Advertisement
Menu
/ FourFourTwo

Jak Mourinho ograł śmierć

Zatajone w biografii Portugalczyka wydarzenie z przeszłości

Gdy światło pada na czoło portugalskiego trenera, uwagę przykuć może faliste nagromadzenie tkanki bliznowatej nad prawą skronią José Mourinho. To ślad po wypadku, w którym futbol o mało co nie stracił geniusza.

Mourinho zbyt długo prowadził samochód tamtej letniej nocy. Wraz z Bobby Robsonem właśnie uzgodnili warunki kontraktu z FC Barcelona. Rozmowy odbywały się w Madrycie. Ze stolicy Hiszpanii wyjechali do Porto, gdzie razem pracowali przez ostatnie dwa lata. Całą drogę prowadził Portugalczyk. Do Porto dojechali bardzo wczesnym rankiem. Robson poradził swemu asystentowi, aby przespał się i odpoczął. Lecz Mourinho chciał jechać dalej, do rodzinnego Setubal. Jego żona, Matilde Mourinho, była w ciąży i Portugalczyk chciał jak najszybciej wrócić do domu.

O piątej nad ranem Matilde zadzwoniła do bliskiego przyjaciela rodziny. "José miał wypadek, przewożą go karetką do Lizbony." Eladio Parames, dziennikarz znający rodzinę państwa Mourinho od dziesiątek lat, mieszkał blisko stolicy Portugalii, więc natychmiast pospieszył do szpitala São José. Przybył jeszcze przed przyjazdem karetki. Wynoszony z niej pacjent był przytomny, co Eladio odebrał jako dobry znak.

Mourinho rozbił swoje Suzuki Vitara w drobny mak, samochód nadawał się tylko do zezłomowania. Zasnął za kierownicą niewiele przed Setubal i uderzył w samochód jadący przed nim. Suzuki, kręcąc młynka, wypadło z drogi.

Rozwalona czaszka, ciało "bardziej ciemne niż jasne", a jednak udało się przeżyć. Śladu po wypadku nie znajdziesz w oficjalnej biografii trenera. Nigdy wcześniej publicznie o nim nie mówił. A zapytany o wydarzenia z tamtej nocy, odpowiada tak, jakby opisywał kolejny opracowany właśnie mistrzowski manewr taktyczny.

- Byłem w Madrycie z Mister Robsonem na spotkaniu z prezesem Barcelony. Omawialiśmy nasze przejście do tego klubu latem 1996 roku. Podpisaliśmy kontrakty i wróciliśmy z Madrytu do Porto samochodem. Tak, z Madrytu do Porto samochodem. Gdy przyjechaliśmy do Porto byłem naprawdę zmęczony. Na pożegnanie Mister Robson powiedział do mnie: "Powinieneś się tutaj przespać. Idź do mieszkania i prześpij się. Rano wrócisz do Setubal". Lecz moja żona była w ciąży z naszym pierwszym dzieckiem, córeczką. Dlatego martwiłem się. Martwiłem się, ponieważ zbliżał się termin porodu. Dlatego zdecydowałem się przejechać jeszcze 400 kilometrów więcej. Byłem już prawie na miejscu, jakieś 30 kilometrów przed domem. I zasnąłem. Uderzyłem w samochód jadący przede mną, zrobiłem dwa lub trzy obroty w powietrzu, ale nic to. Nic. No, dużo szczęścia - mówi Mourinho.

Na czole zostały blizny? "Tak , ale nic to. Biorąc pod uwagę skalę wypadku, nic to. Dużo szczęścia".

Czy wypadek wpłynął na Mourinho? "Gdzie tam, nie, absolutnie nie. Jedyny wpływ, jaki na mnie miał, jest taki, że teraz, gdy prowadzę i poczuję chociaż lekkie zmęczenie, najmniejsze nawet, natychmiast się zatrzymuję! Nic więcej, tylko tyle".

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!