Advertisement
Menu
/ guardian.co.uk

O meczu, który zmienił taktykę na ostatnie 10 lat

Felieton Jonathana Wilsona, dziennikarza <em>The Guardian</em>

Jonathan Wilson jest felietonistą brytyjskiego The Guardian i autorem książek poświęconych taktyce w futbolu.

-----------------

Niewiele ponad sto dni od rozpoczęcia nowego milenium Manchester United poniósł porażkę tak bolesną i dotkliwą, że wyznaczyła ona kierunek rozwoju angielskiego futbolu na następne dziesięć lat. Rzadko kiedy zdarza się, aby można było wyznaczyć tak dokładnie moment, w którym świat zaczyna się zmieniać. Dla Sir Alexa Fergusona świat zmienił się 19 kwietnia 2000 roku, gdy jego Manchester United przegrał 2:3 z Realem Madryt na Old Trafford w ćwierćfinale Ligi Mistrzów.

Legendarny trener Liverpoolu Bill Shankly zmierzył się z identyczną sytuacją, gdy The Reds ponieśli porażkę z Crveną Zvezdą Belgrad w 1973 roku. Trzeba było rzucić w kąt wszystkie utarte taktyczne schematy, które sprawdzały się do tej pory i zacząć budować od nowa. Pomimo wcześniejszego triumfu w rozgrywkach Pucharu UEFA, przegrana z belgradzkim zespołem spowodowała, że Shankly postanowił zmienić styl gry drużyny. Celem była dominacja w Europie. "Zdaliśmy sobie sprawę, że nic nie znaczy wywalczenie piłki, skoro walkę o nią kończysz na tyłku" - stwierdził Bob Paisley, który w 1974 roku przejął rolę menadżera Liverpoolu. "Najlepsze europejskie kluby pokazywały nam, jak rozwalić naszą obronę. Tempo poruszania się ich zawodników było dyktowane przez pierwsze podanie. Musieliśmy nauczyć się ich cierpliwości oraz myślenia o dwa, trzy podania do przodu, gdy mieliśmy piłkę." I Liverpool się zmienił. Pod wodzą Paisleya zmienił się na tyle, że w latach 1977 - 1984 czterokrotnie wygrywał Puchar Europy. Żadna inna angielska drużyna tego nie dokonała.

Dla Fergusona decyzja o radykalnej zmianie taktyki również była ogromnym ryzykiem. W sezonie 1999/2000 Manchester United wygrał drugie z trzech zdobytych z rzędu mistrzostw Anglii. Osiągnął rekordowe osiemnaście punktów przewagi nad Arsenalem, zdobył 97 bramek w 38 meczach. Rok wcześniej MU wygrał Ligę Mistrzów. Gdy trener zabiera się za tak radykalne zmiany, spotyka się z wieloma adwersarzami twierdzącymi, że nigdy nie powinien był rezygnować z ustalonej taktyki. Ferguson był jednak uparty, bezwzględny i miał jasną wizję zmian. To właśnie czyni z niego geniusza. Zbudować wielką drużynę to jedno. Rozburzyć ją i zbudować wszystko od nowa wymaga wielkiej odwagi. Masz wtedy wpływ na ewolucję futbolu, a zarazem sam się do niej przystosowujesz.

Co działo się na boisku?
Gdy cofniemy się do tamtego pamiętnego spotkania Manchesteru United z Realem Madryt, pierwsze wrażenie będzie następujące - Anglicy zostali najzwyczajniej w świecie ograni i zdeklasowani. Angielscy dziennikarze pisali o klasie Realu, która przytłoczyła nie mający na nią odpowiedzi Manchester. I tak to właśnie wyglądało, gdy w ósmej minucie drugiej połowy Fernando Redondo zagrał piłkę piętą posyłając ją między nogami Henninga Berga, a następnie z linii końcowej podał do Raúla. Ten dołożył nogę zdobywając swą drugą, a trzecią dla zespołu bramkę spotkania. I było już 3:0.

Gdy drużyna z Wysp przegrywa z drużyną z Kontynentu, tym bardziej gdy przegrywa po tak niesamowitym błysku indywidualnych umiejętności, z reguły sięga się stare jak świat wytłumaczenie o wyższości subtelnej techniki rodem z spoza wyspiarskiego terytorium. A przecież jeszcze w wieczór poprzedzający mecz na Old Trafford, Barcelona przejechała się po Chelsea, rozbijając ją 5:1, co musiało utwierdzić Wyspiarzy w przekonaniu o wyższości futbolu z kontynentalnej Europy. Co więcej, jeśli zapomnimy o wymienionym wcześniej pierwszym wrażeniu z meczu MU - Real, a przeanalizujemy to spotkanie dokładniej, dojdziemy do wniosku, że "Czerwone Diabły" mogły wtedy wygrać. Ba, może nawet powinny były wygrać. Podania, poruszanie się po boisku, ustawianie się w okolicach pola karnego rywala były co najmniej tak dobre, ja w przypadku Realu. A co z brakiem technicznej ogłady i niezdarnością angielskich piłkarzy? Grający w szeregach rywala Steve McManaman zadawał temu kłam, będąc najlepszym piłkarzem na boisku.

To nie był mecz typu Anglia - Brazylia na Mistrzostwach Świata w 2002 roku, gdy Anglicy bezradnie biegali za piłką, ostatecznie nigdy jej nie zdobywając. To nie był mecz typu Anglia - Chorwacja z 2007 roku, gdy Anglicy posyłali jedną długą piłkę za drugą w nadziei, że rywali w końcu dopadnie zniechęcenie. Manchester był w tamtym spotkaniu bardzo dobrym zespołem grającym bardzo dobry futbol, lecz raz za razem zatrzymywanym przez Ikera Casillasa. I Aitora Karankę, który siedem minut przed końcem pierwszej połowy, przeniósł dłonią strzał Andy'ego Cole'a tuż nad poprzeczką własnej bramki.

Nie, nie w tym rzecz, że Manchesterowi zabrakło szczęścia, że Manchester przegrał z powodu pecha. Pierwszy mecz tych zespołów na Bernabéu zakończył się wynikiem 0:0, a Real był stroną zdecydowanie lepszą. W kwietniowy wieczór 2000 roku Manchester przegrał z powodu niespodziewanego ruchu taktycznego Vicente del Bosque, który kompletnie zaskoczył Anglików. Hiszpański trener cofnął Ivána Helguerę z pozycji defensywnego pomocnika na pozycję prawie trzeciego środkowego obrońcy, aby pilnował Dwighta Yorke'a. Zarazem dał pełną swobodę działania McManamanowi, który często rozpoczynał ataki z głębi pola, a dwaj boczni obrońcy, Roberto Carlos i Michel Salgado, bez przerwy mijali bocznych obrońców United. Jak chcieli i kiedy chcieli. Z czasem Ferguson dopasował grę swych podopiecznych do gry rywala, ale wtedy było już za późno. Manchester przegrywał 0:3. Po meczu Sir Alex żałował opieszałości w dokonaniu korekt. "Real nigdy nie grał w takim ustawieniu", mówił po spotkaniu. "W zasadzie, mogliśmy odebrać to jako komplement, niestety zbyt wolno się przystosowaliśmy."

Dlaczego United przegrał?
Do pierwszej bramki dla Królewskich doprowadził cross Salgado, Savio wymieniający podania z Raúlem i schodzący na lewą stronę boiska, aby odegrać do środka do McManamana. Ten był faulowany przez Berga, ale Pierluigi Collina zastosował przywilej korzyści. Piłka trafiła do Morientesa, ten oddał ją do pędzącego Salgado. Hiszpański obrońca zacentrował, piłka leciała nisko. Bramkarz Raimond van der Gouw prawdopodobnie dałby radę ją przechwycić, lecz albo nie uprzedził Roya Keane'a, albo Irlandczyk nie zdążył zareagować i chcąc wybić piłkę obok słupka, wpakował ją do siatki własnej bramki.

Podobne połączenie karygodnego zachowania Manchesteru i klasy Realu doprowadził do drugiej bramki. Gospodarze z pewnością byli świadomi, jaką przewagę daje rywalowi gol zdobyty na wyjeździe, popełnili jednak grzech zbytniego "podpalenia się". Wykorzystał to McManaman, ruszył do przodu, przerzucił piłkę nad Mikaëlem Silvestre'em (zmienił w przerwie Denisa Irwina), prosto do Raúla, który oszukał obrońcę i umieścił futbolówkę pod poprzeczką manchesterskiej bramki. Trzy minuty później Raúl zdobył trzecią bramkę, podczas gdy defensywa United stała oślepiona maestrią zagrania Fernando Redondo.

Odpowiedział David Beckham, którego do tej pory trzymał krótko Roberto Carlos. Anglik klasycznie ograł Sávio i Karankę, a uderzenie trafiło w okienko bramki Casillasa. Dwie minuty przed końcem Paul Scholes wykorzystał rzut karny. Następnie strzał Yorke'a zablokował na linii bramkowej Casillas. Odrobienie trzybramkowej straty okazało się niemożliwe.

Fatalne błędy.
Real był świetny, Manchester był świetny, ale to Real wyszedł na trzybramkowe prowadzenie. W dużej mierze dzięki temu zagotowaniu się Manchesteru, potraceniu głów, mając świadomość przewagi Realu w związku ze strzeloną na wyjeździe bramką. Z punktu widzenia Fergusona ten mecz rzeczywiście podążał w złym kierunku. W 1998 roku Manchester grał w ćwierćfinale Ligi Mistrzów z Monaco. Na wyjeździe zremisował 0:0. Odpadł z powodu straty bramki na własnym boisku. Rok wcześniej, w półfinale podejmował Borussię Dortmund. Bramka Larsa Rickena na Old Trafford wyeliminowała Anglików z gry.

Szybko tracone bramki w meczach pucharowych rozgrywanych u siebie, w dodatku w meczach rundy rewanżowej, stały się zmorą Manchesteru. Ferguson musiał temu zaradzić. W Premier League problem szybkiej utraty bramek nie był tak istotny. Grając przeciwko drużynom z reguły słabszym niż w Lidze Mistrzów, zespół zawsze znalazł czas na wbicie rywalom kilku bramek i odniesienie zwycięstwa.

Weźmy dla przykładu właśnie sezon 1999 - 2000. Manchester jako pierwszy tracił bramkę, lecz wygrywał lub remisował mecz z Arsenalem (dwukrotnie), Wimbledonem (dwukrotnie), Southamptonem, Marsylią, Evertonem, Sunderlandem, Liverpoolem, West Hamem, Fiorentiną, Bordeaux, Middlesbrough i Watfordem. Ferguson podkreślał, że "United zawsze ciężko pracuje na zwycięstwo", a piłkarze chwaleni byli za walkę do końca. Prawdziwe pytanie brzmiało jednak, dlaczego zespół tak dominujący, był tak nieszczelny w defensywie?

W końcowych fazach pucharowych Ligi Mistrzów zespoły nie poddawały się już sile MU tak łatwo (chociaż podczas pamiętnego spotkania z Realem Manchester miał pięć dobrych szans na zdobycie bramki przed samobójczym golem Keane'a). W tych rundach Ligi Mistrzów konsekwencje utraty pierwszej bramki meczu były znacznie bardziej dotkliwe. W lidze angielskiej niespodziewany remis u siebie dał się nadrobić w następnych spotkaniach. W Europie ten sam remis oznaczał porażkę. I dlatego właśnie Ferguson rozpoczął powolną, bolesną transformację drużyny w kierunku gry jednym napastnikiem.

Taktyczna zmiana na miarę przełomu.
W sezonie 2000/01 zmiany polegały na cofnięciu Yorke'a lub Sheringhama oraz ograniczeniu ofensywnych zapędów Giggsa. To była pierwsza oznaka ostrożności w grze, która wzrosła po przybyciu na Old Trafford Juana Sebastiána Veróna. Wtedy Manchester United przestawił się na taktykę 4-5-1, a Scholes lub Giggs ustawiani byli na pozycji ofensywnego, środkowego pomocnika za plecami jedynego napastnika - Ruuda van Nistelrooya. Współpraca Scholesa z Van Nistelrooyem przyniosła tytuł mistrza Anglii w sezonie 2002/03.

Rozwiązania bardziej radykalne zostały wprowadzone w dużej mierze dzięki asystentowi Fergusona, Carlosowi Queirozowi. Portugalczyk był trenerem reprezentacji kraju, gdy ta wygrywała Młodzieżowe Mistrzostwa Świata w latach 1989 i 1991. I to on właśnie był pionierem gry bez klasycznej pary napastników. João Pinto w młodej drużynie spełniał się w roli samotnego, ruchliwego napastnika, tworząc przestrzeń do gry dla Toniego, Gila i Rui Costy. Kibice Manchesteru długo nie mogli pogodzić się ze zmianą ustawienia z 4-4-2 na 4-5-1. W końcu ten pierwszy system gry przyniósł siedem tytułów w dziewięć lat gry, ten drugi jeden tytuł w pięć sezonów. Nikt jednak nie mówił, że rewolucja będzie łatwa.

Gdy w Manchesterze pojawili się Rooney, Tevez i Ronaldo, klub z Old Trafford stanął na czele taktycznej awangardy. Dwaj pierwsi zapewniali nieustanny ruch z przodu i przygotowywali miejsce dla atakującego z głębi pola Portugalczyka. Co ciekawe, gdyby zdrowy był Louis Saha, to nowoczesne trio mogłoby nigdy nie zaistnieć. Ogólny zarys taktyczny mógł się czasami lekko zmieniać, gdy grę ubogacali Park Ji-sung i Ryan Giggs. Czasami było to 4-3-3, czasami 4-2-3-1, często 4-2-4-0 lub 4-3-3-0.

Ten sposób gry przyniósł trzy tytuły mistrza Anglii z rzędu i dwa finały Ligi Mistrzów, w tym jeden zwycięski. Ukochane przez Anglików 4-4-2 zostało porzucone, a zespół z Wysp, po raz pierwszy od Mundialu w 1966 roku i zwycięstwa drużyny Alfa Ramseya, był jednym z liderów w wprowadzaniu taktycznych innowacji.

I pomyśleć, że mogłoby się to nigdy nie zdarzyć, gdyby nie dwa szybko stracone gole w drugiej połowie meczu z Realem Madryt. Taktyczny kurs, według którego podążyła gra w ostatniej dekadzie, został ustalony 19 kwietnia 2000 roku, gdy Fernando Redondo w mgnieniu oka i błysku flesza zakpił sobie z Henninga Berga.

Manchester United - Real Madryt, 19 kwietnia 2000 roku:

Pierwsza połowa

Druga połowa

Fot. Roy Keane tuż po strzeleniu samobójczej bramki dającej Realowi prowadzenie 1:0.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!