Advertisement
Menu

Wszystko albo nic, odsłona IV i oby nie ostatnia

Sobota, godzina 21.00

Jak akurat poprzednio nie miałem pomysłu, co napisać, to tak się złożyło, żeśmy zdmuchnęli Mallorcę, aż furczało. Może więc i teraz powinienem zmilczeć? Ale jakoś nieszczególnie chcę zbywać milczeniem tak ważny mecz. I to ważny w trójnasób. Raz: bo to przedostatni etap naszej walki o mistrzostwo. Dwa: bo rywal szczególny, „moralnie” najważniejszy po Dumie Katalonii. Wreszcie trzy: bo tego rywala darzę – wybaczcie wallenrodyczne skłonności – szczególną sympatią. No ale dobra, przejdźmy „do adremu”. I tak na pewno dostanę bęcki od Koleżanek i Kolegów za to, że piszę o sobie, a nie o meczu.

W gruncie rzeczy to właśnie ta kolejka rozstrzygnie losy mistrzostwa Hiszpanii i nikt nie udaje, że jest inaczej. W końcu trudno się spodziewać, że Real Madryt straci punkty z Málagą, a FC Barcelona – z Realem Valladolid. Jeżeli mamy wskoczyć na pierwsze miejsce w tabeli, musimy wygrać pozostałe dwa mecze, Sevilla zaś nie może przegrać z Barceloną. Bardzo proste, ale bynajmniej nie łatwe.

Tym bardziej, że nie tylko Katalończycy zmierzą się w tej rundzie z wymagającym rywalem. Lwy z San Mamés nie są oczywiście drużyną równie silną co obecny lider La Liga, ale wobec Królewskich zawsze są trudnym, nieustępliwym przeciwnikiem. W tym sezonie polegliśmy w Bilbao po golu Fernanda Llorente.



W poprzednim sezonie, na przykład, po trudnym meczu wygraliśmy u siebie 3:2. Powtarzam raz jeszcze: to nie jest potężny rywal, w ostatnich sezonach, czy to w Baskonii, czy w Madrycie najczęściej zdobywaliśmy trzy punkty. Ale jest to rywal zacięty, dla którego zwycięstwo nad Los Blancos jest celem samym w sobie, a fakt, że nadarza się okazja, by pogrzebać nasze marzenia o mistrzostwie, będzie dodatkową motywacją. Do tego dochodzi jeszcze sytuacja Basków w tabeli: ósme miejsce, ledwie punkt za szóstym Getafe. Rozgrywki szczebla kontynentalnego na wyciągnięcie ręki. Czyż nie jest to coś, o co warto się bić?

A trener Joaquín Caparrós ma kogo wysłać w bój. Jeśli spojrzeć na listę nazwisk, gotów jestem zaryzykować twierdzenie, że Athletic ma silniejszy skład niż Mallorca. Poza Llorentem, mogącym się pochwalić średnią jednej bramki na mniej więcej cztery mecze ligowe, grają tam tacy piłkarze jak choćby Francisco Yeste, Gorka Iraizoz, Igor Gabilondo, Andoni Iraola (ten facet mógłby mieć na nazwisko Osasuna – co po baskijsku znaczy „zdrowie”), Carlos Gurpegi, a przede wszystkim utalentowany Mikel San José, bardziej utalentowany Javi Martínez i jeszcze bardziej utalentowany, siedemnastoletni zaledwie Iker Muniain. Brak tu w rzeczywistości wielkich nazwisk, ale to głównie dlatego, że jakoś ostatnio nie pojawili się wielcy piłkarze Baskowie; chyba ostatnim póki co był Gaizka Mendieta, ale niewykluczone, że w jego ślady podąży właśnie Martínez lub, co bardziej prawdopodobne, Muniain.

Jeżeli wierzyć hiszpańskim dziennikarzom, większość z tej grupki zagra przeciw Królewskim od pierwszej minuty. Będzie to przede wszystkim 29-letni bramkarz Iraizoz i 27-letni prawy obrońca Iraola. Po lewej stronie obrony zagra Koikili Lertxundi, w środku zaś – duet Fernando Amorebieta-Mikel San José. Na środku pomocy zaś obok Martíneza ma zagrać 21-letni zawodnik drużyny rezerwowej, Ander Iturraspe – chociaż zawodnikiem rezerw jest on na chwilę obecną tylko formalnie, gdyż będzie to dlań już jedenasty mecz w Primera División. Linię pomocy uzupełnią Gurpegi i Gabilondo, podczas gdy w ataku obok Llorentego zagra Gaizka Toquero, noszący nader niezwykły jak na napastnika numer na koszulce: 2. Znaczy to, że na ławce w dyspozycji Caparrósa pozostaną Yeste i „cudowne dziecko” Muniain. Ów nastolatek strzelił już trzy gole w La Liga, zaliczył też kilka efektownych asyst, a do tego ma na koncie gole w europejskich pucharach. Nowy Messi? Niektórzy tak o nim mówią.




Nie da się ukryć, że chłopak umie się wykazać sprytem w polu karnym i że potrafi zająć odpowiednie miejsce w odpowiedniej chwili. Trzeba na niego uważać. A jeszcze bardziej trzeba go kupić.

Jeżeli Real Madryt jest Mariuszem Pudzianowskim, to Athleticowi zdecydowanie bliżej do Kawaguchiego niż do Najmana. I ten mecz może wyglądać bardzo podobnie do walki Polaka z Japończykiem. Będzie dużo walki, ale i długie, nudne przestoje. Może się też zdarzyć – przez lewe ramię i w niemalowane, ale przecież może się zdarzyć – że podobnie jak w poprzednim meczu rywale obejmą prowadzenie na samym początku, choćby i przypadkowo, po czym przejdą do defensywy, a Iraizoz znów będzie w cudownej dyspozycji. I co wtedy? Czy naszym piłkarzom wystarczy pomyślunku i szczęścia? Wierzę, że tak, ale stąd jeszcze krok czy dwa do całkowitej pewności.

Najgorsze jest to, jak niewiele od nas zależy. Równolegle do naszego meczu Barcelona będzie grała z Sevillą. My strzelamy gola – Barcelona też. My strzelamy drugiego – Barcelona też. Kończy się nasz mecz – kończy się ich mecz. I co? I de facto (bo jeszcze nie de iure) to Duma Katalonii będzie mistrzem Hiszpanii. Tak więc gdy będziecie ściskali kciuki, pamiętajcie, by jedną dłoń zadedykować Sevilli.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!