej bramki, mającej definitywnie rozwiać wątpliwości odnośnie ostatecznego rozstrzygnięcia. W ciągu kolejnego kwadrasa swoje sytuacje mieli Özil, Adebayor i trzykrotnie Ronaldo, żadnemu z nich nie udało się jednak pokonać Claudio Bravo. Najbardziej szkoda było zwłaszcza sytuacji Portugalczyka, którego zmierzające do siatki uderzenie piętą w ostatniej chwili zablokowane zostało przez obrońcę.

Nonszalancja piłkarzy z Madrytu omal nie została ukarana w czterdziestej pierwszej minucie, Tamudo jednak kolejny raz uznać musiał wyższość Casillasa. Po akcji z niczego kataloński napastnik doszedł do wstrzelonej w pole karne piłki, trafił jednak w bezbłędnie wychodzącego wychowanka Królewskich.

Stuprocentowa sytuacja Realu Sociedad zemściła się zaledwie dwie minuty później, a na listę strzelców po raz drugi wpisał się Ronaldo. Obchodzący wczoraj dwudzieste szóste urodziny zawodnik ładnym strzałem głową wykorzystał dośrodkowanie z rzutu rożnego Mesuta Özila i chyba definitywnie pożegnał się z ostatnim spadkiem formy.

W drugiej połowie dominacja Królewskich jeszcze się zwiększyła. Najbardziej aktywny był Ronaldo - Portugalczyk nie tylko czarował zagraniami piętą, których miał chyba więcej niż zwykłych podań, ale także co i rusz starał się także nękać Claudio Bravo, szukając kolejnego w obecnym sezonie hat-tricka. W swoich staraniach nie był zresztą osamotniony, zarówno Özil jak i Kaká ciągle bowiem szukali go swoimi zagraniami, starając się wypracować mu jak najlepszą pozycję strzelecką. Niestety ostatecznie nic z tego nie wyszło i Cristano musiał zadowolić się dubletem. Nie udało się także Kace, którego atomowy strzał po podaniu Adebayora wylądował na poprzeczce, wzbudzając jęk zawodu wszystkich zebranych przy Concha Espina kibiców.

Królewscy przeważali, bramkę zdobyli jednak, choć nie bez pomocy, goście z San Sebastian. Po dośrodkowaniu z prawej strony dopiero co wprowadzony Albiol minął się w powietrzu z piłką, przez co ta zdołała trafić do Tamudo. Kataloński napastnik instynktownie strzelił, mając przy tym niezwykle dużo szczęścia, piłka bowiem trafiła wprawdzie w Casillasa, później odbiła się jednak również od Arbeloi i ku zaskoczeniu wszystkich poturlała się prosto do bramki gospodarzy.

Tak strzelony gol mógł wzbudzić pewne nadzieje w piłkarzach Martína Lasartego, jednak do ataku ponownie rzucili się zawodnicy Realu Madryt. W 77 minucie bramkę strzelił Mesut Özil, trafienie to jednak słusznie nie zostało uznane, ponieważ Niemiec znajdował się na pozycji spalonej. Swoją szansę po raz kolejny miał również Ronaldo, po podaniu do samego siebie (jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało) i minięciu wychodzącego bramkarza trafił jednak jedynie w boczną siatkę.

Więcej szczęścia miał natomiast Emmanuel Adebayor, który w 89 minucie ustalił wynik spotkania. Całą akcję rozpoczął Cristiano Ronaldo - mając piłkę przed polem karnym wyraźnie pomyślał o poszukaniu strzałem hat-tricka, postanowił jednak zagrać drużynowo i podał do Di Maríi. Argentyńczyk od razu przedłużył piłkę do nowego napastnika Królewskich, który silnym uderzeniem w długi róg bramki przypieczętował siedemnaste w tym sezonie ligowe zwycięstwo Królewskich.

W całym meczu cieszy nie tylko okazały wynik, ale również bardzo dobra, dokładna i nie pozostawiająca żadnych złudzeń co do wyższości jednej ekipy na drugą gra całego zespołu. Cieszy również przełamanie Ronaldo, który zakończył swoją najdłuższą do tej pory serię spotkań bez strzelonej bramki. Znacznie mniej cieszy fakt, że zwycięstwo to pozwoliło jedynie nie powiększyć siedmiopunktowej straty do Barcelony, jednak dopóki piłka w grze, wszystko może się zdarzyć. Skoro piłkarze nie stracili wiary, my też nie powinniśmy jej tracić.

Real Madryt – Real Sociedad 4:1
(Kaká 8’, Ronaldo 21’, 43’, Adebayor 89’ – Arbeloa (samobój) 73’)

Real Madryt: Casillas; Arbeloa, Carvalho (Albiol 70’), Garay, Marcelo; Lass, Xabi Alonso; Özil (Canales 83’), Kaká (Di María 60’), Cristiano Ronaldo; Adebayor.
Real Sociedad: Bravo; Estrada, Ansotegi, Labaka, Gonzalez; Rivas (Bergara 64’), Elustondo, Prieto, Zurutuza, Griezmann (Sarpong 65’); Tamudo (Agirretxe 84’)

Żółte kartki: Alonso 55’, Albiol 82’ – Prieto 10’, Rivas 27’, Estrada 86’

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!