Advertisement
Menu
/ soccernet.espn.go.com

Sol y sombra

Felieton Phila Balla poświęcony Luisowi Molowny'emu

Phil Ball jest pisarzem i felietonistą ESPN.

-----------------

Wiadomością tygodnia była śmierć Luisa Molowny'ego. To wprawdzie nie ostatni przedstawiciel wielkiego, powoli wymierającego już rodu, ale jeden z najznamienitszych jego przedstawicieli.

Do Realu Madryt trafił w 1946 roku i spędził tam jedenaście sezonów. Był jednym z najważniejszych zawodników w drużynie, która zdominowała europejski futbol w sposób niespotykany. Karierę zawodniczą w Realu zakończył w 1957 roku, ale Królewskich prowadził jeszcze czterokrotnie jako trener, trzykrotnie wygrywając Mistrzostwo Hiszpanii, dwukrotnie Puchar Króla i dwukrotnie Puchar UEFA. W drugiej połowie lat osiemdziesiątych pełnił funkcję dyrektora sportowego klubu. Podczas emerytury mieszkał w Las Palmas, z Teneryfy zresztą pochodził.

Osiągnięcia trenerskie Molowny'ego nie mogą być wprawdzie porównywane z sukcesami innego wielkiego trenera Los Merengues, Miguela Muńoza, ale Hiszpan o irlandzkich korzeniach reprezentował w Realu Madryt idee kontynuacji i stabilności. Idee, które według części madridistas, zostały z czasem porzucone. To tak zwany rodowód klubu, który w ostatnich latach wypracowała sobie Barcelona, ograniczając liczbę prezesów i trenerów pojawiających się w klubie oraz precyzyjniej definiując piłkarskie potrzeby podczas transferów i wprowadzania nowych zawodników do zespołu.

Luis Molowny był zbyt bogatą i kolorową postacią, aby odpowiednio ująć tu jego wielkość. Interesujące, że podobnie jak Di Stéfano i Raúl, dwa inne wielkie symbole klubowego rodowodu, kontynuacji i stabilności, do Realu trafił w wyniku przypadku. Co więcej, gdy zaczynał karierę piłkarza, był przez trenerów skutecznie ignorowany. W 1940 roku trafił na testy w Tenerife, nie zyskał jednak uznania w oczach oceniających i został odesłany za bramkę. Boisko leżało na wzgórzu, ktoś musiał więc łapać piłki po niecelnych strzałach zapobiegając, aby nie stoczyły one się po zboczu. Na szczęście inni młodzi zawodnicy strzelali wyjątkowo niecelnie, więc Molovny miał sporo pracy. W pogoni za piłkami pokazywał szybkość i zręczność, kontrolę nad futbolówką i dobre podania na boisko. Zauważył to jeden z trenerów i na mocy "występu piłkarza za bramką" i zaoferował mu kontrakt. Niecodzienna sytuacja.

Molowny trafił do klubu Marino FC w Las Palmas. Z czasem zwrócił uwagę Barcelony. Legenda głosi, że Katalończycy, chcąc podpisać z piłkarzem kontrakt, wysłali swego człowieka statkiem na Teneryfę. Tego samego dnia poranną gazetę zawierającą informację o Barcelonie i Molownym kupił ówczesny el presidente Realu Madryt Santiago Bernabéu. Spędzał wtedy czas w miejscowości Reus koło Tarragony, gdzie miał domek wakacyjny. (Inna wersja legendy głosi, że Bernabéu tamtego dnia podróżował pociągiem do Barcelony, a egzemplarz dziennika La Vanguardia, który informował o planach rywala, kupił w Reusie na stacji kolejowej podczas postoju pociągu - przyp. red.) Sternik Królewskich od razu zadzwonił do Madrytu do swego współpracownika Jacinto Quincocesa i kazał mu natychmiast wsiadać w samolot do Las Palmas, podpisać kontrakt z Molownym i uprzedzić Barcelonę.

Quincoces polecenie służbowe wykonał, na Teneryfie szybko się stawił, był jednak rozczarowany postawą Molowny'ego podczas testów. Zadzwonił więc do Santiago Bernabéu i przekazał swe uwagi, podważając sens ewentualnego transferu. El presidente Los Blancos słynny był z błyskotliwych ripost, ta jednak zapadła wszystkim w pamięć szczególnie - "Tú fíchale y déjate de hostias, ya hablaremos", czyli "Nie pieprz głupot, tylko podpisz z nim kontrakt, pogadamy później." Siedem lat później Bernabéu raz jeszcze skorzystał z podobnego chwytu, ściągając do Madrytu Alfredo Di Stéfano znów uprzedzając Barcelonę. Ten ruch zmienił oblicze Hiszpanii, ale to już temat na inną opowieść.

Tyle w kwestii zachmurzenia na madryckim nieboskłonie, słońcem natomiast było zwycięstwo w Jerez i spodziewana przez wielu porażka Barcelony z Atlético. Poza środowiskiem anty-madryckim i kibicami Barcelony rzecz jasna, nikt nad przegraną Barçy nie zapłacze. Powraca bowiem, jeszcze intensywniej niż dotychczas, wyścig dwóch pretendentów do tytułu Mistrza kraju. Wzrasta również waga najbliższego el clasico, zaplanowanego na 11 kwietnia.

Nie mam zamiaru sugerować szczególnej wiedzy w temacie nastrojów panujących we władzach obu klubów. Odnoszę jednak wrażenie, że klub, który przegra zażartą rywalizację w lidze, nie będzie darł szat z tego powodu. Pod warunkiem zwycięstwa w Lidze Mistrzów. Ten sezon jest wyjątkowy - przecież finał odbędzie się na Estadio Santiago Bernabéu. Gospodarzom spotkania byłoby szczególnie ciężko odgrywać jedynie rolę cateringową.

Co więcej, jest jeszcze jeden aspekt tej sytuacji. Latem ubiegłego roku rozmawiałem z jednym z liderów penyi Orgullo Vikingo. Zwracał uwagę, że myśl o grze w finale Ligi Mistrzów na swoim stadionie z FC Barcelona jest zbyt paskudna, aby w ogóle się nią zajmować. Wolałby nawet w finale nie wystąpić, niż przegrać go z Barceloną. Taka rana nie zagoiłaby się nigdy. Hmm, poważna sprawa. Gdy słowa tego kibica powtórzyłem w rozmowie z Miguelem Pardezą, członkiem legendarnej "Piątki Sępa", a obecnie dyrektorem sportowym Realu Madryt, przez moment wyglądał na trochę zafrasowanego. "Respetable, pero nunca tienes que temer la derrota", odpowiedział. "Słowa godne uwagi, ale nigdy nie można bać się porażki". Pewnie tak, obawiam się jednak, że Pardeza nie do końca zrozumiał istotę rzeczy. Zakładając, że obie drużyny rzeczywiście dotrą do finału - wprawdzie mało prawdopodobne, ale możliwe - porażka Realu Madryt byłaby czymś nie do wyobrażenia.

Jak mówią Hiszpanie, ostatni weekend dla Realu Madryt był w stylu sol y sombra, czyli słońca i cienia. Zmarł jeden z największych reprezentantów madridismo, co przysłoniło kolejny sukces rozwijającego się nowego projektu klubu. Nadchodzący tydzień może dostarczyć jeszcze więcej tematów do ujęcia tą metaforą.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!