Advertisement
Menu

Zdobyć dużą zaliczkę na rewanż i mieć święty spokój

Środa, godzina 22.00.

W języku hiszpańskim słowo levante – a ściślej Levante mediterráneo – znaczy dokładnie to samo, co po polsku „Lewant”, odnosi się zatem do państw wschodniego krańca Śródziemnomorza, państw takich jak Liban. Levante przede wszystkim znaczy jednak po włosku „wschód” i to w tym znaczeniu nazwę otrzymała jedna z walenckich plaż, ta właśnie, od której nazwę wziął Levante Fútbol Club, obecnie znany jako Levante Unión Deportiva, nasz dzisiejszy rywal.

Od lat drużyna ta krąży pomiędzy Primera i Segunda División. Obecnie walczy o utrzymanie w pierwszej lidze, póki co z niezłym skutkiem, utrzymuje się bowiem ponad strefą spadkową. Jest w tym zresztą pewna zasługa Realu Madryt, który na początku sezonu bezbramkowo zremisował z Los Granotes; niewykluczone, że w ostatecznym rozrachunku ten punkt zadecyduje o utrzymaniu podopiecznych Luisa Garcíi (oby tylko brak dwóch punktów nie zadecydował zarazem o braku mistrzostwa).

José Mourinho konsekwentnie zapowiada, iż walki o Puchar Króla nie odpuści ani na jotę. Nie ulega więc wątpliwości, iż prawdopodobieństwo powtórzenia tamtego wyniku jest zatrważająco niskie. Real Madryt oznajmił ustami Aitora Karanki, że pragnie sobie zapewnić awans już w pierwszym, środowym meczu. Czy się uda? Osobiście stawiałbym pieniądze na to, że tak. Trzy-, a nawet czterobramkowe zwycięstwo jest jak najbardziej w naszym zasięgu.

Przede wszystkim Levante nie za bardzo ma piłkarzy, którzy mogliby nam się przeciwstawić. Oczywiście w takim myśleniu kryć się może potężna pułapka – dokładnie ta sama, w którą wpadliśmy, remisując wspomniany wyżej mecz. Ale też powiedzmy sobie szczerze: ten remis to była wpadka przy pracy. Z całym szacunkiem dla drużyny z Estadi Ciutat de València, gracze tacy jak Juanlu, Miquel Robusté, Rafa Jordà czy Sergio González Soriano to nie są piłkarze na poziomie Realu Madryt. Bodajże największą gwiazdą Levante jest wypożyczony zza miedzy – czyli z Valencia CF – Bask Asier Del Horno. Fani Królewskich pamiętają zapewne, że ów ofensywnie usposobiony lewy obrońca wiele razy dawał się we znaki naszej defensywie i bramkarzowi.

O ile De Horno bez wątpienia pojawi się w wyjściowym składzie, o tyle zabraknie w składzie Levante kilku ważnych piłkarzy – podobnie jak w naszym, gdzie nieobecni będą między innymi Sergio Ramos i Álvaro Arbeloa (co znaczy, że na prawej obronie pojawi się Lassana Diarra). Trener Luisa García nie może skorzystać między innymi ze swojego podstawowego bramkarza, Manola Reiny, którego między słupkami zastąpi Urugwajczyk Gustavo Munúa. Wypożyczony z Manchesteru City utalentowany Ekwadorczyk Felipe Caicedo ma szansę na występ, ale decyzja, czy pojawi się na murawie, zapadnie w ostatniej chwili.

Proponuję nie rozważać dziś żadnych wpadkowych scenariuszy. Po ciężkiej przeprawie z Sevillą podsumowanej mourinhowską kartką z trzynastu błędami sędziego (kartka ta stanie się pewnie kolejnym symbolem wyjątkowości Mourinho…) zasługujemy na w miarę lekkie, przekonywające zwycięstwo.

A Del Horno… Cóż, sami zobaczcie.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!