Advertisement
Menu

Przed meczem z Deportivo

Sobota, godzina 22.00

Forma Realu Madryt w ostatnich meczach raczej nie może nam imponować. No bo czym? Zwycięstwami nad średniakiem z ligi albańskiej i drużyną broniącą się przed spadkiem z Primera División? Ostatni poważny sprawdzian, jakim był mecz z Athletikiem, Królewscy oblali i nie ma tu nic do rzeczy wyborna dyspozycja golkipera rywali. Bramkarz sam nie wygra meczu, jeśli druga drużyna zagra poprawnie zarówno w defensywie, jak i w ofensywie, a do tej drugiej kwestii zalicza się między innymi precyzja strzałów. Tymczasem przed nami kolejny trudny sprawdzian, a jeśli i tu podopieczni Manuela Pellegriniego zarobią ocenę niedostateczną, nasze szanse na odzyskanie tytułu mistrzowskiego staną pod kolosalnym znakiem zapytania.

Już pewnie mało kto pamięta te czasy, gdy Deportivo kończyło sezon na pierwszym miejscu w tabeli La Liga. A było to bite dziesięć lat temu, w sezonie 1999/2000. W drużynie Javiera Irurety grali wówczas tacy zawodnicy jak Roy Makaay, Mauro Silva, Flávio Conceição (który po sezonie trafił do Realu Madryt), Djalminha czy Jacques Songo'o – wszyscy pokończyli już kariery. Deportivo utrzymało się w okolicach szczytu jeszcze przez kilka lat – dwukrotnie zdobyło wicemistrzostwo, dwa razy zajęło też w lidze trzecie miejsce, w Lidze Mistrzów doszło do półfinału, wygrywając po drodze z Milanem aż 4:0, a do tego (to najbardziej boli) pokonało nas w finale Copa del Rey, nasze zwycięstwo w którym miało uświetnić obchody setnej rocznicy założenia Realu Madryt. Wyglądało to tak:



Następne lata były jednak dla Depor trudne, drużyna miała kłopoty z wywalczeniem miejsca w górnej połowie tabeli. Być może dopiero teraz, po raz pierwszy od sześciu sezonów, ekipa ze stadionu Riazor zakwalifikuje się do europejskich pucharów poprzez rozgrywki ligowe (nie mają zresztą innego wyjścia, skoro właśnie odpadli z Pucharu Króla). Ale nawet w najgorszych dla siebie momentach Deportivo było dla Realu Madryt przeciwnikiem nie do przejścia. Ostatni raz wygraliśmy tam w roku 1991, a nawet w sezonie 2006/2007 – dla Madrytu mistrzowskim, dla Deportivo zaś fatalnym – przegraliśmy tam 0:2 po golach Capdevili i Cristiana. Na chwilę obecną Los Herculinos – nazwa pochodzi od Wieży Herkulesa, starożytnej latarni morskiej wybudowanej za panowania cesarza Trajana – plasują się na piątym miejscu tabeli La Liga i tylko gorszy bilans trzyma ich za czwartą Mallorcą. No ale tak to bywa, gdy w dziewiętnastu meczach strzela się tylko 23 bramki.

W czym możemy upatrywać szans na odczynienie magii El Riazor? Przede wszystkim, niestety, w brakach kadrowych w obozie rywala. Z kadry Miguela Ángela Lotiny wypadli przede wszystkim Meksykanin Andrés Guardado i Brazylijczyk Filipe Luís Kasmirski, co jest dla naszych szczególnie bolesne, gdyż to na nich właśnie opiera się gra Deportivo. Tymczasem Lotina nie będzie mógł skorzystać z ich usług przez długie miesiące; nasz brazylijski rodak doznał makabrycznego złamania nogi w zderzeniu z golkiperem Athleticu Gorką Iraizozem.



Jakby tego było mało, ze składu na mecz z Madrytem wypadli też Sergio, Brayan Angulo, Mista i Lassad Nouioui. Z tej grupy zwłaszcza pierwszy i ostatni to zawodnicy ważni dla swojej drużyny, dwudziestoletni Kolumbijczyk Angulo i 31-letni wychowanek Realu Madryt Mista odgrywają tam rolę raczej drugoplanową. Wobec powyższego skład Deportivo na ten mecz wyglądać ma następująco: w bramce stanie doświadczony Bask Daniel Aranzubia; na środku obrony zagrają Alberto Lopo i Argentyńczyk Diego Colotto; boki obrony przypadną Lauremu i kapitanowi drużyny, Manuelowi Pablo; dalej grać będzie czwórka pomocników, defensywni Antonio Tomás i Juliano Roberto Antonello alias Juca oraz bardziej ofensywni Juan Rodríguez i Pablo Álvarez; wreszcie samotnym napastnikiem będzie Adrián, mający za plecami 34-letniego Juana Carlosa Valeróna, kto wie, czy nie największy zmarnowany talent z obecnych piłkarzy występujących w La Liga. No dobrze, może określanie go mianem zmarnowanego talentu to przesada – w końcu odniósł z Deportivo pewne sukcesy, zagrał też prawie pół setki meczów w reprezentacji – ale było go stać na dużo więcej.

Żeby było sprawiedliwie, Manuel Pellegrini też musi się zmagać z brakami kadrowymi. Lista nieobecnych obejmuje aż siedmiu kontuzjowanych: Garaya, Higuaína, Van der Vaarta, obu Diarrów, Gago i Pepego, a do tego jeszcze zawieszonego Cristiano Ronaldo. Stąd też powołania dla czwórki canteranos, ale bądźmy szczerzy: mecz musiałby się naprawdę świetnie układać, żeby na murawę wszedł choć jeden. Albo wręcz przeciwnie: któryś mógłby wejść do gry w geście ostatecznej rozpaczy ze strony trenera.

Real Madryt, który nie zdobył gola w dwóch ostatnich meczach wyjazdowych, teraz strzelić bramkę musi. Mało tego, niezależnie od tego, ile ich strzeli, Deportivo musi strzelić mniej. Barcelona grać będzie ze Sportingiem i raczej mało prawdopodobne, że straci punkty. Nasz szkoleniowiec twierdzi, że nie wierzy w przeklęte stadiony – jego prawo, ale wielu madridistas wierzy i obawia się nadchodzącego spotkania. Nie bez powodu.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!