Advertisement
Menu

Przegrany klasyk, przegrany sezon?

Real Madryt - FC Barcelona 0:2

Dzisiejszy mecz pomiędzy Realem Madryt a Barceloną miał być spotkaniem o prestiż, fotel lidera i, w ostatecznym rozrachunku, mistrzostwo Hiszpanii. Idący łeb w łeb odwieczni rywale stawali na przeciwko siebie umotywowani, rozpędzeni i świadomi rangi meczu. Królewscy mieli za sobą passę dwunastu kolejnych, ligowych zwycięstw. Z kolei Barça przystępowała do spotkaniu niesiona na fali sukcesów w Lidze Mistrzów. Nic więc dziwnego, że tegoroczne Derby Europy były jednym z najbardziej wyczekiwanych przez futbolowy świat spotkań sezonu.

Przed pierwszym gwizdkiem sędziego piłkarze obu ekip i zgromadzeni na stadionie kibice w pięknym geście oddali cześć zmarłym w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem Polakom, czcząc ich pamięć minutą ciszy.

Początek spotkania, zgodnie z przewidywaniami, obfitował w nerwowość. Wśród piłkarzy obu drużyn było widać napięcie, jakie niesie ze sobą gra w hiszpańskim klasyku. Początkowe minuty przypominały pierwszą rundę walki bokserskiej w wadze ciężkiej - uważne i ostrożne badanie przeciwnika, z wysoko podniesioną gardą. W 7. minucie udało się Królewskim wyprowadzić kontratak, Gonzalo Higuaín zagrał piłkę do wybiegającego Cristiano. Tor lotu futbolówki przeciął Pique, zatrzymując ją ręką. Sędzia pokazał mu żółty kartonik i wskazał na rzut wolny z 16 metrów. Okazało się jednak, iż Portugalczyk był na spalonym, zatem decyzja została cofnięta.

W kolejnych minutach meczu obserwowaliśmy widowisko zarówno wyrównane, jak i bardzo chaotyczne. Żadna z drużyn nie mogła narzucić swojego stylu gry, a prowadzący spotkanie Mejuto González im w tym nie pomagał, przerywając grę co rusz gwizdkiem. W drużynie Królewskich najaktywniejszy zdawał się być Marcelo, który kilkakrotnie "szarpnął" lewym skrzydłem. Ronaldo również próbował dryblingów, jednak, za każdym razem, po minięciu jednego z rywali, momentalni doskakiwał do niego kolejny.

Nastawiona w pierwszej połowie na kontry Barçy wyczekiwała spokojnie na swoje okazje. Pierwsza z nich przyszła w 30. minucie. Wówczas po raz pierwszy udało się "urwać" Messiemu, którego zatrzymał Albiol, łamiąc przepisy. Sędzia podyktował rzut wolny dla graczy Barcelony, jednak po strzale Xaviego piłka trafiła w mur. Podopieczni Guardioli poszli za ciosem i kolejny atak z 36. minuty przyniósł im bramkę. W tej sytuacji mogliśmy dostrzec błysk geniuszu Xaviego i Messiego, którzy we dwójkę rozpracowali obronę Królewskich. Szczególne brawa należą się dla filigranowego Argentyńczyka, który samym przyjęciem piłki zgubił pilnującego go Albiola i mimo próby interwencji Casillasa umieścił piłkę w siatce.

Odpowiedź Królewskich przyszła szybko, bo już po 5 minutach. Po rzucie rożnym piłka trafiła na głowę Xabiego Alonso, który strzałem z kilku metrów przeniósł piłkę nad poprzeczką. Przed gwizdkiem kończącym pierwszą połowę Real Madryt miał jeszcze wspaniałą okazję na kontrę, jednak Marcelo fatalnie ją zaprzepaścił, podając całkowicie nie w tempo.

Na drugą połowę Królewscy wyszli wyraźnie bardziej ożywieni, bo już od początku założyli wysoki pressing na piłkarzach Barcelony. Brakowało jednak dokładności w konstruowaniu akcji - udawało się wprawdzie szybko odzyskiwać piłkę, jednak równie szybko piłkarze Pellegriniego ją tracili wskutek niecelnych podań. Pierwszą sensowną akcję ujrzeliśmy dopiero w 52. minucie, kiedy to po szybkiej wymianie podań między Cristiano i Marcelo, Brazylijczyk uderzył piłkę zza pola karnego. Na posterunku był jednak Valdes, który bez problemu wyłapał piłkę.

W 56. kolejnym kapitalnym podaniem popisał się Xavi, który rozrywając obronę, posałał piłkę do wychodzącego na pozycję Pedro. Młodziutki Hiszpan popędził w stronę bramki i technicznym strzałem pokonał Casillasa. Barça wyszła na dwubramkowe prowadzenie. Wówczas Manuel Pellegrini oddelegował na boisko Gutiego, który chyba pozazdrościł świetnej asysty Xaviemu. Madrycki pomocnik kapitalnym podaniem otworzył drogę do bramki Van der Vaartowi. Holender stanął sam na sam z Valdesem i, nie mając wokół siebie żadnego z rywali, zachował się jak amator i strzelił najgorzej jak tylko mógł, marnując stuprocentową szansę na gol kontaktowy.

Po kilku mintuach Guti znowu błysnął, dając początek świetnej kontrze. Futbolówka trafiła do Ronaldo, który pomknął lewym skrzydłem wprost na bramkę Barcelony, strzelił lewą nogą, jednak trafił prosto w bramkarza. W następnej akcji drugi kapitan Blancos postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i strzelił zza pola karnego. Niestety, prosto w Valdesa.

W dalszych minutach Real Madryt był całkowicie bezradny, Barça natomiast grała swoją piłkę, która jak po sznurku wędrowała od nogi do nogi piłkarzy w bordowo-granatowych strojach. Tylko szczęście i klasa Ikera Casillasa uchroniły Real Madryt przed porażką w wymiarze dwukrotnie większym, bowiem świetnie dysponowany Xavi jeszcze dwa razy obsłużył Messiego kapitalnymi podaniami. Argentyński napastnik przegrał jednak oba pojedynki z portero Królewskich. Kibice mieli dość patrzenia na nieporadność swoich pupili i na 10 minut przed końcem spotkania zaczęli opuszczać stadion.

Dzisiejsze widowisko nie było piłkarską ucztą. Było meczem kipiącym napięciem, ambicją i walką. Przez długi czas na boisku panował chaos przerywany gwizdkiem sędziego nadzwyczaj często. Piłkarze, w szczególności podopieczni Pellegriniego, dawali sędziemu wiele powodów do przerywania gry, nie przebierali bowiem w środkach i często faulowali. Mecz zwyciężyła drużyna zdecydowanie lepsza, prezentująca większy spokój, cierpliwość i, co by tu nie mówić, wyższą kulturę piłkarską. Ból porażki Realu Madryt potęguje również fakt, iż Los Merengues nie udało się przełamać fatalnej passy w Gran Derbi i była to czwarta z rzędu porażka z Barceloną.

W dzisiejszym meczu Królewskim zabrakło przede wszystkim dojrzałości. Ranga spotkania przerosła wielu z podopiecznych Manuela Pellegriniego, którzy nie pokazali żadnego z atutów, jakimi seryjnie wygrali mecze w tym sezonie. Brakowało zrywu, którymi Real Madryt demolował kolejnych rywali w ligowych zmaganiach. Zawodzili też pojedynczy piłkarze, jak Van der Vaart, który zmarnował najlepszą okazję w meczu (lepszą nawet od tych, po których Barcelona zdobywała bramki). Kompletnie niewidoczny był Gonzalo Higuaín, dla którego to kolejny bardzo nieudany mecz o stawkę. Zawiódł także Cristiano. Wydawać się mogło, że zgubił go nadmiar ambicji, gdyż Portugalczyk kilka razy podejmował złe decyzje, zachowując się egoistycznie.

Barcelona z kolei świetnie poradziła sobie z presją Santiago Bernabéu i mimo iż wyszła w ustawieniu mocno eksperymentalnym, z Danim Alvesem w ofensywie, grała swoją piłkę. Xavi doskonale prowadził grę zespołu, a także obsługiwał świetnymi podaniami zabójczo skutecznych kolegów z linii ataku. Z kolei Leo Messi po raz kolejny, w arcyważnym meczu, pokazał światu, że jest zdecydowanym numerem jeden wśród piłkarzy i wykonał kolejny krok w drodze po drugą z rzędu Złotą Piłkę.

Po dziejszym klasyku jesteśmy zdecydowanie bliżej rozstrzygnięcia arcyciekawego sezonu ligi hiszpańskiej. Real Madryt stracił pozycję lidera i musi liczyć na potknięcie Barcelony, jeśli chce się jeszcze liczyć w walce o Mistrzostwo Hiszpanii. A że o potknięcia faworytów w obecnym sezonie jest szczególnie trudno wiemy wszyscy.

Bramki:
0:1 Messi 33' - UploadMirrors / YouTube
0:2 Pedro 56' - UploadMirrors / YouTube

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!